Ostatni dzwonek

Ostatni dzwonek

Ania  mieszała leniwie kapustę wigilijną w wielkim garze, kiedy nagle zahaczyła kolanem o gorący piekarnik.
– Ałłaaaa! – krzyknęła niczym staranowany emeryt w bitwie o promocyjnego karpia w Lidlu
Przez to oparzenie znów musiała odejść od kuchni, a obok wciąż piętrzył się pocięty na dzwonki karp, czekający grzecznie na końcu kolejki wigilijnych potraw.
„Jeszcze tylko ten nieszczęsny karp i mam wszystko. Późno już, nie zdążę się przebrać. Kolejny rok spędzę gwiazdkę w garach… oby chociaż teściowa nie komentowała sałatki bo wybuchnę!” – rozmyślała wdychając zapach parującej kapusty z grzybami. Do kuchni  wbiega mały Tomek:
– Mamoo! Widziałem pierwszą gwiazdkę! Musimy już zaczynać!
– Nic się nie stanie jak zaczniemy później. Idź do ojca, tu jest gorąco, zaraz się spocisz.
– To dlaczego mówiłaś, że jak się pojawi gwiazdka wszyscy siadają do stołu!
– To taka tradycja.
– A co to jest tradycja?
– Takie coś, co robią ludzie od dawna, co roku. Idź do ojca powiedziałam! – Brawo matka! Medal za błyskotliwość!
Zrezygnowany Tomek wycofał się z kuchni. Anka rzuciła na rozgrzany olej pierwszy dzwonek karpia, tłuszcz zaczął syczeć i strzelać.
„Znów będzie śmierdziało mułem w całym domu, po co komu ten karp! Ostatni raz biłam się o to obrzydlistwo w Lidlu! Za rok kupujemy z hodowli. Oooj za rok to w ogóle będą inne święta, wszystko zrobimy inaczej…” – rozmyślała obtaczając w mące kolejny dzwonek.
– Co roku oszukujesz się tak samo. Podziwiam Twój upór maniaka. – Hmm, tekst w stylu teściowej, ale jakiś inny głos?! – Anka rozejrzała się po kuchni – była sama.
– No tu jestem! Na patelni!
– No kuźwa tak. Na patelni… ludzie, ja nie mam czasu na takie głupoty!burknęła pod nosem, przenosząc w stronę rozgrzanego tłuszczu kolejny kawałek ryby.
Nagle poczuła, że coś rusza się w jej rękach. Odruchowo wypuściła na podłogę i zastygła w milczeniu. Kawałki ryby się ruszały! Ze śmietnika wychodziły łuski, z patelni wyskakiwały kolejno smażące się dzwonki. W kilka sekund przed Anką leżała dopiero co wypatroszona ryba. Anka próbowała szukać szczęki na podłodze. Ryba spojrzała na nią litościwie i jednym sprawnym ruchem ogona wskoczyła do zlewu.
– Napuść mi wody, kobieto!
– Tak, oczywiście, jesteś rybą, przecież umrzesz bez wody. – Anka posłusznie odkręciła kurek.
– Dżizas, załamujesz mnie. Widać, że nigdy nie leżałaś w rozgrzanym tłuszczu. Gorąco mi po prostu!
Rzeczywiście, ryba miała rację. Anka uśmiechnęła się niepewnie i skarciła się w myślach za swoją głupotę. „Ej! Zaraz, zaraz, jaką głupotę?! Przecież to się nie może dziać naprawdę! Zemdlałam! Umarłam! Matko, jak się obudzić?”Anka zaczęła się szczypać i bić po policzkach.
– Co Cię tak dziwi? Jest Wigilia. Nie wiedziałaś, że zwierzęta przemawiają ludzkim głosem? – Karp był wyraźnie rozbawiony.
– Ale nie zwierzęta, które są już wypatroszone i smażone na kolację!
– Tak? A skąd to wiesz?
Anka rozłożyła bezradnie ręce. Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Nie znała też odpowiedzi na pytanie Tomka. Nie wiedziała dlaczego obchodzą gwiazdkę, dlaczego ubierają choinkę.
Nie wiedziała też dlaczego akurat wtedy Mikołaj przynosił prezenty. Nie wiedziała nawet dlaczego smaży akurat karpia… A nie! To wiedziała! Przeczytała jakiś czas temu na blogu jakiegoś chłopaka (chyba to było SocialTalk.pl). W rzeczywistości to PRL-owska tradycja i to nie Bóg kazał smażyć karpia tylko Gomułka i Jaruzelski. Ale kiedy w Lidlu zrobili tą fantastyczną promocję, obudził się w niej duch walki. Musiała go zdobyć, chociaż w rzeczywistości bardziej smakuje jej sandacz…
– Rybo, czy Ty jesteś jakimś duchem Świąt Bożego Narodzenia? Czy przyszłaś zabrać mnie w przeszłość i przyszłość żeby odmienić moje życie?
– No szalona! To nie „Opowieść Wigilijna”! Jestem zwykłym karpiem z Lidla… no może nie takim zwykłym, bo karmią mnie jakimś gównem i wstrzykują antybiotyki. Chciałem tylko pogadać o Twoich Świętach. Przeprowadzam badanie na temat ludzkiej głupoty i owczego pędu. Co roku zadaję pytanie o znajomość tradycji innej osobie. Wy ludzie jesteście niesamowicie dziwnymi stworzeniami! Wydajecie masę pieniędzy na choinkę a nie macie pojęcia dlaczego to robicie. Zwyczaj jej ubierania w słodycze pochodzi z Niemiec. Do Polski przyniósł go zabór pruski. Kościół początkowo był temu przeciwny, ale szybko zamienił choinkę w symbol drzewa poznania dobra i zła z biblijnej opowieści o Adamie i Ewie. Kolorowe łańcuchy symbolizują węża, który kusił pierwszych ludzi. Światełka mają ogrzać dusze zmarłych, które odwiedzają w tym czasie swoje rodziny.
– Rybo, a wiesz może dlaczego na stole musi być akurat 12 potraw? To symbol bogactwa, ale dlaczego? Co roku urobię się jak wół, ale w sumie nie wiem po co…
– Kiedyś podawano nieparzystą liczbę dań. Wszystko zależało od zasobności sakwy. Najbiedniejszy miał ich 7, szlachcic 9 a magnat 11. Na 12 potraw mógł sobie pozwolić tylko najbogatszy w okolicy. Stąd ten symbol „bogactwa”. Oj, cienko z Twoją wiedzą na temat świąt.  Wy ludzie podobno nie kierujecie się instynktem a świadomymi wyborami. Jak więc nazwiesz tą przedświąteczną pogoń? Nie masz pojęcia dlaczego to robisz, ale robisz – czy to nie instynkt? Okej. Nie mam do Ciebie pretensji. Tak Cię wychowali rodzice. Ale na Boga, Anka! Masz syna, który dopiero uczy się życia. On zadaje bardzo mądre pytania. On chce wiedzieć, dlaczego Gwiazdka to Gwiazdka, a nie Chmurka. On chce wiedzieć dlaczego pod obrusem jest sianko, a na stole płonie świeczka.  Wykorzystaj tę szansę, żeby naprawić błędy Twoich rodziców i przekaż dziecku wiedzę, na której będzie bazowało w przyszłości. Jeśli tego nie zrobisz, kolejne pokolenia będą przeżywać święta tak, jak nakażą im media. Aż kiedyś ze Świąt Bożego Narodzenia zrobi się zachodnie Winter Holidays, które  podarują ci stres, udrękę i odchudzony portfel.
Ryba skończyła swój wywód, wskoczyła znów na patelnię i zamieniła się w skwierczące w oleju kawałki mięsa. Anka ocknęła się z dzwonkiem karpia obtoczonego w mące, który zgrabnym ruchem wrzuciła na patelnię. „Ostatni raz, a za rok sandacz i jabłka na choince” – uśmiechnęła się pod nosem po chwili wołając Tomka na „Opowieść Wigilijną XXI wieku”…