Bilet do przeszłości proszę… w jedną stronę.

Bilet do przeszłości proszę… w jedną stronę.

Czy zastanawiałaś się kiedykolwiek nad tym, kim tak właściwie jest ojciec, który przez roztargnienie zostawił swoje małe dziecko w samochodzie I nieumyślnie spowodował jego śmierć? Czy on jest w tej sytuacji rzeczywiście oprawcą? Czy może ofiarą? W moich oczach jest ofiarą i nie wierzę w to, że takie sytuacje są spowodowane bezmyślnością i nieodpowiedzialnością. Bo on to zrobił nieświadomie… Bo taka tragiczna sytuacja w dzisiejszych czasach może się zdarzyć właściwie każdemu z nas. Bo to nie jest wina „nas” tylko wina czasów, w jakich przyszło nam żyć. Dziennie przyswajamy tyle informacji, co nasi pradziadkowie przez… kilka lat! Ale zacznijmy może od początku.

Wstaje taki statystyczny ojciec o świcie, bije się z żoną o 10 minut dla siebie w ich małej łazieneczce w luksusowym mieszkaniu klasy „blok z płyty” w podmiejskiej dziurze, a jak dobrze pójdzie to gdzieś na obrzeżach miasteczka na piętrze domu dzielonego z rodzicami/teściami. Wsiada do swojej 15-letniej Audicy w kredycie, spogląda na zegarek i automatycznie uruchamia w głowie algorytm, który pozwoli mu na wyliczenie prawdopodobnego czasu dotarcia do huty, na który składa się ilość zakorkowanych miejsc, które powstają jak grzyby po deszczu jeśli wyjdzie z domu później niż 6:47. Włącza radio, negatywnie programuje się na ten piękny poranek, bo przecież media nie są w stanie przekazać dobrych wiadomości. Jesteśmy bombardowani samymi negatywnymi informacjami, żeby tylko się przypadkiem nie uśmiechnąć. Bo smutnymi ludźmi manipuluje się łatwiej. Smutny człowiek kupi więcej papierosów, alkoholu, kupi cokolwiek po to tylko, żeby chociaż przez chwilę poczuć zastrzyk endorfin. Albo czegoś endorfinopodobnego bo patrząc na złowrogie miny większości Polaków zastanawiam się czy już ewolucja nie poszła do przodu i nie zlikwidowała nam mięśni policzków (a po co, skoro się nie uśmiechamy) i zdolności tych endorfin wytwarzania.

I taki „biedny statystyczny” jedzie i rozmyśla o tym ile jeszcze lat kredytu mu zostało. Jeśli może cudowne 29 powiedzieć sobie w myślach to gratulacje! Bo wielu nie może nawet na samo wzięcie kredytu sobie pozwolić, bo przecież musiałby go szef w końcu na legalu zatrudnić, a tak się nie da. No a jeśli miałby się zatrudnić „na papierze” to na ZUS większość jego pensji spod stołu pójdzie więc tematu nie ma co rozpoczynać.

I taki „biedny statystyczny” jedzie i rozmyśla o tym, w jakim humorze będzie jego szef dzisiaj. A szef pokonując tę samą trasę nieco lepszym automobilem rozmyśla aktualnie o swoim szefie i wcale mu nie jest do śmiechu więc jak tego naszego „statystycznego” na parkingu zobaczy to raczej szczerym uśmiechem go nie obdarzy… i tak w koło Macieju.

I kiedy my, „biedny statystyczni” od naszych rodziców wysłuchujemy o tym, że kiedyś to się pracę kończyło o 14 i szło spacerkiem do domku, zachodząc na pobliski targ po świeże jaja i warzywa to mnie coś strzela! My „biedni statystyczni” kończymy pracę o 17, stoimy w kilometrowych korkach, kilometrowych kolejkach do miejsca parkingowego pod Kerfjurem albo innym Oszołomem żeby kupić jajka o marce „wiejskie” od kurkopodobnych stworzeń żyjących w klatkach bez piór i dziobów, nooooo i obowiązkowo bezsmakowe pomidory, swojską kiełbaskę z MOMem i chlebek „domowy” co to zamiast schnąć – pleśnieje. I z tymi naszymi pysznościami co 5 razy więcej kosztują niż przed laty, odstać swoje w kilometrowej kolejce do kasy też trzeba…

I taki „biedny statystyczny” ojciec ma sto tysięcy myśli w głowie. Większość negatywnych. I ja się nie dziwię, że kiedyś przychodzi taki dzień, że wyjeżdża do pracy ze swoją statystycznie nierozmawiającą z rodzicami córeczką (bo rodzice nigdy się do niej nie odzywają… ) i o tej córeczce cichutko w foteliku siedzącej zapomina. Bo działa jak maszyna. Bo chce dla swojej rodziny szczęścia… i o tym, jak drogę do tego szczęścia odnaleźć stale rozmyśla… a wspomniane wcześniej media nakarmią takiego „biednego statystycznego” wiarą w to, że szczęście = pieniądz… „a jak tu ten pieniądz zdobyć” myśli sobie nasz „biedny statystyczny” zmierzając do huty w grupie innych statystycznych nieświadomy tego, że jego 3-letnia córeczka ma przed sobą jeszcze tylko kilka godzin życia… tych najgorszych.

Żyjemy jak zaprogramowani. Od świtu do nocy bombardowani negatywnymi informacjami, karmieni beznadziejnym jedzeniem, przez co nasze organizmy zachowują się jak stare Żuki napędzane olejem ze smażalni. Mała zmiana planów, w stylu zmiany osoby podrzucającej córeczkę do przedszkola potrafi skutkować taką tragedią. No przecież to proste, że tego się nie chce. Nie wiem jak można urządzać publiczny ostracyzm komuś, kto swoją karę będzie odbierał do końca życia.

Zmieniły się czasy a wraz z tymi czasami również my. Niezależnie od sytuacji finansowej nieskorzy do uśmiechu i empatii. Widzący w drugim człowieku potencjalnego wroga i chodzące zło. Tak wyglądają realia życia, w tych czasach wielkiego rozwoju i oświecenia. Wiecie co…

To ja może bilet do przeszłości proszę… w jedną stronę…