Do naszego domu prowadzi częściowo droga przez wioski. Takie typowe wioski z ławeczkami przed domami przy ulicy, gdzie spotyka się starszyzna i plotkuje o tym „co we wsi”. W pewnym momencie ławeczki się urywają. Urywają się też domy i zaczyna się łąka, na której stoi jeden krzak. I pod tym krzakiem dzień w dzień leży mężczyzna. Zaniedbany, zarośnięty. Odstrojony w gumofilce i uniform tak wypłowiały od słońca, że aż trudno mi to nazwać chociaż szarym kolorem. Patrząc na tego człowieka wielu z nas powie z pogardą, że to pewnie pijak. Że nierób. Że zło wcielone. A ja powiem coś innego…
Alkoholizm dotyka wielu rodzin. Wiele rodzin przez ten alkoholizm się rozpada. Alkoholizm niszczy wszystko i wszystkich. Od osoby, której bezpośrednio dotyczy po wszystkich tych, którzy muszą z nią przebywać. Do alkoholika można mieć żal na zawsze. Można nie chcieć go znać. Można próbować wymazać go z pamięci. Przecież wystarczy takiego człowieka po prostu zostawić. Opuścić. Żona może odejść, dzieci w końcu dorosną. I odejdą wszyscy. Skoro alkohol jest dla niego ważniejszy niż rodzina niech sobie będzie z tym alkoholem. Niech sobie tworzą ten zgrany duet. To przecież takie proste. Takie logiczne. Tylko… czy ten alkohol rzeczywiście jest dla tej osoby ważniejszy? Zastanów się dobrze czy to jest normalne? Czy ten alkoholik po prostu taki jest i tyle? Czy on tego chce?
Kiedy widzę człowieka z problemem alkoholowym kraja mi się serce. Żal mi całej jego rodziny ale niesamowicie żal mi jego samego. Bo ta osoba nie jest cały czas pijana. Kiedy do świadomości dochodzą grzechy dnia wczorajszego jedyną ucieczką jest tylko alkohol i doprowadzenie do stanu zapomnienia. Z rozpaczliwą nadzieją, że od jutra to już koniec. A jutro jest tak samo. Ale to nie jest tak, że ta osoba „wybiera” alkohol. To alkohol wybiera ją! To jest choroba. Okrutna choroba. Czy znajdzie się jakiś człowiek na tej ziemi, który świadomie stwierdzi, że zostanie alkoholikiem bo tak mu się podoba? No przecież to jest nielogiczne. Wystarczy się zastanowić po co pijemy alkohol my, ludzie tym problemem nietknięci, i spotęgować to x10. Nadal nie wiesz? Podpowiem Ci.
Pijemy alkohol żeby mieć lepszy humor. Żeby się pośmiać. Żeby potańczyć. Okeeej. Potrafimy to robić bez niego, ale po alkoholu jest inaczej. Jest luźniej. I moim zdaniem taki alkoholik to właśnie osoba, która jest tak zakompleksiona, że bez alkoholu nie da rady inaczej. To jest osoba z problemami z założenia. To jest ktoś, kto ma już jakiś bagaż negatywnych doświadczeń. To nie jest tak, że skoro ojciec pił to syn stwierdza, że on też będzie. To jest tak, że używki są w dzisiejszych czasach najprostszą formą na zabicie kompleksów, na poczucie się kimś ważnym, równym z innymi. Skoro ojciec pił to wiadomo, że zafundował już swojemu synowi garść złych przeżyć. I taki syn zaczyna się w pewnym momencie borykać z kompleksami, które są efektem tych przeżyć. Jak sobie z nimi poradzić? Oczywiście popijając. A popijanie za jakiś czas zmienia się w picie. I ten syn dorobi się za jakiś czas własnego syna. I naznaczy go tak samo… i tak w kółko…
Rozumiesz mnie? Syn/mąż to akurat symbol. Zaraz sie pewnie pojawią komentarze, że generalizuję. Nie. Podaję przykład żeby nie pisać tak jak w piśmie urzędowym Pan/Pani. Więc to sobie odpuśćmy. Chciałabym się skupić na tym kim jest dla nas alkoholik i jak bardzo go krzywdzimy stwierdzając, że jest złym człowiekiem, któremu zależy na alkoholu bardziej niż na rodzinie.
Kuźwa! Jemu na tej rodzinie może zależeć jeszcze bardziej niż komuś, kto nie pije! Tylko, że on sobie z tym nie radzi. Bo na tej rodzinie zależy mu wręcz chorobliwie. I chciałby być perfekcyjny a mu to totalnie nie wychodzi. Nie potrafi rozmawiać z dziećmi, nie potrafi przytulić żony. To jest choroba! To nie może być zło samo w sobie. Nikt nie chce być zły, no ludzie! To musi być jakieś zaburzenie.
Wiesz skąd się bierze perfekcjonizm? Z kompleksów. A skąd się biorą kompleksy już Ci pisałam wyżej. Do czego mogą prowadzić też… to jest straszne. To jest straszliwa choroba. Nie jestem pewna, ale chyba uzależnienie to jakaś odmiana choroby psychicznej prawda? No to jak można tak zupełnie bez uczuć „obrazić się” na kogoś za to, że jest chory. Ja wiem. Ja naprawdę rozumiem. Przebywanie z alkoholikiem to coś strasznego. Kochanie alkoholika to katastrofa. Szczególnie w momencie kiedy wiesz, że jedyną terapią będzie terapia szokowa. Sięgnięcie dna. Kiedy wiesz, że tyko opuszczając tą osobę możesz jej pomóc. Bo istnieje szansa na to, że właśnie sięgając dna uda będzie miał od czego się w końcu odbić. Koszmaru rodzin dotkniętych alkoholizmem nie da się porównać do żadnej innej katastrofy. Tu miłość miesza się z nienawiścią. Tu już złamane serca są zaleczane po to, żeby je złamać w kolejnych miejscach. Żeby je rozrywać na strzępy i miażdżyć na nowo. Ale…
Ale jeśli kiedyś będzie Ci dane zobaczyć tego mężczyznę pod krzakiem, w tych gumofilcach i wypłowiałym stroju… zanim nazwiesz go pijakiem i nierobem, przypomnij sobie ten tekst i spróbuj w tym nieobecnym spojrzeniu dostrzec człowieka. Człowieka, na którego spadła okrutna choroba. Choroba, której on na pewno nie chciał. I gdyby ktoś pokazał mu lata wcześniej obraz z przyszłości jestem przekonana, że nie tknąłby alkoholu, nie pozwoliłby nawet na zasadzenie tego krzaka. Bo nikt się na siłę nie prosi o chorobę. Nikt…
Mój dziadek ma taką właśnie chorobę..Ale moja mama nie daje za wygraną i ciągle o niego walczy.. Jestem z niej dumna bi dziadek pije od lat i zniszczył jej jej całe dzieciństwo i nieraz narobił wstydu ale mimo to bardzo go szanuje i się o niego troszczy. Gdy jest trzeźwy jest zupełnie inny, pomocny, pracowity i dobry I dlatego mimo że nieraz nas zranił to i tak nie umiemy sobie wyobrazić co to by było gdyby go zabrakło..
Jakiś czas temu moja teściową straciła (nie mając lat 50 ukończonych) drugiego męża. Przez alkohol. Ten drugi mąż – na trzeźwo do rany przyłóż- przez splot wydarzeń w jego życiu – chorobę, utratę pracy, niepełnosprawność przez co był na rencie (chyba nie zrobilam błędu w pisowni?) nie radził sobie z tym, ze to zona głównie zarabiała na ich 5osobowa rodzinę. Teściowa próbowała wielu rzeczy. Nic nie skutkowało. Któregoś dnia przekonała go, żeby poszedł na spotkania AA. Wiecie co było najgorsze ? Że one zamiast pomoc jeszcze bardziej go zdolowaly. Pojawiały sie tam tylko osoby skierowane przez sąd. Były tam z musu i robiły sobie żarty z całej sytuacji. Miesiąc później mój teść już nie żył. Doprowadził się do takiego stanu, że stwierdził najprawdopodobniej, że już „pora na niego”. Odmawiał przyjęcia leków które go utrzymywaly przy życiu. Dwa dni wcześniej zaczął przepraszać swoją 16 letnią córkę za całe zło które wyrządził. I można powiedzieć ze zmarł na jej rękach.
Pił. Ale był cudownym człowiekiem.
Powiedział teściowej otwarcie, że pije, bo nie potrafi sobie z życiem na trzeźwo poradzić. Jest mu lżej wtedy.
Alkoholizm to chyba gorsza choroba niż nowotwór. Tu ci dadzą leki i jest szansa. A przy alkoholizmie ? Tylko głowa moim zdaniem jest w stanie wyleczyć nałóg.
Świetny tekst ! Baaaaaardzo daje do myślenia….alkoholizm to choroba a dzięki Tobie myślę, że nie jeden zastanowi się nad tym.
Mój ojciec jest alkoholikiem . Cale zycie się go wstydziłam.Nie raz robił mi wstyd przed znajomymi….
Teraz gdy mam juz swoja rodzine jest mi go zwyczajnie szkoda bo mimo wszystko jest dobrym człowiekiem.
Pięknie to opisałaś, Malwina! Ja na szczęście nie miałam 'bezpośredniego’ kontaktu z alkoholizmem, ale wiem jakie ludzkie tragedie się przez to toczą i w 100% się zgadzam, że to choroba a nie żadne 'widzimisię’ alkoholika. Jeśli chodzi o dostrzeganie człowieka w alkoholiku… ja o to samo bym 'zaapelowała’ jeśli chodzi o bezdomnych ludzi. Mieszkając w Warszawie poznałam pewną bezdomną Panią, a kiedy opowiedziała mi swoją życiową historię to zdębiałam i doszło do mnie, że KAŻDEMU z nas noga w życiu może się powinąć, nieważne jaki teraz mamy status społeczny czy pozycję. Także po prostu szanujmy się nawzajem:) Pozdrawiam!
Rozwaliłaś mnie na kawałki…
Dziękuje za ten tekst…
Nie wiem, czy miałaś kiedyś do czynienia z alkoholikiem, czy na jakiej innej podstawie to napisałaś. Ja miałam. Moje dzieciństwo to koszmar. Dzięki temu mam dość nadwyrężoną psychikę i silną nerwicę. To zostanie ze mną już do końca życia. Wspomnienia, strach i ból. Tego się nie da cofnąć, zapomnieć, tak po prostu wybaczyć. Nie jest mi takich ludzi żal i nie potrafię mówić o nich dobrze, raczej staram się nie mówić w ogóle. Komuś silniejszemu psychicznie, lub komuś kto nie przeszedł skrajnego alkoholizmu w rodzinie może jest łatwiej wybaczyć i zrozumieć, ale nie oczekuj tego od wszystkich.
Ale poruszyłaś temat… Choroba tak mówią o uzależnieniach… Ale ja nie zgodzę się z Tobą w żadnej chyba z poruszonych tu kwestii. To Twój wybór, że sięgasz po alkohol, kolejny i kolejny raz. Przepijasz pensję, robisz awantury, bijesz, wyrzucasz z domu swoje małe dzieci, przynosisz wstyd ale to nic bo jeszcze wiele gorszego mogą od Ciebie dostać. Nie mam ani trochę współczucia ani odrobiny zrozumienia dla mojego ojca. Pił, bił, mówił do mnie 6 latki jak zaj… mamę. Zamykał nam drzwi i koczowałyśmy na korytarzu, wyłączał korki, sprzedawał węgiel z piwnicy. Żyłam w stachu latami, wiedziałam kiedy wraca po kielichu po jednym spojrzeniu na niego z okna. Zamierałam wtedy, drżałam całym swoim kilkuletnim ciałem całe popołudnie i noc bo czasem budził nas awanturą. Bałam się ciągle… Nie miałam świąt bez krzyków i płaczu. Żal mi tylko mamy która nie umiała nas chronić a teraz nie chce pomóc sobie. Do dziś podniesiony czyjś głos wywołuje znajomy obezwładniający lęk mimo 30 już lat i kilkunastu poza domem rodzinnym. Naprawdę możesz mi powiedzieć, że powinnam w nim zobaczyć ofiarę???!!!
Powyższy komentarz to najlepsza odpowiedź na ten tekst. Wiadomo – trzeba wyciągnąć rękę, pomagać, itp. Ale tylko osoby, które miały bezpośrednio do czynienia z tą chorobą mogą napisać coś więcej, bo widziały coś więcej niż faceta pod krzakiem. Ten post to fajna, humanistyczna refleksja, ale temat potraktowany niestety dość powierzchownie. Komentarze DDA pokazują odmienny punkt widzenia i naprawdę uzupełniają tekst. Myślę, że wiele takich osób mogło się nawet poważnie zdenerwować czytając..
dokładnie tak samo mi się wydaje…
Ja się niestety z Tobą nie zgodzę. Po tym tekście od razu wiadomo,że problem życia z alkoholikiem Cie nie dotyczy. Mój ojciec pił, od zawsze odkąd pamiętam. Pamiętam strach przed każdym powrotem do domu, pamiętam złamane żebra Mojej Mamy, złamaną kość ogonową, Jej wstrząs mózgu, bo ojcu brakowało na alkohol, pamiętam moje pęknięte dwa żebra, bo stanęłam w obranie mamy mając może 10 lat, pamiętam jak wynosił rzeczy z domu, aby „sprzedać” za alkohol, wstyd jak spał ciągle zasikany, śmierdzący na klatce schodowej, pamiętam jak na moich oczach zgwałcił mamę, rozwód… nikomu tego nie życzę… Nienawidzę pijaków, nie można tłumaczyć tego żadną chorobą, każdy decyduje o sobie. Mój ojciec nie żyje od 12 lat, alkoholowa śpiączka cukrzycowa przy ostrym zapaleniu trzustki i padaczce poalkoholowej. Zasłużył na to..
Nie do końca się zgodzę. To znaczy, jasne, alkoholik to też człowiek i na pewno ta choroba jest ucieczkà od rzeczywistości i od złych doświadczeń. Zgadzam się, że nie należy go teraz sprowadzać na margines społeczny, a jednak pomóc i widzieć w nim człowieka, bardzo cierpiącego człowieka.
Ale, nie można mu współczuć przy nim samym. Alkoholik nie może widzieć, że jest nam go szkoda. Niestety, jedną ze spraw wiążących się z tym nałogiem jest manipulacja. Alkoholik zawsze obwinia o swój nałóg i zachowanie innych i zawsze próbuje w nas wzbudzić poczucie winy i uczucie współczucia wobec niego. Więc współczując mu i pokazując mu jaki jest biedny (mimo, że faktycznie jest), wspieramy go w nałogu.
Pewnie, że nie może wiedzieć. I o tym właśnie napisałam w jednym z akapitów. Że często jedyną drogą jest zostawienie tej osoby samej sobie „na dnie”. Żeby zrozumiała do czego doprowadziła.
Ok, czytałam wczoraj przy karmieniu i nie zajarzylam ;)
Generalnie myślę, że to właśnie jest naistotniejsze w przypadku alkoholika- zostawić go samego na dnie. Bo to on musi chcieć z tego bagna wyjść.
Temat jest ciężki, bo cierpi rodzina, dzieci, wszyscy dookoła, ale ogólnie muszę się z Tobą zgodzić. To jest człowiek, często jego wrak, ale nadal człowiek, który jest słaby, naprawdę cholernie słaby.
Myślę Malwina, że wiem o co ci chodziło i zgadzam się, ale jesli zna ktoś na problem alkoholu w domu, to potrzeba dużo pokory i ogromnej miłości do tego wlasnie człowieka, żeby spojrzeć na niego tak jak Ty.
Zgodze się z Tobą w 100%.;// Ja zaczelam normalnie zyc jak zamieszkalam z mezem. Smutne to ….
Nie wiesz chyba o czym mówisz… Taka osoba zaczęła chlać z własnego wyboru. Może matka i dzieci które regularnie napiernicza mają codziennie go znosić i tłumaczyć chorobą?
Takiemu dziecku powiesz, że tatuś chory i masz go wspierać? Pomimo walenia w twarz, wyzwisk, pomimo głodówki?
Biedny człowiek i złe matki, złe dzieci…naprawdę…
Zdecydowanie bardziej wole Twoje inne tematy. Ławo komuś mówić, żeby nie oceniał alkoholika, jeżeli nie miał do czynienia na co dzień z tą chorobą. Ja nie miałam, więc jest mi żal takich osób, bardziej jeszcze ich rodzin. Może być żal takich śpiących pod płotem, potulnych, ale takich co katują swoje rodziny?! Dla nich nie mam żadnego współczucia. Szkoda mi tych dzieci, które przychodzą na świat w takich rodzinach- syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholika jest na całe życie.
Sięganie po alkohol to kwestia wyboru, alkoholikiem nie stajesz się z dnia na dzień. Po to mamy rozum, żeby się nim kierować. Picie i ćpanie to pójście na łatwiznę, są inne sposoby radzenia sobie z problemami
Przez godzinę pisałam komentarz, z ciężką życiową historią, dziecko wisiało mi na kolanie ale chciałam podzielić się swoim zdaniem, kliknęłam enter, okazało się że był jakiś błąd w adresie e-mail, komentarz przepadł, a nie mam już siły pisać tego ponownie… Przykro mi :(
Przeżyłam piekło z ojcem alkoholikiem. Gdy nie pił był cudownym człowiekiem. Z czasem już tylko pił. Nie będę go usprawiedliwiać, nic nie może usprawiedliwiać takiego zachowania. Podduszał mnie ścierka, w nocy gdy spałam potrafił za nogę ściągnać mnie z łóżka i przeciągnąć do kuchni gdzie przez 4 h musiałam słuchać jego wywodów. Nigdy nie zapomnę jak kopał mnie na ulicy bo się potknęłam, jak bił po głowie. W wigilię postawił siekierę koło lodówki, wyłączył korki i powiedział, że jak coś ruszymy do jedzenia to nas pozabija.Takich sytuacji było mnóstwo i jeszcze gorszych.
Nienawidziłam go, chciałam żeby zdechnął. Teraz gdy mieszkam już z mężem i synem ojciec jest mi obojętny, jednak nigdy nie zapomnę co mi zrobił. Sam chciał takiego życia. Nie wiem jak można usprawiedliwiać takie osoby. Gdzieś za tą chorobą ,,stoi” jeszcze żona, dzieci, którzy mają zjebaną psychę do końca życia. To nad ich losem trzeba płakać, nie nad losem alkoholika.
Też nie do końca się zgadzam. Mnie na szczęście nie dotknął ten problem osobiście, jednak mam niestety dwóch bliskich znajomych, którzy z problemem się borykają. Wiem, że to fantastyczni ludzie, bardzo wrażliwi i dlatego bardziej podatni. Podjęli leczenie. To też jest wybór. Czasami człowiek może nawet nie zauważyć momentu, kikiedy przekracza tą linię już bez powrotu. Ale można się leczyć i to jest wybór i godne podziwu zachowanie. Ale leżący zachlany menel, który jeszcze wyświetleń mnie za to, że zainteresowałem się, czy potrzebna mu pomóc medyczna, człowiek który nie raz dostawał szansę, a zawsze jednak wybierał picie nie zasługuje na współczucie. Każdy z nas ma problemy, kompleksy, coś, co ciężko czasami sprawić na trzeźwo. Ale to my wybieramy, czy sięgnąć po kieliszek. A nawet jeśli popełnilismy błąd i wszystko zaszło za daleko, to też nasz wybór czy podjąć leczenie.
Pięknie napisane ale w moich oczach to niestety tylko piękne słowa nie mające odbicia w rzeczywistości. Jestem DDA i nie znajduję żadnego usprawiedliwienia na to, że procenty wygrywają z każdą inną wartością w życiu. Wiem, że alkoholizm to choroba ale chwileczkę sam ją sobie podarowałeś…zaczął pić bo chciał iść drogą na skróty lub zapomnieć. Nie potrafię tego usprawiedliwić życie to nie bajka a jak ma się problemy czy kompleksy to są inne sposoby aby dać sobie z nimi radę niż topienie ich w szklance.
Po wielu latach patrzę na to z zupełnie innej perspektywy ale nadal uważam, że to człowiek dokonuje wyboru i sam ustala sobie priorytety.
Zgadzam się z Joanną. Łatwo jest współczuć jak się patrzy na problem z boku, z bezpiecznego dystansu. Wtedy można współczuć, być wyrozumiałym, itd. Inaczej jest gdy się żyje z tym problemem, gdy taka osoba krzywdzi Ciebie i bliskich każdego dnia.
I mało tego, to nieprawda, że każdy tak strasznie tego żałuję i ta wina jeszcze bardziej wpedza go w nałóg.
Mój ojciec jest niepijacym alkoholikiem i kiedy spotkałam się z nim po latach, żeby się pogodzić, powiedzieć co mi leży na sercu to usłyszałam, że przesadzam i wyolbrzymiam.
Tak więc lepiej może nie pisać o czymś czego tak naprawdę się nie wie albo pisać w bardziej zdystansowanym tonie, bo to może być krzywdzące dla osób które przez alkoholików mają złamane życie.
Nigdy nie komentowałam Twoich wpisów, taki szary czytelnik który tylko czyta w cieniu ale dziś musze, musze coś napisać. Nie wiem czy żyłaś kiedykolwiek w rodzinie dotkniętej ta choroba jeśli tak to podziwiam Twoje podejście ale jeśli nigdy nie miałaś z tym styczności to na prawdę łatwo jest mówić. Żyłam z rodzicami alkoholikami, jak jedno było trzeźwo to drugie pijane i to pierwsze robiło awantury ze to drugie jest pijane albo na odwrót. Albo razem pili. I sami dokonywali ten wybór. Dla mnie alkoholik to egoista który który zalewa swoje zmartwienia, nie myśląc o konsekwencjach. I nie potrafię usprawiedliwić rodziców za to ze zniszczyli mi dzieciństwo, w końcu to oni rodzice powinni być odpowiedzialni a nie dzieci. Teraz moi rodzice są zagranicą i żyją tam ze swoją chorobą a ja mam nareszcie święty spokój.
Depresja może na kogoś spaść, drzewo może się przewrócić, roztrzaskać kręgosłup, zrobić ze zdrowego kalekę, ale alkoholizm czy narkomania to choroba wyhodowana wyłącznie przez samego siebie. Mało jest ludzi, którzy od oseska pili i ćpali. Ci nie mieli wyboru. Reszta miała. Wybrała to, co złe. To co im łatwiejsze. To co rani też innych.
Muszę napisać jeszcze jeden komentarz.
Mam tatę alkoholika.
Z dzieciństwa pamiętam tylko awantury, alkohol, stłuczone szyby. Najgorsze jest to, że nie jest typem pana spod sklepu. O, nie..wśród ludzi uchodzi za porządnego faceta, dobrego fachowca. Tylko my wiemy jak jest naprawdę, tylko my wiemy jak straszna jest ta choroba.
Alkoholizm zniszczył nasze dzieciństwo, zniszczył życie całej rodziny i to co najbardziej mnie boli: zniszczył mojego brata, który nie potrafi zaufać życiu po tym wszystkim.
ale.. nie byłabym w stanie powiedzieć: 'nienawidzę go’, 'to jego wybór, że pije’ bo to jest CHOROBA. Może niektórym jest po prostu łatwiej powiedzieć 'nienawidzę’ niż zrozumieć dlaczego tak się stało, jaki był tego powód. Ja już teraz wiem. Wiem dlaczego mój tata pije. I choć tego nie akceptuję to kocham mojego tatę i staram się mu pomóc. A taki człowiek najbardziej potrzebuje pomocy, gdy wytrzeźwieje..
Dużo rozumiesz, ale nie zdajesz sobie sprawy jakie uczucia targają kimś, kto chciałby dobrze, a jedynym wyjściem jest kolejna puszka piwa i świadomość, że następny dzień będzie taki sam. Nie drąż tego tematu …
Wiesz od kogo jest ten komentarz.
Jest jednak nadzieja :-) To tekst, który często czytają AA
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem, oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia.
Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady – mój i Pana.
Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I rzekłem:
„Panie, postanowiłem iść zawsze z Tobą, przyrzekłeś być zawsze ze mną;
czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy było mi tak ciężko?”
Odrzekł Pan:
„Wiesz, synu, że cię kocham i nigdy cię nie opuściłem.
W te dni, gdy widziałeś tylko jeden ślad, ja niosłem ciebie na moich barkach”
Pod McDonaldem zaczepił mnie i moją połówkę bezdomny alkoholik. Pijak po prostu. Prosił o kupienie mu obiadu. Siedząc z nim i jedząc w pewnym momencie zaczął mówić. Że nie zawsze tak było. Że ma syna, dorosłego i coś robi i jest z niego dumny, ale syn urwał z nim kontakt. Że miał żonę. Że to wszystko odebrał mu alkohol i on się starał, ale przegrał walkę.
Rozpłakał się.
Nie zawsze taka osoba zbierze w sobie tyle odwagi by powiedzieć coś takiego wprost. Bezdomność to również choroba, nie zawsze wywołana alkoholizmem, ale często idzie to w parze. To nie tak, że ktoś chce tak żyć. Po prostu tak się dzieje.
Chyba najprostrze porównanie: depresja. To nie tak, że ktoś chce być nieszczęśliwy – to po prostu tak się dzieje.
Też mnie kiedys pijak poprosił o zrobienie zakupów , bo niby nie ma co jesc … Zrobiłam mu owszem zakupy , lecz gdybym wyczuła wczesniej alkohol wolałabym kupic dziecku zabawkę … Skoro ma na alko , to czemu nie na chleb ??? Nienawidze alkoholików , tych ich głupich tekstów …
Czytałam komenty na face; niektóre coś strasznego. Napisze tak… mój tato był alkoholikiem, był bo już nie żyje. Jak byłam mlodsza to mówiłam, że lepiej nie mieć ojca niż mieć takiego. Wychodził z domu zaraz po mnie, o 6:30; wracał na obiad; przespać się i znowu szedł do kumpli i wracał na noc. Najlepsze w nim było to; że zawsze pomagał. Najlepsze, a może najdziwniejsze. I w końcu stał się cud i przestał pić. I ostatnie osiem lat zero alko. Mi zawsze jest szkoda takich ludzi. Zawsze. A i jezzcze co do dziedziczenia tej choroby. Nie zgadzam się z tym, w domu jest nas pięcioro; żadne alkoholikiem nie jest. Myślę; że można sie stać menelem; środowisko ma duży wpływ ale wiele zależy od nas samych i tego czy z problemem zostajemy sami czy też mamy wsparcie.
Napisałaś piękne usprawiedliwienie dla alkoholika. Sami kierujemy swoim życiem i mamy wolny wybór. Wiec nie pisz ze alkoholizm to choroba to wybór na łatwiejsze życie.
Od kiedy alkohol ma rozum i jakikolwiek wybór. Podaj tak dla siebie samej przykład osoby która sięgnęła po alkohol nieświadomie, nie wiedząc jakie to może mieć skutki. Ja nie znam ani jednej takiej osoby. Mówię tu o osobach dorosłych. Bo przecież każdy jest świadomy tego ze narkotyk czy alkohol mogą uzależnić.
Taki tekst może napisać tylko osoba, która z alkoholizmem bliskiej osoby nigdy nie miała problemu. Ewentualnie roczulić się mogą osoby, które miały szczęście w nieszczęściu mieć ojca (czy kogo innego) alkoholika, który tylko pił, ale nie był przemocowcem. Jeśli ktoś miał wśród bliskich osób (ojca) zwyczajnego alkoholika, tj. z biciem, zastraszaniem, upokarzaniem, krzywdzeniem na wszystkie możliwe sposoby… to niestety uzna ten tekst za wynurzenia osoby, która nie ma pojęcia o temacie, ale… ach! jak wielkie serce ma!
Myślę, że bardziej wartościowe byłoby opisanie problemów DDA albo w ogóle DA, jak im pomóc.
Picie to wybór. Pójście na łatwiznę. Najbardziej cierpią wszyscy wokół……
DDa i inne osoby współuzależnione poranione psychicznie i często również fizycznie do końca życia to im należy współczuć w pierwszej kolejności. Mojego teścia pijaka jest mi w jakiś sposób żal ponieważ jest słaby i żyje w swoim świecie, lecz to jego najblizszym nalezy sie współczucie. ż
No dotknęłaś trochę tematu Tabu. Sama nie wiem co o tym myśleć. Miałam styczność w swoim życiu z dwoma takimi przypadkami i nie były to miłe wspomnienia. Żal rodziny, która musi się z tą chorobą mierzyć. Z jednej strony masz rację, każda choroba odbija się na bliskich ludziach. Mam jednak wrażenie, ze tak jak nie mamy wpływu kiedy dopada nas np. depresja po jakimś ciężkim przezyciu czy rak, tak na alkoholizm zaczynamy chorować na własne życzenie, podobnie jest z narkotykami…
Cięzko jest zrozumieć alkoholika. Artykuł wydaje się taki jak pisze reszta, że autor nigdy nie miał bezpośredniego problemu z tematem. W każdym razie takie osoby męczą siebie i innych. To bardzo trudny temat. Dobrze że coraz częściej poruszany.