Zanim nazwiesz go pijakiem i nierobem…

Zanim nazwiesz go pijakiem i nierobem…

Do naszego domu prowadzi częściowo droga przez wioski. Takie typowe wioski z ławeczkami przed domami przy ulicy, gdzie spotyka się starszyzna i plotkuje o tym „co we wsi”. W pewnym momencie ławeczki się urywają. Urywają się też domy i zaczyna się łąka, na której stoi jeden krzak. I pod tym krzakiem dzień w dzień leży mężczyzna. Zaniedbany, zarośnięty. Odstrojony w gumofilce i uniform tak wypłowiały od słońca, że aż trudno mi to nazwać chociaż szarym kolorem. Patrząc na tego człowieka wielu z nas powie z pogardą, że to pewnie pijak. Że nierób. Że zło wcielone. A ja powiem coś innego…

Alkoholizm dotyka wielu rodzin. Wiele rodzin przez ten alkoholizm się rozpada. Alkoholizm niszczy wszystko i wszystkich. Od osoby, której bezpośrednio dotyczy po wszystkich tych, którzy muszą z nią przebywać. Do alkoholika można mieć żal na zawsze. Można nie chcieć go znać. Można próbować wymazać go z pamięci. Przecież wystarczy takiego człowieka po prostu zostawić. Opuścić. Żona może odejść, dzieci w końcu dorosną. I odejdą wszyscy. Skoro alkohol jest dla niego ważniejszy niż rodzina niech sobie będzie z tym alkoholem. Niech sobie tworzą ten zgrany duet. To przecież takie proste. Takie logiczne. Tylko… czy ten alkohol rzeczywiście jest dla tej osoby ważniejszy? Zastanów się dobrze czy to jest normalne? Czy ten alkoholik po prostu taki jest i tyle? Czy on tego chce?

Kiedy widzę człowieka z problemem alkoholowym kraja mi się serce. Żal mi całej jego rodziny ale niesamowicie żal mi jego samego. Bo ta osoba nie jest cały czas pijana. Kiedy do świadomości dochodzą grzechy dnia wczorajszego jedyną ucieczką jest tylko alkohol i doprowadzenie do stanu zapomnienia. Z rozpaczliwą nadzieją, że od jutra to już koniec. A jutro jest tak samo. Ale to nie jest tak, że ta osoba „wybiera” alkohol. To alkohol wybiera ją! To jest choroba. Okrutna choroba. Czy znajdzie się jakiś człowiek na tej ziemi, który świadomie stwierdzi, że zostanie alkoholikiem bo tak mu się podoba? No przecież to jest nielogiczne. Wystarczy się zastanowić po co pijemy alkohol my, ludzie tym problemem nietknięci, i spotęgować to x10. Nadal nie wiesz? Podpowiem Ci.

Pijemy alkohol żeby mieć lepszy humor. Żeby się pośmiać. Żeby potańczyć. Okeeej. Potrafimy to robić bez niego, ale po alkoholu jest inaczej. Jest luźniej. I moim zdaniem taki alkoholik to właśnie osoba, która jest tak zakompleksiona, że bez alkoholu nie da rady inaczej. To jest osoba z problemami z założenia. To jest ktoś, kto ma już jakiś bagaż negatywnych doświadczeń. To nie jest tak, że skoro ojciec pił to syn stwierdza, że on też będzie. To jest tak, że używki są w dzisiejszych czasach najprostszą formą na zabicie kompleksów, na poczucie się kimś ważnym, równym z innymi. Skoro ojciec pił to wiadomo, że zafundował już swojemu synowi garść złych przeżyć. I taki syn zaczyna się w pewnym momencie borykać z kompleksami, które są efektem tych przeżyć. Jak sobie z nimi poradzić? Oczywiście popijając. A popijanie za jakiś czas zmienia się w picie. I ten syn dorobi się za jakiś czas własnego syna. I naznaczy go tak samo… i tak w kółko…

Rozumiesz mnie? Syn/mąż to akurat symbol. Zaraz sie pewnie pojawią komentarze, że generalizuję. Nie. Podaję przykład żeby nie pisać tak jak w piśmie urzędowym Pan/Pani. Więc to sobie odpuśćmy. Chciałabym się skupić na tym kim jest dla nas alkoholik i jak bardzo go krzywdzimy stwierdzając, że jest złym człowiekiem, któremu zależy na alkoholu bardziej niż na rodzinie.

Kuźwa! Jemu na tej rodzinie może zależeć jeszcze bardziej niż komuś, kto nie pije! Tylko, że on sobie z tym nie radzi. Bo na tej rodzinie zależy mu wręcz chorobliwie. I chciałby być perfekcyjny a mu to totalnie nie wychodzi. Nie potrafi rozmawiać z dziećmi, nie potrafi przytulić żony. To jest choroba! To nie może być zło samo w sobie. Nikt nie chce być zły, no ludzie! To musi być jakieś zaburzenie.

Wiesz skąd się bierze perfekcjonizm? Z kompleksów. A skąd się biorą kompleksy już Ci pisałam wyżej. Do czego mogą prowadzić też… to jest straszne. To jest straszliwa choroba. Nie jestem pewna, ale chyba uzależnienie to jakaś odmiana choroby psychicznej prawda? No to jak można tak zupełnie bez uczuć „obrazić się” na kogoś za to, że jest chory. Ja wiem. Ja naprawdę rozumiem. Przebywanie z alkoholikiem to coś strasznego. Kochanie alkoholika to katastrofa. Szczególnie w momencie kiedy wiesz, że jedyną terapią będzie terapia szokowa. Sięgnięcie dna. Kiedy wiesz, że tyko opuszczając tą osobę możesz jej pomóc. Bo istnieje szansa na to, że właśnie sięgając dna uda będzie miał od czego się w końcu odbić. Koszmaru rodzin dotkniętych alkoholizmem nie da się porównać do żadnej innej katastrofy. Tu miłość miesza się z nienawiścią. Tu już złamane serca są zaleczane po to, żeby je złamać w kolejnych miejscach. Żeby je rozrywać na strzępy i miażdżyć na nowo. Ale…

Ale jeśli kiedyś będzie Ci dane zobaczyć tego mężczyznę pod krzakiem, w tych gumofilcach i wypłowiałym stroju… zanim nazwiesz go pijakiem i nierobem, przypomnij sobie ten tekst i spróbuj w tym nieobecnym spojrzeniu dostrzec człowieka. Człowieka, na którego spadła okrutna choroba. Choroba, której on na pewno nie chciał. I gdyby ktoś pokazał mu lata wcześniej obraz z przyszłości jestem przekonana, że nie tknąłby alkoholu, nie pozwoliłby nawet na zasadzenie tego krzaka. Bo nikt się na siłę nie prosi o chorobę. Nikt…