Moje dziecko nie mówi…

Moje dziecko nie mówi…

Za mało z nim rozmawiasz! Za dużo telewizji! Ziemniaka mu krój na większe kawałki! Język rozciągnij! No 15 miesięcy chłop a tylko BA-BA i DA-DA? Hmm… czy na pewno „tylko tyle”?

Już samo nazwanie pierwszego roku życia dziecka „niemowlęcym” a kolejne dwa latka „poniemowlęcym” jest krzywdzące . Czy naprawdę dzieci w tym czasie nic nie mówią? Czy mową możemy nazywać tylko słowa i zdania? Umiejętnością mówienia ja nazwałabym umiejętność komunikowania się z otoczeniem, umiejętność przekazania swoich potrzeb. Idąc tym tropem wielu z dorosłych jest jeszcze w okresie niemowlęcym. I ten trop uważam za słuszny. Bo my, od tych naszych maluszków wymagamy zbyt wiele w porównaniu z tym co wymagamy od dorosłych. Zajebista mega masakra przerywana po każdym słowie „kulwą” mówiona prosto w ziemię, kończona splunięciem pod buty rozmówcy jest dla nas jak najbardziej zrozumiała, ale kiedy dziecko pokazuje nam paluszkiem i oczkami głośno przy tym intonując mamy już problem bo „nie mówi”. A ono przecież mówi i to bardzo wyraźnie.

Czy wiesz czym jest „mowa”?

Rozdźwięk między nazwami wczesnych okresów rozwoju dziecka a tym, co się faktycznie podczas nich dokonuje w aspekcie mowy, wynika z błędnego założenia, że mowa to tylko wydawanie artykułowanych dźwięków – głosek, sylab, słów. Kiedy dziecko odkryje, że na jego płacz, krzyk czy pisk ktoś reaguje, będzie robić to częściej i lepiej, czyli będzie rozwijać mowę. Dlatego pierwszą zachętą do mówienia jest interpretowanie płaczu dziecka i odpowiadanie na niego zgodnie z tym, co sygnalizuje np. głód, ból, zmęczenie, zimno, nudę, tęsknotę. Dzięki temu dziecko odkrywa, że poprzez zabawy głosowe zaspokaja swoje potrzeby.

Czy na pewno chodzi o naśladowanie?

Rodzice paradoksalnie twierdzą, że dziecko rozwija swoją mowę na podstawie tego, co usłyszy w otoczeniu. Niestety kochani, to nie jest do końca prawda. Po okresie, w którym dziecko sygnalizuje swoje potrzeby płaczem czy krzykiem następuje okres tzw. gugania, głużenia i gawożenia. Gu-Gu, Ga-Ga – gdzie dziecko słyszy takie dźwięki??? Dorośli ani starsze dzieci nie mówią w taki sposób. Wniosek z tego kochani taki, że są to oryginalne wypowiedzi maluchów, przez nie tworzone, a nie naśladowane. Takie dźwięki to wokalizacje; wokalizacje, które powinniśmy nagradzać i zachęcać do kolejnych poprzez odpowiadanie tym samym (nie zapominając o uśmiechu, który nasze dziecko doskonale rozumie!).

Kiedy następuje przełom?

Kiedy dziecko rozwinie zdolność uważnego słuchania i usłyszy przerwy pomiędzy słowami w wypowiedziach dorosłych rozpoczyna się wspominane wcześniej naśladowanie. Początkowo są to ciągi sylab, bez przerw między nimi. Z czasem dziecko dzieli te ciągi na krótsze – dwusylabowe. Z tego właśnie powstają najpiękniejsze dla nas słowa czyli: mama i tata.

Teraz to już „z górki”.

Od wymawiania sylab, dziecko dzieli już tylko jeden krok do wypowiadania całych słów. I tu właśnie możemy pomóc my – rodzice. Dziecko wsłuchuje się w naszą mowę wyłapując z niej pojedyncze wyrazy. Starajmy się więc mówić wolniej i wyraźniej akcentować przerwy pomiędzy słowami. Dobrą pomocą w nauce mówienia będą zabawki, które odtwarzają odrębne hasła. Mowa słyszana w otoczeniu to ciąg słów, zlewających się w całość. Trudno wyróżnić z nich „cegiełki” języka. Następuje to zdecydowanie szybciej, gdy rodzic uzupełnia zabawkowe lekcje słownika zabawami w nazywanie. Wskazuje np. części ciała, przedmioty w otoczeniu, czynności dziecka i nazywa je słowami lub prostymi wyrażeniami.

Rozmawiamy.

Następny etap wspólnej nauki to zadawanie pytań, na które odpowiada dziecko. Teraz już potrafi pokazać „gdzie lala ma oko?”, „gdzie jest piesek?”, „jaki duży urosnę?”. To sygnał, że rozumie mowę, czyli zmienił się z „niemowlaka” w „mowlaka”, a za chwilę będzie małym gadułą.

Na tym właśnie etapie jesteśmy aktualnie my. Mati pokazuje oczko, usta i nosek, reaguje na „no-no-no” połączone z grożeniem palcem kiedy robi coś złego, pokazuje jaki będzie duży i gdzie kokoszka dziobała :) Krzyczy na Babę Iwąkę po swojemu kiedy ta zostawia w przedpokoju buty z brudnymi podeszwami i dzwoni z każdego telefonu prowadząc długie konwersacje o panującym ustroju politycznym z wyimaginowanym kumplem po drugiej stronie :) Moje dziecko pomimo tego, że nie mówi do mnie „Cześć mamo” w drzwiach dogaduje się ze mną na inne sposoby – adekwatne swojego tempa rozwoju. Jak to się mówi w języku dorosłych – „Rozumiemy się bez słów”. Muszę tylko uważać żeby nie wyszło tak jak to wyszło u pewnego Jasia:

Jasio miał już 5 lat, a jeszcze nic nie mówił. Żaden lekarz nie był w stanie stwierdzić co się dzieje. Rodzina w pewnym momencie pogodziła się z tą sytuacją.

Niedzielny obiad, rodzina zasiada do stołu. Nagle odzywa się Jasio:

– A gdzie kompot?!!!

Cud! Jasio mówi! Cała rodzina spogląda na chłopca z niedowierzaniem.

– Jasiu, ty umiesz mówić?

– Pewnie, że umiem – odpowiada Jasio.

– To dlaczego dotąd nic nie mówiłeś?

– Bo zawsze był kompot!

Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (6) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (8) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (2) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (10) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (3) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (4) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (5) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (1) Fisher Price Blog Bakusiowo Zabawki Pobawmy Się (9)

A żeby nie było, że to co napisałam wyżej to jakieś moje bliżej nieokreślone teorie, zbadane na grupie reprezentatywnej składającej się z mojego syna i mnie, od razu informuję, że wszelkie mądrości, jakie miałyście okazję przeczytać pozyskałam od dr n. med. Justyny Korzeniewskiej, z którą współpracujemy w ramach kampanii Fisher-Price „Pobawmy się”. Takiemu autorytetowi trudno nie zawierzyć prawda? :)