Hania…

Hania…

„Był 11 listopada, zaraz po północy, kiedy odebrałem telefon od żony i usłyszałem płacz i ani jednego słowa. Po chwili żona opanowała się i powiedziała, że Malutka jest w drodze do Krakowa na OIOM z powodu rozpoznanej wady serca (jak się później okazało: dwuujściowa komora prawa-Q-20.1, ubytek przegrody międzykomorowej, ubytek przegrody międzyprzedsionkowej typu ostium secundum, zwężenie zastawki tętnicy płucnej). Powiedziała, że nic więcej nie wie, ale pielęgniarki ochrzciły małą imieniem Hania, które wcześniej wybraliśmy i spytała, czy może być, cały czas szlochając. Nie docierało to wszystko do mnie, jakbym się jeszcze nie obudził. Rano po dwóch godzinach snu zawiozłem syna Mikołaja do dziadków, a sam pognałem samochodem do szpitala w Prokocimiu. Nie napiszę o ilości złamanych przepisów drogowych na odcinku Zamość-Kraków. W szpitalu zastałem tylko stażystkę, która oznajmiła, że Malutka jest stabilna, ale jej twarz wskazuje na wadę genetyczną, ale jaką, to dowiemy się po badaniach. I to była druga bomba, która mało co nie powaliła mnie na ziemię. O Zespole Downa u Hani dowiedziałem się również przez telefon – reakcja mojego ciała i umysłu była bardzo podobna, jak po wiadomości o wadzie serca.

Trzecią bombą, która dokonała spustoszenia, była widomość o padaczce i informacja, że operacja nie jest możliwa ze względu na wysokie prawdopodobieństwo śmierci Hani na stole operacyjnym. Zaproponowano mam natomiast zabieg zespolenia, który według lekarzy z Krakowa pomoże w dotlenieniu mózgu i wyciszeniu napadów padaczkowych, ale ze względu na nieustępujące ataki epilepsji jest również bardzo ryzykowny. Przestraszyliśmy się i postanowiliśmy skonsultować przypadek choroby naszej córki z polecanym przez rodziców profesorem Edwardem Malcem, który operuje dzieci w Muenster. 16 sierpnia 2014 r. odbyła się pierwsza konsultacja u profesora, który zgodził się zoperować serduszko Hani. Powiedział też, że padaczka nie wynika z wady serca i zabieg zespolenia to niepotrzebne ryzyko. Profesor jest w stanie pomimo złożoności wady „naprawić” serduszko Hani otwierając klatkę piersiową tylko raz, a nie trzy razy, jak to początkowo zakładali lekarze z Krakowa. Profesor zaproponował termin operacji tuż po pierwszych urodzinach Hani, czyli w listopadzie 2014 r.

Tylko bogaci mogą mówić mi, że pieniądz nie daje szczęścia. Pieniądze potrzebne na operację Hani w Niemczech wydają się nierealne do zebrania w tak krótkim czasie. Kredyt nie wchodzi w rachubę, ponieważ mamy już jeden zaciągnięty na 30 lat i często się zastanawiam, jak my ten spłacimy. Środki własne wystarczą może na dojazd i krótki pobyt w Niemczech. Niestety, w naszym przypadku szczęście tylko można kupić za pieniądze”

Postanowiłam podzielić się z Wami tą informacją ponieważ głęboko wierzę w naszą wirtualną przyjaźń. Tak kochani. Jesteście moimi przyjaciółmi. Wy wszyscy zaglądający tu, komentujący na blogu, na FB. Znamy się już prawie rok. Wiecie, że nie spamuję, nie dokładam sto pierwszego wołania o pomoc do tej setki, którą otrzymujecie w ciągu dnia. Kiedy jednak widzę, że dziecko NASZYCH ZNAJOMYCH potrzebuje pomocy, że do listopada został niecały miesiąc nie mogę zatrzymać tej wiadomości tylko dla siebie, nie zwrócić się do Was. Na FB jest nas ponad 19 000. Gdyby każde z nas przelało kilkoma kliknięciami 10 zł na konto Hani uzbieralibyśmy 190 000 zł. Rozumiecie to? Jesteśmy niesamowicie silni kiedy działami razem. Możemy uratować Hanię. Marzę o tym, żeby pokazać Wam jak mój synek bawi się z Hanią już po operacji. 

Czyta nas sporo blogerek. Wiem, że dostajecie takich próśb codziennie masę. Wiem, że stawiam Was w takiej samej sytuacji jak cała reszta proszących o pomoc. Wolę jednak być jedną z wielu osób proszących Was o udostępnienie tej akcji niż jedną z niewielu, których nie obchodzi ludzkie życie. Drzemie w nas niesamowita siła. W nas blogerkach, w nas matkach, w nas – dobrych ludziach. Kiedy łączymy je ze sobą udostępniając jakąś wiadomość dalej, podejmując ten arcytrudny wysiłek kilku kliknięć, kiedy odejmujemy sobie od ust tą niebotyczną kwotę jaką jest 5, 10 czy 20zł… ratujemy życie. 

Jeśli ktoś poczuł się zaspamowany tym wpisem. Jeśli ktoś poczuł, że do czegoś go zmuszam. Jeśli kogoś uraziłam wołaniem o pomoc. PRZEPRASZAM. Ale nie potrafiłabym spojrzeć sobie w twarz gdybym pozbawiła Hanię szansy na normalne życie. Wyobraźcie sobie, że to Wasze dziecko. Wyobraźcie sobie co czują jej rodzice. 

Link prowadzący do konta Hani tutaj.

Hania potrzebuje 100 000 zł. Zebrano już 12 415 zł. Mam nadzieję, że do 20 listopada uda nam się zebrać pieniądze, które odmienią życie Hani i jej rodziców.

2013-11-14-359 (1)

HANNA-020

hanka-skakanka-027