Komentarze typu: „Na tych zdjęciach Mati wydaje się taki grzeczny i ułożony” to już standard. Standard, chociaż zawsze kiedy je czytam po raz kolejny dociera do mnie, że grzeczne dziecko to nie standard. Widziałam już różne rzeczy… różne zachowania. Nie znam się, nie jestem pedagogiem, nie chcę wyrokować skąd biorą się określone zachowania. Mogę sobie tylko gdybać. Jestem jednak bardziej niż przekonana, że „styl bycia” naszego synka jest w dużej mierze wynikiem naszych zamierzonych zachowań względem niego i pewnych zasad, których staramy się trzymać.
1. Nie oglądamy przy Matim telewizji. Jeśli telewizor jest włączony to tylko na wyraźne życzenie Matiego. No chyba, że chcemy go na chwilę zająć. Włączamy baje bez problemu bo Mati ogląda ich tak mało, że nie czujemy żadnego zagrożenia. Najpierw było Baby First TV, teraz przenosimy się powoli na Jim Jam. Albo YouTube, a na nim piosenki dla dzieci, literki, samochody. Zero przemocy, zero krzyków i wrzasków… krzyczący zdenerwowany Pingu to szczyt agresji w bajkach ;)
2. Kiedy Mati ma napad złego humoru i krzyczy na swoich biednych rodziców potrafiąc nawet przejść do rękoczynów pokazujemy mu, że płaczemy z tego powodu i nam smutno. Zawsze przezawsze tłumaczymy mu jak dorosłemu, że Matunio zrobił mamie to i to i mamie jest teraz smutno. To kochane dziecko najpierw marszczy brewki mówiąc kilka razy, że Matunio nie kocha a po chwili już wisi na nas przytulony i całuje kuku, które zrobił albo mówi „jus dobzie”. Ale jego napady złego humoru to nie są spazmy na podłodze w sklepie czy seria placków bo mama nie kupiła lizaka. Mati do sklepu idzie po „fajną bułę” a nie po lizaka :)
3. No właśnie, cukier. Kiedyś wyczytałam taką mądrość, którą później konsultowałam z lekarzem, że cukier działa na dzieci jak kawa. Są nadpobudliwe, z nadmiaru mogą być rozdrażnione. My nauczyliśmy Matiego, że cukru się nie je. Nie ma czegoś takiego jak nagradzanie za coś ciasteczkiem czy słodyczami. Owszem, jak chce „tacho” to dostaje to tacho. Ale jedno, dwa jak ma zły humor. Nie bronimy go przed cukrem, ale przed jego nadmiarem zdecydowanie tak. Mati nie pija soczków. Pije wodę. I „kafkę” ostatnio czyli „kakałko”. Na początku cukru nie dostawał nawet grama więc teraz wystarcza mu mała ilość i już ma dosyć. Wiem, że cukier bardzo wpływa na zachowanie dzieci i fizycznie i psychicznie bo chyba wojna o lizaka w sklepie to podstawowy problem rodziców podczas zakupów prawda?
4. Ze wszystkiego robimy fajną zabawę i nie zadajemy zbędnych pytań. I teraz uwaga. To jest sprawdzone. Maciek, kiedy pytał Matiego „czy zmienimy pieluszkę” zawsze dostawał w odpowiedzi „nie”. W tym samym czasie ja brałam pieluszkę śmiejąc się do rozpuku z „fajnego lwa” na przodzie pieluszki, zadając raczej pytanie od której nogi zaczynamy (używamy tych majteczek więc Mati sam wkłada w nie nóżki) i problem znikał. Maciek zaczął w końcu robić to samo. I działa! Mati nadal na pytania odpowiada zazwyczaj „nie” ale jeśli w pytaniach dajemy mu wybór składający się z dwóch wariantów „na tak” zawsze wpada w sidła naszej zasadzki :)
5. Jesteśmy niesamowicie czuli dla Matiego. Ja wiem, że to jest syn. Że facet to facet i nie może być w życiu pierdołą. Ale teraz to jest malutkie dziecko, które potrzebuje czułości rodziców i z pewnością od niej nie „zpipieje” ;) Tak więc Mati jest całowany i przytulany zarówno przez mamę jak i przez tatę. Całujemy każde kuku, drapiemy po pleckach, dajemy „palufa” do trzymania przy zasypianiu. Teraz to Mati odrywa się od budowy „gwigu” (dźwigu) z klocków, przytula się niezdarnie i mówi: „Matunio Kocha”. Albo całuje mnie w ranę na dłoni, która już zniknęła co prawda, ale on nadal o niej pamięta. Od kilku dni, codziennie rano przyciąga moją dłoń i całuje „kuku mamy”.
6. Rozmawiamy z Matim praktycznie cały czas. Baba Iwąka robi dokładnie to samo. Rozmawiamy zadając mu pytania. To najlepszy sposób na chwilę spokoju na spacerze. Mati idzie wtedy grzecznie obok (albo siedzi sobie w wózku) i odpowiada na kolejne pytania. O drzewka, o światła, o kolory. Tematów nigdy za mało. Monolog (bez ładu i składu za to bardzo emocjonalny) stosuję w chwilach kryzysowych typu KĄPIEL. Mati i Wanna to bardzo burzliwy związek. Raz pałają do siebie miłością „do pomarszczenia skóry” innym razem nie jestem w stanie nawet go do tej wanny włożyć. I wpadłam na pomysł opowieści o „Pani spod bloku baby”, która gdyby usłyszała jak się zachowuje Matunio byłaby bardzo zdziwiona bo to przecież nie jest ten Matunio, którego widziałam dzisiaj z Babą i Xavim pod blokiem bla bla bla. Niezależnie od krzyków i płaczu kontynuuję swoją opowieść i nagle… cisza :) Macek mówi, że gadam takie głupoty, że dziecko cichnie z załamania nade mną… Whatever… DZIAŁA :)
7. Powiem Ci jeszcze czego nie robię. Nie krzyczę. I nie chodzi o to, że się powstrzymuję. Po prostu nie mam takiej potrzeby. Czasem się specjalnie zmuszałam do podniesienia głosu, ale to było aż nienaturalne. Jak na Maćka mojego ukochanego mogę się drzeć jak we włoskiej knajpie tak z Matim wiem, że do niczego dobrego to nie prowadzi i po prostu mówię stanowczo że tego i tego nie wolno bo to to i to a kiedy próbuje płaczem wymusić na mnie zmianę zdania… nigdy tego nie robię. Nie mogę go nauczyć, że wystarczy popłakać żeby zmieniło się „niebezpieczeństwo”. Bo ja stanowczo mówię zawsze wtedy kiedy coś jest „niebezpieczne”. I niezależnie od płaczu takim pozostaje.
Ameryki nie odkryłam. Pewnie nie odkryję, ale widzę, że te proste sposoby w sytuacjach kryzysowych po prostu działają. Na razie nie potrzebuję skonkretyzowanych metod, schematów. Jest dobrze tak jak jest… i obym tych metod nigdy nie potrzebowała :) A jak to jest u Ciebie? Podyskutujmy trochę bo z wiadomości prywatnych wnioskuję, że wiele mam na tej dyskusji skorzysta.
Myślę, że tak właśnie jest, że tylko spokój może nas uratować. Ja jestem strasznym nerwusem i niestety jak powtarzam setny raz to czasem rykne, że hej ale staram sie nad tym pracowac i własnie na spokojnie tłumaczyć:)
A co do zdjęć, to są przecudowne. Nie mów mi tylko, że nie dałaś żadnego filtra bo się załamię:)
Milenka filtrów zero :) Weszłam na kolejny poziom wtajemniczenia w Lightroomie i wszystko zrobiłam własnymi ręcyma :) Najlepsze jest to, że robiłam je pod słońce i na początku Mati wyglądał jak czarna plama i tyle :)
Ostatnio czytałam książkę Jespera Juula – „Agresja nowe tabu” i według autora, takie całkowite odrzucanie zachowań agresywnych, jak krzyk, niechętny stosunek do wyrażania złości i rozładowywania jej też nie jest dla nikogo dobry. Bo agresja i złość w nas jest, w naszych dzieciach też, a to że będziemy udawać, że tak nie jest nie spowoduje, że znikną. Według Juula dla dzieci lepsze jest jeśli widzą jak rodzice radzą sobie z tymi uczuciami, jak je przeżywają i rozładowują, bo wtedy mogą zaakceptować w sobie tą ciemną stronę mocy i nauczyć się jak sobie z nią radzić. Oczywiście mowa o takim rozładowywaniu, które w miarę możliwości nie krzywdzi innych. Myślę, że to też ciekawe spojrzenie na ten temat i zdecydowanie polecam książkę :)
U mnie IDENTYKO, robimy dokladnie tak samo. Jezeli chodzi o bajki i cukier to jestesmy chyba jeszcze bardziej rygorystyczni. Skutek takiego wychowania jest taki, ze mam najgrzeczniejsze i najbardziej przytulasne dziecko w piaskownicy. Nasza niania codziennie mi powtarza, ze praca u nas to czysta przyjemnosc =D
Zdjęcia piękne. Mati jest uroczy :)
Mam podobne podejście co Ty. Tylko na Adasia te sposoby działają , a na Wika – nie. Wszystko zależy od temperamentu dziecka. ;)
Moja mama mówi mi, że Mati zachowuje się dokładnie tak jak ja jak byłam mała. Podobno byłam grzecznym i zabawnym dzieckiem i kurcze… on taki jest! :) On swój temperament jakoś inaczej okazuje chyba :)
Wszystko się zgadza. Takie podejście do wychowania bardzo mi się podoba, jedno ale mam tylko do soczków, bo nie wyobrażam sobie nie dać dziecku soku 100% oczywiście :) Wszystkie punkty znam z autopsji, bo też mam synka (za chwilę dwulatka <3) ale niestety zdarza mi się podnieść głos kiedy powtarzam setny raz, że nie wolno rzucać pilotem żeby wyleciały z niego baterie..
Twoje życie z tego co pokazujesz jest idealne, kochający mąż, piękny dom, dziecko, pragniecie następne, stać was na wszystko.. Kto tak teraz ma? Tu nie chodzi o zazdrość, bo nie zazdroszczę, sama mam dużo, cudowne dziecko, miłość, ale skoro masz takie życie jak mogła byś się denerwować na dziecko, nad którym cudowna babcia pomaga Ci się opiekować, co chwile wyjeżdżasz, możesz odetchnąć, spotykasz się z ludźmi. Ja jestem z synkiem sama, jego tata pracuje za granicą, babcia też, a dzieci niestety wyczuwają stres i nerwy rodziców.
Chodzi mi o to, że wiele mam kocha swoje dzieci nad życie, ale życie jest trudne i czasem zdarza się, że krzykną, dadzą klapsa (za czym nie jestem) a czytając Ciebie ma się wrażenie, że normalnie u Was jest idealnie. Tylko nie znam takich ideałów, zupełnie inni ludzie, inne zachowania mnie otaczają, naprawdę, dla mnie jesteście ewenementem, ale pozytywnym.
Widzisz… bo u nas jest pozytywnie serio. Jedyne „ale” to brak czasu właśnie z powodu tego, że Maciek pracuje etatowo, a ja do niedawna ciągnęłam dwa etaty. Teraz dalej ciągnę dwa bo wykańczanie domu jest w większości na mojej głowie. Ale jak napisałam o tym ostatnio wpis dostałam ochrzan od czytelniczki, że nie mam prawa się denerwować bo przecież buduję dom marzeń. Kurcze… to jakie życie muszą mieć celebrytki skoro zawsze tak pięknie wyglądają i mają drogie ciuchy i mężów piłkarzy? ;) Każdy ma problemy. Ja szanuję moją rodzinę na tyle, że nie wywlekam moich żali na forum całej Polski… dlatego ten obraz zawsze będzie niepełny. Ale racja. Rzeczywiście się kochamy, rzeczywiście mamy grzeczne dziecko… a ja rzeczywiście mam bardzo pozytywne podejście do świata :)
My mamy dopiero przed sobą te „buntownicze czasy” ale domyślam się,ze nadejdą prędzej niż mi się wydaje :P Każde dziecko ma swoje lepsze i gorsze dni,wiadomo. Mój synek skończył 10 miesięcy, od cukru trzymamy się z daleka mimo komentarzy wokół „nic mu nie będzie”. Za każdym razem powtarzam,ze jeszcze się w życiu tego cukru naje :) a tak poza tym to duuuuuuzo przytulania, calusow, miłości <3 nieważne,ze chłopak :P no i "rozmowy" :D chyba w życiu się jeszcze tak nie nagadalam co przez ostatnie 10 miesięcy,a w ostatnich to już w ogóle! A w zamian co usłyszałam jako pierwsze? Głośne i wyraźne TAAATAAA! <3
Mam podobne podejście ale że mieszkam z rodzicami to różnie bywa jak jesteśmy sami a dziadkowie w pracy jest grzeczny czasami ma woje odpały bo chyba byłby „chory” gdyby mamy nie zdenerwował np. paleniem światła w dzień, stawaniem na wózku i próbowaniem zajrzeć do szuflad w komodzie za „ciuciu” czy „bambą” (mambą). A rodzice jak przyjdą to wiadomo dziadkowie jak dziadkowie daja na głowe sobie wejść u nas akurat babcia pozwala ze sobą robić co chce. A tak bez tych swoich odchyłów jest kochanym brzdącem który ma etap apugowania, pomocy etc. I czasami przez nie podnoszę troszkę głos i Krzysio na mnie krzyczy ale zaraz ciszej mu mówię, że źle robi pomimo, że zaraz robi to samo… Jak na swój wiek 25mies jest bardzo mądrym, samodzielnym brzdącem pomimo że urodził się w 36tc.
Chyba jednak nie masz podobnego podejscia. Zaloze sie ze autorka pozwolilaby dziecku palic swiatlo w dzien, albo milion razy do skutku tlumaczyla. Nie byloby problemu z wchodzeniem na wozek po ciuciu bo w domu z reguly nie ma ciuciu. A zreszta wozek mozna przestawic w inne miejsce, zlozyc itp. Sytuacje ktore opisujesz sa moim zdaniem totalnie lajtowe. Nigdy bym nie pomyslala ze mozna sie z takich powodow denerwowac na male dziecko.
Już wspominałam na Insta, że zdjęcia piękne :)
Rozmowa, tłumaczenie i pokazywanie różnych rzeczy dużo daje. Stosujemy u nas i się sprawdza, gdy Antka nachodzi mały nerw ;)
Myslę, że dziecko robi się również niegrzeczne, gdy jest brak konsekwencji. Jeśli ustalamy, że nie może się czymś bawić, to po prostu nie i tyle. Nie powinno być tak, że jednego dnia pozwalamy, żeby się czymś chwilę zajęło, bo mamy coś do zrobienia, a drugiego dnia zabraniamy. Wywołuje to dezorientację i bunt. Potwierdzone przez Supernianie :)
Oooo tak, zgadzam się w 100% :)
PRZEPIĘKNE ZDJĘCIA!!!!!! :) :)
nie można oczu oderwać :)
Polecam Wam NVC (Porozumienie Bez Przemocy). Nie mylcie tylko z bezstresowym wychowaniem. Gdybym wiedziała tyle co wiem teraz gdy rodził się syn, a potem córka to na pewno byłoby teraz „łatwiej” i spokojniej. Na szczęście spotkałam w odpowiednim czasie odpowiedniego speca i działamy nad zmianą mojego myślenia/podejścia/nawyków itd. aby relacje były jeszcze lepsze. Oczywiście nie są to tematy lekkie i przyjemne i najwięcej pracy do wykonania ma rodzic i to ze sobą. A im wcześniej się zacznie zmiany tym jest łatwiej bo dzieciaki łapią w moment, oczywiście do pewnego wieku bo jak zaczniesz w inny sposób komunikowac się np. z 10-latkiem to będzie przed Tobą dużo dłuższa i cięższa praca.
W znacznej większości się z Tobą zgadzam. Z jednym wyjątkiem: dziecko nie jest czystą kartą, którą kształtują wyłącznie nasze zachowania. My oboje z mężem jesteśmy bardzo spokojni a moja dwuletnia teraz córka to istny tajfun. Ma dziesięć razy więcej energii niż my oboje razem wzięci.
Nie wiem czy mogę o niej powiedzieć, że jest grzeczna… Chociaż niegrzeczna nie jest, po prostu jest bardzo szybka (więc np. nie zdąży posprzątać jednej zabawki zanim weźmie następną albo 5 razy zmieni swoje „miejsce pobytu” w czasie kiedy ja jestem 2 minuty w toalecie).
I w pełni potwierdzam ten patent z nie pytaniem „czy”. U nas jest problem ze zmianą pieluchy, no bo to oznacza unieruchomienie na jakąś minutę (tragedia!). Nie pytam się jej więc czy idziemy zmienić pieluchę (mąż często tak robi i zawsze słyszy „nie”, swoją drogą czy one kiedykolwiek mówią „tak”?) tylko mówię że trzeba zmienić pieluchę i pytam czy zakładamy pieluchę czy majteczki, jak już wybierze to potem jakoś trudniej jej się nie zgodzić :). No i zagaduję w tym czasie oczywiście też i też gadam straszliwe głupoty :D
Malwina to wszystko co napisałaś to prawda i brzmi tak logicznie i prosto ale w życiu takie łatwe nie jest…. Szczególnie jak babcia, z którą mieszkamy nagradza i uspokaja naszego synka słodyczami, i nic do niej nie dociera, jak synek płacze ona przebiega z jakimś żelkiem na uspokojenie, niedługo się wyprowadzimy to się to skończy, ogólnie w naszym przypadku mieszkanie z dziadkami powoduje to że synek nikogo nie ssłucha bo dziadkowie zawsze mają inne zdanie od rodziców i jak my na coś nie pozwalamy to biegnie do babci bo ona wszystko da!!!
Zdjęcia pączka są przecudowne , chyba najpiękniejsze jakie widziałam, te kolory i atmosfera jak na dzikim zachodzie no i słońce z tyłu, przepiękne!!!! Chciałabym umieć takie zrobi, zzazdroszczę i gratuluję! Najpiękniejsza sesja ever!!!!
to ważna uwaga, dzieci rodzą sie już z określonym temperamentem, naszym zadaniem jest znaleźć patent na konkretny model ;) sa pewne kwestie uniwersalne jak cukier, telewizja itd ale trzeba stworzyć swoją własna instrukcje obsługi do tego konkretnego modelu dziecka- naszego ;)
ta odpowiedz miała byc do wypowiedzi EDYTY ;)
Fajnie, że masz takie grzeczne dziecko. Mój daje tak w kość, że codzień płacze w poduszkę jak zasypiam. Nie wiem czemu taki jest. Z mężem się kochamy a tej miłości przy Nim nie możemy okazywać bo jego zazdrość jest ogromna tak ze krzyczy i bije „nie kochaj taty! „. Rozmawiamy normalnie, wszystko jest w atmosferze miłej i rodzinnej. Nie wiem skąd w synku tyle złości i gniewu :( wszystkie metody zawodzą
Podpisuje się pod tym wpisem obiema rękoma !!! Stosuje identyczne 'metody’ ;)
Kochana, zdjęcia przecudne. Nadal pracujesz na tym samym sprzętem ?
A może dałoby rade kiedyś zrobić jakiś wpis z tymi fajnymi sztuczkami w lightroomie ?
Proszę proszę ;)
Obiema rękami się podpisuje, tak miało być ;)
Mam dwie córki (1,5 roku i 3,5) na codzień jest różnie jak to z dziećmi ale moim najwiekszym problemem jest to, że starsza bardzo bije młodszą. Nie pomaga tłumaczenie, kary ani nic. Kilka razy sama w nerwach oddałam za małą starszej zeby widziala jak to boli. Chociaż wiem, że takie zachowanie do niczgo nie prowadzi. I czy ktoś mi powie co zrobic w takiej sytuacji?
Zazdroszczę tego, że nie krzyczysz. Naprawdę. Ja się staram, ale jestem z natury bardzo nerwowa. Myślę, że to jest tak naprawdę klucz do sukcesu. Walczę ze sobą i uczę się tego, piję meliskę :-) Jest coraz lepiej!
A ja się pozwolę nie zgodzić z tytułem. Metody wymienione we wpisie jak najbardziej popieram, ale dla mnie definiowanie dziecka jako „grzeczne” czy „niegrzeczne” nie jest w porządku.
Dzieci po pierwsze naśladują zachowania dorosłych, a po drugie zachowują się tak jak potrafią. I próbują zaspokoić swoje potrzeby tak jak potrafią i tak jak im na to pozwala ich temperament.
Jeśli dziecko ma dobre wzorce i ktoś pokazuje mu jak może wyrażać swoje potrzeby i zdanie i jego potrzeby zaspokajane sa na bieżąco, to nic dziwnego, że umie się zachować też przy ludziach (że tak się wyrażę). Żadna w tym jego zasługa. Jeśli ma złe wzorce, nie umie wyrażać swoich potrzeb i pozostają one długo niezaspokojone, to nie umie się zachować przy ludziach. Żadna w tym jego wina. Jeśli przechodzi akurat trudny okres w rozwoju, albo w życiu (zmianę) i odreagowuje to na innych – żadna w tym jego wina, bo nie umie inaczej. Więc jak dla mnie używanie takich wartościujących określeń – jak grzeczny czy niegrzeczny, tak naprawdę niczemu nie służy.
Dorośli z reszta też często nie słuchają tego co się do nich mówi i nie robią tego czego się od nich oczekuje. Taki przykład – jesteś w Chinach, jesz obiad z chińską rodziną i mówią ci, że masz mlaskać, bekać i pierdnąć sobie od czasu do czasu, bo tak jest grzecznie. Ciekawa jestem ile osób tak bez problemu i oporów sobie pierdnie przy tym stole. Pewnie niewiele. Ale od dzieci wymagamy, żeby po jednym wyjaśnieniu sprawy zachowywały się już dobrze i według zasad. Proces uczenia wymaga czasu. A co z dzieckiem, które nie chce wracać z placu zabaw więc ryczy wniebogłosy, ale idzie, bo mama kazała, więc idzie. Tylko ryczy. To grzeczne (bo słucha) czy niegrzeczne (bo ryczy)?
Pozdrawiam
Witacie wszystko cob piszecie super tylko ja mam dziecko z temperamentem :-) do ktorego tłumaczenia typu że jest gorące nie dociera wszystko trzeba urzeczywistniać :-) dotykać, wachac :-) nie przejmuje sie tym, że ktoś patrzy :-) trzeba naprawdę starać się żeby posłuchał. Na płacz bo on chce akurat iść gdzie indziej każe płakać jeszcze więcej . Fakt chwilę poplacze ale potem emocje opadną jest już dobrze :-) a co do przytulania hm… zazdroszczę mamą , które dzieci tak się tula mój niestety musi mieć na to ochotę :-) takie dziecko :-) na szczęście drugie inne :-) pozdrawiam takie mamy jak ja mam dziecko :-)
Ja mojej Mai staram się wszystko tłumaczyć, kiedy ona chce postawić na swoim tłumacze jej, że np. tego nie wolno. I Maja nie ma wyjścia i mnie słucha, choć czasami jest bunt wiec daje jej również prawo wyboru.
Co do rozmów, to ja ciągle do jej mówię, opowiadam, tłumacze. A co do bajek, to bywa różnie, zazwyczaj bajki ogląda rano i wieczorem, czasami w ciągu dnia, ale zazwyczaj nie ma na to czasu, bo najważniejsza jest zabawa, w szczególności jeśli jest ładna pogoda i ma możliwość bycia na podwórku.
A te słodycze hmm.. sama jestem duuuużym łakomczuchem, ale Mai staram się dawać tego jak najmniej w sumie ona sama z siebie nie lubi słodkiego i z tego się bardzo ciesze ;)
Malwinko przecudowne zdjęcia ;) pozdrawiam ;)
zdjecia pierwsza klasa! Cudne!
jak by to powiedzieć, przy pierwszym dziecku również nie krzyczałam, również nie miałam powodu, natomiast jak pojawia się drugie i nagle chcesz, aby pierwsze dorosło, brak ci czasu, chodzisz niewyspana, dziecko nie śpi, jest marudne i to wszystko udziela się całej rodzinie, to nie chętnie przyznam, że teraz zdarza mi się krzyczeć. Nie dyskryminuje rodziców z jednym dzieckiem, ale zabawa zaczyna się przy dwójce, a przed wszystkimi, którzy mają trójkę i więcej chylę czoła, gdy oni powiedzą mi, że nie krzyczą, bo nie muszą, to przybiję im piąteczkę
Dobre zasady…fajne zdjęcia:)
Wszystko przed nami :) ale mam nadzieję, że uda mi się pokierować zachowaniem synka w dobrą stronę. Muszę jednak najpierw popracować nad sobą, bo niestety nerwowa ze mnie osoba. A zdjecia mnie zachwyciły!:)
My mamy nieco inne sposoby ale czasem i te zawodzą.
http://www.kolorowe-usta.blogspot.com
Chciałabym, aby moja mała była taka spokojna :) Nie je słodyczy – ma sobą pół lizaka, pół loda. Grzeszkami są biszkopty i jakieś maślane ciastka. Ale to wulkan energii. Ma 19 miesiecy, a na dworze biega jak szalona, jakby pierwszy raz widziała plac zabaw, górkę w parku i schody – na każde musi wejsc i zejsc min. 3 razy. Płacz jest, gdy mówię, że więcej nie wolni wchodzić bo idziemy dalej. Taki charakter, a ubrać ją ładnie na spacer? Nie opłaca się, bo wraca do domu z toną piachu na kolanach i ogólnie jej stan ciuchów jest wtedy do zmiany natychmiastowej. Biega tak, że brakuje jej nóg. :O Ale w kwestii wymuszania jestem niezłomna. Nie ma u nas w domu czegoś takiego, jak wymuszanie. Jesteśmy stanowczy i konsekwentni. I to działa. :)
Jak miło przeczytać fajne, dobre i życiowe słowa o dziecku. Jestem zdania, że zrównoważona dieta, mądre bajki i względny spokój w nas rodzicach:) są podstawą spokoju naszych dzieci.