Co się działo u Bakusiów #Kwiecień2016

Co się działo u Bakusiów #Kwiecień2016

Kwiecień postanowił rywalizować z marcem w kategorii „rozkładanie Bakusiów chorobą”. Nasz pediatra zastanawia się nad uhonorowaniem nas kartą stałego klienta w wersji „exclusive gold platinum extra mistrzowie gluta”. Gluty zadomowiły się w naszym domostwie już chyba dożywotnio i nie mają zamiaru nas opuścić.

Mati odwiedził przedszkole dopiero w ostatnim tygodniu kwietnia. Pierwszego dnia pełna dumy odebrałam gościa z piaskownicy bez ani jednego fluka pod nosem. Kolejnego Pani nie dała rady mu założyć kapci więc kiedy go odebrałam miał stopy zimne jak lód i gluciory do pasa, następnego, moje dziecko, chwyciwszy mnie za dłoń odmroziło mi palce… (gluciory do kolan). Nie mam oczywiście do nikogo pretensji. No może do Pani, która tłumaczyła mi, że nie założyła dziecku kapci bo „miała trójkę innych dzieci” (?!?!?!?!?), ale Mati musi się chyba przestawić na chłodniejsze klimaty przedszkolne a zanim to się stanie pewnie minie jeszcze kilka glutnych tygodni…

Aaaaale nie ma co narzekać. Wystarczyło mi 5 dni pracy „po Bożemu” żeby obrobić się z robotą i zakończyć miesiąc z jedynie dwoma zaległymi tekstami. To w ostatnich miesiącach wybitny wynik dla mnie. Serio. Jest dobrze :) Na dniach pojawi się na blogu prawdziwa petarda filmowa. Obiecuję Wam, że będziecie zrywać boki :) Oprócz tego, maj zapowiada się baaardzo filmowo. Na jednym z filmów będziesz mogła usłyszeć mój głos w postaci Bakusiowa-Żulowa :) I serio, miło by było gdybym chociaż cierpiała po dobrej imprezie. Niestety… na imprezę to sobie poszło moje zdrowie i chyba niezły balet jest bo wypatruję tego zdrowia już od blisko dwóch miesięcy i nadal bez skutku.

Ale żeby nie było, że tylko Ci narzekam… SKOŃCZYŁAM GABINET! Właściwie to jeszcze kilka gadżetów ma się w nim pojawić dlatego jeszcze nie było go w całej okazałości na blogu, ale to, co najbardziej czasochłonne i problematyczne już się w nim pojawiło. O patrz, teraz właśnie siedzę sobie w tym kąciku (nawet w tym samym dresie!) i skrobię Ci wpis ;)

 

Oprócz zapowiedzi gabinetu na blogu pojawiła się również moja wymarzona toaletka przy okazji wpisu o FENOMENALNYCH sprzętach do stylizacji włosów i kawałek naszego kącika wypoczynkowego, który jest właściwie tylko przejściowym kącikiem i prawdopodobnie zostanie w nim tylko dywan. Dywan, który kupiłam bez porozumienia z Maćkiem bo nie wyobrażałam sobie innego dywanu. Pojęczał na kłaki, pojęczał i odpuścił :) Od razu Ci powiem skąd ten dywan bo chyba najwięcej zapytań zebrałam w tym miesiącu właśnie o niego. To naturalna wełna zakupiona w TYM sklepie. Niestety, z tego co widzę został już tylko taki w kolorze niebieskim, ale kurczę… bardzo ładny ten niebieski! Może go w sumie zamówię a ten szary wyniosę na górę? Hmmmm… kto pierwszy ten lepszy? ;) pion philips moisture 2Zdjęcie pochodzi z wpisu: Moja wyboista droga do włosów jak z bajki (więcej zdjęć tutaj). iii Zdjęcie pochodzi z wpisu: Gadżet, którego zapragnie każda Pani Domu (i Pan też!) (więcej zdjęć tutaj). Kwiecień był baaardzo medialny :) Zawitaliśmy 2 razy w Pytaniu Na Śniadanie w TVP, gdzieś w czeluściach TVN Style krąży materiał z naszym udziałem a przedostatni dzień kwietnia spędziłam na planie spotu społecznościowego „Stop Niedożywieniu” stając u boku takich gwiazd jak: Katarzyna Glinka, Karolina Malinowska czy Dorota Chotecka. Fajne doświadczenie. Inne, wymagające wyjścia ze strefy komfortu, ale podobno kamera mnie nie stresuje (ja jestem innego zdania, ale dobrze, że w takim razie potrafię to ukryć) ;)      

Tak jak marzec upłynął pod znakiem „Bakusiowej #FashionBlogger” tak kwiecień obfitował w #BeautyBlogger nawet z drobną „aferą paragonową”… bardzo się cieszę, że w końcu wyrzuciłam to z siebie. Teraz już mamy jasne zasady z co poniktórymi. Bakusiowo to owszem, miejsce publiczne, ale nie do rzygania. Nadal jest to blog osobisty i obowiązują tu moje zasady a nie Kodeks Etyki Hejterskiej pod przykrywką „konstruktywnej krytyki”. Konstruktywność krytyki jest tu oceniana przez mój pryzmat i to ja decyduję, kto może tu zaglądać a kto nie. Ostro prawda? Ale z pewnymi osobami trzeba ostro, inaczej się nie da. Całość historii mieści się w tych dwóch zdjęciach:

Nienawidzę się malować! Wiecie dlaczego? Bo nie potrafię się „podmalować” albo maznąć byle jak byle czym mając świadomość tego, że wystarczą dobre narzędzia i trochę chęci żeby zrobić sobie profesjonalny makijaż. Polecam Wam książkę Ewy @redlipstickmonster . Jest fenomenalna. W końcu znalazłam chwilę, żeby się za nią zabrać. Do tego przydadzą Wam się krótkie instruktaże filmowe np. na @makegirlz ❤️ To z tych filmów nauczyłam się konturowania twarzy! Fach w ręku już macie, pozostają narzędzia. 3 sprawdzone i bezwzględnie polecane przeze mnie kosmetyki to: baza #smashbox, korektor #lauramercier (tylko w @douglasofficjal ) i podkład #marcjacobs (tylko w @sephorapolska dla odmiany) Mistrzostwo w swojej klasie. Kocham, uwielbiam i polecam. A może Wy mi coś podpowiecie? A może jakieś kursy makijażowe? Poszłabym ooooj tak. Gęba to gęba. Fajnie jest mieć fajną . . #makeup #makeupaddict #makeupartist #beauty #beautyblogger #blogger #cosmetics #tajnikirlm

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Mama Be. (@pixelsonfire.pl)

Dobra… mam dosyć. Mam dosyć osób, które wypisują mi hasła pt. „Ja wiem, że reklama dźwignią handlu i prezenty spływają bla bla bla”. Proszę bardzo. Oto paragon za wczorajsze zakupy w sephorze. Dokupiłam podkład w jaśniejszym kolorze, który pokazywałam już kilka razy na blogu i IG, dokupiłam też bazę, której używam od lat. Kolejny raz dzielę się moimi spostrzeżeniami, podpowiadam, pokazuję, testuję. Układam te tubki na puszku i czekam na idealne słońce, żeby zrobić fajne zdjęcie a nie jakiś szit. I zawsze musi się trafić jakaś wszystkowiedząca, która strzela we mnie „dźwigniami handlu” i jeszcze mi mówi, że to ja mam ból dupy z powodu tego, że ona „tylko” wyraziła swoje zdanie. Zdanie, które jasno określa mnie jako kłamcę i naciągacza. Dosyć mam tego. MÓJ BLOG JEST O STYLU ŻYCIA. W STYL ŻYCIA WPISUJĄ SIĘ TEŻ PRODUKTY. Jeśli mam ochotę podzielić się czymś z czytelniczkami – robię to. Niezależnie od tego, czy produkt kupiłam, czy dostałam do przetestowania. Kolejna sprawa – tak, wydałam na 3 rzeczy 500 zł i chociaż wiem, że zabrzmi to brutalnie muszę to powiedzieć do osób, które kilkakrotnie mi zarzuciły, że pokazuję zbyt drogie rzeczy – nie kupuję tanich kosmetyków więc nie wiem jak działają. Zachwalając te tanie byłabym nie w porządku. Jak trafię na tani a dobry to powiem :) Używam np. tuszu do rzęs za 20 zł i nie miałam problemu żeby pokazać go na blogu. Bo w moim przypadku nie o cenę a o jakość chodzi. Poza tym, to czy coś jest „tanie” czy „drogie” jest rzeczą względną. Zależy od zasobności portfela. Ja się nie obrażam na Paris Hilton, że poleca latanie na wakacje śmigłowcem bo jest wygodniej i nie wymagam, żeby lecąc na Malediwy porównywała je z polskim morzem! Ogłaszam więc wszem i wobec, że nie mam zamiaru uderzać w gadki z osobami, których komentarze mi się nie spodobają. To moje podwórko i to ja wybieram „z kim się bawię”. Nie jestem od przyjmowania na klatę wszystkich „pseudo-obiektywnych” komentarzy i to według swoich kryteriów je oceniam. Jest tu ze mną tyle pozytywnych, normalnych dziewczyn, na rozmowie, z którymi chcę się skupić, że nie zamierzam tracić czasu na wyprowadzanie jednostek z błędu. Moi ochroniarze się tym zajmą ❤️ PIS i LOWE Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Mama Be. (@pixelsonfire.pl)

Serio… szacun. 263 lajki dla paragonu :) Kocham moje dziewczyny <3 Kocham też moich chłopaków, a każdy miesiąc z nimi, w naszym wymarzonym (nadal niedoskonałym) domu zadziwia mnie tym, jak wiele szczęścia na mnie spływa. Jest pięknie. I to nie pod publiczkę. Widzę to. Widzę jak bardzo odstaję moimi komunikatami od innych blogerów. Widzę to, że nie wzburzam się aktualnymi wydarzeniami, że nie komentuję kontrowersyjnych tematów, że nie piszę o tym, że mi źle. Dostałam już kilka zarzutów o to, że nie jestem prawdziwa. Ale co ja mam poradzić na to, że ja JESTEM SZCZĘŚLIWA!

Mam moich facetów, którzy puszczają latawce i balony (o balonie niedługo) do nieba. Mam zachody słońca w miejscu, które kocham. Mam niedaleko swoją mamę, która wreszcie prowadzi spokojne życie bez stresów. Mam przyjaciół, z którymi spędziłam przełom kwietnia i maja… mam Ciebie :* I cieszę się, że niezależnie od tego co dzieje się u Ciebie, po tą dawkę szczęścia zaglądasz właśnie do mnie. Jak jest kiepsko to piszę, że jest kiepsko, ale na Boga… mieć do mnie pretensje o to, że za rzadko u mnie kiepsko? To już kwalifikuje się do wizyt u psychoterapeuty… A recepta na szczęście jest banalnie prosta… Według mnie, szczęście tkwi w umiejętności jego dostrzegania… ot, cała tajemnica szczęścia…

szczescie 1Zdjęcie pochodzi z wpisu: Chciałabym móc powiedzieć „będzie dobrze” (więcej zdjęć tutaj)

szczescie 2Zdjęcie pochodzi z wpisu: Brzydki latawiec (więcej zdjęć tutaj).

DSC_1066i

Zdjęcie pochodzi z wpisu: Już wiem czym jest szczęście, którego nie da się opisać słowami (więcej zdjęć tutaj)

Mam jeszcze jeden, niezawodny sposób na szczęście. ODPUŚCIĆ i nie stresować się tym, czego nie możemy zmienić. Napomknę Ci tylko o tym, że nasz system podatkowy jest bardzo niesprawiedliwy i trochę nas ogołocił z kasy z Maćkiem. Napomknę Ci o tym, że w Maćka wjechał jakiś niedzielny kierowca i przez dwa miesiące męczyliśmy się z jednym samochodem, który też musieliśmy w międzyczasie oddawać do mechanika i władować w niego kupę kasy. Odnotowaliśmy dwie, całkiem poważne i bardzo nieprzyjemne kłótnie w rodzinie a plany wykończenia domu opóźniają się z miesiąca na miesiąc dlatego, że zawodzą właściwie wszyscy jak jeden mąż. Tylko biedny Pan od schodów wykonał swoją pracę bez opóźnienia, ale niestety i ta część domu czeka poprawka bo rozeschło nam się drewno i biały kolor w tej sytuacji tylko potęguje kiepskie wrażenie. Ogrodu nie możemy zrobić dopóki nie poprawimy szamba (spieprzone przez Pana, który wziął kasę, zwalił robotę i poszedł dalej w świat odwalać kolejne fuszerki) a trawy nie zasiejemy dopóki na własny koszt nie poprawimy ukształtowania terenu (w trosce właściwie o sąsiadów nie o nas) i nie pozbędziemy się kawałków cegłówek z ziemi na działce… Historia z drzwiami nadaje się na oddzielny wpis, bo drzwi zamówione w listopadzie dopiero tydzień temu ujrzały światło dzienne, z resztą same drzwi są mega kiepskiej jakości (a miałam współpracować z tą firmą… całe szczęście, że się nie dogadaliśmy bo drzwi tej marki nigdy nikomu nie polecę). No… widzisz… to nie jest tak, że każdy dzień jest piękny i cudowny. Jak każdy, borykam się z różnymi problemami.

Brakuje zdrowia, czasu… a po dzisiejszym przelewie do złodziejskiego urzędu skarbowego zabraknie również pieniędzy ;) Nie wszystko jest różowe, ale po co się na tym skupiać? Przecież nic nie zmienię. Ani ja ani Maciek. Wyciągamy wnioski na przyszłość. Może nam się przydadzą, może już nie będzie okazji… ważne jest to, że codziennie rano patrzymy w lustro (w sypialni bo łazienka nadal niezrobiona) i widzimy w nim ludzi, którzy mają czyste sumienie. To daje szczęście i spokój. A jeśli takich ludzi w domu masz dwoje, a z tych ludzi rodzi się jeszcze jeden mały człowieczek to do szczęścia nie potrzeba już wiele. Przynajmniej nam <3