Właściwie to matką najlepszą też będziesz, ale musiałabym dopisać jeszcze kilka punktów doprecyzowujących a obiecałam sobie, że w tym wpisie będzie konkret na szybko jak cheeseburger z Mac’a, który wprowadzisz w swoje życie błyskawicznie. Od razu. Już. Skonsultowane z moim mężem. A wbrew pozorom, pomimo tego, że kocham go jak szalona to wiedz o tym, że do najłatwiejszych modeli to on nie należy… tak jak i ja, ale właśnie o tym chciałabym z Tobą dzisiaj porozmawiać. To co? Jedziemy z koksem? Krótko i na temat.
1. Maznij sobie tą zmęczoną facjatę fluidem chociaż – serio. Smutne to, ale prawdziwe. Mężczyzny nie wzruszy to, że nie miałaś czasu się cały dzień ogarnąć bo robiłaś milion rzeczy, które w rzeczywistości były dla dobra całej rodziny a nie dla Ciebie. Mężczyzny nie wzruszy to, że poświęciłaś się i nie umyłaś się przez cały dzień po to, żeby miał obiad na stole i jako tako przekroczył próg mieszkania bez obijania się o zabawki, piach z piaskownicy czy szlaban z wózka, rowerka i siat z zakupami. Niestety. Ale wiesz co? Mam dla Ciebie dobrą radę…
Jak już Twój ukochany wróci z pracy, wyjedź mu tym obiadem od razu na stole i zostaw go na chwilę samego. Niech skonsumuje sobie „w spokoju” w towarzystwie dziecka. Ty w tym czasie grzecznie (acz stanowczo) przeproś, ale potrzebujesz pół godziny na ogarnięcie się (jeśli nie miałaś czasu przez cały dzień). Dzięki temu, chłopina biedna przypomni sobie co oznacza „jedzenie” przy dziecku i wczuje się w Twoją sytuację a kiedy już zje i poskromi swoje złości wychodzące wprost z żołądka ujrzy swoją boginię – żonę… o maj gad, jaką piękną żonę, mrrrrrau ;)
2. Zadbaj o własny rozwój. Przerwałaś studia? Dokończ. Nie zaczęłaś w ogóle? Kto powiedział, że już po ptokach? Jesteś na macierzyńskim/wychowawczym? Czytaj lektury branżowe z Twojej dziedziny. Umów się na lekcje języka obcego. Nie potrzebujesz żadnego w pracy? Nie ważne! Język zawsze się przyda. Nawet nie wiesz kiedy :) Tak jak matematyka. To zawsze „gdzieś kiedyś” wypłynie. A Ty będziesz się czuła zdecydowanie bardziej atrakcyjna mając świadomość tego, że nadal się rozwijasz. Dźwigasz na barkach dobro całej rodziny. Odwalasz dzień w dzień kawał dobrej roboty. Niestety, stereotypy potrafią niezauważalnie podważać nasze dobre zdanie o samych sobie. Zamiast walczyć z wiatrakami, zrób dla siebie COŚ JESZCZE. Kiedy dziecko pójdzie do szkoły/przedszkola a Ty wrócisz do pracy albo zapragniesz takowej poszukać nie będziesz się czuła oderwana od rzeczywistości. Dodatkowoooo, macierzyński to idealny czas na to, żeby przemyśleć swoją drogę życiową, zastanowić się czy dotychczasowa praca była tą, która Cię spełniała. Jeśli nie… w kilka miesięcy zdążysz się „przebranżowić” :)
3. Deleguj obowiązki. Nie jesteś robotem. Kiedy jesteś w domu z dzieckiem masz swój etat. Tak samo jak Twój mąż. Kiedy mąż wraca z pracy jest tak samo zmęczony jak Ty. Żadne z Was nie leży do góry wentylem. Ja rozumiem, że facet musi odpocząć chociażby po podróży z pracy, po niewygodnych ciuchach, kiepskim jedzeniu. Ale Ty też kiedyś musisz odpoczywać. Niech zmyje naczynia po obiedzie, przygotuje kolację podczas gdy Ty myjesz dziecko albo odwrotnie. Niech on się zajmie dzieckiem. Dzień męża nie kończy się o 18 a Twój gdzieś około północy. Dzień Was obojga ma się zakończyć wraz z położeniem dziecka spać. O takiej 20 np. I wtedy macie czas dla siebie. Lepiej razem, ale oddzielnie też się przyda. To, czego nie zdążyłaś zrobić w domu, koło dziecka do momentu przyjazdu męża z pracy powinno być Waszym wspólnym obowiązkiem a nie Twoją ekstra czynnością na kolejny dzień… czujesz ten klimat prawda? :)
4. Kategorycznie absolutnie na 100% nie ma bata i koniec kropka MUSISZ WYWALCZYĆ czas tylko dla Was dwojga (Ciebie i męża! Nie Ciebie i dziecka!). Fajny pomysł podpowiedział mi ksiądz z naszej parafii. Pobraliśmy się 8 lutego. I teraz każdy 8 dzień miesiąca jest zarezerwowany tylko dla nas. Jeśli obydwoje podejdziecie do tematu poważnie, będziecie w stanie wymyślić jakąś opiekę dla dziecka. To Wasze święto. Ma być randka, winko, kino, knajpka… obojętne co obyście poczuli się tak, jak za czasów, kiedy byliście tylko we dwoje. Da się! My mamy teraz wielki problem z opieką nad Matim a dajemy radę. Czasem sobie przekładamy ten dzień na jakiś inny, ale randka raz w miesiącu jest :) I wiesz co jeszcze mi ksiądz podpowiedział? 15 minut rozmowy dziennie. Ale nie takiej w stylu: „co u Ciebie w pracy” tylko takiej konkretnej, o życiu, o ludziach, o przyszłości, o uczuciach. Podobno to też dobry patent na dziecko. Dziecko potrzebuje minimum 15 minut stałej uwagi skupionej na sobie, w rozmowie jak z dorosłym, żeby poczuć się „zauważane”… tak niewiele a tak wiele <3
5. Znajdź sobie hobby/pracę/odskocznię jakąś noooo czujesz to prawda? :) Żonko moja kochana najdroższa. Twój mąż ma swoją odskocznię. Ma swoją pracę na etacie. Ma swoje wyjazdy służbowe. Nie ważne, że wtedy pracuje. Ważne, że „odskakuje”. I Ty tego samego potrzebujesz nie tylko dla siebie, ale też „dla Was”. Bo facet to taki zdobywca… jeśli widzi, że zwierzyna na tacy codziennie o 17.30 czeka z obiadem i cały wieczór zajmuje się tylko „Panem swoim” to co mu z takiej padliny…
W momencie, w którym Ty też masz swoje sprawy, studia, pracę na pół etatu, pracę wieczorową na cały etat, przyjaciółki, siłownię, cokolwiek uwierz mi, ale bez niego. Nagle okazuje się, że jest w Tobie jakaś niewiadoma. Jesteś w stanie przyjść „skądś” bez dziecka i opowiedzieć swojemu mężowi o czymś o czym w czym nie uczestniczył więc swojej ukochanej nie kontrolował tak jak to on opowiada o pracy. I nie chodzi o wzbudzanie zazdrości! Błagam, to wstyd i żenada. Ja zdradzającym swoich mężów (i jarającym się jakimikolwiek tematami pobocznymi) nie radzę bo nie czuję tych klimatów i nigdy nie poczuję.
Mężowi też daj odpocząć od Was od czasu do czasu. Tak, żeby nie wyszło, że tylko praca jest jego życiem poza rodziną. Niech sobie pójdzie na rower, na kręgle z kolegami (o ile potrafi się zachować, ale zakładam, że masz normalnego męża). Wszystko z umiarem. DLA DOBRA WSZYSTKICH. BY ŻYŁO SIĘ LEPIEJ ;)
Dzisiaj mam dla Ciebie zdjęcia z takiej odskoczni, którą zafundowałyśmy sobie z Agą jakiś miesiąc temu. Aga zostawiła męża i dzieci w Białymstoku i pognała na naszą wioskę na szampana i bezy :) Maciek zabrał nas najpierw na wspólną sesję w Radzyminie a później zostawił nas we trzy (my dwie i butla szampana) w salonie a sam poszedł zajmować się swoimi sprawami :) Na luzie, bez spiny o to, że kobiety bez mężów. Bez szaleństw w środku nocy o północy w centrum Warszawy bo my już stare baby i nam się nie chce, ale zapytaj Agę jaka naładowana pozytywną energią wracała do Białegostoku! Nie trzeba stawać na uszach żeby się zregenerować, zrobić sobie odskocznię… żeby poczuć, że jest jakiś świat poza pieluchami. Żeby odpocząć od wszystkiego po to, żeby „do wszystkiego” wrócić po chwili z naładowanymi akumulatorami :) (PSSSSSST. A na końcu macie filmik produkcji Agi <3 Taki wiecie… w naszym… niepoważnym stylu. Ale co poradzić jak nam takie wychodzą najlepiej ;)