Robię TO z moim mężem, tylko wtedy, kiedy dziecko śpi!

Robię TO z moim mężem, tylko wtedy, kiedy dziecko śpi!

Już podczas kolacji patrzymy na siebie wymownie. W każdym naszym ruchu czuć podekscytowanie. Maciek ukradkiem puszcza do mnie oczko, ja nakręcam kosmyki włosów na palce, jakbym chciała wykonać trwałą ondulację bez użycia wałków. Zwykle robimy TO wieczorem, kiedy Mati zaśnie. Tylko wtedy mamy stuprocentową pewność, że nas nie przyłapie. Dlatego niecierpliwie czekamy, aż jego oddech będzie miarowy, a rączki powędrują w górę, jakby sen rzucił hasło „poddaj się!”. Wtedy czym prędzej opuszczamy dziecięcy rewir, wskakujemy do wygodnego małżeńskiego łoża i…

Zacznę od tego, że Maciek jest głośniejszy niż ja. Tak, tak. Mężczyźni są zdeeeeecydowanie GŁOŚNIEJSI, kiedy nocą, w tajemnicy przed dzieckiem, razem z żoną, w wielkim łożu… zajadają się chipsami. Tak jak Maciek. Chrupie i chrupie, a okruszek za okruszkiem spadają złośliwie na prześcieradło, żeby po godzinie powbijać się w moje apetyczne krągłości, które w rzeczywistości są szczupłościami, przynajmniej tak utrzymuje mój prywatny mąż i tej wersji zamierzam się trzymać! Oczywiście od czasu do czasu ja też sobie chrupnę, ale w przeliczeniu na decybele nie dorastam Maćkowi do pięt.

Czasami rozochoceni czipsową grą wstępną, zapuszczamy się w odmęty rozkoszy i przekraczamy nasze granice… słodyczami! FUJ!!! Jakie to kaloryczne!!!! Na samą myśl dostajemy nieopanowanego ślinotoku. W środku nocy, w atmosferze grzechu i czynu zabronionego, wszystko smakuje dwa razy lepiej. Nawet marcepanowe Merci, które zawsze zostawiamy na koniec opakowania. Pożeramy te wszystkie słodkości wspólnie, do ostatniego kęsa, łeb w łeb, żeby się nie licytować, kto zjadł więcej, kto szybciej, a kto bardziej zachłannie. Później chowamy dowody kalorycznej zbrodni, żeby się Mati nie domyślił i nie nabrał złych, BAAAARDZO ZŁYCH nawyków.

A kiedy przychodzi nam ochotą na większą dawkę emocji, przygaszamy światło, zasłaniamy rolety, przytulamy się do siebie i sięgamy po… pilota, żeby włączyć straszny horror, który od dawna chcieliśmy zobaczyć, tylko okazja jakoś się nie trafiła. Mamy to! W KOŃCU!!! Więc oglądamy w pełnym skupieniu, z wypiekami na twarzy, uszach, aż po zadki. Ja poniewieram swój nowy manikiur, Maciek poniewiera świeżo przebraną pościel… popcornem (strasznego horroru bez popcornu nie da się przetrwać!). Jesteśmy jak dwie kury na grzędzie, które zaraz zniosą wspólne jajo. Boimy się bąka puścić. Taki strach!

Na szczęście po dwóch godzinach film się kończy. Maciek zachwycony, ja przerażona. Maciek ekstremalnie rozgadany, ja nienaturalnie milcząca. On spragniony, ja spocona. Komedia nie horror :) Ale spoko, za dwa tygodnie znowu to powtórzymy. Tym razem kino akcji. Trochę poszanowania dla moich paznokci :)

Chyba, że zamiast filmu przyjdzie nam ochota na coś, co niektóre małżeństwa lubią robić nocą, a do czego niekoniecznie chcą się przyznać na forum. W przeciwieństwie do nas! My się właśnie przyznajemy! Są takie wieczory, kiedy mamy chrapkę na apetyczny, rozbudzający naszą małżeńską wyobraźnię, rozpalający nasze zmysły… dialog!!! Od czasu do czasu musimy sobie pogadać: o naszych ukochanych rodzicach, co to odwiedzają nas z zapasem przetworów w ilości „na wypadek wojny”, o sklepowych, co to bez mrugnięcia okiem wcisnęły nam starego pomidora w zaporowej cenie 10zł za kilogram, znajomych, którzy zawsze wpadają do nas bez zapowiedzi, a kiedy im się próbujemy rewanżować, nigdy ich nie ma w domu. Aaaach ależ z nas szaleńcy! A jeśli Mati się obudził i nas słucha? Wypaplał następnego dnia wszystkim, których obgadujemy! Ryzykanci z nas nie powiem! ;)

PS. Wprowadziłam nową zasadę na blogu. Taką, która wyróżnia moje „dziewczyny od listów”. Tylko one dostają moje teksty przedpremierowo, jeszcze zanim zostaną opublikowane. Chcesz dołączyć do tego elitarnego grona? Klikaj TUTAJ i oczekuj na pierwszy list ode mnie :)