Ten przedmiot, powinnaś trzymać z daleka od Twojego dziecka.

Ten przedmiot, powinnaś trzymać z daleka od Twojego dziecka.

Trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, huragany…  Mam je na co dzień! Od jakiegoś czasu nie robią na mnie żadnego wrażenia. Przepowiednie Nostradamusa to pikuś w porównaniu z tym, co może wykombinować moje dziecko, używając swoich małych, Bogu ducha winnych rączek. Aż strach pomyśleć, ile niebezpieczeństw czai się w przedmiotach codziennego użytku. Ale jeśli spodziewasz się, że będzie o zapałkach, nożach i młotkach to uprzedzam, że nie będzie. Mam taką prywatną listę pewniaków, które w duecie z małym dzieckiem grożą końcem świata. I jeszcze jednym, i następnym i…

Patyk – na pierwszy rzut oka przedmiot zupełnie neutralny. Nikomu nie wadzi, niczym się nie wyróżnia, nawet ładnie komponuje się z otoczeniem. Taaaa…akurat! W rękach dziecka to niebezpieczna BROŃ! Oj rodzicu, broń się broń! Zwłaszcza, kiedy to dziecko jest zaopatrzone w kałużę pierwszej jakości, taką wiesz, błotnistą, z domieszką kamyków i trawy. Wojna na śmierć i życie gwarantowana! Nastaw się na utytłanie, umorusanie i zhańbienie świeżym wywarem z gliny. W starciu tytanów (błoto-dziecko/dziecko-błoto) do największych ofiar należą: nowe spodenki „na niedzielę”, które kupiłaś mu zaledwie tydzień temu, jasna kurtka z kapturem, słodka, ładniutka, co miała starczyć na dwa sezony, ulubione buty, niestety bez funkcji „przeznaczone do uprawiania sportów ekstremalnych” i cała Ty, która siłą (argumentów ;)) musiałaś doprowadzić błotnistego potwora do domu. No koniec świata! A wyszliście tylko na grzeczny niedzielny spacer do pobliskiego parku…

Kluczyki do samochodu, którymi wcześniej interesowała się Twoja pociecha. Bawiła się nimi w najlepsze, do tego jak samodzieeeeelnie, jak spokoooojnie!!! Właśnie teraz bardzo, nawet cholernie bardzo ich potrzebujesz, bo za 15 minut masz umówioną wizytę u dentysty. Więc grzecznie pytasz: Matusiu, gdzie dałeś kluczyki do auta? (w myślach: Gadaj, bo wyślę Boba Budowniczego na wyspę Sodor, przywiążę go do torów i przejadę Tomkiem i wszystkimi przyjaciółmi na Twoich oczach!!!). Nie pamiętasz? Przecież bawiłeś się nimi przed chwilą (w myślach: O ty mały złośliwy bobku, wszystkie brzydkie wyrazy z przedszkola pamiętasz, a tego, gdzie podziałeś moje kluczyki to akurat nie?!!!). Więc zaczynasz szukać. Buszujesz po szufladach, sprawdzasz w butach, wyrzucasz na podłogę wszystkie kosze z zabawkami. Nie ma!!! (w myślach: Dupa, dupa, dupa blada!!!). Kiedy już masz w domu kompletny armagedon, z rozpędu sięgasz do swojej torebki i wiesz co? Są! Znalazły się kluczyki! Schowały się w bocznej kieszonce. Twoje zmyślne dziecko po prostu odłożyło je na miejsce, zaraz po zabawie. To dziwne… Zazwyczaj wrzuca je do mysiej dziury.

Papier toaletowy, który w przeciągu minuty może się zamienić w najdłuższy bandaż w dziejach ludzkości, przypadkiem porzucony przez egipską mumię w Twojej łazience, a po kolejnej minucie – w stertę pojedynczych listków, wirujących w powietrzu jakby po domu przeszedł huragan. Przy bardzo zwinnych rączkach spodziewaj się serpentyn i konfetti, idealnych na sylwestrową noc (za 10 miesięcy jak znalazł), pokrywających podłogi i dywany niczym puchaty śnieżek. Kiedy na to patrzysz czujesz niemal powiew mroźnego powietrza na swoich plecach, a pod nosem zaczynasz nucić „Mam tę mooooc. Mam tę…” a kuźwa właśnie nie masz tej mocy, bo taki obrazek odbiera moc lepiej niż kryptonit Supermanowi. Wszędzie biało, a Ty masz tylko jeden odkurzacz. Ale spójrz na sprawę pozytywnie – papier toaletowy mógł wpaść do muszli klozetowej… w całości. Wtedy to już naprawdę tylko płacz i zgrzytanie zębów.

Pieniążek – zwłaszcza lśniący nowością, o wysokim nominale, od 1zł w górę. W najlepszym razie zostaje wrzucony do kratki ściekowej (pa pa mały lodzie w McDonaldzie, pa pa popcornie). Pal licho, masz podobny w portfelu! Gorzej, jeśli Twoje dziecko pomyli go z czekoladowym pieniążkiem. Jeden wprawny ruch i moneta ląduje w buzi. Przechwycenie jej na tym etapie graniczy z cudem. Łapiesz gościa za nogi i wytrzepujesz jak sakiewkę, ewentualnie od razu pędzisz na ostry dyżur porzucając swój otwarty dom i gotujący się obiad. W poczekalni wcale nie jesteś odosobnionym przypadkiem. Są dwa złamane nosy, rozcięty podbródek, ucho z pestką w środku (no cóż, sama się tam nie wcisnęła) i granatowa śliwa niewiadomego pochodzenia na pięknym dziewczęcym czole. Cierpliwie czekasz, w przeciwieństwie do pociechy, której czekanie nie ma nic wspólnego z cierpliwością. Po dwóch godzinach odzyskujesz pieniążek. Trafia do Ciebie tą samą drogą, którą wpadł. Widocznie model z autopilotem. Po powrocie do domu okazuje się, że Twój obiad wygląda jak sztandarowy produkt śląskich kopalni, a smog to namiastka tego, czym przyjdzie Ci oddychać przez kolejny tydzień. Tyle wrażeń za jedną złotówkę nie kupisz nigdzie.

A teraz najlepsze – końce świata serwowane przez małe dzieci podobno nie dorównują tym, które swoim wymęczonym gaszeniem dziecięcych pożarów od kilkunastu lat rodzicom, potrafi zgotować MŁODZIEŻ. No… czyli CDN :)