Szczerze o największym problemie jaki mamy z Matim…

Szczerze o największym problemie jaki mamy z Matim…

Pewnie się wystraszyłaś, że Bakusiowej odbiło i nie ma już o czym pisać, więc postanowiła sprzedać prywatność swojego dziecka? :) Spokoooojnie, zanim w internecie ląduje jakakolwiek wzmianka o naszych dzieciach, zastanawiam się 10 razy, bo wiem, że tutaj nic nie ginie, to raz, a dwa… serio uważasz, że JA nie miałabym o czym pisać? :) Nie ma takiej opcji! Lista moich tematów do poruszenia przekroczyła ostatnio magiczne 3 cyfry! Przy tych moich 5 – 7 wpisach na miesiąc, tematów wystarczy na najbliższą dekadę :) No to o jaki problem może chodzić skoro jest z jednej strony największy a z drugiej, na tyle „normalny”, że tak otwarcie chcę o nim napisać? Ano… JEDZENIE!

Może „normalny” nie jest w tej sytuacji najbardziej trafnym określeniem, ale już „powszechny” chyba bardziej tu pasuje prawda? Bo z jednej strony, to, że jakaś matka skarży się na to, ze jej dziecko jadłoby najchętniej frytki maczane w czekoladzie popijając je wodą z cukrem, nie dziwi już nas zupełnie, prawda? Z drugiej jednak, to jest serio największy problem dzisiejszych czasów, bo przecież chwilę temu (TUTAJ) ustaliłyśmy już, że od tego co je nasze dziecko zależy np. jego odporność. Od tego czy pójdziemy na łatwiznę i damy dziecku do jedzenia to, co mało wartościowe, ale dla nasz szybkie i wygodne, zależy na przykład jego zdrowie psychiczne. Od tego czy dzisiaj, zje na trasie „kurczaczki” (które obok kurczaczków nawet nie stały) czy kanapkę z pełnoziarnistego chleba z sałatą i dobrej jakości szynką, zależy to, jaką będzie miał żonę w przyszłości i czy w ogóle będzie ją miał, bo być może jego otyłość sprawi, że zamknie się w sobie i straci poczucie własnej wartości, przez co nigdy nie wyjdzie ze swojego pokoju żyjąc w wirtualnej rzeczywistości zamiast w prawdziwym świecie. Przykład, który Ci teraz przytaczam to nie jest moja bujna wyobraźnia a prawdziwa historia mojego znajomego! Ma już 38 lat… a oprócz nich, stary komputer, 30 kilo nadwagi i … smutną minę. A wszystko dlatego, że na trasie jadał „kurczaczki” przegryzając je frytkami i popijając… napojem… a właściwie to gazowanym cukrem w postaci płynnej…

Według Światowej Organizacji Zdrowia, do 2025 ponad 70 milionów dzieci na całym świecie będzie cierpieć na otyłość. To może być w przyszłości problem także Twojego dziecka. Twojego, mojego… naszej wspólnej znajomej. W dzisiejszych czasach o otyłość bardzo łatwo. Z jednej strony, fatalne jakościowo jedzenie, naszprycowane chemią i cukrem, z drugiej coraz mniej czasu, na przykład na wspólne posiłki, które potrafią przecież działać cuda.

Otyłe dzieci nie będą miały siły na zabawę ze swoimi kolegami. Nie pobiegną za piłką, a jeśli już to zrobią to wolniej i bardziej niezdarnie, więc z automatu oberwie im się fajtłapami i ślamazarami. Stracą chęć do zabawy. Będą się czuły wykluczone przez rówieśników – przez otyłość.

Owszem, na taką sytuację wpływa nie tylko apetyt dziecka, ale też szereg innych czynników, takich jak indywidualne skłonności organizmu, coraz częściej dotykający dzieci stres oraz – co bardzo ważne – preferencje naszych dzieci, które od zdrowego jedzenia wolą takie, które po prostu dobrze wygląda, pachnie i smakuje. Wszyscy wiemy, jak trudno odmówić naszemu ukochanemu skarbuniowi, kiedy – zamiast brokułów czy porcji szpinaku – domaga się kawałka pizzy albo ulubionych, tłuściutkich frytek… Zdesperowany rodzic woli, żeby jego dziecko zjadło cokolwiek, niż z grymasem na twarzy odmawiało jedzenia w ogóle.

Nam udawało się bardzo długo. Kuuurczę! Jaka ja chodziłam dumne! Mati na początku jadł wszystko. Och jak on nam pięknie wcinał brokuły! Pił tylko wodę, a białego chleba po prostu nie znał. Ale poznał… w przedszkolu. A taki chlebuńcio jest fajniejszy bo mięciutki i słodszy niż ten ciemny co go mama podtyka. I żeby było jasne – ja nie mam do nikogo o to pretensji. Tak się w przedszkolach od zawsze jadło i tak się je. Z tą różnicą, że ten biały chlebek, 20 lat temu był zupełnie innych chlebkiem niż ten, który kupujemy teraz. Mogłam pomyśleć o tym, żeby wykupić mu jakąś dietę inną niż wszystkich dzieci, ale biedaczek czułby się wyobcowany. Później idzie do babci, a tam chwyta odruchowo za butelkę z wodą. Biała. Z bąbelkami. I słodka! Kurczę… babcia zapomniała schować oranżady. Dziecko chce jeść… czym tu zająć dziecko żeby mu to jedzenie zdążyć przygotować… może gofry zrobimy razem? A jak gofry to przecież profanować nie będziemy prawda? Śmietanka i cukier musi być :) A później jedzie do dziadzia. A dziadzio chce wnusia ugościć wiec dawaj naleśniczki na mące z pszenicy modyfikowanej, z twarożkiem, który chociaż „dla smaku” trzeba posłodzić, a do tego jogurcik, żeby było lekko. Truskawkowy. Z cukrem. Daj Bóg żeby z cukrem a nie syropem glukozowo-fruktozowym, który jest wypisany tak drobnym maczkiem, że czasem i mój sokoli wzrok nie jest w stanie go wychwycić.  I tak, powolutku, z niczyjej winy, bo ja naprawdę nie mam do nikogo żalu (chyba, że robi to wbrew moim wyraźnym zakazom) wszystkie te produkty i smaki, przed którymi chroniłaś swoje dziecko jak lwica, siłą rzeczy malec w końcu poznaje. I już nie chce ciemnego chlebka, tylko biały i już nie chce jogurtu naturalnego tylko smakowy. A popić najlepiej „słodką wodą z bąbelkami”…

Dziecko to naprawdę wytrawny gracz jeśli chodzi o bitwę o zdrowe odżywianie. Z takim rezolutnym 5-latkiem jak Mati, nie załatwisz już tematu mówiąc, że MA ZJEŚĆ CIEMNE PIECZYWO i koniec. Bo Ci będzie płakać, że go bolą dziąsła, że go pali język, że ten chlebek jest ostry i mu rozcina PODGNĘBIENIE. Biały nie rozcina. Jak mu powiesz, że przecież kiedyś jadł brokuły to Ci odpowie: „Ale to było jutro, a teraz mam 60 lat i już nie jem bo brokuły są tylko dla ogrodników bo wyglądają jak małe drzewa a ja ma za malutką buzię, żeby zjeść całe drzewo a jak zjem to pobrudzę zęby a przecież myłem zęby za trzynaście lat… itd” i teraz weź coś babo logicznego odpowiedz :)

 

Walczymy. Im starszy, tym trudniej, ale co zrobisz? Nawet jeśli w jakiś sposób „wybiega” i nie będzie widać po nim na zewnątrz, to po kilku latach, to co je, wyjdzie „od środka”. Jesteś tym co jesz. To jest święta prawda. I nie możemy tak po prostu skapitulować. Co więc oprócz ograniczania jedzenia słodyczy do okazyjnych wyjść na lody latem robimy?

Dajemy przykład

Przede wszystkim, jako pierwszy i najważniejszy przykład dla Matiego – sami jemy dobrze a wszystkie nasze grzeszki (kulinarne of course ;)) mają miejsce pod osłoną nocy, albo przynajmniej wtedy, kiedy Mati nas nie widzi. Nie wyobrażam sobie tłumaczenia dziecku, że powinno jeść brokuły, podczas gdy ja zajadam w tym czasie kapustę pekińską z kukurydzą i majonezem :) A pozostając w temacie brokułów… obejrzyj ten krótki filmik ;)

Aktualnie trwa ogólnoświatowa kampania Beko Eat Like A Pro. Akcja „Jedz jak mistrz” podejmuje ciężkie wyzwanie zachęcenia naszych dzieci do zdrowszego odżywiania się. Przy wsparciu drużyny piłkarskiej FC Barcelona Beko pokazuje, że zdrowe żywienie to nie droga pełna wyrzeczeń, a racjonalne i sprytne rozwiązanie powszechnego problemu. Rodzic łatwiej poradzi sobie z wybredną latoroślą, jeśli za wzór do naśladowania postawi jej któregoś z dobrze odżywiających się, wysportowanych idoli. Do tej roli ciężko o kogoś lepszego niż piłkarze FC Barcelony. Z pomocą dietetyków jednego z najbardziej utytułowanych zespołów piłkarskich na świecie powstały wspominane przepisy  (całość TUTAJ). A piłkarze FC Barcelony, dzielnie wspierają akcję biorąc udział na przykład w takich „megaprodukcjach”, które możesz pokazać swojemu młodemu piłkarzowi :) 

Piłkarze FC Barcelony wspierający akcję Beko to tylko przykład wzorów, które może chcieć naśladować Twoje dziecko. Strażakowe Pieski też przecież jedzą karmę z warzyw żeby mieć siłę do ratowania Pani Burmistrz prawda? Barbie ma takie piękne włosy bo je na obiad ryby, i taki piękny kolor skóry bo zajada się surówką z marchewką. A „Zobella” z pidżamersów myślisz, że dlaczego potrafi fruwać? Bo pije koktajl mocy przed snem! :)

Oszukujemy

Pamiętasz mój wpis o tym, że daję Matiemu frytki smażone na powietrzu mówiąc, że to takie same jak te, które jadł tata w samochodzie? :) Dalej kontynuujemy ten haniebny proceder :) Mati dostaje jogurt owocowy złożony z jogurtu naturalnego zmiksowanego z truskawkami, a jeśli są wybitnie kwaśne to z odrobiną miodu albo ksylitolu. Kotleciki „takie jak w przedszkolu” obtaczamy w panierce z cieciorki zamiast w tartej bułce. Budyń robimy z kaszy jaglanej zamiast z torebki. Naleśniki robimy z mieszanek mąki jaglanej, orkiszowej itd a „śmietankę” do niej z jogurtu naturalnego. W koktajlach przemycamy jarmuż i inne zieloności nie do zjedzenia (chociaż tu jest coraz ciężej, bo z wiekiem awersja do zielonego koloru ewidentnie u tego młodzieńca rośnie). No i jeszcze jedno oszukaństwo na poziomie pro, które polecam Ci wykorzystać, czyli: nasz domowy keczup przelewamy do butelek po takim kupnym :) A wiadomo, że to co z keczupem smakuje o niebo lepiej :) Lejemy więc keczup na wszystko. WSZYSTKO :)

TUTAJ znajdziesz masę fantastycznych „oszukańczych” przepisów. Na zdjęciach na przykład, możesz zobaczyć jak robimy najzdrowsze lody świata. TUTAJ przepis. Proste, szybkie, ale przede wszystkim ZDROWE! No i angażujące malucha, ale o tym już  kolejnym punkcie.

Angażujemy

Aktualnie wspólne gotowanie to ulubiona forma naszego „produktywnego” spędzania czasu. Stawiamy Matiemu krzesło przy blacie kuchennym i… dziecka nie ma :) Mati zdecydowanie przejął od Maćka gen kucharza. Robi sałatki, koktajle (TUTAJ masz masę przepisów na zdrowe koktajle), sorbety… obtacza kotlety w „bułce tartej” ;) Rysuje sobie buźki „keczupem” na kanapce z serem. Układa warstwy na burgerach z fasoli (przepis TUTAJ) komponując swoją własną kanapkę. Robi własne „słodyczowe kulki mocy”, które nie mają w sobie nawet odrobiny cukru (podobny przepis do naszego znajdziesz TUTAJ).

Wszystkie te trzy sposoby, czyli „lekkie naginanie rzeczywistości”, angażowanie dziecka i stawianie za przykład jego idoli, a przede wszystkim RODZICÓW to naprawdę potężna broń w walce z niejadkiem :) Albo może w sumie „jadkiem” tylko nie tego co potrzeba ;)

A Ty masz jakieś tajne sposoby, które możesz nam wszystkim sprzedać? Czekam na nie pod postem na FB… zróbmy tam sobie jedzeniowy brainstorm :)