Nie ma mnie i nie będzie…

Nie ma mnie i nie będzie…

Od pewnego czasu znikam. Jest mnie coraz mniej. We wszystkich sferach mojego życia. W końcu postanowiłam wyrwać światu trochę siebie… dla siebie. Pisałam Ci o tym… 2 tygodnie temu. Że się chilluję, że odpuszczam pisanie na blogu we wrześniu. Że muszę w końcu naładować akumulatory bo po kilkuletniej gonitwie padłam po prostu na twarz i nie mam siły na żaden kolejny ruch. Kiedy pisałam ten wpis, mój urlop trwał już 2 tygodnie. Właściwie to bardziej zwolnienie bo niespecjalnie ten postój planowałam. Byłam przekonana, że regeneracja potrwa maks kolejne 2 tygodnie i… do roboty. 2 tygodnie minęły i co? I nic. Dzisiaj nie jestem już przekonana do niczego. Nie mam pojęcia jak to dalej będzie. Znikam z kolejnych sfer mojego życia. Nie ma mnie i nie będzie…

Nie ma mnie i nie będzie dla ludzi…

…którzy próbują mnie w jakikolwiek sposób wykorzystać. Którzy odzywają się do mnie tylko wtedy, kiedy mają jakiś problem. Którzy zapraszają mnie na kawę bo mają w tym interes. Zawsze się ganiłam za takie myślenie o innych wiesz? Uważałam, że przesadzam, że nie mam dowodów, że POWINNAM najpierw sprawdzić, że przeczucia to zbyt mało. Głupia byłam wiesz? Przeczucia co do ludzi, ta taka pierwsza, błyskawiczna myśl to jest właśnie to. Wiesz na jakich znajomościach przejechałam się najbardziej? Na takich, w których pierwsze wrażenie o danej osobie miałam niespecjalne, a później się jednak przekonywałam i… oddawałam znajomości całą siebie. Po co? Po to, żeby raz za razem odbierać szkołę życia i uczyć się, że NIE MOŻNA TAK ŚLEPO UFAĆ LUDZIOM BEJBE :) Miksuję się ze znajomości (nawet takich z bliską rodziną), które nie są obustronne. W których liczy się tylko dobro tej drugiej strony, a Malwinka zawsze pomoże. Mam już gdzieś to pomaganie. Wysłuchiwanie żali. Martwienie się nocami za życie innych. Kilka dni temu odebrałam ostateczną szkołę. Zrobiło mi się bardzo przykro, ale przyjęłam tę sytuację ze zrozumieniem. Nie jestem na siebie zła za to, że tyle razy dałam się wykorzystać. Tak miało być żebym wreszcie zmądrzała.

Oczyszczając swoje życie z „tych” ludzi, w końcu znalazłam czas dla tych, którzy są dla mnie naprawdę wartościowi. Nareszcie mam czas na godzinną rozmowę telefoniczną z moją przyjaciółką, na weekendy w gronie rodziny i przyjaciół, z którymi naprawdę odpoczywam. Na babski wypad z koleżankami, z którymi znamy się jak łyse konie i zrywamy boki z tych samych beznadziejnych żartów. Nareszcie odpoczywam w towarzystwie tych, dla których jestem kimś więcej niż kołem ratunkowym.

blog-lifestyle

blog-lifestylowy rozowe-buty-sportowe

Nie ma mnie i nie będzie dla niedokończonych spraw…

…które generują straszliwy chaos w moim życiu. Czas zaoszczędzony na innych czynnościach chwilowo postanowiłam poświęcić na załatwienie tego, co gnębiło mnie każdego dnia i zakłócało podział dnia na pracę i odpoczynek. I tak na przykład, piętrzące się maile powoli przestają być moją zmorą. Zeszły piątek poświęciłam w całości na odpisanie na 200 zaległych wiadomości. Teraz już z górki :) Uruchomiłam też w głowie system „zjedz tę żabę” i wszystko co wpada nowe, załatwiam na gorąco, albo na gorąco zapisuję na listach, które aktualizują mi się automatycznie na komputerze stacjonarnym, na laptopie, tablecie, telefonie i uwaga… na telefonie Maćka :) Dzięki temu kontroluję nasze finanse, planuję kolejne inwestycje w dom, zapisuję pomysły dot. bloga. Wszystko widzi Maciek, którego w końcu postanowiłam zaangażować w pomoc nad „honorowymi” dla mnie do tej pory kwestiami. Szykuje się nareszcie wyprzedaż ciuszków bo sprawy wziął w swoje ręce mój ukochany mąż i zrobił przepiękne zdjęcia większości już ciuszków dzięki czemu liczę na to, że pozbędziemy się milionów zalegających bucików, kurtek, bluz i innych pierdół, które spokojnie wystarczyłyby do otworzenia dziecięcego lumpeksu :) Systematycznie pozbywamy się nadmiaru nagromadzonych rzeczy (szok… chyba staję się minimalistką), przybywa nam w międzyczasie… mebli :) Więc jakoś ten nieogarnięty do tej pory rozgardiasz, powoli zaczyna się kurczyć, dając nam   poczucie coraz większej przestrzeni i jakiegoś względnego ładu.

Wracając jeszcze do list naszych zadań… Poddałam się i część aktywności po prostu odłożyłam na bok. Wypisałam je wszystkie, ale uznałam, że jeśli dalej będę je tak ciągnęła po łebkach, nic z tego dobrego nie wyjdzie, dlatego sporą część planów rozłożyłam na kolejne 2 lata (nie pół roku, nie rok, ale w pełni świadome 2 lata, które jeszcze miesiąc temu chciałam załatwić do końca 2016) :) Odpuściłam. Ja odpuściłam, rozumiesz to? Czasem sama w to nie dowierzam, ale zaskakujące jest to, że w sytuacji, kiedy podejmujesz słuszną decyzję, to czujesz to całą sobą. Najpierw czujesz jak Twoja mentalność maniakalnego pracoholika krzyczy z przerażającej wizji ODPUSZCZENIA, a po chwili dociera do Ciebie spokojny ton Twojego rozsądku, który utwierdza Cię w przekonaniu, że to właśnie podążanie za jego głosem uczyni Cię prawdziwie wolnym człowiekiem.

slow-life

Nie ma mnie i nie będzie dla… dziecka…

…które będzie w tym czasie w przedszkolu ;) Niestety… Mati po 3 dniach w przedszkolu, znów zachorował. Angelika z ugotowani.tv, która jakiś czas temu przechodziła podobną traumę, pomogła mi niesamowicie, dając namiar na doskonałego specjalistę z Bełchatowa. Daleko, ale co tam. Po kilku bezsensownych wizytach u różnej maści laryngologów, którzy nie pomogli nam nic a nic, byliśmy gotowi pojechać nawet do Szczecina. Jednak dzień przed wyjazdem odezwała się moja mama, z kontaktem do prywatnej kliniki… w Warszawie. Nareszcie konkrety. Co prawda smutne, ale przynajmniej wiemy, że wszystko zmierza ku zakończeniu tej historii. 6 października czeka nas operacyjne usunięcie migdałka. Zalecenie lekarza jest takie: 6 października wycinamy, po 7 dniach przychodzimy na wizytę. Na wizycie będzie albo „okejka” albo „ban” dla przedszkola. Zazwyczaj jest okejka :) Miejmy więc nadzieję, że od połowy października, nasz przedszkolak w końcu nada życiu całej rodziny jakiś sensowny rytm. Nie wiem czy miałaś podobne przeżycia, ale rozmawiając z Angeliką utwierdziłam się w przekonaniu, że dziecko chorujące chronicznie od ponad roku, na serio może nieźle skomplikować sytuację i wcale nie jestem wyrodną matką stwierdzając, że „jestem już tym zmęczona” i „nic nie mogę zrobić” :)

Dzięki temu, że nie będzie mnie dla dziecka w czasie jego przygody z przedszkolem, będę wreszcie miała czas na pracę w 100% (już nie w 200, obiecuję i Tobie i sobie) :) w ciągu dnia. A to, da mi prawdziwie wolne wieczory dla niego, które aktualnie też mam wolne, ale kosztem wolnego od bloga… rozumiesz mnie?

okaidi new-balance-dzieciece

Nie da się robić wszystkiego na raz. Od blisko 3 lat zajmuję się dzieckiem, blogiem i naprzemiennie drugim etatem lub budową domu. O tym co było przed blogiem już nawet nie wspominam, przeczytaj sobie TUTAJ :) Blisko 10 lat zajęła mi pogoń za spokojem i dotarcie do miejsca, w którym rozłożyłam ręce i nareszcie uznałam, że tego SPOKOJU nigdy się nie dogoni. Kiedy biegniesz Twoje serce bije jak szalone. Nawet wtedy, kiedy się zatrzymasz. Potrzeba czasu na to, żeby się uspokoiło i zaczęło bić normalnym rytmem. Wyobraź sobie, że ja jeszcze miesiąc temu byłam w tej najgorszej fazie, w której nagle przestajesz biec. I nie możesz złapać tchu i czujesz, że się dusisz, że zaraz serce wyrwie Ci się z klatki. Teraz, jestem w momencie, w którym oparłam ręce na kolanach i zgięta w pół po prostu stoję. Stoję i próbuję złapać jakiś rytm oddechu. Ta najgorsza zadyszka już minęła… Jeszcze trochę i wszystko się wyrówna. I ruszę spokojnym, miarowym krokiem. Może i podbiegnę jeszcze kilka razy w życiu. Nie wiem. Wiem natomiast, że będę już wprawioną sprinterką. Do drugiej takiej zadyszki nie doprowadzę się już nigdy. I Tobie też życzę tego samego.

Mati:

Bluza – Okaidi

Spodnie – ZARA

Czapka – RE Kids

Buty – New Balance (tutaj)

Malwina:

Sweter – MOHITO (tutaj)

Spodenki – New Balance

Buty – New Balance (tutaj)

blog-matki