Na jedną kartę…

Na jedną kartę…

Ania próbowała złapać ostrość drzew, które migały jedno po drugim w szybie rozpędzonego auta. Widok zza okna nijak pasował do kołysanek sączących się z głośników rodzinnego Passata.

– Michał, zwolnij. Jedziesz za szybko. Zaraz się zrzygam!

– Aniu, przecież ja jadę tylko 110. Teren niezabudowany, nikogo na drodze. Wolniej już nie dam rady. – Michał westchnął znudzony i puścił oko do tylnego lusterka ustawionego tak, żeby widzieć buźkę małego Kubusia bawiącego się ładowarką samochodową.

Zimny dreszcz wstrząsnął ciałem Ani. Każdy zakręt, każde wyprzedzanie, każde skrzyżowanie bez sygnalizacji świetlnej budziło w niej to samo uczucie. Bała się. Tak bardzo się bała. Nie wiedziała skąd się ten lęk bierze. On po prostu był.

„Wyluzuj kobieto. Zajmij się czymś innym. Myśl o Waszym nowym domu. Myśl o wiośnie. Myśl o tym, że za kilka miesięcy będziesz biegała za Kubusiem po trawie. Do maja powinien zacząć chodzić. Akurat skończymy remont. A może kupimy mu basen! Taki wielki, dmuchany basen! Ale będzie miał frajdę. Będzie pięknie…” – Anka próbowała zająć swoje myśli czymś pozytywnym. Odwróciła się do Kubusia. Zdążył już zasnąć z kablem od ładowarki w różowych usteczkach. Wyglądał uroczo. Gdyby mogła, zjadłaby go. Tak bardzo go kochała. Delikatnym ruchem zamieniła ładowarkę na smoczek, pogładziła pulchną rączkę synka i odwróciła się z powrotem.

Michał zdecydowanie wyjechał zza Fiata w kolorze wozu strażackiego. Kierunek, redukcja, gaz, lewy pas, kierunek, prawy pas, piątka… Wszystkie czynności wykonane perfekcyjnie, bez najmniejszego wahania. Oddech Ani, po krótkim spięciu, zaczął znów dostosowywać się do delikatnego rytmu „Z popielnika na Wojtusia” – ulubiona kołysanka całej trójki. Kubik nawet przez sen uśmiecha się na dźwięk głosu Grzegorza Turnaua. Zawsze w tym samym momencie… Zawsze.

Nagle, wzrok Ani koncentruje się na dojeżdżającym do skrzyżowania z prawej strony, sportowym Audi.

– Michał, hamuj! on w nas przywali!

– Ania, przecież mamy pierwszeństwo… Kuuuuurrrr*****aaa!!!

***

Czarne Audi i Passat stoją zmiażdżone wzajemnie swoją masą. Nad maską samochodu Ani i Michała unosi się biały dym. Zza dymu wyłaniają się nerwowo mrugające światła policyjnych kogutów. Nikt się nie rusza, nikt nie oddycha, nikt nie krzyczy. Cisza. Złowieszcza cisza, z której powoli wydobywa się płacz dziecka. Płacz jest coraz głośniejszy, coraz bardziej rozpaczliwy, coraz bardziej samotny… Ten płacz nie ustaje. Nigdy nie ustanie. Bo z donośnego płaczu wystraszonego niemowlęcia stanie się niemym, sierocym płaczem. Płaczem, który w sercu tego dziecka pozostanie na zawsze. Tylko dlatego, że „przecież mamy pierwszeństwo” czasem nie wystarczy…

***

Jazda samochodem jest jak gra. To, że Ty stosujesz się do zasad nie oznacza, że zrobią tak wszyscy.

Postawisz los Twojego dziecka na jedną kartę?