To tutaj powstaje blog!

To tutaj powstaje blog!

Ten gabinet jest zdecydowanie inny niż wszystkie. Niby bazuje w większości na standardowych meblach IKEA, ale podążając za ideą #poswojemu, urządziłam go tak, że trafi tylko w gusta dziewczyn, które urodziły się 10 września 1987 roku, mają 165 w kapeluszu i są tak samo różowe umysłowo jak ja. I wcale się tym stwierdzeniem nie umniejszam! Po prostu nie wyobrażałam sobie innej kolorystyki w gabinecie niż biel+róż+złoto+srebro. W takich kolorach tworzy mi się najlepiej.  W tym pomieszczeniu spędzam minimum 8 godzin w ciągu dnia. Nic więc dziwnego, że chłopaki mówią, że jest to MÓJ gabinet. Na początku trochę się bulwersowałam, bo w końcu mieliśmy tu pracować z Maćkiem obydwoje, ale kiedy okazało się, że Maciek ma zupełnie inną wizję, w celu uniknięcia kłótni, podzieliliśmy się sprawiedliwie pomieszczeniami w domu. Mój – gabinet, Maćka – … garaż :) I to i to na G, a ja obiecałam, że w garażu nie będę chłopu różowych fruwajek w oknach wieszać więc się zgodził.

 

Według pierwotnego planu, gabinet miał być zrobiony już po wszystkich meblach w domu. Taki na wymiar, z półeczkami pod sufit i narożnym biurkiem. Niestety na ostateczną zabudowę czeka jeszcze sypialnia, salon i kilka „zakamarków strategicznych” a większość kartonów wypełniały moje książki, więc postanowiliśmy zrobić dla nich miejsce a tym samym umożliwić mi pracę w normalnych warunkach. I to była jedna z lepszych decyzji jaką podjęliśmy. Za grosze (dosłownie grosze) kupiliśmy białe regały z nadstawkami w IKEA, złączyliśmy ze sobą dwa biurka modułowe (linki podaję niżej) i tak, w ciągu jednego dnia, składownia na kartony stała się moim wymarzonym gabinetem. Właściwie to łatwiej mi będzie wymienić to, czego nie mam tutaj z IKEA, bo gabinet może właściwie posłużyć za zdjęcia katalogowe :) Kupiłam tylko białe krzesło dla „pracownika” na allegro, drewniane skrzynie na pamiątki w Castoramie, które pomalowaliśmy na biały, srebrny i złoty kolor i zmieniłam uchwyty na porcelanowe, różowe ofc. A na podłodze leży dywan od Cottonove love, O TEN DOKŁADNIE.

Z czego złożyliśmy nasz gabinet? Ano z:

tych regałów | tych nadstawek | tych półek | tych frontów do nich | tej szafeczki | i biurek modułowych złożonych z | tych blatów | tych nóżek | tej komody |

rozowy-bialy-gabinet-ikea-26

rozowy-bialy-gabinet-ikea-2 rozowy-bialy-gabinet-ikea-3

„Duchowa ściana”

Ramki na ścianie to też IKEA :) Tylko pomalowana na srebrno i złoto, żeby mi wszystko ze sobą współgrało. Zaczęłam od dużego plakatu LIFE IS A JOURNEY, NOT A DESTINATION z dekornika (o tutaj)a resztę kupiłam na stockach graficznych i wydrukowałam w drukarni. Właściwie to patrząc na tę ścianę, masz przekrój mojego wewnętrznego „ja”…

Be the change, you wish to see in the world.

The best things in life are not things.

Pray more – worry less.

She believed she could, so she did…

To ja. 100% mnie. Dlatego właśnie częściej jest tutaj pozytywnie niż negatywnie. Bo ja, żyjąc według tych zasad, jestem po prostu szczęśliwa. A jeśli człowiek jest tak po prostu szczęśliwy to płyną z jego serca same pozytywne emocje. Inaczej się nie da. Próbowałam ;) Maciek, kiedy zobaczył te hasła na ścianie powiedział, że to najbardziej uduchowiona ściana w całym domu. No gość ma rację :) Nie można się nie zgodzić. I to właśnie cała tajemnica pozytywnego Bakusiowa :) Kilka liter na ścianie ;)

rozowy-bialy-gabinet-ikea-1 rozowy-bialy-gabinet-ikea-11 rozowy-bialy-gabinet-ikea-12 rozowy-bialy-gabinet-ikea-13 rozowy-bialy-gabinet-ikea-17

Maszyna

Gabinet, to miejsce, w które jak dotąd, włożyłam najwięcej serca i spędziłam nad wyszukiwaniem konkretnych gadżetów masę czasu. Uparłam się na przykład na starą maszynę do pisania. Obowiązkowo musiała być sprawna i koniecznie z polskimi znakami. Przekopałam w jej poszukiwaniu cały świat. No może z tym całym światem to przesadzam, ale wszechświat zdecydowanie! Jeeeeny! Wszystkie maszyny z niemieckimi znakami. Oczywiście niemieckiej produkcji. A ja, pomimo tego, że ksenofobem nie jestem, kupując maszynę z czasów drugiej wojny światowej, niespecjalnie miałam ochotę na niemiecką produkcję. Po 3 miesiącach poszukiwań znalazłam perełkę. Amerykański Underwood, stworzony specjalnie na Warszawę. Co prawda jakiś „gerlach” tam się przewija na przodzie, ale tego już nie unikniesz… w końcu według zamysłu kilku mądrych głów, mieliśmy dzisiaj komunikować się w języku niemieckim. A ja to właściwie w rosyjskim, bo ja stacjonuję po prawej stronie Wisły od urodzenia. No, aleeeee jest maszyna. Kocham ją i uwielbiam… wycierać z niej kurz :)

rozowy-bialy-gabinet-ikea-20

rozowy-bialy-gabinet-ikea-18

rozowy-bialy-gabinet-ikea-7 rozowy-bialy-gabinet-ikea-19 rozowy-bialy-gabinet-ikea-8 rozowy-bialy-gabinet-ikea-16 rozowy-bialy-gabinet-ikea-23 rozowy-bialy-gabinet-ikea-28

Książki

Książki mamy w całym domu. 24, które czytam na raz, przed położeniem się spać. 6 kartonów niewypakowanych jeszcze, moich perełek z Ryk i od niedawna, 3 kosmicznie ciężkie torby, z wiekowymi książkami, z domu Maćka, które czytał jeszcze jego ukochany dziadek. Gdyby czytanie książek podkręcało metabolizm, chodziłabym sucha jak patyk. Czytałam jako dziecko, nastolatka, studentka i teraz… jako stara baba :) Oczywiście zawsze nie to co trzeba, bo nie lubię jak mi ktoś narzuca co mam czytać w danym momencie, więc lektury szkolne połknęłam w całości może ze 3. Janko Muzykant, Antek i … no to może jednak dwie :) Za to pamietam jak podczas jednych wakacji, pochłonęłam całą serię Ani z Zielonego Wzgórza i płakałam biorąc do rąk ostatnią część, bo wiedziałam, że autorka już nie żyje i raczej się nie doczekam kolejnej części bo jej się coś jednak odmieni.

Przez moją chorobę książkową prawdopodobnie czytasz ten blog, bo podejrzewam, że to moje zamiłowanie do pisania (i do maszyn z polskimi znakami, z USA a nie z Niemiec) to właśnie efekt pochłonięcia kilku ton makulatury przez dotychczasowe życie. Ja nawet na podstawie książek stwierdzam, że jestem już zmęczona i pora się wyspać, bo kiedy nie mam siły na czytanie książek kładąc się spać o 3 w nocy, włącza mi się złość na samą siebie, że doprowadziłam się do stanu, w którym NIE MAM SIŁY CZYTAĆ. Wiem… nie dość, że psychicznie różowa to jeszcze psychicznie książkowa… Ale mam cichą nadzieję, że skoro tu jesteś, to może chociaż troszkę to moje skrzywienie rozumiesz i kiedyś spotkamy się w jakimś wariatkowie na wspólnym czytaniu… Ani z Zielonego Wzgórza ;)

rozowy-bialy-gabinet-ikea-5 rozowy-bialy-gabinet-ikea-30

Detale

Te dwie przytulone panie w ramkach to nie są moje siostry :) Czekam na zdjęcia w dużej rozdzielczości od Moni (z TEJ sesji) i obwieszę nimi całą chałupę. Jak widać, mam też sporo papierów, które wiecznie piętrzą się w niebezpiecznie powyginanych stosach i zastanawiam się nad włożeniem do jednej z półek takich fajnych przegródek, w których będę mogła je jakoś segregować. Trochę mi tu Maciek bałagani, bo przez to, że podzieliliśmy się przestrzenią na „g” w domu, wszystkie papiery dotyczące opłat, umów i innych rzeczy, którymi ja się zupełnie nie zajmuję, trafiają na biurko, a ja, nigdy nie wiem czy mogę to już schować, czy jeszcze nie, więc uznaję, że bezpieczniej będzie położyć je „na wierzchu” i takie właśnie „nawierzchy” widzisz na dole obok segregatorów, ponad pudełkami (też z papierami) i zaraz Ci jeszcze pokażę biurko z bliska, a tam wisi sobie taka półeczka (też z IKEA), która od ciężaru „nawierzchów” prawie przewraca dom.

No, ale papery to zdecydowanie nie jest detal pełniący inną funkcję od rozpraszającej. W tym akapicie chciałam się skupić na detalach przyjemnych dla oka, czyli na tym, co stoi na przykład na biurku. Przenośny retro głośnik znasz już z wpisu o łazience (TUTAJ), ananasy też. Kupiłam je w hurtowej ilości, bo tak bardzo mi się podobają :) Ten świecznik, też jest z HM home, ale na pewno, Twoją uwagę przykuła lampeczka z  moim pół-autorskim hasłem „But first – KAWUSIA”. Tak dokładnie, to to się nazywa LightBox i możesz kupić taką lampeczkę np. TUTAJ. Jest idealna i do pokoju dziecięcego i do sypialni, i do… kuchni. No wszędzie! Bo wszędzie możesz sobie na niej napisać, co tylko zechcesz i to będzie takie TWOJE <3 Ta lampka to był ostatni element, który dopełnił całość gabinetu.

Zobaczysz poniżej: tę lampkę | tę świeczkę – ananasa | ten świecznik | ten organizer | i wszędzie na parapetach te osłonki na doniczki.

rozowy-bialy-gabinet-ikea-15 rozowy-bialy-gabinet-ikea-21

rozowy-bialy-gabinet-ikea-14

 

 

 

rozowy-bialy-gabinet-ikea-24 rozowy-bialy-gabinet-ikea-9 rozowy-bialy-gabinet-ikea-10

Tu powstaje Bakusiowo

No… tak więc, od dzisiaj, podczas czytania wpisów, wyobrażaj sobie mnie na tym plecionym fotelu (jeśli Ci powiem, że to IKEA to bardzo się zdziwisz?) :) Od roku, właśnie tutaj spędzam największą część mojego życia. Słodkie to moje więzienie prawda? Często odwiedza mnie tu Mati i siada like a boss, na krześle „pracownika” informując mnie, że przyszedł popracować i w tej chwili mam mu włączyć na tablecie kalkulator i on będzie na nim „pisał bloga”. Mam nadzieję, że za kilkadziesiąt lat, kiedy my już się wyprowadzimy nad jakieś jezioro, do kompletnego buszu, moje dziecko stworzy w tym pokoju coś tak wyjątkowego jak to miejsce. Niech sobie przestawia jak chce, niech zdejmuje różowe zasłonki (z resztą mi pewnie przejdzie do tego czasu moje #thinkpink też), ale w tym pomieszczeniu są tak pozytywne fluidy, że nie da się tu bezczynnie scrollować fejsa. Tu się pracuje. Z PRZYJEMNOŚCIĄ <3

rozowy-bialy-gabinet-ikea-2