Mati jest na etapie zachcianek na wszystko. Piękne jest wszystko. Przydatne jest wszystko. Potrzebne też, według niego jest wszystko :) I jak większość jego wymysłów niestety zmuszona jestem killować z miejsca, bo są to albo słodycze, albo najgorszy szajs jaki jest w zasięgu wzroku. Tak… moje dziecko ma w oczach wykrywacz tego, co niezdrowe i badziewne :) Choooociaż, zdarzają się wyjątki. Jednym z nich są…
Książeczki <3 Nie pamiętam sytuacji, w której odmówiłabym Matiemu kupna książeczki. Już w ciąży robiłam zapasy książkowe porównywalne z ilością ubranek. Ubranek w większości nie użyłam, bo Mati postanowił urodzić się o rozmiar większy, za to książeczki przerobiliśmy każdą z osobna na 10 tysięcy sposobów.
Czytanie i pisanie wydaje nam się takie naturalne. Takie oczywiste. Niestety to wcale nie jest taka prosta sprawa! Znam wiele osób, dla których sklecenie głupiego maila czy życzeń na kartce dołączanej do koperty dla Państwa Młodych to wielkie wyzwanie. I jeszcze jak w kopercie, wrażenie pozostawia się i tak banknotami, tak jeśli chodzi o maile w pracy, nieumiejętność wysławiania się wpływa istotnie na karierę zawodową, a w rezultacie na całe życie. No niestety tak jest… Ba! Znam takich, co to z pisania się utrzymują! Czekaj, czekaj, kogo by tu Ci dać za przykład… kogoś kogo znasz… hmm… JA? ;) Umiejętność sklecania w miarę sensownych zdań pomagała mi i w szkole i w pracy, a ostatecznie okazało się, że stała się głównym sposobem na moje życie. A kiedy dostaję pytanie o to, jak się nauczyłam pisać, odpowiadam zawsze tak samo: czytając książki i pisząc… wypracowania w szkole :) Kiedy nasza Pani Kasia zadawała nam wypracowania, wyłączałam się na tydzień z prowadzonych lekcji i… pisałam wypracowania :) Właściwie to zostało mi to do dzisiaj ;)
W dzisiejszych czasach zapisujemy dzieci już od małego na miliony kursów. Wymyślamy na potęgę. I spoko. Ja jestem absolutnie za tym. Jedyne na co chciałabym zwrócić Twoją uwagę (pewnie nie muszę, bo wydaje mi się, że już fakt tego, że czytasz ten wpis świadczy o tym, że jesteś z tych „piśmiennych”), to to, żebyś nie zapominała w tym wszystkim, o podstawach. O nauce pisania i czytania. Dwie proste umiejętności, tak powszechne, że często sprowadzane do mniej ważnych, a moim skromnym zdaniem, na upartego, można by w szkołach uczyć tylko pisania, czytania i liczenia, a resztę pozostawić dziecięcej ciekawości. Może kiedyś doczekam się takiego eksperymentu :)
No, ale wracając do wydawania hajsu, to chciałam Ci dzisiaj pokazać coś fajnego. Książeczkę w częściach, periodyk do kolekcjonowania – ABECADŁO. Można je kupić co 2 tygodnie w kioskach, albo zaprenumerować całość TUTAJ. Każdy kolejny numer, czyli kolejna litera alfabetu jest dostępny przez 28. Kosztuje grosze, a dzięki temu, że dziecko nie może mieć od razu wszystkich części, z założenia wywołuje większe zainteresowanie. Wiesz jak to działa prawda? :) Coś jak kolejny odcinek „Przyjaciółek”, albo „Drugiej Szansy” ;) Tu mamy do czynienia z pozytywnym przykładem efektu ograniczonej dostępności :) Do każdego numeru dołączane są kolejne karty Memory i Piotruś, a w środku, oprócz ćwiczeń rączki, mamy jeszcze uwielbiane przez mojego Matiego (i pewnie każde dziecko na tym globie) – NAKLEJKI :)
Zobacz sobie jak to wygląda TUTAJ i na poniższych zdjęciach z naszym niezastąpionym modelem :) Tym razem sesja powstała tak, jak sobie zażyczył Panicz :) Każde ujęcie było robione pod jego dyktando. Doceń Pączkowy artyzm :) Rośnie nam chyba kolejny bloger ;)
W dzisiejszych czasach zapisujemy dzieci już od małego na miliony kursów. Wymyślamy na potęgę. I spoko. Ja jestem absolutnie za tym.
………….
Dla mnie to straszne, jak teraz wygląda życie małych dzieci już od przedszkola. Najpierw budzenie z rana i pęd do przedszkola/szkoły, potem dziecko spędza tam co najmniej 5 godzin, a niektóre nawet 10 (od otwarcia do zamknięcia placówki), potem rodzic zawozi dziecko codziennie na inne zajęcia pozaprzedszkolne typu angielski, taniec, balet, karate, pływaie, mimo że w przedszkolu dziecko również uczestniczy w zajęciach rozwijających. Powrót do domu późnym wieczorem, jakaś kolacja, myć się i spać. I ja pytam, co dziecko ma z dzieciństwa? Kto je wychowuje? Rodzice czy przedszkolanka i trener? Nie rozumiem tego pędu za tym, aby dzieci spełniały wszystkie marzenia swoich rodziców. O wiele szczęśliwsze i zdrowsze są dzieci, które są z rodzicami, a zajęcia dodatkowe wybiorą sobie w szkole i będą to 1 zajęcia, którym dziecko poświęci się z pasją, a nie 5 różnych każde inne na każdy dzień tygodnia, a za 2-3 lata jak nie szybciej i tak przestanie na nie chodzić. To naprawdę przykre jak wygląda dzieciństwo dzisiejszych dzieci. Lepiej żyć skromniej, ale aby dziecko było z rodzicami, jadło posiłki przygotowane przez mamę, a nie wątpliwej jakości cateringi w przedszkolach (w dużym mieście jeszcze można znależć przedszkole pod kątem żwynościowym, w małych miastach nagminne jest karmienie dzieci słodzonymi kaszkami czy też płatkami kukurydzianymi na śniadanie i klopsami z mięsa gramażeryjnego na obiad), aby to rodzice organizowali dziecku czas w domu, aby bawiło się z dziećmi sąsiadów w klasy na podwórku. Rodzice tracą najcenniejsze chwile z dziećmi na własne życzenie. Wiem co mówię, bo akurat „siedzę w tym” i widzę udręczone i zmęczone twarze dzieci codziennie, pędzących po nie rodziców, „bo trzeba zdążyć na basen, taniec, angioelski”. To naprawdę przykre. Nie rozumiem takich ludzi, po co oni w ogóle mają dzieci.
Ej fajne To dla mojego Pierwszaka ;)
Jeśli zadasz dziecku w wieku szkolnym pytanie „Po co się uczysz?” w większości przypadków usłyszysz odpowiedz „Aby dostać piątkę!”. Smutna prawda, że dziecko zamiast iść do szkoły po nową wiedzę idzie po cyfrę w dzienniku. Kilka dni temu kupiłam Natalii zestaw drewnianych literek. W zabawie zaznajamiałam z ich kształtem. Minęło nie więcej niż pięć dni aby zapamiętała kształty i poprawnie nazywała każdą z nich. Naturalnie i bez przymusu.