Dziecku wolno wszystko! Robi to, na co ma w danej chwili ochotę i to, czego rodzice nie chcą żeby robiło. Dziecko ma głęboko w pośladkach „co ludzie pomyślą” i „co ludzie powiedzą”. Dziecko jak chce sobie krzyknąć to sobie krzyknie, jak chce się skasztanić pośrodku gigantycznej kolejki w markecie to się skasztani, jak chce sobie pierdnąć to sobie pierdnie i jeszcze się spojrzy zaraz po tym prosto w oczy z triumfującym uśmieszkiem czekając na oklaski. Oh wait, to akurat spotyka się również wśród dorosłych osobników płci męskiej no ale oni są podobno dużymi dziećmi więc wszystko się zgadza.
Zazdroszczę mojemu dziecku. Tak bardzo mu zazdroszczę! Nie mam czego? Podam Wam 5 przykładów:
1. Noszenie na rękach. Ooooch, kiedy to mnie mąż ostatni raz nosił na rękach! A tak mi obiecywał na zaręczynach, tak miał mnie nosić wszędzie! No dobra… przed ślubem miałam talię jak osa a teraz przyznaję – bliżej mi do bąka, ale ja nic nie obiecywałam!
2. Drzemki w ciągu dnia. Jakież to paradoksalne, że mając 4 lata na widok leżaka w przedszkolu przechodziły mnie ciarki a teraz wystarczy mi byle kawałek podłogi i mogę spać, spać i spać. A wiecie jak lubię najbardziej? Przy telewizorze, na początku filmu, wtedy ten lektor tak pięknie brzmi w uszach. No ale niestety – life is brutal. Moja miłość do leżakowania nie zgrała się czasowo z planami życiowymi i w czasie, kiedy mogłabym sobie ucinać drzemkę, ja tyram w korpo. Kocham Cię życie…
3. Siedzenie na szafkach kuchennych. Mam taką smutną historię, która pozostała w mojej pamięci. Kiedy miałam 4 latka babcia sadzała mnie na szafkach kuchennych. Obok szafek było okno, za oknem drzewo, którego liście tak uspokajająco się bujały. I tak sobie patrzyłam na te liście zahipnotyzowana a kiedy mi się to nudziło zaglądałam do szafek. A w szafkach były skaaarby! Masa korków plastikowych i nakrętek od słoików. Kochałam tam siedzieć i się nimi bawić. Któregoś dnia wstałam jak co rano, szybki makijaż i te sprawy, biegnę do kuchni na moje stanowisko pracy a tam… mój brat! (o ten) a obok niego babcia – zdrajczyni! Nigdy nie zapomnę wzroku babci wbitego we mnie z wysokości (wtedy to było dla mnie ze 30 metrów) i dźwięku wypowiadanych przez nią słów: „Ty jesteś już za duża na siedzenie na szafkach kuchennych.” O matko, kończę o tym pisać bo zaraz się popłaczę. Wróćmy do tego, czego zazdroszczę mojemu dziecku.
4. Bezkarne tańczenie do Pięknych i Młodych i Weekendu. Na dodatek nierytmiczne! Nie mówiłam Wam jeszcze, ale mój mąż jest starym tancerzem. Wie co to fokstrot i rumba i z czym to się je a tyłkiem kręci lepiej niż Shakira. I co ja mam począć biedna, jak ja się wychowałam na szuraniu na sztachetówach i kasetach Boysów? Jak tu się wyżyć artystycznie przy disco polo skoro hrabiego od razu głowa od tej muzyki boli? Ale małemu hrabiątku akurat wolno dawać pokaz freestyle. I muzyka tacie nie przeszkadza i może tańczyć na dwa a nie na trzy i nikt mu wyrzutów nie robi!
5. Słodkie krągłości to coś, co zostawiłam sobie na koniec. To jest to, czego zazdroszczę mojemu Pączkowi najbardziej. A dokładnie tego, że im krąglejsze to stworzenie tym ładniej wygląda. Tego zazdroszczę właściwie wszystkim dzieciom. Że brzuszki jak piłeczki, odstające pupeczki i buzie jak od cyrkla dodają im jeszcze większego uroku. Moja facjata kształtem również bardziej przypomina księżyc w pełni aniżeli owal doskonały, ale dziwnym trafem jeszcze nikt nie zachwycał się moimi pulchnymi policzkami.
Swoją listę zakończę na 5 punktach ponieważ tym razem, chciałabym żebyście Wy pomogły mi ją dokończyć. Zazdrościcie swoim dzieciom? :)
Wybacz….nie umiem wybrać! Kocham go na każdym zdjęciu ❤❤❤❤❤
Bezkarnego paćkania się podczas jedzenia i braku konieczności sprzątania po jego zakończeniu ;)
5 i 7 :-)
A ja zazdroszczę tego, że podają jedzenie. Dzieć nigdy nie musi się martwić co by tu na obiad… Po prostu ma go przed sobą. Jak ja bym chciała mieć ten obiad codziennie przed sobą, nie ruszając garów. :-)
A poza tym, zazdroszczę tej wiecznej energii ;-) krótka drzemka (dwie po ok 30min) i 10 mies dzieć jest gotowy na wszystko! :-)
5 <3
o jaaa! Drzemki <3 chyba najbardziej. Moim pkt nr 6 jest to, że jedzenie "robi się samo" ;) wiadomo, że zrobione przez kogoś innego niż ja sama smakuje najlepiej :)
Ojjj ja zazdroszczę, tak bym chciała, żeby mnie ktoś wymył w cieplutkiej wodzie, umył mi głowę, ząbki, potem wysmarował, rozczesał włoski, ubrał piżamkę i do snu utulił, żebym codziennie rano była ubierana w idealnie dobrane do siebie ciuszki (tak, nie byłoby 'nie mam się w co ubrać’), żeby mnie tak ktoś karmił, robił piciu i podawał idealnie ciepły obiadek.
A, że jestem potworny zmarźluch to w zimie sama mam chęć wleźć do wózka, ubrać kombinezon, otulić się śpiworkiem i powiedzieć dzieciom, żeby mnie w tym wózku wiozły, o!
Fajnie im :)
Cudeńko małe :)
Ja to chyba zazdroszczę tej radości. Ze wszystkiego:)
A ja zazdrosze beztroski, braku problemow( chodz swoje klopoty miewaja) i tego zjaka determinaxja walcza o to czego akurat w tej chwili zechce:) ojj jak ja bym tak miala to swiat u mych stpo;)
Ja zazdroszczę wożenia w wózku! Rety ile razy ja się chciałam do swojego dziecka dokoptować do śpiworka…
ej, w skórce od pomarańczy jest mnóstwo chemii, stara ględa moze jestem ale na Twoim miejscu bym dziecku dawała juz obrana pomarańcze, sorki za offtopa..
My wyparzamy cytrusy:) A skórka była wyrwana w miejscu niewidocznym na zdjęciu. Mati gryzł sobie „środek” :) Luuuuzzzz, żadna z Ciebie ględa :)
Ja już małym dzieckiem nie jestem, ale na szafkach (blacie) w kuchni wciąż siadam :)
Ja zazdroszczę niezliczonych pokładów energii. Ile bym dała żeby tak biegać, skakać, tańczyć i wcale się nie męczyć ;) No i przede wszystkim małe dzieci nie mają tyle zmartwień co dorośli – aach, wróciłoby się do tych beztroskich czasów :)
Tej radości jaką daje kąpiel we wszelkiego rodzaju wodzie, w wannie, brodziku, basenie, jeziorze, morzu …
Kiedyś 3 godziny się moczyłam (nie, nie pływałam) fikołki, nurki i inne wodne akrobacje wyczyniałam. Nawet skora jak u rodzynka mi nie przeszkadzała. A teraz, brrr za zimna, och moja fryzura, nieee! wyglądam jak wieloryb. Widzę jednak, że ten mały klon własnego ojca lgnie nawet do kałuży, miska psa z wodą w domu nie jest bezpieczna i myślę wtedy, że może jest i nadzieja i dla mnie, na powrót tej radości z wodowania. Bo dzieci to najlepsza wymówka by znów poczuć się dzieckiem :)
Czego ja zazdroszczę? Ze ma obiad podany do stołu i jeszcze może pogrymasic że mu nie smakuje :)