Jak nie zwariować z dziećmi – moje 3 święte zasady?

Jak nie zwariować z dziećmi – moje 3 święte zasady?

Masz czasami wrażenie, że w połowie dnia twoja irytacja mogłaby zasilić lot w kosmos? Kilka sekund i jesteś na orbicie? Trzeba koniecznie o tym poinformować Elona Muska, bo niekiedy matki osiągają taki stan, że można by go zamienić w napęd dalekonośnego wystrzału. Norrrrmalnie byłby szybszy od światła!

Albo wręcz przeciwnie. Pod koniec dnia zasypiasz padnięta w ubraniu na kanapie? Wstajesz rano i masz wrażenie, że każdy dzień jest taki sam? Typowy dzień świstaka: wsuwasz te same papcie, ta sama kuchnia, ta sama kawa, zimna kawa, te same kanapki do szkoły mozolnie zawijane i upychane do tych samych śniadaniówek, te same dzieci (hehe), które znowu nie chcą zjeść śniadania, te same problemy, te same czynności? No kurza twarz! Jak w więzieniu normalne! Z tym, że tam lepiej, bo nie trzeba gotować. Tak przypuszczam :)

No i co tu teraz zrobić, żeby nie zwariować? Powiem Ci co robię ja… a wiesz, że cierpię na permanentny lockdown i homeoffice od 5 lat więc przepracowane mam to na sobie :)

Wysypiam się!

Wiesz, że najbardziej skuteczną torturą stosowaną przez służby jest utrzymywanie więźnia w stanie permanentnego niewyspania? A pokaż Ty mje wyspaną matkę? A poziom irytacji takiej niewyspanej kobiciny wzrasta proporcjonalnie do każdej minuty spędzonej z dziećmi i należy go pomnożyć przez liczbę posiadanych dzieci. Jeśli masz jedno dziecko, to pół biedy, przy dwójce osiągamy już niezłe przyśpieszenie, a przy większej ilości…. radzę zaopatrzyć się w banku rezerw cierpliwości, inaczej możliwe, że będziesz musiała ogłosić stan nadzwyczajny, lub włączyć do pomocy wojska terytorialne w postaci mamusi (daj Boże Twojej) :P

Tak więc droga mamo, choćby skały… kupciały – wysypiamy się! Jak to działa u mnie?

Po pierwsze regularność snu. U mnie i dzieciaków. Nie ulegam namowom młodych ludzi, że jeszcze jedna bajeczka, że jeszcze jeszcze pogilaj po pleckach bla, bla. Kolacja, kąpanie, książeczka, siku, woda, siku… spanie. Potem mam czas dla siebie. Czyli czas na SEN :) Przy opornych egzemplarzach polecam rozładować im baterie… czyli aktywnie wybiegać je przed snem. Jak to mawiała moja babcia, dobre dzieci, to zmęczone dzieci.

Bardzo ważna jest jakość snu. Wiem coś o tym, bo nie dość, że mam OLBRZYMIE problemy z odcinkiem szyjnym, który ułożony na złej poduszce daje mi prezent w postaci bólu głowy już od rana to jeszcze niesamowicie ciężko mi się wyciszyć po całym dniu przed ekranem komputera i telefonu. Dlatego telefon w łóżku to u mnie wyjątek od reguły. Lata temu wyeksmitowałam z łóżka laptopa (wzięłam się na sposób i kupiłam stacjonarny) a moje zapędy telefonowe ukróciłam… krótkim kablem :) Po całym dniu nadawania na storiesach i innych tik tokach, mój telefon albo pada zanim się położę, albo ma ze 2 procent baterii więc ładowarka to mus. Kiedyś miałam taki dłuuuugi kabel, który sięgał mi z gniazdka aż do łóżka. Się zepsuł. I podłączyłam krótszy, bo tylko taki miałam. I jakoś tak… zostało :) Chwała Panu za to :) Po zmroku staram się też nosić okulary chroniące oczy przed niebieskim światłem (bo to nie są bujdy tylko serio mózg działa w tym wypadku bardzo prosto – ciemno – produkuję melatoninę – świecisz mi po oczach – nie produkuję, bo myślę, że jest dzień). To działa!

Wyciszam się też przed snem konopiami… :P Haaa, ciekawe co sobie pomyślałaś – oszalała :) Luuuz – wszystko na legalu :) Używam smakowych olejków Kanaste – zawierają pełne spektrum naturalnie występujących w konopiach kannabinoidów, które są wolne od jakichkolwiek właściwości odurzających (czasem jak mi towarzystwo da popalić w ciągu dnia to aż żałuję, że ich nie mają) :) Olejków CBD próbowałam już rok temu, kiedy to dopiero robiły się popularne, ale odpuściłam po kilku próbach bo miały tak okropny smak, że zbierało mnie na wymioty :( Szkoda mi było bardzo bo słyszałam o ich działaniu masę dobrego, ale no kurczę nie do przeżycia był dla mnie ten posmak w ustach. Do spróbowania Kanaste przekonało mnie tylko to, że miały SMAKI. Ja wiedziałam już od dawna, że to jest dobro dla naszego organizmu. Że pomagają przy migrenach, zmniejszają napięcie podczas PMS, że oprócz lepszego snu w ogóle dają fajne wyciszenie. No super sprawa, ale strach przed tym, że będą znów smakowały jak kupa dla mnie blokerem totalnym (hmm… w sumie to nie wiem skąd wiem jak smakuje kupa hahaha) :)

I co się okazało? Jest zwycięstwo! Olejki Kanaste są naprawdę smaczne :) Mój ulubiony – waniliowy :) Ale jeśli np. lubisz czekoladę z miętą, limonkę czy kokos to też jest w ofercie :) Taki olejek można albo odmierzać specjalną pipetką i zakraplać pod język, albo dodawać do jedzenia albo picia (jeśli dajemy do jedzenia to więcej, bo wtedy wchłania się gorzej niż 30 sekund pod językiem). Limonkowy można dodać do lemoniady, z kokosowym można zrobić kulki mocy (te z daktyli, obtaczane w wiórkach kokosowych, które kiedyś pokazywałam na stories) a waniliowym można dodać aromatu np. owsiance. Ale skoro ja, wrażliwiec smakowy, nie mam problemu z trzymaniem ich pod językiem to każdemu zasmakują :)

Olejki są produkowane z polskich, ekologicznych konopi premium uprawianych na Lubelszczyźnie. Mają super skład i wszelkie certyfikaty. Zobacz TUTAJ. Przy zamówieniu wpis kod: BAKUSIOWO. Da Ci 20% zniżki :) :) :)

Ja biorę większą dawkę wieczorem, żeby się wyciszyć, a mniejszą w ciągu dnia, żeby… lepiej się koncentrować. Mówię Ci – super sprawa. Cieszę się, że w końcu możemy w Polsce korzystać z dobrodziejstwa tych roślin. I tak w razie gdybyś sobie myślała, że „łeee, roślina, ziółka jakieś, placebo itd.” to powiem Ci, że ja na własnej skórze się przekonałam o tym, że nawet coś naturalnego można użyć lekko mówiąc „za dużo” :) Dlatego TUTAJ zostawiam Ci link, gdzie sprawdzisz sobie jaka dawka będzie dla Ciebie optymalna.

Godzina dziennie dla siebie!

Przy pracy i całym tym dzikim towarzystwu biegającym po domu, staram się dbać, o taką świętą godzinę tylko dla siebie. Często umawiamy się z Maćkiem, że on ogarnie dzieciaki, a ja będę mogła zamknąć się w tym czasie… w sypialni :) W mojej księgarni :) Ja jestem niewymagający człowiek – książka, otwarte okno co by się wietrzyło i było czym oddychać i jestem zadowolona :)

Są też inne patenty. Wychodzę do sąsiadki „na 10 minut” na kawę a później jakoś dziwnie nam się przedłuuuuża :) A, że Maciek się lubi z sąsiadem i jego wyjścia na 10 minut „żeby pomóc przybić gwóźdź Damianowi” też się magicznie przedłużają i zdecydowanie, nie piją wtedy kawy :) to jestem kryta :) Mamy takie niepisane zawody między sobą – które pierwsze się wyrwie, to ma z głowy dzieci :)

Czasami faktycznie jest ciężko zorganizować nawet taką godzinę. Potrzeba matką wynalazku – powinnam robić jakieś kursy multitaskingu a nie pisać ten wpis :) No jestem w łączeniu obowiązków mistrzem totalnym :) Na przykład, kiedy kąpię Milenkę, zagaduję ją albo pozwalam dłużej poszaleć w pianie a sama w tym czasie, jednocześnie szczotkuje ciało i ogarniam sprawy kosmetyczno – łazienkowe. Balsamowanie ciała i masaż bańką antycellulitową robię przeważnie w sypialni, gdzie gadam z Matim (on takiej rozmowy codziennej bardzo potrzebuje więc albo będę ją przeprowadzała układając kolejną wieżę z klocków, albo zrobię w tym czasie coś dla siebie :) A Mati w naszej sypialni czuje takie pozytywne rodzinne fluidy. Normalnie jakby po wejściu do tego miejsca był innym dzieckiem. Gość zyskuje z 5 lat więcej. Nie idiocieje, zadaje naprawdę logiczne pytania, na które czasem nieźle się muszę zastanowić zanim odpowiem. Później wspólna, rodzinna modlitwa i usypiam obok siebie dwójkę dzieciaków czytając im… MOJĄ KSIĄŻKĘ :) Odkryłam to ze 3 miesiące temu. Im wystarczy dźwięk mojego głosu a co ja tam czytam to już sprawa drugorzędna :) Dotarło to do mnie, kiedy na próbę, zaczęłam czytać konkretną rozprawę teologiczną ze słowami, które mnie samej było trudno zrozumieć :) Ciiiisza :) Mówię Ci… proste rozwiązania okazują się najlepsze. Wymęczyć towarzystwo wieczorem wspólnymi tańcami (to zamiast treningu), dać im się wyszaleć w wodzie, a później wprowadzić do pomieszczenia, w którym przebywają tylko wtedy, kiedy kładą się spać :) Sypialnia nie kojarzy im się z niczym innym :) Czasem mają nadmiar energii i coś świrują, ale wtedy natychmiastowo działa moje magiczne „zaraz przestanę Wam czytać i pójdziecie do swoich pokoi”.

Dobrze zauważyłaś – w tym wszystkim nie ma Maćka. Maciek jest podczas naszej wieczornej rutyny podczas kąpieli dzieciaków i na modlitwie. Poza tym, nasz Maciej ma wtedy czas dla siebie. My obydwoje nie jesteśmy wymagającymi stworzeniami :) Ja książka – Maciek – Netflix :) Tyle, że ja, żeby się dobrze poczuć wybieram olejki CBD a Maciek… Pringlesy i NicNocsy :)

Towarzystwo

Chociaż wszystkie osoby z mojego otoczenia wiedzą, że jestem człowiekiem, z którym najtrudniej zaplanować spotkanie, najtrudniej się do niego dodzwonić i w ogóle to, „eee Bakalarze pewnie nie będą mieli czasu” to nasz dom jest najbardziej rodzinnym domem jaki znam :) Coś tu jest takiego, co daje przyjeżdżającym poczucie, że to jest DOM. Nawet kierowcy taksówek, ekipy telewizyjne, które przyjeżdżają na materiały, KURIERZY! :) wiesz, ludzie, z którymi mam na przykład kontakt pierwszy raz – zwracają uwagę na to, że u nas jest tak jakoś sielsko, domowo i przyjemnie :) Skąd to się bierze?

Nie wiem… tzn. mam przypuszczenia, ale przecież nie o tym jest ten wpis. Może mnie zmobilizuje do napisania kolejnego? Co o tym myślisz? Tęsknisz trochę za wpisami u nas? Już tak malusio ich piszę…

Chłopaki z naszej ekipy filmowej przyjeżdżają do nas z żonami :) Po zdjęciach Randall gra z Matim w środku nocy w Minecrafta, Miłosz z Maćkiem ustawiają nam routery co by w końcu jakiś internet godziwy w tym domu zagościł, ja z mamą i Adą oglądamy TikToki ze śmiesznymi kotami :)

Codziennie jest u nas moja mama, bez której umarłyby wszystkie kwiaty, które kocham, ale o ich podlewaniu jakoś zapominam :) Jak przywieziemy od Cioci Beatki jagody to mama razem z „PaDilotką” dziorgają u nas w kuchni jagodzianki :) A „Pa Dilotka” czyli Pani Dorotka to w ogóle jest taki dobry człowiek, którego znalazłam przez internety co by nam pomógł od czasu do czasu w sprzątaniu, a teraz jest już naszą osiedlową Pa Dilotką, która w jednym tygodniu jest u nas a w drugim u naszych sąsiadów, a na Wielkanoc musimy ciągnąć losy w 3 domy, u kogo pierwej okna umyje :) Mam naprawdę fajnych sąsiadów. Chodzę do nich na kawę poranną, bo mi bardziej smakuje z ich ekspresu niż z naszego :) Nasze dzieci grają ze sobą w piłkę przez bluszcz pomiędzy podwórkami, albo huśtają się na huśtawkach tak wysoko, żeby sobie pomachać. A jak mamy z Dianą dużo pracy, wrzucamy chłopaków na jedno podwórko, żeby doglądali dzieci (które opiekują się same sobą), dzieci się cieszą, chłopy się cieszą… żony też, nie powiem :P

40 minut od nas mieszka moja Babcia, Ciocia, chrzestna Milenki i wujek, który jako jedyny potrafi zniszczyć Maćka do tego stopnia, że chłopak zamiast na łóżku sypialnianym, kładzie się spać na dywaniku obok :) Chociaż nie, jeszcze jak pojedziemy do mojego brata, dzieją się różne historie z Maciejem naszym kochanym, ale Dawid jest tak samo kiepskim zawodnikiem jak Maciek więc dokazują wtedy we dwóch :) I dla mnie taki wyjazd do Kaczkowa, na spontanie, bo akurat się trafiło okienko w robocie i możemy wyskoczyć to jest jak wizyta w SPA :) W Kaczkowie nie ma zasięgu więc nawet nie zaglądam do telefonu a do tego jest cudowne powietrze, masa wspomnień, świerszcze ciepłymi wieczorami i cuuuudownie rozgwieżdżone niebo. Kaczkowo to dla mnie oderwanie od codzienności, która u nas wygląda chyba najbardziej monotonnie ze wszystkich możliwych monotonii świata bo żyjemy i pracujemy z tego samego miejsca.

Po co Ci piszę o tych wszystkich sąsiadach, kaczkowach, mamach, ciociach itd? Przecież to nie jest do odwzorowania tak jak godzina dla siebie czy wysypianie się? Ano po to, żeby Ci zaznaczyć jak ważny jest kontakt z ludźmi. Tylko nie taki na siłę, bo kogoś znam od podstawówki, albo jest moim krewnym. Taki z ludźmi, z którymi spotkanie zostawia coś pozytywnego w serduchu. Z którymi można się pośmiać, wyluzować, nie zastanawiając się jak aktualnie wyglądam i co z tego co powiem przekażą dalej. Którym możesz się przyznać jak bardzo Cię wkurzają dzieci, kiedy Cię nie słuchają, jak wielkie masz wyrzuty sumienia, kiedy zdarzyło Ci się na nie w końcu wydrzeć i jak Cię dobija mąż, który po wprowadzeniu przez Ciebie nowej setnej zasady odżywiania i próby ograniczenia słodyczy, kupuje dzieciom po kryjomu lody żeby mieć ciszę w samochodzie :) Takie relacje to skarb. Balsam na duszę matki :)

Trzy rzeczy. Dwie do zrobienia od zaraz. Jedna do przemyślenia :) O wszystkie trzy warto zadbać ;) Bo jak my tego wózka nie pociągniemy to nikt za nas tego drogie mamy nie zrobi ;)

 

PE ES. Olejki KANASTE znajdziesz TUTAJ. Przy zamówieniu wpis kod: BAKUSIOWO. Da Ci 20% zniżki :) :) :)

Wpis jest efektem współpracy reklamowej z marką KANASTE