Unikałam tego tematu jak ognia. Nie chciałam kogoś urazić. Wiedziałam też, że nigdy nikogo nie uda mi się przekonać do moich racji. Ale kilka wydarzeń z mojego życia uświadomiło mi, że się myliłam. Wszystko zaczęło się od wpisu „Po co mi to dziecko?”. Pomimo tego, że ma już rok, dyskusja pod nim trwa nadal. I właśnie ta dyskusja zmusiła mnie do ubrania w słowa mojego przekonania, które do tej pory było tylko myślą i uczuciem.
W moim wpisie „Po co mi to dziecko?” napisałam, że bez dziecka nie czułabym pełni szczęścia. Napisałam, że nie wystarczyłyby mi wielkie biznesy, delegacje zagraniczne i kariera. To nie były moje wymysły tylko suche fakty. Tak wybrałam. Tylko, że ja wiedziałam to od zawsze. Wiedziałam, że niezależnie od tego jak wysoko wespnę się po szczeblach kariery, niezależnie od tego ile zarobię pieniędzy i niezależnie od tego jak je spożytkuję, nigdy nie osiągnę pełni szczęścia. Bo ja od zawsze kochałam dzieci i od zawsze chciałam te dzieci mieć. W moim przypadku sprawa była prosta.
Pod wpisem, około dwóch tygodni temu pojawił się bardzo wyczerpujący komentarz. Zdanie zupełnie odmienne od mojego. Niesamowicie mądre słowa dziewczyny, która jest moim totalnym przeciwieństwem. Ona po prostu nie chce mieć dzieci. Ona czuje, że to nie jest dla niej. Ocenia to „na sucho” i bez emocji. Przeczytaj to co moim zdaniem najważniejsze w tym komentarzu. Cały możesz przeczytać pod wpisem (tutaj).
„…Tak jak już pisałam wcześniej jestem osobą bezdzietną z wyboru, aby nie było podpinania łatki; nie jestem starą panną z kotami, której nikt nie chcę, (tak o dziwo mam męża) nie jestem też typem wychudzonej „suki” wykrwawiającej się na ołtarzu kariery, lubię bardzo dzieci szczeg. takie w wieku od 10 lat w górę, lubię moje przyjaciółki które dzieci mają i ogólnie nie mam nic do osób dzietnych, nie mniej jednak irytuję mnie trochę taka moda na usilne udowadnianie całemu światu że macierzyństwo jest naj naj na świecie i podpisywanie pod to miliona superlatyw. (…) Moje przyjaciółki dzieciate jak się wyrwą do nas na domówkę to tak jakby przysłowiowego Pana Boga za nogi złapały, wiele razy po 2 lampkach wina mi się żalą że są zmęczone tą monotonią, mąż bierze nadgodziny aby było za co dziecko utrzymać, bo nie każdy wygrywa w totka, jednej mąż śpi u brata bo mu płacze dziecka w nocy przeszkadzają a ma bardzo odpowiedzialną pracę przy dźwigu i nie może chodzić niedospany, ogólnie to temat dzieci jest tematem tabu i to postawionym przez moje dzietne koleżanki które o dziwo chcą na tych NUDNYCH imprezach odpocząć psychicznie od dziecka choćby na godzinkę bo dłużej szanowny „tatuś” nie wytrzyma sam z owocem miłości… on ledwo wysiaduję godzinę a one mi płaczą na ramieniu że się cofają, że chcą aby już ich pociecha miała z 8 lat itp., pytam się ich wtedy to dlaczego to dziecko sobie zrobiliście..? odpowiedzi są dość … głupie…. ” bo wiesz no jedno to NALEŻAŁOBY mieć”, albo „no wszyscy w koło mają..” jedna to mnie naprawdę zszokowała „bo chciałam wiedzieć jak to jest być w ciąży, poczuć się PRAWDZIWĄ KOBIETĄ” lub „rodzice nas namawiali”, „wpadliśmy” , i wisienka na torcie „bo co tu dalej robić”. Co tu dalej robić.. właśnie z NUDY, bezproduktywnego i mało ambitnego życia powołało się w tym przypadku dziecko…dziecko czasoumilacz a raczej czasopochłaniacz, dzień za dniem leci, nikt cię nie wypytuję czy gdzieś pracujesz, czy masz jakieś hobby itp. NUDA była NUDA się skończyła, nikt nie popatrzy na mnie jak na nieroba, bo pod blokiem mam ławkę „mamusi” nierobów które mają po 3 dzieci bo im się do pracy chodzić nie chcę o czym bardzo otwarcie mówią, co 3 lata następne.. są też rekordzistki które dzieci odsyłają do przedszkola i dalej nic nie próbują zmienić w swoim NUDNYM życiu (…) PO CO MI TO DZIECKO to nie same ochy i achy, to największy strach jaki istnieje, kiedy gorączkuje, kiedy nieszczęśliwie się zakocha, kiedy stwierdzają autyzm, kiedy ucieka z domu, kiedy próbuję narkotyków.. ja nie dojrzałam do takiej odpowiedzialność nie z egoizmu ale ze świadomości że prócz pięknych chwil jest bardzo dużo tych niepewnych i męczących… ale swego życia za nudne nie uważam.. i smutno mi trochę iż autorko bloga dopiero przy macierzyństwie odkrywasz tak cudne acz prozaiczne rzeczy jak spacer, czy powrót do dzieciństwa…”
Niesamowicie mądre, niesamowicie prawdziwe, niesamowicie głębokie. Pomimo tego, że uważam sytuacje, które przedstawiła Viki za skrajne przypadki; pomimo tego, że moim zdaniem nie jest standardem wszystko to, na co skarżą się jej dzieciate koleżanki przyznaję jej rację. Nigdy nie masz pewności, czy facet, z którym będziesz miała dziecko podoła obowiązkom. Nigdy nie masz pewności czy dziecko będzie ładne, mądre i zdrowe. Jasne, że nie. Zgadzam się z tym, że często kobiety decydują się na dziecko z pobudek innych niż instynkt macierzyński. Ja mam to cholerne szczęście, że tego dziecka bardzo chciałam. Ale rzeczywiście dookoła mnie jest masa historii, w których koleżanki tego nie czują i nie chcą. Nie potępiam ich. Zupełnie nie. Ja je naprawdę rozumiem. Zgadzam się z tym, że macierzyństwo to nie są same ochy i achy.
Boję się niesamowicie tego co będzie. Boję się narkotyków, boję się gimnazjum. Boję się zabaw w słoneczko i boję się wracania z imprezy z nawalonym kolegą jednym samochodem. Czasem paraliżuje mnie myśl, że moje dziecko jest w rzeczywistości chore i tak jak dziewczynka, do której jeździłam na rehabilitację, w wieku 5 lat zacznie się cofać w rozwoju osiągając poziom niemowlęcia. Boję się niesamowicie. Bo kocham moje dziecko.
Jestem zmęczona, niewyspana. Nie mam tyle czasu na realizowanie „siebie” ile posiadałabym nie mając dziecka. Czuję ciągłą odpowiedzialność za moje dziecko. To prawda, że nie jestem wolna. Nie mogę jednego dnia rzucić wszystkiego i stwierdzić, że będę żyła na pustyni i żywiła się szarańczą. Viki to może zrobić. I ja rozumiem jej postawę. To jest smutne, ale ja ją rozumiem. A wiesz dlaczego ją rozumiem?
Rozumiem ją bo wiem, że dopóki nie weźmie swojego dziecka w objęcia, dopóki nie powącha jego włosków, dopóki nie poczuje tego, że jest całym światem dla tych malutkich rączek, które kurczowo zaciskają się na jej palcach, Viki nigdy nie zrozumie co traci. Ale Viki nie będzie nieszczęśliwa. Jej będzie dobrze. Bo posiadanie dziecka nie jest jedyną drogą do szczęścia. Nie jestem w stanie powiedzieć co będzie czuła kiedy zostanie sama bo jej mąż umrze pierwszy. Wydaje mi się, że będzie wtedy żałowała, ale to jest tylko moje „wydaje mi się”.
Osoby bezdzietne nigdy nie zrozumieją tego, co czują matki. Nie da się tego wyrazić słowami. Bo to jest instynkt. To jest coś niewytłumaczalnego. Coś, czego my matki nie jesteśmy w stanie zobrazować w jakikolwiek sposób. To trzeba poczuć. Nie ma tu miejsca na oczywisty rachunek plusów i minusów. Bo w tym przypadku miłość do dziecka i od dziecka jest czymś w rodzaju plusa absolutnego. Jest czymś w rodzaju tych głupkowatych powiedzonek z przedszkola „A ja będę zawsze miał o jeden więcej niż Ty!” „To ja o dwa!” „Nie możesz bo ja ZAWSZE będę miał jeden więcej”. Głupkowate, ale jakże prawdziwe w tym konkretnym przypadku.
Dopóki nie urodziłam dziecka wiedziałam tylko, że go chcę. Wiedziałam, że to już czas na mnie, ale rozumiałam też koleżanki, które będąc w moim wieku jeszcze tego nie czuły. Nie porównywałam się z nimi. Nie tłumaczyłam im też na siłę, że muszą mieć dziecko bo ja tak mówię. Bo kiedy urodziłam, wiedziałam, że dopóki one nie poczują tego, co poczułam ja, nigdy się do końca nie zrozumiemy.
Mój dzisiejszy wykład ;) zakończę komentarzem Anny, która dosłownie wczoraj odpowiedziała Viki. Właśnie tego komentarza brakowało mi do potwierdzenia mojej tezy. „Do Pani Viki, Byłam Tobą. Jeszcze rok temu… Całe życie byłam Tobą i nigdy nie chciałam mieć dzieci. Moj życie i odczucia były jak cały Twój tekst. Poprostu byłam Tobą! Mam 32 lata a mój synek 5 miesięcy (sama nie wierzę, kiedy to mówię lub piszę). Ciąża nie zmieniła mojego podejścia, a mieszkam w kraju w którym „pozbycie się problemu” jest całkowicie legalne i pokrywane przez ubezpieczenie. Piszesz wpadka? Jak to możliwe? No widać możliwe. . Nawet światowym kobietom po 30, zabezpieczajacym się w najlepszy możliwy sposób – się zdarza. I widać tak miało być, miałam zajść w ciążę mimo, że nie powinnam, miałam donosic choć nie musiałam. Dziś jestem szczęśliwa patrząc na istotę obok mnie. Nie jestem nawiedzona mamunia celebrujaca każdą kupkę i dopiero uczę się kochać moje dziecko, ale bezmiar miłości jaki przede wszystkim dostaję od niego.. Nie ma tamy, ktora mogłaby to zatrzymać. Powiem Ci tylko, że nikt nie mógł mi wytłumaczyć dopóki sama tego nie poczułam. Nie w ciąży, nie po porodzie, teraz. Moje życie wcześniej było super i tęsknię za nim, ale moje życie teraz też jest super, tylko to jest inne super…”
Teraz jestem już pewna. Nie zrozum mnie źle, bardzo Cię proszę. Ja po prostu chciałabym w końcu zakończyć odwieczną wojnę na argumenty pomiędzy dzieciatymi i niedzieciatymi. Te dwie strony nigdy się nie zrozumieją i to jest całkowicie normalne. I nie ma tu miejsca na potępianie matek, które rzekomo koloryzują rzeczywistość ani kobiet bezdzietnych, które rzekomo się oszukują. Ani to, ani to nie jest regułą. Ani to, ani to nie jest łatką, którą można przypiąć każdej ze stron. Problemu głodujących w Afryce nigdy nie zrozumiemy tak, jak ludzie nim dotknięci, bólu po utracie najbliższej osoby nigdy nie zrozumiemy dopóki nie doświadczymy tego sami a bezdzietna osoba nigdy nie zrozumie tego, co czuje matka. Najważniejsze to szanować się wzajemnie i pozwolić innym żyć tak, jak chcą żyć.
PS. Pełne komentarze można zobaczyć we wpisie tutaj.
Moj syn jest owocem „wpadki” ale od zawsze chcialam miec dzieci i nie wyobrazalam sobie by miglo byc inaczej. Nieprzespane noce i strach nie sa mi obce. Maly jest po dwich operacjach, ma stwierdzony autyzm i jest pod opieka 8 roznych poradni specjalistycznych. Znajomi sie dziwia ze jeszcze sie nie poddalam, ze nie zalamalam rak i ze nie siedze w koncie i nie placze calymi dniami. Ale co by to dalo? Nic by nie dalo musze walczyc dla niego o jego lepsza przyszlosc po mimo wszystkich przeciwnosci losu, po mimo tego ze jestem z tym sama. Musze dac rade innej opcji nie widze ale wiem ze jtos inny by nie podolal wychowywaniu chorego dziecka i nie mialabym mu tego za zle bo kazdy z nas jest inny.
Hm..
hmmm co tu napisać… nadal łzy kręcą się w koncikach oczu po przeczytaniu tekstu. Dla mnie zajście w ciążę było zaskoczeniem ale jak najbardziej marzyłam o dziecku I o byciu matką. Niektórzy mogliby stwierdzić że miałam na to jeszcze czas, że mogłam poczekać bo przecież mam dopiero 24 lata a mój synek w sierpniu skończy 2 lata ale ja po prostu byłam na to gotowa i tak bardzo marzyłam o dziecku. Teraz tworzymy we trójkę rodzinę i o niczym lepszym nie mogłam marzyć. Czuje się w tej roli spełniona. Nie porzuca swoich własnych marzeń i pasji bo wiem że to wszystko da się ze sobą pogodzić. Jestem jako matka i przyszła żona szczęśliwa. I tak zgadzam się z Tobą bakusiowa mamo że bycie matką jest uczuciem nie do opisania… ale właśnie musi być ale według mnie niektórzy nie są stworzeni do bycia mamą, tatą po prostu rodzicem. Ile się słyszy o rodzicach którzy skatowali swoje dzieci bo nie wytrzymali obowiązków, zmęczenia itp. albo o tych porzucili swoje dzieci albo o najwyllejszym zaniedbywaniu dzieci, nie dawania im tyle miłości i czasu na ile zasługują. A strach o dziecko zawsze w nas będzie tak jak i o wszystkich których szczerze kochamy.
Tak jak nie każdy musi być w związku, tak nie każdy związek musi mieć dzieci. Takie jest moje zdanie. Mówię to ja szczęśliwa mama płaczącego właśnie dwulatka :)
Dokładnie tak! Każdy życiowy wybór o ile dokonany w zgodzie z samym sobą może zaprowadzić do szczęścia! A licytują się tylko Ci, którym tego szczęścia brakuje i muszą na siłę udowadniać otoczeniu, jak to u nich jest super. Żyjmy po swojemu i dajmy żyć innym :)
’Żyj i daj żyć innym’ chciałoby się rzec. Piękny tekst, piękne słowa. Być może niebawem odniosę się do niego w kontekście '2′, bo już kilka razy ostatnio chodziło mi to po głowie, choć chyba chcę to jeszcze sprawdzić 'organoleptycznie’ ; )
PS. Ja piszę długie teksty, ja?!:P
Nic dodać nic ująć! Amen!
Nic dodać nic ująć. napisałaś wszystko to co ja myślę i czuje ale nie potrafiłam ubrać tego w słowa. . . . Jeśli ktoś decyduje się na nieposiadanie dzieci to tak naprawdę nie wie co traci i nie będzie z tego powodu nieszczęśliwy to tak jak np z jakimś wyjazdem : czasem po udanym weekendzie w górach mówimy że żałowalibyśmy gdybyśmy tam nie pojechali tylko ze gdybyśmy tam nie pojechali to nie wiemy czego mielibyśmy żałować. Dla mnie posiadanie dziecka było czymś najważniejszym ale nigdy przenigdy nie spodziewałabym się aż takiej „fali miłości” to jest coś czego nie da się opisać – można tylko przeżywać . Są też osoby-kobiety które urodziły dzieci ale nie potrafią tych dzieci pokochać. . . I to jest bardzo smutne . Mimo wszystko uważam, że osoby które są przekonane że nie chcą mieć dzieci nie powinny czuć się zmuszone do ich posiadania.
Piękny tekst Malwina, muszę przyznać, że Bakusiowo to jedyny blog, który czytam od dłuższego czasu i wcale ani trochę mi się nie nudzi, oby tak dalej !
Łaaaaał <3 Dziękuję! :*
Życie z dzieckiem jest super, owszem.
Ale zazdroszczę Ci tego macierzyńskiego instynktu i fali miłości. Ja tego nie miałam. Nie usłyszałam. że mąż się cieszy, że jestem w ciąży. Po porodzie, zamiast ogromu miłości czułam, że ledwo żyję. Bolało mnie strasznie, trauma była to dla mnie tak ogromna, że mimo, że chciałabym mieć drugie dziecko, raczej się na to nie zdecyduję bo boję się porodu.
Fragment o tym, że Vicki zostanie na starość sama, przeraził mnie. Jesteś kolejną osobą, która chce mieć dzieci po to, żeby miał się kto zajmować Wami na starosć? Odpowiesz, że przecież my, rodzice, też zajmujemy się nieporadnymi dziecmi, więc one powinny nam się odwdzięczyć. Ale my, dorośli, powołując dziecko na świat, wiemy co nas czeka. Wiemy, że będziemy dziecko przebierać, myć itd. A dziecko, rodząc się, nie decyduje się na to. A rodzice myślą 'zrobię sobie dziecko to na starośc będzie się miał kto mną zajmować’. Nigdy w życiu nie będę chciała być ciężarem dla mojego dziecka. Już teraz mimo, że moje dziecko ma dwa lata, oświadczam, że wolę iść do domu starców niż niszczyć sobą życie mojemu dziecku.
Ojeeej ale ja nawet przez chwilę nie pomyślałam o tym, że moje dziecko ma się mną opiekować na starość :) Chodziło mi bardziej o świadomość tego, że będę miała rodzinę. Że raz na ruski rok odwiedzi mnie syn a jak Bóg da to może i wnucząt się doczekam :) Tylko tyle. Ja sobie poraaadzę ;)
Najlepsza odpowiedz, którą przeczytałam:EGOIŚCI NIE SĄ CI, KTÓRZY NIE MAJĄ DZIECI, TYLKO CI, CO CHCĄ SOBIE PIELĘGNIARKI NA STAROŚĆ ZAFUNDOWAĆ. A nie myśleliście, drodzy Państwo, że to dziecko po studiach będzie chciało pracować i nie zostać później, kiedy samo będzie starsze, bez środków do życia oraz schorowane (tak, bo przecież opieka nad niedołężnym ważącym 90 kg staruszkiem jest wyzwaniem, nawet dla kulturysty). To oni są egoiści… Ci ludzie, a nie Ci, co nie mają dzieci i to jest smutne.
Doskonały tekst ja mam 27 lat i dwoje dzieci jedno 4,5 lat synek corci 8 miesiecy. Syna mialam młodym wieku przez duzo osób bylam odbierana jako ta co nie wie co ze dwoim zyciem zrobic… I to byly bliskie osoby bylo mi przykro bo rzeczywiscie kochalam go nadzycie ale tesknilam za tym co kiedys i ciezko bylo mi sie w macierzynstwie odnalezc wrocilam do pracy znowu poczulam sie co tu duzo mowic zajeb… Ze ogarniam wszystko ze sie rozwijam ale wiedzialam ze do szczecia potrzebny jest ktos czwatry ! Teraz bylo juz o wiele piekniej chodz osoby ktore uwazaly mnie za mamuske bez ambicji pewno dalej to robia ale ja czuje sie w pelni szczesliwa chodz jest ciezko jest tez pieknie wiem ze niedlugo wroce do pracy bede znowu czuc ze zyje a te bezdzietne coz ok niech maja swoje racje wiem ze jezeli im zatyka zegar ja bede wystrojona mamuska z odchowani dziecmi a to one beda w dresach po pach w kaszkach i beda kochaly to tak jak ja teraz !
Jestem matką od roku. Moje życie zmieniło się całkowicie. Przeprowadzilam się na drugi koniec Polski, nie znam tu nikogo ( nie interesuje mnie poznawanie mamusiek pod blokiem, które rozmawiają tylko o kupkach i zupkach). Od roku tylko siedzę w domu i zajmuje się dzieckiem. Kocham ja, ale jest mi ciężko, od początku była absorbujaca i nadal tak jest, nie mogę nawet pójść do łazienki bez niej. Chciałabym żeby miała już też 8-9 lat i w końcu zajęła się sama sobą. I bardzo zazdroszczę bezdzietnym malzenstwom. Bo moim zdaniem tych pięknych chwil z dzieckiem jest mało. Ciągle są jakieś problemy , płacz, nieprzespane noce. Ma rok a do tej pory nie przespala ani jednej nocy, ba nie przespala nawet 4 godzin bez przerwy. Z partnerem ciągle się klocimy, przez dziecko skończyła się miłość. On nic nie robi, jeszcze ani razu się nią nie zajął sam, bo za ciężko. Rozumiem wszystkie bezdzietne związki. Dziecko to same problemy, mało jest szczęśliwych chwil.
Przykro mi Marta, że Ci to muszę powiedzieć, ale wygląda na to, że to z Twoim mężem jest coś nie tak i to on wszystko psuje. Facet Ci nie pomaga, jesteś z tym wszystkim sama. Nie obwiniaj niewinnej istotki. Tobiecteż się nie dziwię jeśli od roku zajmujesz się dzieckiem sama. Ale to co się dzieje to ewidentnie wina męża. Ani Twoja ani dziecka.
Na szczęście nie męża, po ślubie nie jesteśmy i nigdy nie będziemy :) no cóż, ale do macierzyństwa powołania nie mam, kocham swoje dziecko ale jedno mi wystarczy :) mam swoje pasje i marzenia, a z dzieckiem ciężko cokolwiek zrobić szczególnie z takim małym
Marta, czasami czuję to samo co Ty. Napisałaś że przeprowadziłaś się na drugi koniec Polski – może to morze?
A co, gdyby okazalo sie, ze te maluskie raczki, ten cudowny zapach niemowlecia nie zmieni nic w podejsciu Viki do posiadania dzieci? I bedzie je wychowywala tylko z poczucia obowiazku? To co wtedy? Bedzie karcona za to, ze nie umie…? Mnie macierzynstwo przeroslo. Kochalam dzieci od malego. Zawsze pilnowalam malego kuzynostwa, bo to uwielbialam. Zawsze bylam odpowiedzialna i wiedzialam, ze po prostu musze miec dzieci. NIe dla tego, aby miec na starosc opieke- przenigdy! Ale niestety, gdy urodzilam dziecko, nie z wpadki, zaczela sie gehenna. Tak tak. Przeroslo mnie to. Zmeczenie, nocne pobudki, bol, wrzaski. Ale nigdy nie dalam odczuc tego po sobie. Powiedzialam, ze nigdy wiecej dzieci. Przenigdy. Po paru latach zaliczylismy wpadke-blizniaki. Do dzisiaj co jakis czas przezywam to, ze ja taka kochajaca dzieci cofnela bym czas i nie urodzila zadnego. Mam takie wyrzuty sumienia, ze nie potrafilam sue cieszyc z wczesnego macierzynstwa. Nie siedzialam z dziecmi w domu tylko predko do pracy wrocilam. To jest okropne, ta walka moja ze samym soba, dlaczego nie ciesze sie, ze moge wychowywac te moje wspaniale robaki. Bo sa madre i inteligentne. Ale mnie nie ciesza te obowiazki..wcale… I nie prawda jest, ze zmiei zdanie jak poczuje…ja chcialam i co?
Też twierdzę, że z facetem jest jednak coś nie tak. Gdyby Ci pomagał, wyręczał Cię, to wszystko wyglądałoby inaczej. Życzę Ci żebyś spotkała kiedyś mężczyznę który pokocha Ciebie i maleństwo jak nikogo innego. Byś poczuła jak to jest być mocno kochaną i wspieraną :) Gwarantuję Ci, że inaczej spojrzysz na życie. Buziak!:):*
Bardzo ważny i trudny temat. Ja miałam zupełnie tak jak ty. wiedziałam ze chce być mamą czekałam tylko na to powołanie :) i przyszło teraz jestem mamą 6 miesięcznego Szymka. Macierzyństwo ha! To nie bajka, chyba każda świadoma kobieta posiadająca dziecko bądź dzieci się ze mną zgodzi są piękne chwile i przykre. Mam chwilę zwątpienia chwilę w których chciałabym uciec i odpocząć to zupełnie normalne ale to trwa moment chwilę bo jak tylko te wielkie oczka spojrza na mnie wszystko mija. Tak jak napisałaś jedna drugiej strony nie zrozumie każdy ma prawo do swoich wyborów i każdy do swojego zdania. My nie potepiajmy bezdzietnych a bezdzietne nas. Ja ? Zawsze się bałam ze zabraknie mi cierpliwości jestem osobą nerwowa i szybko się irytowalam teraz moje dziecko uczy mnie ogromnej cierpliwości. Wychodząc ? Haha ja jak idę na zakupy bez niego, wracając serce mi biję tak jakbym go nie widziała tydzień A jego uśmiechnięta buźka uświadamia mnie ze był najlepsza decyzja i najlepszym co mnie w moim życiu spotkało ;)
Dzięki za ten wpis. Ja w tym roku skończę 25 lat. Od 3 lat jestem mężatką, od 2 lat matką. Zaręczyłam się mając 19. BO CHCIAŁAM. Kocham mojego męża i moje dziecko najbardziej. Pragnęłam ich i myślałam o nich już jako 15 latka. Własna rodzina była dla mnie marzeniem, czymś co muszę mieć żeby być spełniona. W moim życiu liczą się dwie rzeczy- rodzina i Bóg. Nie mieszkałam z mężem przed ślubem nawet jednego dnia, w ciąże zaszłam 2 miesiące po ślubie- BO OBOJE TEGO PRAGNĘLIŚMY. Jako 21 letni gówniarze. Moi znajomi w to nie wierzą. Niektórzy mówią że wpadliśmy, niektórzy że nam padło na mózg. Prawie nikt nie wierzy że jesteśmy od 2 lat najszczęśliwsi. Najbardziej na świecie. Kłócimy się, owszem, ale jesteśmy dla siebie najważniejsi. Za rok chcemy mieć drugie dziecko. Mimo, że wciąż mieszkamy u teściowej ale jest nam dobrze. Ona też jest wspaniała. Rodzina jest dla nas najważniejsza. Tylko dlaczego tak mało osób mi wierzy? Wśród moich znajomych nie ma jeszcze ani jednej pary zaręczonej. Ślub? Dziecko? Może za 10 lat. ALe ja już z nimi nie wojuję. Nie staram się przekonać że to jest cudowne. Nie umiem ich przekonać. Ważne że ja to wiem. I że Ty to wiesz ;)
Argumenty za i przeciw, nawet najbardziej racjonalne na nic się nie zdadzą. Rodzicielstwo można zrozumieć tylko przez jego doświadczanie. Sama przez wiele lat nie chciałam mieć dziecka, aż nagle pewnego dnia przekręciła się jakaś dźwignia w mojej głowie i zmieniła wszystko – chcę mieć dziecko. I nie miało to nic wspólnego z nudą, bo ta decyzja przypadła na jeden z najbardziej intensywnych okresów w moim życiu. Teraz wiem, że to była jedyna słuszna decyzja i gdybym mogła cofnąć czas nie zmieniłabym niczego. A Twoja komentatorka może zwyczajnie trafiła na nieciekawe towarzystwo, które tylko utwierdza ją w przekonaniu, że macierzyństwo zmienia życie na gorsze. Kiedy jednak przychodzi ten moment, kiedy odzywa się chęć posiadania potomstwa i instynkt macierzyński (który nie w każdym jest od zawsze) daje o sobie znać to takie opinie i świadectwa innych tracą na znaczeniu.
Jestem mamą 2 chłopców: 9 i 7 letniego. Urodziłam mając 25 Lat. Znajomi pukali się w głowy. Ale my chcieliśmy mieć dzieci. Łatwo nie było konczylismy jeszcze studia a tu już tyle obowiązków. Marzyłam kiedy dzieci będą samodzielne. ktoś kto pisze że marzy o 7- i 9-latku przesypiajacym noce i zajmujacym się sobą nie wie co go czeka. Mój 9-latek nie przespał żadnej nocy bez pobudki, obaj sa uczniami I uwierzcie mi ze marzę o problemach mam kilkumiesiecznych Malców. Każdy okres macierzyństwa ma swoje plusy i minusy. Ale wiem że rodzina to najlepsze co mogło mi się w życiu przydarzyć.
A ja dokładnie wiem o czym mówi Viki. Zanim nie usłyszałam, że dzieci mieć nie mogę wcale ich nie potrzebowałam i nie czułam potrzeby aby miec. Potem odezwała się cecha typowo ludzka, chcę tego czego mieć nie mogę. Kiedy pojawiła się Chibi moje życie się wcale nie przewartosciowało jak wielu matek. Moje życie przed dzieckiem było genialne i gdyby nie okoliczności wcale nie przyszlo mi by na myśl, aby je zmieniać. Teraz życie jest inne, czasem lepsze czasem gorsze. Bardzo nie lubię tego całego ” nie da się wyjaśnić co daje dziecko”. Dla mnie każda miłość jest wspaniała i tak naprawdę sprowadza się do tego samego. Życie to zmienna i nigdy nie da się wyjaśnić stronie, która tego nie doświadczyła co daje ta zmiana. Nie ma wg mnie znaczenia czy to dziecko czy rzucenie wszystkiego i podróż na pustynie. Sądzę, że wszystko sprowadza się do tego, aby na koniec dnia, tygodnia, miesiąca, roku spojrzeć na życie i powiedzieć „jestem szczęśliwa”.
Droga Mamo, z całym szacunkiem… ale piszesz TYLKO o szanowaniu siebie nawzajem przez mamy chcące lub nie chcące mieć dzieci…
Mam 27 lat, zawsze marzyłam o dużej rodzinie – minimum trójce dzieci, domu pełnego dziecięcego śmiechu, zabawek, kolorowych rysunków, pełnego troski i miłości… czyli matka kochająca swoje dzieci, których pragnęła przez całe życie… ale życie pisze różne scenariusze.
Mając 22 lata, zaszłam w pierwszą i niestety JEDYNĄ ciążę, która zakończyła się dużo za wcześnie… straciłam dziecko… i dzieci nie mam i mieć nie będę, bo nie mogę.
Bolesna i trudna sytuacja dla kobiety pragnącej dużej rodziny. I w takiej sytuacji brak mi szacunku od matek posiadających dzieci – chcąc lub nie chcąc… na portalach społecznościowych aż huczy od „pierwszej kupki/pierwszego ząbka/słowa/kroku”, zdjęć podczas spaceru, śpiących, jedzących pierwszego banana, z „roczku”, chrztu, z mamusią/tatusiem/babcią, z pierwszej podróży, nowej zabawki, i tysiące innych….zazdroszczę im szczęścia, radości, cieszę się z możliwości dzielenia radości z bycia mamą… ale gdzie w tym wszystkim szacunek dla takich kobiet jak ja ?! :(
Tak dokładnie ! A najgorsze jest to, ze matka nigdy nie zrozumie jak to jest stracić możliwość bycia matką. :(
Jak to szło….” masz chłopaka ?…..kiedy ślub ?…..staracie sie JUZ o dziecko ?….kiedy nastepne ?….. Juz trojeczka ?….. o zaszaleliscie…….”:-)) i tak dalej…wiec wniosek taki zebysmy wszelkie decyzje a juz z pewnoscią te o macierzynstwie podejmowac wyłącznie w zgodzie z samą sobą. Ja spełniam sie jako mama jednego dziecka i bezdzietnym znajomym nie robie wyrzutow… juz czas na Was….itp.tak samo znajomym posiadającym wiecej niz jedno dziecko.nie mowie ze tylko ” dzieci produkują”….. I tu Malwina mozna zrobic kolejne starcie ” wielodzietni ostatnie starcie z rodzicami jedego dziecka” :-)) chociaz w sumie robiłas juz taki wpis…dotyczący bliźniąt…?;-) I tu mozna to samo napisac, ze rodzice jednego dziecka nie poczują tego samego co rodzice np. parki…. wpis Vicki bardzo mi sie spodobał…i nie uwazam ze poki nie urodzi to nie poczuje…. niektore kobiety rodzà i dalej tego nie czują i jest duzy problem….Ty jak rowniez Ja chcialysmy i wiedzialysmy….stalo sie i nie ma odwrotu;-) Niech kazdy decyduje i zyje na tyle intesywnie ( ilosc dzieci…kariera) na ile starcza mu siły, zdrowia fizycznego i psychicznego ;-)) pozdrawiam
Dziękuję za ten wpis. Mam prawie 25 lat. Zaręczyłam się mając 19, od 3 lat jestem mężatką, od 2 matką. W moim życiu są 2 rzeczy najważniejsze- rodzina i Bóg. Znajomi pukają się w głowę. Nie rozumieją, nie wierzą. Nie wierzą że CHCIELIŚMY mieć dziecko. Nie wierzyli że pobraliśmy się z miłości. Część pewnie myśli, że wpadliśmy, część że nam odwaliło. A ja po prostu znalazłam człowieka, którego kocham. Chcieliśmy tego samego. Choć byliśmy i pewnie dla niektórych dalej jesteśmy gówniarzami- świadomie zdecydowaliśmy się na dziecko. Ba, chcemy mieć niedługo drugie bo w końcu mamy stałą pracę. TO nic że mieszkamy z teściową, a dom wybudujemy za jakieś sto lat. Ona też jest wspaniała i cieszy się że ma nas przy sobie. Na początku miałam misję- przekonywalam wszystkich, że małżeństwo/ macierzyństwo jest super. Ja byłam najszczęśliwsza na świecie. Nikt mi nie wierzył. Zarzekają się i zapierają rękami do tej pory? Ślub? Za 10 lat! Dziecko? Za piętnaście! Tracicie młodość, szybko wam się odechce, musicie się wyszumieć…. Po kilku latach ja przestałam przekonywać ich, oni mnie. Ja niczego nie żałuje, drugi raz postąpiłabym tak samo. Dalej jesteśmy młodzi i dalej się bawimy, dziecko nam w tym nie przeszkadza. Ono jest sensem. Cudem, naszym osobistym. I tylko rodzic jest w stanie to pojąć i zrozumieć. Tak w pełni.
Bakusiowa mamo usuń mój jeden wpis bo pisałam dwa razy, bo mnie wnerwia internet, a tu patrzę oba się dodały :)
Fajnie by było, gdyby każda kobieta miała pewność, czy chce, czy nie chce być matką. Może, gdyby kobiety (pary) postępowały wg własnych poglądów i nie ulegały wpływom środowiska (nie mówię o wpadkach i patologii), byłoby więcej szczęśliwych dzieci. Ja zawsze chciałam być matką i choć macierzyństwo to i róże i ciernie, i obezwładniający strach o dzieci, to nie zamieniłbym mojego obecnego życia na sielskie życie „przed”. Mimo zmęczenia, braku czasu na książkę, film czy seks, właśnie przy mojej małej dwójce czuję, że żyję i wiem, po co żyję. Oby każdy znalazł swój sens życia. Pozdrawiam.
he o wpadce to mogę powiedzieć ja:) trzy lata ciężko pracowałam by zdać świetnie maturę by dostać się na wymarzony uniwersytet gdy przygotowywałam się do ustnych matur dowiedziałam się że jestem w ciąży, byliśmy ze sobą 4 lata to moge powiedzieć otwarcie trafiłam na świetnego faceta, super tate i fajnego męża. Tak w wieku 19 lat zostałam mamą i żoną mimo iż mamy tylko ślub cywilny bo gdy rodzice się dowiedzieli o ciąży postanowili sie delikatnie powiedziawszy wpiep***ć, a gdy usłyszeli że chcemy iść na swoje to już całkiem niemogli mi darować… do ślubu czyli do 4 miesiaca ciąży mieszkałam z nimi, trzy tygodnie przed ślubem w moim domu wybuchł pożar na strychu i gdyby nie to że miałam „parcie” na pęcherz nigdy bym nie obudziła domowników i o 3 w nocy byśmy z tamtąd nie uciekli… naszczeście spalił się tylko dach i nikt nie ucierpiał… na drugi dzień moje dziecko przestało sie ruszać… do dzisiaj nie zapomne tej paniki… na szczeście tylko się przestraszylo mojego strachu… do końca ciąży był względny spokój. Ania ma dzisiaj 3,5 roku, czy było ciężko? Jak cholera!! Ja i mąż zdecydowaliśmy się nie przerywać edukacji, studiowaliśmy zaocznie… urodziłam w sesji i tydzien po porodzie ze szwami na tyłku poszłam na egzamin… na wekendach sie wymienialiśmy opieką nad dzieckiem… tak mój mąż zostawał z miesiecznym dzieckiem w domu i co trzy godziny przywoził mi je na karmienie (studia podjełam na lichej uczelni w swoim mieście, uniwersytet poczekał do magisterki). Ja nie podjełam pracy, mój mąż do pracy jeździ 100 km. Dzisiaj on kończy edukacje ja za rok, potem podyplomówka i aplikacja, od września Ania idzie do przedszkola. Czy udało się bez pomocy? Nigdy by się nie udało! Czesto nasi rodzice (wkońcu zmądrzeli) zajmowali się naszą Ania głównie w czasie sesji, ale od poczatku do końca byliśmy niezależni i samodzielni. Ja gówniara od momentu gdy zobaczyłam dwie kreski na teście zostałam mamą, żoną, gospodynią, musiałam się nauczyć gotować, prać i spełniać wymagania innych;). Relacje z mężem? Przez dwa lata tzw. obsikiwanie terenu i pokazywanie kto jest silniejszy ważniejszy i mocniejszy… skończyło się walizkami za drzwiami. Musieliśmy przewartościować i zdecydować czy się na tyle kochamy by ciągnąć to wszystko razem, iść ramie w ramie nie dla dziecka, dla siebie!! I coś wam powiem: mimo że nie imprezujemy, mimo że po ciąży się pochorowałam i spiep***ł mi się układ metaboliczny i mam 40kilo nadwagi, mimo że niespałam po nocach bo jak nie ząbkowanie to karmienia albo poprostu strachy nocne, mimo że przyjaźnie się skończyły bo gdy mąż pilnował dziecka to ja wolałam sobie w spokoju poprasować albo książkę poczytac niż balować, mimo że nikt mi nie dał gwarancji niczego to jestem szczęśliwa. Naszym mottem któro dodaje nam sił to „Kto jak nie my”:). Bo się da!!!
„nie wystarczyłyby mi wielkie biznesy, delegacje zagraniczne i kariera. To nie były moje wymysły tylko suche fakty. Tak wybrałam. Tylko, że ja wiedziałam to od zawsze. Wiedziałam, że niezależnie od tego jak wysoko wespnę się po szczeblach kariery, niezależnie od tego ile zarobię pieniędzy i niezależnie od tego jak je spożytkuję, nigdy nie osiągnę pełni szczęścia. Bo ja od zawsze kochałam dzieci i od zawsze chciałam te dzieci mieć. W moim przypadku sprawa była prosta.”
u mnie było tak samo. identycznie. w wieku 23 lat zaczełam leczyć niepłodność. w wieku 26 zostałam mamą i najszczesliwsza kobieta na swiecie. jednoczesnie szanuje, że ktoś może nie pragnąć i nie czuc tak jak ja. uwazam ze lepiej nie byc mamą na siłe, wbrew sobie. z drugiej strony mysle ze czasami wiele kobiet dopiero po porodzie odkrywa w sobie tą chęć, miłość i instynkt. nie ma co sie licytowac i waczyc. kazdy czuje inaczej i żyje tak by być szczesliwym. trzeba to zaakceptowac
Mnie w Matkach denerwuje tylko (oczywiście nie mówię o wszystkich) zasłanianie się dzieckiem. Otóż w swoim życiu (mam 24 lata) od zawsze wywodziłam się cechą „rodzinna”. Wiem, że dziecko to prawdziwy skarb. Sama całe życie planowałam 3. Bardzo długo jako dziecko bawiłam się lalka w „dom”. Gdy moim rowiesniczkom w głowie byli już chłopacy ja jeszcze bawiłam się lalka.. . Pracowac zaczęłam w wieku 18 lat. Moi znajomi kombinowali wtedy jak się wyszaleć, jak dostac się na studia dzienne by nie musieć pracować tylko dalej pozostać na utrzymaniu rodziców. Ja wtedy dojrzałam już na tyle by założyć rodzine. Tak, większość teraz pomyśli nienormalna. Ale mnie nigdy nie kręciły zabawy z chłopcami, imprezy itp. Chciałam zarabiać, mieć dom i rodzine. Wtedy poznalam mojego przyszłego męża. Jesteśmy już 6 lat razem. I co najważniejsze nigdy nie patrzylam na niego pod katem przystojny, ładny itp. (choc jest i oczy na to otworzyły mi dopiero wspolpracownice i szefowe :) ) Tylko podbił moje serce właśnie tym, że chciał się ustatkowac i mieć rodzinę. Zamieszkalismy razem gdy miałam 19 lat. Pracowałam łącznie w 3 firmach. W 2 pierwszych jako ekspedientka w sklepie. Teraz pracuje w biurze. W pierwszej firmie, oprócz tego że był straszny wyzysk to jeszcze non stop zostawałam po godzinach bo wspolpracownica jeździła z dzieckiem po lekarzach, bądź miała problem z opieka nad nim. Wtedy ja nowa, młoda gówniara dawałam się na to nabrać i na wszystko się zgadzalam. W końcu chodziło o dziecko. Teraz pewnie matki pomyslą, że może miała chore dziecko itp a ja się czepiam. Otóż w końcu się wydało, że podczas jednej z takich „wizyt u lekarza” siedziała pod domem z dzieckiem i została złapana przez sama szefową, która przejeżdżała jej ulicą. Zwolniłam się po półtora roku po namowach mojej mamy i chłopaka bo moje wykończenie fizyczne jak i psychiczne doprowadzalo mnie do ruiny. Pracę znalazłam bardzo szybko. Wtedy się cieszyłam bo miałam szczegółowo omówione co mam robić, szefowa nie wykorzystywała pracowników. Zostałam tzw kierowniczka swiezo otwartego sklepu. Niedługo po otwarciu zatrudnili do mnie druga dziewczynę. Właśnie matkę świeżo po macierzyńskim. Szefowa ułożyła Nam pierwszy grafik razem. Raz jedna na rano, druga na popołudniu i potem zmiana. Co drugi weekend wolny. Cieszylam się że w końcu proste zasady. Współpracownica często dawała mi przy szefowej do zrozumienia że jest dyspozycyjna bo dzieckiem zajmuje się jej mama bądź facet. Szefowa po kilku miesiącach oddała nam sklep i zajęła się nowo otwartym w innej części miasta. Od tego momentu grafik, wolne itp miałyśmy ustalać między sobą. Ważne by sklep był na czas otwarty i niczego w nim nie brakowało. Wtedy koleżanka z pracy zaczęła pokazywać rożki. Zaczęły się telefony, że mam przyjechac prędzej bo coś z dzieckiem, czy nie mogę zostać dłużej, lub czy moge przyjść za nią w weekend bo nie ma kto się zająć dzieckiem itp. Każda wymówka na tzw dziecko. Na początku bez problemu się z zgadzalam na to bo w końcu ja jeszcze nie mam dziecka . w tym czasie w życiu prywatnym postanowiłam z narzeczonym, że skoro pracuje mi się dobrze, mieszkamy razem, ustatkowalismy się, to też zaczniemy się starać. Mijaly miesiące efektów w życiu prywatnym żadnych, w pracy coraz gorzej, wciąż coś nie tak było przy dziecku. W koncu postanowiłam się postawić ( po półtora roku) i powiedziałam jej gdy chciała znów wcisnąć mi weekend, bo nie miała z kim zostawić dziecka, że wyjeżdżam. Jakoś bez problemu jednak poradziła sobie z opieka Nad dzieckiem. Zaroweczka mi się zapaliła wtedy, że to jest z jej strony jakaś gra, by mieć więcej wolnego, ale dalej jak tylko mogłam, brałam jej zmiany. Dodam jeszcze że jak to się mówi kłamstwo ma krótkie nogi i czasem sama się mieszała w swoich wymowkach. Przed weekendem który mi wcisnęła mówiła że syn ma duża goraczke i jest strasznie chory a kilka dni po weekendzie mi opowiadala jak to mały się bawił w weekend bo zabrała go nad jezioro itp. O dziecko staraliśmy się ponad rok, aż w końcu zrozumieliśmy, że coś jest nie tak. W pracy wykorzystywania nie było końca. Ja zaczęłam się stawiać coraz czesciej i za każdym razem słyszałam ze ja nie mam dziecka. W końcu po wizycie u lekarza, nasze obawy się potwierdziły. W pracy koleżanka znów dała mi do zrozumienia, że nie mam dziecka, że zrozumiem jak będę je miała… nie wytrzymałam i wykrzyczalam jej, że na nie mogę go mieć. I wiecie co? Nawet mi nie wspolczula tylko po chwili znów mi się zapytała czy zrobie jej zmianę… Krótko po tym dotarło do mnie (dopuscilam w końcu do siebie słowa lekarza), że ja nie będę miała swojej kruszynki. Moje życie legło w gruzach, zalamalam się i zwolniłam… Dzis już stoję na równych nogach, pogodzilam się z moim życiem, dalej mam nadzieję i staramy się z pomocą lekarzy. Pracuje w firmie państwowej gdzie każdy ma swoje stanowisko i swój indywidualny grafik. Kobietom w mojej sytuacji, mogę tylko powiedzieć, że im współczuję, trzymam za was kciuki i pamiętajcie zawsze jest jakieś wyjście w końcu żyjemy w XXI wieku (slowa mojego lekarza) . A Matki swoich pociech proszę, by nie wszystkich bezdzietnych pakowały do jednego worka. Zróbcie rachunek sumienia, czy w pracy nie wykorzystujecie „bezdzietnych” ludzi, nie „wykecanie się” dzieckiem przy różnych sytuacjach. czy nie jesteście świadkiem takiego zachowania. Szanujcie i dbajcie o swoje pociechy, bo jak widzę, bądź czytam w gazetach, co czasem wywijaja matki to nóż mi się w kieszeni otwiera.
Ja mając dużo starszego partnera wiedziałam, że opcja ślub dziecko będzie przyśpieszona. Mam ustawionych rodziców i wszyscy dookoła myśleli, że będę niczym Paris Hilton…a Ja? Córkę urodziłam mając 20 lat teraz mam 25 i urodziłam 3 dziecko. Wszyscy przecieraja oczy ze zdumienia. A my jesteśmy szczęśliwi bo zawsze chcieliśmy mieć rodzinę :)
Mam dwójkę. Pierwsze z „wpadki” (chociaż i tak chcieliśmy mieć dziecko, ale nieco później, „kiedyś”),drugie – dla pierwszego (i tak chcieliśmy mieć kiedyś drugie,ale dużo później „kiedyś” niż wyszło w rzeczywistości), żeby łatwiej mu było się rozwijać,bo jest niepełnosprawne (wiem,to nie fair w stosunku do drugiego,ale,jak napisałam,i tak chcieliśmy kiedyś dwójkę,więc decyzja została jedynie przyspieszona). Pierwsze ma chorobę genetyczną, przy drugim była minimalna szansa na powtórkę, ale nie chciałam zrobić amniopunkcji,bo bałam się poronienia po tym zabiegu. Zresztą i tak chcieliśmy je mieć,nawet gdyby miało tą chorobę,co pierwsze,więc w ogóle nie było sensu ryzykować z zabiegiem. Mimo,że namawiano nas na badanie,żeby „w razie czego” usunąć,a uszy puchły od wyzywania nas od głupich i nieodpowiedzialnych. Takie podejście miała rodzina,a lekarze,wręcz przeciwnie-rozumieli i nie namawiali,Ale starali się wspierać. Nigdy nie żałowałam,że pierwsze się urodziło i robię,co mogę,żeby mu pomóc w rozwoju,żeby jego choroba nie odebrała mu szansy na szczęśliwe życie. Jest dla mnie najważniejszy na świecie i jest moim największym szczęściem (www.aniolzwanyszymkiem.blog.pl-gdyby ktoś miał oochotę Go poznać),razem ze swoim Bratem,oczywiście :-) Z całym szacunkiem,Ale nie-matka tego nie zrozumie. Bo Kiedy pojawia się dziecko,nagle okazuje się,że nie ma większej miłości na świecie. Chociaż bezdzietnych nie potępiam w żaden sposób,bo rozumiem,że nie każda kobieta chce lub nadaje się (lub jedno i drugie) do bycia matką. Najważniejsze,żeby obie grupy żyły po swojemu i nie próbowały wtrącać się wzajemnie w swoje życia,bo mnie,jako „dzietną” najbardziej irytuje pouczanie co do opieki i wychowywania dzieci przez osoby bezdzietne.
Jezu. Nareszcie coś mądrego. Zwłaszcza „Bo posiadanie dziecka nie jest jedyną drogą do szczęścia. Nie jestem w stanie powiedzieć co będzie czuła kiedy zostanie sama bo jej mąż umrze pierwszy. Wydaje mi się, że będzie wtedy żałowała, ale to jest tylko moje „wydaje mi się”.” (Mądre, poza tym, że głupio mieć dziecko po to, żeby nie być samotnym, prawda? Zwłaszcza, że ono i tak pójdzie swoją drogą, nie będzie partnerem).
„Wojny” dzieciate-niedzieciate nie powinno być w sensie wojującym właśnie. Ale nigdy nie będzie „ostatecznego starcia”, bo ono jest niemożliwe. Nikt nikogo nie przekona, bo przekonywanie nie ma sensu. Ale opowiedzenie o sobie, pragnienie zrozumienia – już tak. Przecież chyba po to piszesz o swoim dziecku tym, które mają inne podejście, prawda? Ja od lat pragnę, aby usiłowała mnie zrozumieć moja dzieciata siostra, a ona – nienachalnie, ładnie nawet – stara mi się przeszczepić swoje myślenie i jest w gorszej sytuacji. Bo jej zależy na tym, żebym ja dzieci miała. A jak mieć nie będę, a powody… Uwierzcie, powodów może być milion.
Tak samo jak cytowanej komentującej, obce jest mi myślenie, że ciąża psuje ciało a dzieci odbierają czas. To w ogóle nie o to chodzi, to dopiero jest płytkie jak kałuża po kapuśniaku.
Przykład pierwszy, nie mój, ale mojej jedynej przyjaciółki, która dzieci nie chce mieć (nie jedynej w ogóle, reszta ma lub mieć je chce): jest podróżnikiem. Ale podróżnikiem, a nie turystą. Samotnie jeździ rowerem po Alasce, Kamczatce, Turkmenistanie. Jakiś gen w jej ciele, którego nigdy nie zrozumiem, sprawia, że nawet mieszkanie chciała sprzedać, żeby na dwa lata przemieszczania się wystarczyło. Nie jest Martyną Wojciechowską, za którą jeżdżą media i sponsorzy i która nie żyje podróżowaniem zapewne, a z podróżowania i która z palcem w rowku mogła sobie na dziecko pozwolić, bo zabezpieczona jest z każdej ze stron. Moja przyjaciółka musiała poświęcić ze dwa związki. Nie jest w stanie stworzyć domu. Nie rozumiem i nie muszę tego rozumieć, ja, dla której wieczór pod kocem z książką to pełnia szczęścia. Ale rozumiem jedno: dzieci odebrałyby jej życie. Dałyby inne, pewnie. Ale odebrały to, która kocha.
U mnie rzecz tak skomplikowana, że właściwie odechciało mi się pisać i zaraz cały komentarz weźmie w łeb.
Ale chciałabym jeszcze jedno: z BARDZO mądrego komentarza Misako: „Bardzo nie lubię tego całego ” nie da się wyjaśnić co daje dziecko”. Dla mnie każda miłość jest wspaniała i tak naprawdę sprowadza się do tego samego.” Podpisuję się razy sto, argument „nie da się wyjaśnić” można sprowadzić równie dobrze do: „nie da się wyjaśnić, że w tak wielkiej, niespotykanej miłości jaka jest między mną a moim partnerem nie ma miejsca na nikogo innego poza nami samymi”
Aha… czyli niewygodne komentarze są usuwane?
a szkoda….
Nie wiem Karola który to był Twój komentarz, ale żadnego nie usunęłam jak na razie z tej konwersacji. Bardzo ciekawa dyskusja :) Komentarze po prostu trafiają do moderacji i często są publikowane po czasie :) Twój jest 33 komentarzem, który „zatwierdzam” dzisiaj. Tak działa wtyczka na wordpress ;)
Cóż, gdyby było tak pięknie, jak piszesz, gdyby w każdej kobiecie rodził się wcześniej, czy później instynkt macierzyński i wielka miłość do dziecka, nie byłoby tylu nieszczęśliwych, niechcianych i porzucanych dzieci. Nie bito by ich i nie znęcano by się nad nimi fizycznie, ani psychicznie.
Tak, to prawda, co piszesz: o tym, co mogłaby stracić, kobieta dowiaduje się już po urodzeniu dziecka – tylko czasem (albo i często) to, czego się dowiaduje, wcale jej nie zachwyca. Rozejrzyjcie się wokół siebie i zobaczcie, jak często ludzie po prostu swoich dzieci nie kochają – traktują, jako obowiązek, hamulec w spełnianiu swoich pasji, obciążenie, ew. zabezpieczenie na przyszłość, przedmiot swoich ambicji, ale nie kochają. Lepiej więc, żeby nigdy tych dzieci nie mieli.
rene pewnie, że masz rację. Ale to jest odstępstwo od reguły. Bicie i porzucanie dzieci to wynika z problemów z psychiką.
Ja mam jak Viki. Nawet bardziej radykalnie. Dzieci nie znoszę. Nie potrafię z nimi wytrzymać. Unikam ich jak ognia. Wszystkie są dla mnie brzydkie i irytujące. Przed 30 w cywilizowanym kraju przecielam jajowody i mam spokój. Wpadka mi nie grozi. Mój narzeczony chciał mieć dzieci, ale na samym początku go uświadomiłam o mojej decyzji. Dostał wybór. Ja albo dzieci z kimś innym. Póki co jesteśmy już 4 lata razem :).
A mnie zastanawia jedno- co taka osoba jak Viki robi na blogu parentingowym? Ja też nie mam dzieci, ale odliczam miesiące i dni do daty naszego ślubu, aby zaraz starać się o dziecko. Ja, podobnie jak Ty Marlena, kocham dzieci i od zawsze pragnęłam je mieć. Sięgając wstecz, myślę że już jako 12latka miałam instynkt macierzyński i wiem, że urodziłam się po to, aby mieć rodzinę i dzieci, to moje przeznaczenie. I nie jestem uległą kobietą, która zaraz po ślubie zamieni się w matkę polkę. Przeciwnie- jestem osobą wielokierunkowo wykształconą, pracowitą i bardzo ambitną, ale do pełni szczęścia brakuje mi właśnie dziecka. Wracając do Viki. Może nie zgodziłaby się ze mną (ba, na pewno!), ale myślę że kobieta ta posiada pragnienie dziecka, ale jest ono stłumione i zepchnięte do podświadomości. Może sytuacja z jej dzieciństwa to sprawiła, wartości, które panowały w jej domu, stosunek do dzieci tam panujący, a może mąż jest osobą dominującą i jego wartości odbiera jako swoje. Tego nie wiem i nie stwierdzę, że każda kobieta ma instynkt macierzyński, ale jeśli odwiedza blogi parentingowe, czyta o wychowaniu dzieci, ogląda zdjęcia maleństw, to dla mnie, jako psychologa, sygnał, że coś z podświadomości przecieka do świadomości i należałoby to odkryć i zmierzyć się z tym.
Często czytamy takie fora dla beki i w poszukiwaniu lolkontentu :-). Tu jednak przynajmniej można ekranie swoje zdanie i nie zostać zjechanym.
Nie będę się rozwlekać w komentarzu. Po prostu.
Malwina, świetny wielowymiarowy tekst ! :)
Kurczę, mogłabym się pod tym postem podpisać ręką i nogą. Mam podobne doświadczenia, przemyślenia i podejście, co Ty. Też od zawsze wiedziałam, ze być mamą i to nie jeden raz, jednak rozumiem że nie każda kobieta musi tego chcieć.
Droga Alillah, muszę się z Tobą nie zgodzić. To, że ktoś nie chce mieć dzieci, a czyta tego typu strony, wcale nie musi świadczyć o tym, że chce mieć dzieci, ale musi się z tym ukrywać. Ludzie bywają ciekawi i to właśnie ciekawość może kierować osoby bezdzietne na tego typu blogi. Na zasadzie: wiem, że mnie to nigdy nie spotka, ale jestem ciekawa, jak to wygląda ze strony osoby dzietnej. Daje to szersze pole widzenia, pozwala poznać zdanie ludzi o odmiennych poglądach na życie.
Nigdy nie lubiłam dzieci, po prostu. Nie znaczy to, że w moim domu był/jest do nich zły stosunek – wręcz przeciwnie. A jednak tu jestem. I co, powiesz pewnie, że tak naprawdę chcę je mieć? Odpowiem: nie. Ja lubię poznać opinie różnych ludzi na dany temat. To wszystko.
„Te dwie strony nigdy się nie zrozumieją i to jest całkowicie normalne.” chyba Pani nie zrozumiała tekstu viki do końca…. ja tak jak i viki nie chcemy mieć dzieci ale rozumiemy waszą potrzebę ich posiadania , zmianę jaka zaszła w was np. po wpadce ( to bardzo dobrze że cieszycie się dziećmi że je kochacie i spełniacie się w tym bo tak powinno być w waszej sytuacji), tylko nie wszystkie mamy tak mają jak wy Panie tu piszące, są mamy zabijające swoje dzieci (słynna sprawa madzi i inne których nigdy nie poznamy) są mamy które oddają dzieci do domów dziecka itp . mamy wszyscy wybór w swoim życiu bo nikt inny życia za nas nie przeżyje, i pozwólcie nam kochane mamy żyć tak jak chcemy, to nas kobiety bezdzietne się piętnuje szkaluje pluje nie raz że ludźmi nie jesteśmy bo jak to dzieci nie chcemy… ja nie chcę tego „szczęścia” bo wiem że nie poradziłabym sobie z taką odpowiedzialnością jaką jest wychowanie człowieka, bo to na rodzicach ciąży odpowiedzialność jakim dziecko będzie człowiekiem w przyszłości nie na całym społeczeństwie. i pamiętajcie domy dziecka nie są wypełnione tylko sierotkami a domy starców tylko bezdzietnymi… odpowiedzialność za 2 człowieka jest bardzo ciężkim wyzwaniem ja niestety nie mam zamiaru „zobaczyć” jak to jest itp. życzę powodzenia,dużo szczęścia, zrozumienia innych, spełnionego życia :D pozdrawiam
Nie nieee liza, ja Cię rozumiem. Rozumiem też Viki. Chodzi mi o to, że osoby bez dziecka nigdy nie zrozumieją do końca tego co czują osoby z dzieckiem. Mogą się szanować tak jak szanujemy się my. Mogą się tolerować, rozumieć swoje wybory. Ale żeby zrozumieć co czuje matka trzeba tą matką zostać. Nie da się inaczej. Chociaż wcale ie uważam, że to jest jedyny słuszny wybór. Każdy ma prawo do własnego życia i najważniejszy jest szacunek. :*
oczywiście ma Pani rację że ja nigdy nie poczuję to co matka bo nią nie będę, zbyt duża jak dla mnie to odpowiedzialność. A i dzięki za ten tekst, i „rozmowę” jest to pierwsza moja rozmowa nie kłótnia i pierwsze zrozumienie mamy i kobity niemamy bez wyśmiania że ja to utopią i zabawami żyję lub w ogóle nie żyję bo nie mam dziecka , dziękuję Pani za to :D
…. ps…. chociaż ja mam super mamę i chyba namiastkę tego co ona czuła (nie czuje bo ja już stara jestem więc to uczucie miłości matki do dziecka z wiekiem się zmienia… chyba muszę zapytać :D ) jak sobie przypomnę dzieciństwo to troszeczkę rozumiem ale tylko małe troszeczkę :D życzę wszystkim dzieciom takiej właśnie mamy jak moja i Pani.
Moja córka była planowana. Zawsze chciałam mieć dzieci. Kiedy sie urodziła , mimo, że miałam przez tydzień baby bluesa, później byłam przeszczęśliwa, że mam rodzinę. Partnera, wspaniałą córkę, szczyciłam się wioząc wózek z małą i idąc obok jej taty. A potem nas zostawił. Chyba go to przerosło. A może po prostu chciał „spróbować” jak to jest być z kimś innym ? nie wiem….teraz niby żałuje , ale dwa lata wychowywałam córkę sama i targały mną różne emocje…od takich, że wspaniale, że ją mam, po : gdyby nie ona, mogłabym wiele zrobić. Niestety takie dni mam do tej pory. Bo jak to mówią, łątwo jest dziecko zrobić, gorzej je wychować. Jak się jest samemu, to już w ogóle. Do tej pory nie rozumiałam kobiet, które nie chciały mieć dzieci, ale od kiedy rozstałam się z tatą mojej córki, już je rozumiem. I gdybym wiedziała, jak się potoczy moje życie, to pewnie bym się nie zdecydowała na dziecko z nim. Bo ostatnia rzecz o jakiej myślałam, to taka, że moja córka będzie się wychowywać bez ojca.
O dziecku marzyłam już przed ślubem planowałam, marzyłam… czekałam aż mi się oświadczy aby moje marzenia zaczęły się spełniać. Zaręczyny, 2 lata później ślub i dokładnie po 1 rocznicy ślubu na świat przychodzi moje a wtedy już nasze marzenie. Idealny cudowny bobas. Całą ciążę czułam się świetnie oprócz puchnących nóg nic mi nie dolegało. Mąż bardzo mnie wspierał byłam dumna z rosnącego brzuszka. Marzyłam za dużo, wyobrażałam sobie wszytsko w kolorowych barwach… nie żebym się zawiodła ale kolorowo nie jest. Plany na długie spacery, wycieczki itp odleciały jak ptaki przykro mi bardzo było bo mój synuś nie lubi za bardzo jeździć samochodem. Nawet teraz kiedy ma prawie 3 latka długo nie usiedzi w samochodzie poprostu doszliśmy do wniosku że mu się nudzi jazda… tak więc jedynie kolorowa wizja cudownych wypraw jest nam póki co obca ( nie do końca ale jednak wakacje nad morzem na razie odpadają). Kocham Dariuszka najmocniej na świecie jest idealny taki jak go wyśniłam ale przekonałam się że nie jest łatwo nie tak jak pokazują w tv nie tak jak mówi ,,super mama” Kasia Cichopek… oj za mało prawdy w tym wszystkim byłam trochę naiwna że będzie tak i tak… ale teraz już wiem swoje i każda koleżanka która nie ma jeszcze dziecka i zaczyna mi mówić jak ona to planuje radze tylko aby zbyt bardzo nie planowała bo może poprostu się troszkę rozczarować a po co?? Macierzyństwo to piękna sprawa ale i bardzo trudna i wymagająca wiele poświęcenia. Ale warto poświęcić się choć czasem jest ciężko! Zostanie nam to wynagrodzone! I codziennie jest- uśmiech i radość mojego dziecka to najcenniejsza zapłata za trud jaki nie raz mnie spotyka :-)
Moje dziecko też nie lubilo podróżować samochodem ale daliśmy rade, bo jest wiele rozwiązań i jeśli naprawdę chce się wyjechać na wakacje to można to zrobić. My najczęściej jezdzilysmy noca jak mała spala (zainwestowalismy w bardzo dobry, rozkladany fotelik), podrozowalismy samolotem i pociągiem,kiedy nie dało się samochodem. I to z dwójką dzieci:). Nie było roku bez wakacji-Anglia, Wlochy, najodleglejsze zakątki Polski. Odpowiednia organizacja i wszystko jest możliwe:))
Przez bardzo krótki okres czasu pracowałam z osobami starszymi. To była niesamowita lekcja historii dla mnie. I nie tylko historii… Poznałam 90letnią kobietę. Zamożną, która pół swojego życia spędziła w podróżach z cudownym mężem. Chciała mieć dzieci,ale nie mogła (okaleczyli ją podczas II wojny światowej). Chciała adoptować, ale rodzina męża stwierdziła, że w rodzinie mają wystarczająco dużo biednych dzieci, więc rozpieszczali prezentami tamte …
Została sama jak palec. 90lat. Ogromne mieszkanie sprzedała, przeniosła się do małego. Gadała do obrazu męża wiszącego w kuchni, w salonie i w sypialni. Serce pekało …
Ilekroć myślę o ludziach, dzisiaj młodych, pełnych życia, którzy nie decydują się na dziecko, ,,bo nie chcą wrzeszczącego bachora” mam przed oczami tamtą, 90letnią staruszkę… I choć takie scenariusze mogą być również w przypadku dzieci, to jednak będe robiła wszystko by moje dziecko czy wnuki były moim oknem świat, kiedy będe stara.
znacznie gorzej to mają starzy ludzie oddani przez kochające dzieci do domów starców, ci biedni staruszkowie ciągle czekają na odwiedziny a dzieci najcześciej zapominają o mamie …. tacie….. nie ma nic gorszego jak mieć dzieci i umierać samotnie bo synusiowi czy córeczce się nie chciało…. żal mi takich ludzi…. już wolę gadać do obrazu
A może po prostu mamusia sobie nie zasłużyła. Wszyscy patrzymy na tych ludzi z perspektywy osób młodych i jest nam ich żal. Ale to jacy mogli być z 50 lat wcześniej nas nie zastanawia.
Zgadzam się. Bywa tak, że rodzice nie nauczyli swoich dzieci miłości właśnie przez to, że tej miłości im nie okazywali. To już są skomplikowane sprawy… każda historia inna. Jedno jest ważne. Dzieci nie robi się po to, żeby nam później było raźniej. Nie o to chodzi. Ale świadomie decydując się na ich brak musimy również liczyć się z tym, że samotność na starość mamy bardziej niż pewną…
Bardzo, bardzo dobry tekst. Kiedyś sama byłam taką „bezdzietną”… Od prawie sześciu lat już nią nie jestem, ale drugi raz bym się na tą przygodę nie zdecydowała. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że inni chcą mieć na nas wpływ odnośnie powiększania rodziny, nawet mężowie/partnerzy. Ja o dziecku nie marzyłam, ale stało się tak, że jest i w sumie dobrze, chociaż macierzyństwo jest cholernie trudne…
Ja również byłam Viki. Chciałam żyć pełnią życia, spełniać się zawodowo i towarzysko. Dzieci nie były mi w głowie, nie rozumiałam zachwytu nimi. Dzieci mnie drażniły, nigdy nie trzymałam na rękach niemowlaka. Wtedy pojawiła się ona. Nie ważne czy wystarana czy nie, chciana czy nie.
Hanisława, bo o niej mowa, zmieniła moje myślenie o 360 stopni. Nauczyła mnie pokory, nauczyła mnie cieszyć się tym co mam, nauczyła mnie, że czasami warto się zatrzymać. Jednocześnie nauczyła mnie ogromnego strachu i szacunku. Codziennie drżę o nią, tęsknię. W pracy nie odpoczywam a się męczę. Uwielbiam spędzać z nią czas, sprawia mi to nieopisaną radość, pewnie większą niż jej. Odkryłam w sobie pokłady nieznanych mi wcześniej uczuć. Ona mnie naprawiła.
Dziękuję.
Jednocześnie wiem, że nie każdy nadaje się do tej roli. Wiem, że u 90-paru ludzi, którzy myślą tak jak ja kiedyś i tak jak Viki teraz myślenie zmieni się w momencie narodzin dziecka. Wiem też, że zawsze będzie ten procent, który nie da dziecku 100% tego, co potrzebuje. I pomimo, że pokochają, bo założę się, że tak będzie, część z nich będzie należała do kogoś/czegoś innego. Czy warto zatem jeśli nie jesteśmy czegoś pewni?
Myśle, że najlepiej dla wszystkich bedzie, jak każdy bedzie żył po swojemu i pozwoli żyć po innemu pozostałym – wszyscy będziemy happy :)
Tak dziecko to taka zabawka i trzeba sobie ją zrobić by być w pełni szczęśliwą chyba trzeba się wybrać do psychoanalityka bo coraz więcej takich kobiet jest 100lat temu nie bylo takiego problemu :D
Ja, jeszcze dwa lata temu korporacyjna hiena, poruszająca się wypasiną służbową furą, negocjująca milionowe kontrakty, podróżująca, pracująca 7 dni w tygodniu. Wiedziałam, że dzieci nie są dla mnie. A bynajmniej nie przed 30tką! Zabezpieczałam się. I klops. Zaszłam w ciążę. Nie przedłużono mi umowy, bo byłam juz niepotrzebna. I co? I nic! Zwariowałam jak usłyszałam pierwsze bicie serca. Praca, kariera, korporacja. Nic nie było ważne. Wiedziałam, ze sobie poradzę. 5 tygodni po porodzie partner odszedł, przerosło go i przerasta do dzisiaj „posiadanie” dziecka. Zostałam bez pracy, bez kasy, z mieszkaniem na kredyt :-) z psem i kotem… i maleńkim dzieckiem. Dziś mój syn ma rok, a ja sobie świetnie daje radę. Robię praktycznie wszystko na co mam ochotę, pracuję, biegam za synem, czytam książki, maluję paznokcie i zawsze mam perfekcyjny makijaż. Nie jęczę, że nikt minie pomaga. Nie mam rodziny w promieniu 400 km i daję radę. Cholera, było ciężko, czasem nadal tak jest, ale chcieć znaczy moc! Nie myślę o chorobie, pielęgnuję nasze zdrowie, nie czekam na szczęście, buduję je nam codziennie. Nie chodzę na siłownię, biegam z psem. Zabieram syna na basen, wylegujemy się na łące pod lasem. Może nie mogę polecieć na urlop na Dominikanę, ale polecimy tam razem, niedługo. Zabiorę za to syna i psa w góry. I tez będzie super.
Nie myśl o tym, że ci ciężko, to przestanie tak być, nie uzalaj się nad sobą. Wstań, otrzep kolana i zostaw frustrację za sobą.
Jestem przykładem, że można zrobić coś z niczego. Buduję moje „coś” codziennie. Zaczęłam z saldem na minusie i dzięki temu jestem silniejsza. Nie mam recepty na sukces, ale mam olbrzymią wiarę i marzenia. I dam radę!
Samodzielna matka, opiekunka psa i kota, kobieta pracująca. Pozdrawiam ciepło.
Szacun,tak zwany,serio! Podziwiam,podziwiam i jeszcze raz podziwiam! Zwłaszcza,ze ja należę do tych,którzy nie potrafią się pogodzić z tym,co zesłał los. Nie z powodu braku kasy (chociaż jest,chroniczny :-/),nie dlatego,że jestem samotną matką (bo nią nie jestem i nigdy nie będę), nie dlatego też,że nie ma mi kto pomoc przy dzieciach (codziennie jest u mnie mama),ale nie godzę się na to,że moje dziecko jest chore,że ta choroba skazuje je na upośledzenie.Mimo,że zdaję sobie sprawę z tego,jakie są rokowania,nie zgadzam się na to i robię wszystko,żeby te rokowania się nie sprawdziły.Może byłoby mi łatwiej,gdybym pogodziła się z życiem takim,jakie jest,Ale póki co,nie umiem. Pozdrawiam :-)
życzę Pani dużo siły, i żeby Pani dzieciątko wyzdrowiało. Pozdrawiam
Dziękuję serdecznie :-)
Czytałam Pani komentarz X razy i muszę napisać, ze życie jest cholernie niesprawiedliwe. Codziennie dziękuję Bogu za to, że oboje jesteśmy zdrowi i silni. Dbam o to zdrowie, pielęgnuję je, by dopisywalo nam codziennie.
Nie wiem czy pogodziłabym się z chorobą syna? Nie wiem. Wiem natomiast, że frustracja nigdy niczego dobrego nie wnosi.
Sama byłam sfrustrowana, zaczęło się ju w ciąży. Tak naprawdę już wtedy wiedziałam, że nic dobrego mnie nie spotka przy ojcu dziecka, a wciąż łudziłam się nadzieją. A moja frustracja wciąż rosła. Gdy odszedł było mi chwilami potwornie ciężko. Ale wiedziałam, że to dzieje się po coś. Nie wiedziałam jeszcze po co? Dziś już wiem. Przetrwałam choć były dni kiedy nie mieliśmy co jeść. Wtedy zaczęłam wierzyć i marzyć. To trzymało mnie przy życiu. Dziś mam jeszcze większą wiarę i większe marzenia. Może to niewiele, ale zdalnie będę dzieliła się z Panią tą wiarą, bo czyni ona cuda i góry przenosi. Wierzę że spotka Was wiele dobrego i mimo ciężkiej choroby będziecie cieszyli się wspolnie każdą chwilą. Trzymam za Was kciuki, życzę z całej siły zdrowia i wierzę, że będzie dobrze.
Bardzo Pani dziękuję… Takie silne i pełne nadziei osoby jak Pani są dla mnie wzorem i motywacją do walki. Nie wiem,czemu,czasem nawet się nad tym zastanawiam,dlaczego tak jest,że na wszystko muszę w życiu ciężko pracować i o wszystko walczyć, a niektórzy wszystko dostają bez kiwnięcia palcem… Ale nie chcę tracić energii na zazdroszczenie tym szczęściarzom,bo mogło by mi jej przez to nie starczyć na to,co faktycznie ważne – na walkę o mojego synka. Dziękuję raz jeszcze :-)
Tak myślę, że taki spór dzieciaci kontra nie dzieciaci, rzeczywiście nie do wygrania dla żadnej ze stron. Nie jest to kwestia plusów i minusów ani bycia lepszym lub gorszym w którejś z sytuacji to chyba tylko poczucie, że w danym stanie jest się szczęśliwym i jedyny problem w tym,że nie dowiemy się jak to jest być rodzicem póki nim nie zostaniemy no a później już trudno to zmienić i tez znam ludzi którzy tylko bywają szczęśliwi z powodu bycia rodzicami. Ja bardzo chciałam mieć dzieci pocierpieliśmy trochę i wyczekanego pierworodnego urodziłam i co…depresja przez rok. Trudno było jak cholera, wszystko się waliło to nie była fala miłości to było tylko poczucie obowiązku reszta rodziła się powoli. Jednak chciałam być mamą, nigdy nie czułam,że lepiej było wcześniej było tylko inaczej. Mijały miesiące i zakochiwałam się w swojej roli. Teraz czuję się zawsze mamą kiedy jestem w domu i kiedy jestem w pracy i gdziekolwiek jestem tak naprawdę to teraz jest czas kiedy z radością jestem po pierwsze mamą. Mamy kilkumiesięczną córeczkę wraz z jej urodzeniem zalała mnie właśnie fala miłości jej uśmiech otwiera wszystkie szufladki mojego serca i mózgu a miłość siostrzano braterska to jak najlepsze paliwo na życie. I mimo, że mam naprawdę dobrą, pracę i awans po powrocie podpisany postanowiłam zostać tym razem w domu. Wybór żłobek czy niania po raz kolejny nie wchodził już w grę. Teraz czuję się gotowa przez pewien czas zatrzymać się nie, nie w rozwoju a w tym właśnie stanie podwójnej mamy. I rodzi się zaraz kolejna dyskusja bo są Ci co wiedza lepiej, że już mi się pracować nie chce i lepsze „koleżanki” pracujące co to z politowaniem na mnie patrzą no albo te co z przekąsem skomentują…no skoro was stać… Już dorosłam na tyle by uszczęśliwiać tylko siebie i moją rodzinę i z nimi dyskutować wybory a nie z resztą świata.
W temacie dzieci można spierać się chyba o wszystko. Żarliwość tych dyskusji jest czasem straszna. Ja na pewno nie powiem nigdy nikomu, że musi mieć dzieci. Mogę tylko powiedzieć, że ja nie chciałabym nigdy w życiu żyć bez nich :). Bakusiowa Mamo chyba fajna z Ciebie kobieta i mama lubię czasem poczytać co napiszesz :). Pozdrawiam
Dziękuję :* :* :*
Sama nie wiem co mnie skłoniło do napisania tego komentarza, bo choć czytam Cię od jakiegoś czasu nigdy nie odważyłam się nic napisać, może po prostu nie miałam w danym temacie nic do powiedzenia:) Ale do sedna. Sama jestem matką i z zainteresowaniem przeczytałam ten wpis, nawet łezka w oku mi się zakręciła, ale w zasadzie mam do napisania tylko jedno „ludzie, którzy nie maja dzieci są z innej bajki”, w zasadzie to są słowa mojego męża, który stwierdził tak po weekendowej wizycie mojej koleżanki w nas w domu. W tych słowach zawiera się cała prawda o bezdzietnych, nic dodać nic ując, nie obrażając nikogo, te dwa światy nigdy się nie zrozumieją:) Ja sama przed ciążą byłam taka wyedukowana, przygotowana i myślałam, że wszystko wiem, w końcu prawie wychowałam swojego chrześniaka….Żyłam w pięknej utopii dopóki nie urodziła się Jagódka i zaczęło się prawdziwe życie, bo przed nią była tylko zabawa:)
Mam nadzieję że Pani nie urażę ale lepiej było nic nie pisać…. wg Pani wszyscy bezdzietni żyją w utopii i zabawie , nie żyjemy naprawdę tak ? ja niestety nie i zapewniam Panią że inni też. I nie będę tu przytaczać smutnych chwil ze swojego życia bo to co. Uważam że rozumiem Pani świat matki w jakiejś tam części bo przecież każdy z nas ma lub miał mamę ( oprócz sierot oraz dzieci porzuconych,oraz „matek” z patologii ) która go kochała jak moja mama i oto tu chodzi że wy mamy macie takie być :) kochające ciepłe i zawsze gotowe do pomocy i za to wam dziękuję ale nie szufladkujcie nas nie dzieciatych …. bo to dyskryminacja i przykro to słyszeć. pozdrawiam i przepraszam jeśli Panią uraziłam.
To chyba bardziej chodzi o niezrozumienie z tym okresleniem „dwa światy” niż o to, że ludzie bezdzietni nie mają problemów. Oczywiście, że mają. Wszyscy mają.
Jednak, nie tylko „dzietni” i „bezdzietni” to „dwa światy” tak samo można powiedzieć o np. dorosłych i nastolatkach, pokoleniem z lat 50/60, a teraźniejszym itp. itd.
Wiele jest osób, które nie zrozumieją drugiej strony, bo czegoś tam nie przeżyli, nie doświadczyli i jest to zupełnie normalne, ale nie negatywne! I nie należy moim zdaniem określać jednego świata „lepszym” a drugiego „gorszym”, one są po prostu inne.
Pani mnie nie zrozumiała, nie napisałam, że ludzie bezdzietni żyją w utopii i zabawie, tylko, że ja przed urodzeniem dziecka żyłam w takim świecie, bo dopiero urodzenie dziecka pokazało mi czym jest życie! Nigdy wcześniej nie martwiłam się tak o nikogo jak o własne dziecko, każda jej gorączka, zły humor, wychodzący nowy ząbek itd. przyprawiają mnie o zawał serca, wcześniej tego nie znałam, bo Jagody nie było. Nikogo nie szufladkuję, piszę tylko, że dziecko zmienia wszystko diametralnie w życiu człowieka, nie tylko matki, ale i ojca, i ktoś kto nie ma dzieci nie jest w stanie tego zrozumieć. Nie twierdzę, że jak ktoś nie ma dzieci to nie wie nic o życiu, przecież nie każdy może lub chce je mieć, chodzi mi tylko o to, że dziecko zmienia w człowieku dosłownie wszystko, przynajmniej u mnie tak było, inny jest sposób patrzenia na świat, ludzi, problemy, teraz gdy czegoś mi brakuje przestaje o tym myśleć, bo jest Jagoda, która jest zdrowa, rozwija się prawidłowo i wszystko inne przestaje mieć znaczenie. W takim sporze nie ma lepszych lub gorszych, dopiero w momencie zostania rodzicem można poznać jakie to jest uczucie. Są też ciemne strony macierzyństwa, o których mało kto mówi na głos. Depresja, którą wydaje mi się, że na początku po urodzeniu córki przechodziłam, zmiana własnego ciała, która przez rok była przez mnie nie do zaakceptowania, płacz dziecka, które jest przewinięta, nakarmione i nie wiadomo o co mu chodzi i milion innych problemów. Teraz dla Pani to abstrakcja i może zawsze nią zostanie, ale to właśnie chciałam napisać piszą, że ludzie bezdzietni są z innej bajki. Pozdrawiam
Z jeden strony rozumiem komentarz Viki, z drugiej coś mi w nim nie pasuje. Jest jakiś taki agresywny i jednocześnie tłumaczący się.
Bardzo dobrze rozumiem sytuację kobiety bezdzietnej, byłam Nią. Nie chciałam mieć dzieci. Nigdy. Przenigdy. Bo po co mi one w sumie. A jeśli je źle wychowam i np. wydam na świat drugiego Hitlera? Po co mi to. Bezsens. Potem..
Wpadłam.
Bo się zakochałam w Jego Ojcu. Tak wyszło.
NIE KOCHAŁAM swojego dziecka przez jakieś 4 pierwsze miesiące Jego życia. Był ładną kluską nie dającą mi spać, porządnie zjeść, a nawet zrobić kupę. Wszystkie czynności z Nim związane czyt. karmienie, przewijanie, mycie itp. robiłam perfekcyjnie wręcz książkowo. Ale bez uczucia. Potem zaczęłam je nawet lubić. Około 7 miesiąca moje dziecko dostało strasznej biegunki i wymiotów. Wtedy go pokochałam. A raczej zdałam sobie sprawę, że Go kocham.
Kiedy przelewał mi się przez ręce, płakał, a w jego malusieńką stópkę wbijali igłę ryczałam jak bóbr, zrobiłabym wszystko żeby go ochronić, cholernie się bałam, jak nigdy niczego w życiu, że coś mu się stanie. Po kroplówce Mały „ożył”, ciężką biegunkę spowodował paskudny wirus, który szybko poszedł, ale Ja od tego czasu doceniam każdą sekundę z moim dzieckiem. Pokochałam Je tak, że chciałam mieć Je ciągle przy sobie, non stop. Kocham się z Nim bawić, wychodzić na spacery, jeździć autem, śpiewać mu, spać z Nim. Moje dziecko jest po prostu fajne, śmieszne, ma poczucie humoru.
Z Mężem jest jak jest, często się kłócimy, mamy ciche dni, wiem, że pewnego dnia uczucie do Niego może wygasnąć, ale miłość do Dziecka jest na całe życie i chociaż On czasem będzie miał Cię w dupie to zawsze masz kogoś do kochania (jeśli myślicie, że nie istnieje taka potrzeba ludzka zastanówcie się po co ludziom zwierzęta).
Jak zwykle przejaskrawię, ale generalnie kobieta, która zostaje matką zostaje również sprowadzona do roli po prostu służącej na każde zawołanie. KAŻDE. Nie ma zwolnień chorobowych, możesz być niewyspana, chora, głodna, konać z bólu- trudno. Dziecko ważniejsze. Jeżeli ktoś był już wcześniej w takiej roli czyli nie wiem- nad opiekuńcza żona robiąca obiadki po d nos mężowi, kobieta z domu gdzie się tak robi – to nie będzie tak trudno. inne przypadki są cięższe. I z tym trzeba się liczyć chcąc mieć dziecko. Natomiast tak, myślę że są dwa różne światy- światy w których kobieta MOŻE i w którym kobieta już niestety MUSI. I autorka tamtego postu chyba doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Tak to jest- chcesz mieć dziecko? Bądź gotowa na ograniczenie własnej wolności, górę wyrzeczeń i bycie służącą. Czy miłość dziecka i DO dziecka Ci to wynagrodzi? Częściowo na pewno tak, czy całkowicie to nie gwarantuje. Wtedy bez biczowania wynajmuje się babcie/opiekunkę i wraca częściowo do reszty starego świata. Uważam że udane macierzyństwo i sukces na tym polu jest wypadkową podatności kobiety na akceptację rolę służącej ( i wtedy wytrzyma z dzieckiem 24h na dobę) i statusu finansowego rodziny ( i wtedy jeśli nie wytrzyma, zatrudni dobrą nianię). Amen.
Bardzo madry wpis! Ja przed kilkoma laty tez nie chcialam miec dzieci bo po prostu tego NIGDY nie czulam. Mojemu bratu akurat urodzil sie pierwszy syn i bylam przerazona (tak, przerazona i zmeczona psychicznie, mimo iz bylam u niego w odwiedzinach tylko 3 dni) tymi nocnymi pobudkami, pampersami, walajacymi sie wszedzie chusteczkami, mlekiem etc.
Moje dziecko jest z wpadki – mimo stosowania spirali hormonalnej (sic!), jak powiedzial moj ginekolog: pierwszy taki przypadek w ciagu jego 30 letniej kariery. A dzis nie wyobrazam sobie zycia bez mojego syna, i tego szczescia gdy po prostu JEST.
Czytalam, ze macierzynstwo zmienia mozg matki w wyniku roznych procesow chemicznych. I mimo iz brzmi to jakos glupio, to chyba faktycznie tak jest. Ja – osoba stawiajaca przede wszystkim na siebie, wlasny rozwoj, przerazona papkami, ulewaniem, brakiem snu – planuje kolejna ciaze w tym roku. Zwiedzilam pol swiata wszedzie pomieszkujac po kilka miesiecy, pracujac i jako tlumacz ale tez na zmywakach, w hotelach, plantacjach etc. Posluguje sie plynnie 5 jezykami. Cale moje zycie wypelnialy kursy, uczenie sie nowych rzeczy, podrozowanie, czytanie, sport, wreszcie wlasny biznes. Dziecko nie pasowalo w ten obraz. I rowniez zyje w kraju w ktorym aborcja jest legalna. Ale… masz racje, tego sie nie da opisac slowami :-)
Nie chce zyc bez mojego dziecko. I zadna ilosc kursow, szkolen, ksiazek, podrozy nie wypelnilaby pustki, ktora by w moim zyciu powstala bez niego.
Czasami i matki nie rozumieją osób bezdzietnych.
Ja niby zawsze chciałam mieć dzieci, a jednak nie za bardzo je lubiłam. Nie wiedziałam co z nimi robić, jak się zachować, ani trzymać, żeby nie zrobić krzywdy. Ale pewnego dnia, gdy stanęłam przed wyborem – super kariera a dziecko, to wiedziałam na 100% co wybiorę. Po prostu to wiedziałam. Teraz mam 3letnią córkę, nie najgorszą pracę, fajne hobby i całkiem udane życie. Wiem, że bez dziecka pewnie dawno bym stąd wyjechała. Wiem, że bym robiła karierę naukową. Wiem też, że nigdy, przenigdy bym się nie przekonała o tym co znaczy miłość matczyna w całej okazałości – z jej cudownymi chwilami, najgorszymi lękami i wszystkim co pomiędzy. Bo miłość matczyna to nie kwiatki, serduszka i rzyganie tęczą. To też strach o życie tej kruchej istotki, to ciągła niepewność czy nie popełniam błędów, to trudne wybory, które zaważą na życiu najważniejszej osoby w naszym życiu. Ale to najpiękniejsze, najgłębsze i niezastąpione uczucie, którego bezdzietni nie zrozumieją, choćby chcieli.
Dzień dobry, właśnie zaczęłam czytać Pani bloga, taki kawał świetnej roboty! Jest Pani wspaniałą matką i świetną kobietą. Napisała Pani o dziecku, które w wieku 5 lat zaczęło cofać się w rozwoju. Czy mogłaby Pani napisać co to za choroba? czy stwierdzono jakiś zespół, wadę genetyczną?
Zespół Retta (chyba tak to się pisze) chłopcy umierają od razu, dziewczynki rozwijają się do pewnego momentu.
Dziękuję za odpowiedź.
” miłość do dziecka i od dziecka jest czymś w rodzaju plusa absolutnego.” – tak samo jak wszystko to, co zrobili i przeżyli ludzie bezdzietni dzięki temu, że tych dzieci nie mieli. Oni też mają ” plusa absolutnego” którego Ty nigdy mieć nie będziesz i go nie zrozumiesz przez ograniczenie, jakim jest dziecko. Jak ktoś został podróżnikiem, zobaczył różne kraje i niesamowite rzeczy, to zawszę będzie miał to, czego Ty nigdy nie będziesz mieć. Także dzieci nie są żadnym wyjątkowym ”plusem absolutnym” , wszystko może nim być.
E tam :) Zobaczyłam różne kraje i niesamowite rzeczy i jakoś mnie nie uszczęśliwiały tak jak uszczęśliwia mnie dziecko ;)
jak ktoś wybrał inne życie i się spełnia, też robi rzeczy których Ty nigdy nie doświadczysz. Jak ktoś jest sam, to może chociażby spakować walizki i jeździć po świecie (na wolontariat na przykład albo do pracy na kilka miesięcy) matka sobie na to nie pozwoli i nie przeżyje tego co ta osoba. Chociażby autor programu w tv o podróżach albo stewardessy, zwiedzają cały świat, poznają kultury, i to nie jest to co wyjechanie gdzieś na wakacje. No chyba, że kursujesz pomiędzy kontynentami przez większość cześć roku;) Albo na przykład tancerka, która poświęciła się karierze, Ty nigdy nie poczujesz tego co ona gdy tańczy, robi co tak bardzo kocha i na co pracowała a inni bija jej brawo…Myślisz, że masz coś więcej od osób bezdzietnych, ale przyjmij do wiadomości że oni również mają coś więcej od Ciebie. Dopiero gdybyś to poczuła, zrozumiałabyś co tracisz;)
Zgadzam się z Kaś. Chociaż jak zakładasz rodzinę wszystko wywraca się do góry nogami.
Hej, piszę pierwszy komentarz na Twoim blogu, który czytam dość regularnie, bardzo się cieszę, że poruszyłaś tę kwestię. Ja mam jedną córkę 17 – latkę ( Boże, kiedy to zleciało), ale w zupełności zgodzę się z Viki.
Mnie całe życie do szału doprowadzają mamuśki, które są mają tzw. fioła, moje dziecko jest naj…….. i wszystkich przekonują jak cudownie jest być mamą, normalnie szlag mnie trafia.
Na dziecko zdecydowaliśmy się świadomie, ale nie miała schizy, żeby być matką.
Macierzyństwo to oczywiście plusy i minusy, nie udawajmy, że ich nie ma.
Fajnie patrzeć jak dzieciak dorasta, uczy się nowych rzeczy, ale pierdolca można czasem od niego dostać ( sory za wyrażenie).
Teraz to ja mam fajnie, śmieję, się , że sama sobie zazdroszczę, bardziej od bycia matką małego dziecka , podoba mi się bycie matką nastolatki, wszyscy mówią , że ma z nią dobry kontakt, ale ja dopiero teraz cieszę się ,że mam córkę, wcześniej (pewnie zostanę zlinczowana) nie sprawiało mi macierzyństwo radości.
Przepraszam bardzo co znaczy na starość będzie sama.
Dzieci dorastają i idą własną drogą i nie muszą niańczyć rodziców, żeby nie byli sami, każdy ma jedno życie do przeżycia, ja chcę aby młoda się nim cieszyła i uważam, że bycie matką wcale nie należy do najważniejszych rzeczy w życiu kobiety. Pozdrawiam Magda
Ja znałam osobę, która nigdy nie chciała mieć dziecka-NIGDY! Wszyscy dogadywali, że to już czas na dziecko, ile będą czekać itp. Jej mąż też był tego zdania. To była ich wspólna decyzja. Po kilku latach zaliczyli tzw. wpadkę… Ciąża jednak nie zmieniła nic. Widać bylo, że ten temat nie jest dla niej najprzyjemniejszy… Nie cieszyła się… Każdy mówił:”urodzi się-zmienisz zdanie”. Nie zmieniła… Nigdy nie pokochała swojego dziecka… Nakarmiła, przewineła i odkładała. Męczyła się okropnie. Nie odezwał się jej instynkt, chodziła przybita.. Wytrzymała rok. Pełnoprawnym opiekunem chłopczyka jest babcia. Matka nie jest nim zainteresowana. Wyjechała z mężem za granicę. Powiedziała, że to był najgorszy rok w jej życiu. Można? Można.
Ja natomiast mam 7miesięcznego syneczka i kocham go nad życie. Nie jest dzieckiem wymagającym, nie miał kolek, przesypia noce. Moje życie jest podporządkowane tylko jemu, ale nie mam z tym problemu. Nie mam poczucia, że marnuje sobie życie, bo nie mogę wyjść z domu o każdej porze dnia i nocy, a wszystko muszę mieć zaplanowane. Dałam mu życie, a teraz pracuję nad tym, żeby był dobrym człowiekiem. Nie rozpływam się nad czasem do porodu-dla mnie koszmar! Bardzo źle znosiłam pierwsze miesiące, później w sumie też nie było lepiej. Do tego miała być dziewczynka… Wszystko bierze się z tej niewiadomej. Naprawdę nie widziałam, czego mam się spodziewać. Jak to będzie przebiegać i że będzie to taki ciężki czas. W 27 tygodniu ciąży leżałam w szpitalu-wyszłam po tygodniu. Miałam się oszczędzać, leżeć całymi dniami… Czy tak robilam? Nie… Chyba nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia… Pomijam fakt, że całą ciążę brałam antybiotyk, żeby dzidziuś był zdrowy.
Chociaż muszę przyznać, że nie pokochałam go od razu. Nie rozpłakałam się, jak położna go przyniosła, bo płakałam z bólu dużo wcześniej. Winiłam go za to przez co przechodzę… Pierwszą noc po porodzie spędziliśmy oddzielnie. Zakochałam się w nim po 24h. :) Teraz jest miłością mojego życia i nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. To są trudne uczucia, wszystko staje się bardziej skomplikowane. Nasz synek jest z nami, bo podjęliśmy taką decyzję i staraliśmy się o niego. :) Mimo tego, że boli i nie lubię być w ciąży, to na pewno kiedyś postaramy się o jeszcze jedno dzieciątko. Co za magia w tym siedzi, że mimo tych wszystkich złych przeżyć człowiek chce więcej? Ja nie znam odpowiedzi. :)
Świetny tekst! Wielu moich znajomych powinno go przeczytać i przestać robic wielkie oczy gdytylko usłyszą ze nie chce mieć dzieci. Nie wiem czy tylko ja tak złe trafiam ale moi znajomi są raczej prorodzinni ale niestety noe potrafią uszanować zdania innej osoby. Nie lubię dzieci, nie uważam ich za piękne cuda czy słodkie robaczki. Po prostu mnie denerwuja, irytuja mnie tez ludzie którzy przy dziecku strasznie dziwnie sie zachowują: każde słowo zdrabniaja, mówią jak 2 łatki itp. Mam koleżankę w ciąży która wraz z partnerem namawia innych wkoło na dzieci. No niby nic takiego ale usłyszeć ze każda prawdziwa kobieta powinna urodzić dziecko jest dość przykrym doświadczeniem. Spodziewasz sie dziecka? Spoko ale nie oczekuj ze bd sie tym faktem zachwycać czy rozpływać nad twoimi spuchnietymi nogami przecież wiedziałaś na co sie piszesz. Przyznam ze nie chce mieć dzieci mimo to mój partner twiedzi ze dzieci mieć chce „żeby ma starość miał sie to mną zając” „naprawdę nie chciałabyś zobaczyć co z ciebie wyjdzie?” Itd itp nie jest to niestety jedyny taki przypadek ponieważ wyżej wymieniona para rownież chciała mieć dzieci by na starość nie zostać samemu i po prostu tak trzeba bo rodzina to koniecznie z dziećmi.
Chciałabym by postrzeganie osób które nie chcą mieć dzieci przez matki i ojców sie zmieniła ale to pewnie płonne nadzieje ;)
Ps mimo ze dzieci nie lubię to chętnie zaglądam na twojego bloga :)
Łał… no to jestem w totalnym szoku :) Bo przecież tu dziecko cały czas gdzieś się przewija :) Bardzo, bardzo, bardzo mi miło :) I nie przejmuj się komentarzami. Na świecie są normalni ludzie, którzy mają do tego tematu zdrowe podejście. Jeśli ktoś nie ma, to znaczy, że jest chory, a jak jest chory to się trzymaj z daleka żeby się nie zarazić ;)
Dziecko się przewija ale nie jest to takie nachalne jak na innych blogach czy wśród moich znajomych. Bardzo mądrze piszesz o wielu tematach :)
„Rozumiem Cie bezdzietna kobieto, ale nigdy nie zrozumiesz co tracisz” – to nie jest zrozumienie. W ogóle nie jestem w stanie powiedzieć skąd potrzeba starcia? zawsze jest tak, ze matki próbują przekonać, że bycie matką jest takie fantastyczne, że klękajcie narody – bezdzietne, że nie posiadania dziecka daje im możliwość realizowania się w świecie – i nawzajem się przekonują czego im brakuje i ze nie mogą byc szczęśliwe. Mam dzietne i bezdzietne koleżanki – u tych z dziećmi wiem, ze aby sie z Nimi umówić potrzebuję 2 tygodnie zapowiedzi – z tymi bez dzieći muszę wziąć podobną poprawkę, bo są na szkoleniu/delegacji/wakacjach – nie widzę związku z posiadaniem dzieci w czasie – inny jest tylko powód. Sa szczęśliwe i nieszczęśliwe – ale tez nie widzę związku z dziećmi. Nie widzę tego aby te bezdzietne ani dzietne miały inne poziomy szczęścia ze względu na dzieci – raczej powiedziałabym że ze względu na realizacje swojego życia/marzeń. Czasami wydaje mi się że rywalizujemy w dziwnych dziedzinach i ciężko Nam przyznać, że życie inne niż Nasze może być naprawdę udane – ja to widzę i nie muszę nikogo przekonywać – a przede wszystkim siebie – przez co nikomu niczego nie zazdroszczę i mogę patrząc z boku na innych i żyjąc wsród nich- miec swoje szczęście i swój mały świat – mały szczęśliwy świat.
Ja jako szczęśliwa matka nie mam potrzebu udowadniać nikomu że maciezynstwo daje szczęście bo daje pewnie nie każdemu. Tak jak bycie w związku lub singlem, hetero lub homo, wiara w Boga lub jej brak albo szydelkowanie czy skoki ze spadochronem. Każdy swoje szczęście gdzieś indziej znajduje. Ktoś kto na siłę innym wmawia co im przuniesie szvzescie sam nie jest spełniony ani szczęśliwy tylko wszystkim i sobie samemu próbuje to udowodnić. Poza tym uważam to za szczyt nietaktu i objaw ciemnoty
Zgadzam się z Beatą. Ja natomiast usłyszałam,że puki ktoś nie zostanie matką to nie wie jak to bardzo zmienia się życie. Oczywiście ,że wiem i jestem tego świadoma,nie trzeba tego doświadczyć.Ameryki tym nie odkryły.
Dużym minusem posiadania potomstwa jest zahamowanie rozwoju intelektualnego. Mam na myśli, ogólnie mówiąc – zainteresowanie abstrakcyjnymi, „meta” problemami. Wraz z pojawieniem się dziecka cała rodzina „schodzi” na intelektualnie mało porywający poziom codzienności, zmagania z nią i prób jej optymalizacji. Tematy poruszane na spotkaniach się znacząco zmieniają. Problemy, o których kiedyś dyskutowaliśmy całe noce przegrywają z zagadnieniem „czy zatrudniać osobistą położną i którą”, „które przedszkole”, czy „kto lepiej usypia dziecko”.
Martwi mnie również zanik rozumienia abstrakcyjnych żartów (rodzice dostosowują żarty do poziomu dziecka, czyli przenoszą się na żarty słowne i sytuacyjne).
Chciałam Ci, Autorko bloga, zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Starasz się zakończyć dialog, kłótnię, między bezdzietnymi i dzietnymi, a nadal stawiasz się ponad oponentkami mówiąc „mam plus jeden w stosunku do Ciebie”. Nie wiesz, jak ma ja, bo nigdy mną nie byłaś. Byłaś bezdzietna, ale nie byłaś mną. Ośmielam się twierdzić, że nie byłaś dojrzałą, 40-letnią kobietą, która z wyboru nie ma dzieci. Nie wiesz, jak to jest być mną. Niektóre z moich obserwacji pewnie nie przyszły by Ci do głowy. Jeśli chcesz godzić, nie stawiaj się ponad.
Uściski!
Tak to jest bezdzietni nie rozumieją dzietnych,dzietni bezdzietnych.
Zrozumieją jak będą mieli dzieci:)
Rozumiem, że to o bezdzietnych. A kiedy dzietni zrozumieją bezdzietnych? :-)
Ulita-Bezdzietni może kiedyś zrozumieją,dzietni nigdy bo zapomnieli jak to jest być wolnym,bez zobowiązań człowiekiem.
Szkoda, że to dotyczy tylko z jednej albo drugiej strony. Nie dotyczy to osób pośrodku, które np chcą mieć dzieci ale nigdy nie będzie im to dane. Matka raczej nie zrozumie takiej osoby. Bezdzietna prędzej.
Znam kolezanke, ktora odkad pamietam mowila, ze nie chce miec dzieci i nie lubi dzieci. Teraz ma dziecko i jest najlepsza matka na swiecie!:-) az milo na Nia patrzec:-)