Złote rady, które rozśmieszają mnie do łez (no dobra… część mnie irytuje!)

Złote rady, które rozśmieszają mnie do łez (no dobra… część mnie irytuje!)

Złote rady, ach te złote rady :) Temat rzeka. Zjawisko, z którym spotkała się pewnie większość mam. Ty też jakąś pod swoim adresem kiedyś usłyszałaś? Ze mnie jest człowiek pozytywny. Bardzo pozytywny i wiesz to i Ty i ja. W końcu jestem założycielką Partii Kobiet Pozytywnych (klik) więc jak mogłoby być inaczej? :) Lubię się uśmiechać, przytulać… mogą to potwierdzić te dziewczyny, które mnie spotkały na żywo. Może to też potwierdzić mój mąż, który za brak takiego samego zamiłowania do uśmiechów i czułości dostaje ode mnie codzienne słowne baty :) :) :) Są jednak wyjątki, które regułę mojego jestestwa muszą potwierdzić. I tak, obok kłamców i głupców, nie lubię przebywać z osobami, które nie wiedzieć czemu, uważają się za specjalistów w kwestii dzieci, a dokładniej to moich dzieci. Jakie to rady do tej pory usłyszałam? A proszę bardzo:

  1. Nie podchodź z dzieckiem do lustra przed chrzcinami, bo… coś tam zobaczy i będzie się jąkało. Podchodziłam z Matim – buzia mu się nie zamyka. Czasem nawet wolałabym żeby się jąkał, żebym miała więcej czasu na wymyślenie odpowiedzi na jego pytania :)
  2. Podawaj najpierw prawą pierś bo dziecko będzie MAŃKUTEM. Podaję specjalnie lewą bo leworęczni mają bardziej rozwiniętą tę artystyczną” część mózgu, a ja bym chciała, żeby Milenka była artystkOM i na mnie w przyszłości zarabiała :)
  3. Nie obcinaj kołtunków bo dziecko zwariuje. Znów odniosę się do Matiego… Bo to się chyba akurat sprawdziło. Szalony 5-latek! Ale obcinaj! Śmiesznie jest z takim wariatem :)
  4. Nie wychodź z dzieckiem na spacer bo jeszcze nie jest ochrzczone! No chyba, że zawiążesz czerwoną kokardkę. Diabeł czerwonej kokardki boi się jak… czerwonej kokardki :) 
  5. Jest gorąco? Daj jej wody! Mlekiem się nie napije!
  6. Dużo przybrała na wadze? Za tłusto jesz!
  7. Nie jedz cytrusów bo Ci się mleko zważy.
  8. Bujaj MOCNIEJ! Szybciej zaśnie.
  9. Daj się wypłakać żeby dziecko płuca sobie poćwiczyło.
  10. Ma ciemieniuchę? Źle myjesz dziecko!

Miałam też taką obserwatorkę na IG, która na podstawie nagrania na Stories (swoją drogą, zajrzyj do mnie bo jestem tam codziennie z nowymi filmikami jak nie ja, to Babka Bakusiowa) :) na którym było widać tylko Milenkę w czapce i kocyku, leżącą w gondoli, odpowiedziała „Po co temu dziecku ta czapka! Gorąco mu!”. Nie ważne jaka jest temperatura. Dochodzimy do czasów, w których czapeczka to po protu ZUO.

Ze złotymi radami jest o tyle kiepsko, że nigdy nie wiem jak na nie zareagować. Bo z jednej strony ufam w to, że osoba „radząca” chce dobrze, z drugiej, czuję, że podważa mój autorytet, a z trzeciej… mam dylemat, czy tracić czas na uświadamianie, czy puścić to mimo uszu. Zdrowiej dla moich relacji ze światem, byłoby gdybym puszczała mimo uszu, niestety albo zdrowe relacje ze światem, albo zdrowa psychika. Jak na razie cierpi moje zdrowie psychiczne :)

Szczególnie jeśli Ci taka „Złota Rada” podchodzi na przykład do wózka i nim telepie po swojemu bo musi Ci udowodnić, że też potrafi zareagować na potrzeby Twojego dziecka, albo się garnie do przewijania, a Ty truchlejesz na widok pupy podnoszonej za… nóżki w kostkach „bo tak się kiedyś przewijało” i na nic Twoje wywody o uszkadzaniu bioderek bo ona/on WIE. Bo jest starsza/starszy, albo aktualnie ma swoje dziecko w podobnym wieku co przecież z góry oznacza, że doskonale wie, co jest dobre, również dla Twojego :)

Albo jak na Twoich oczach dziecku (starszemu) wciska cukierki bo dziecko każdego smaku musi spróbować. Bo jak teraz nie zje to później będzie sobie odbijało. Albo jak nie pozna słodkiego to smutne dzieciństwo. Ach trzymajcie mnie!

Ku mojemu zaskoczeniu, przy Milence, trafiają mi się oprócz osób starszych, które zawsze wszystko wiedzą najlepiej, również młodsze okazy! Takie, które na codzień borykają się z takimi samymi „Złotymi Radami”, a co więcej, potrafią na nie głośno narzekać, przerywając swoją opowieść, żeby zwrócić Ci uwagę na to, że źle trzymasz dziecko. To już jest takie kombo, że nie wiesz czy to dzieje się naprawdę. Mnie się przytrafiło i do tej pory nie mogę wyjść z podziwu :)

W czym tkwi problem z tym nieszczęsnym doradzaniem? Mamy milczeć? Traktować temat pielęgnacji czy wychowania dzieci jak kolejny temat tabu? NIE! Wystarczy magiczne: „Malwinko, ja wiem, że Ty wiesz jak się swoim dzieckiem zajmować, ale słyszałam o tym, że… Pomyślałam, że Ci o tym powiem.” Proste? Proste! Moja mama i teściowa doradzają mi właśnie w ten sposób. Mówią co wiedzą, ale wierzą też we mnie. Nie podcinają mi skrzydeł. UFAJĄ MI. I ja to czuję. I z ich podpowiedzi skorzystałam niejednokrotnie. Ale dlatego, że mówiły to w taki sposób, że miałam wybór.

Pewnie już zauważyłaś, że cały mój blog jest napisany właśnie w takim duchu. Pokazuję co sprawdza się u mnie, ale nie twierdzę, że jestem alfą i omegą i wiem wszystko najlepiej. Często to ja zadaję pytania. BO NIE WIEM. Bo nie wiedzieć to nie grzech. Grzechem natomiast jest udawać, że wie się wszystko. Najlepiej. Bo czasem można zrobić krzywdę komuś, kto nam w to uwierzy. A czasem… po prostu wkurzyć :)

W taki sam sposób chciałabym przejść dzisiaj do tematu Bepanthenu – marki, z którą jak pewnie zauważyłaś, działam już 3 lata. Bepanthen Baby to maść ochronna przed odparzeniami pieluszkowymi, którą chciałabym Ci poradzić kolejny raz. Jeśli używasz czegoś innego – spoko, nie twierdzę, że jedynym rozwiązaniem jest Bepanthen Baby. Natomiast ja, chwalę sobie ją bardzo i na zapobieganie i przeciwdziałanie odparzeniom. Jeśli jesteś na etapie poszukiwań idealnego produktu, może kompletujesz wyprawkę, albo nie jesteś zadowolona z tego, czego używasz aktualnie – polecam Ci Bepanthen Baby. Może moja podpowiedź Ci pomoże… może nie. Nic na siłę. To, że używam jej ja, nie oznacza, że to jedyny słuszny wybór. Wiem natomiast, że tak samo jak świetnie działała na podrażnione piersi, tak samo radziła i radzi sobie i przy Milence i przy Matim z problemem odparzeń. A właściwie to jego profilaktyką bo (wierzę w to, że to dzięki tej maści) problem praktycznie u nas nie istnieje.

No… taka to moja „złota rada” na sam koniec. Można bez mentorskiego tonu? Można. Można bez podważania autorytetu? Można. I takich złotych rad, życzę i Tobie i sobie :* 

Twoja M.

PS. Ale co by nie było to pośmiać się zawsze fajnie więc z przyjemnością przeczytam… co złego zrobiłaś do tej pory swojemu dziecku (jakkolwiek to brzmi ha!). Wskakuj komentować TUTAJ.

Partnerem tego wpisu jest Bayer. L.PL.MKT.07.2018.6674