Gdybym znalazła złotą rybkę, wypowiedziałabym te 3 życzenia (pierwszego się nie spodziewasz)

Gdybym znalazła złotą rybkę, wypowiedziałabym te 3 życzenia (pierwszego się nie spodziewasz)

Kilka dni temu czytałam z Matim bajkę o Złotej Rybce. Cwana bestia powiedział mi, że on to by sobie zażyczył więcej życzeń. Mądre podejście. Myślę, że sobie chłopak poradzi w życiu :) Musiałam jednak małego cwaniaka zmartwić i dodałam, że Złota Rybka ma taką swoją umowę, gdzie drobnym druczkiem jest napisane, że jednym z życzeń nie może być „więcej życzeń” i ma sobie wybrać 3 i koniec. No i wybrał: „ciastolina plejdoł”, „marszal ze strażakowych piesków” i … „pącek”. Brawo… to ja poproszę wieczną hybrydę na paznokciach żebym nie musiała ich już nigdy malować, włosy, które nie mają odrostów i przemianę materii, która unicestwi każdą wieczorną czekoladkę popitą butelką wina ;) Nieeee no. Dobra. Powiem Ci czego bym chciała. I zaskoczę Cię, bo wcale nie będą to pieniądze, więcej pieniędzy i jeszcze więcej pieniędzy :) Wiesz co bym sobie zażyczyła?

Chciałabym poznać Maćka wcześniej.

Serio. Gdybym mogła cofnąć czas o jakieś 15 lat zmieniłabym jedną jedyną rzecz w mojej historii. Pojechałabym z tych moich Ryk, do Poniatowej, do rodzinnego miasta Maćka. Poszłabym na plażę „pod Słowikiem” gdzie grywał w siatkę z kolegami i przedstawiłabym mu się jako jego przyszła żona. Zakładamy oczywiście, że on się we mnie od razu zakochuje i nie ma, że skoro poznał mnie wcześniej to coś staje nam na drodze. Nie, nie. To byłaby tylko formalność. Ale jakie super byłoby teraz dla nas wspominanie miliona wspólnych wakacji, tysiąca wiejskich potupajek z disco polo w tle, szalonych ognisk, wycieczek rowerowych, Orlich Perci, Sunrise’ów w Kołobrzegu i nart w Alpach. Wszystko to robiliśmy oddzielnie, nie mając pojęcia o swoim istnieniu. I tak po prostu mi szkoda tego czasu spędzonego bez Maćka bo poza tym, że go kocham, to po prostu lubię z tym gościem spędzać czas. Jak człowiek z człowiekiem. Jak przyjaciel z przyjacielem. Bo jest mi go ciągle mało, a skoro już wiem, że będę z nim do końca życia, mogę pomarzyć tylko wstecz.

Oprócz tego, co nam przepadło, pewnie przyspieszylibyśmy to, co się wydarzyło. Zbudowalibyśmy szybciej dom, żeby się nie stresować remontem mieszkania, które właściwie było wykończone na styk. Ja rodziłam Matiego w szpitalu, a Maciek sprzątał po chłopakach, którzy na dzień przed porodem przyjechali do nas z meblami. Pewnie założylibyśmy wcześniej blog… może na tym zdjęciu poniżej szłabym już z drugim dzieckiem? Albo zamiast mnie, swojego braciszka, albo siostrzyczkę trzymałby już 8-9 letni Mati? :)

Chciałabym zmienić świat, na taki, w którym moje dziecko będzie szczęśliwe, kiedy mnie już zabraknie.

Utopia. Świat bez wojen. Świat pełen miłości. Świat pełen ludzi, którzy sobie pomagają i nie znają takich słów jak „szkodzić, wykorzystywać, zazdrościć…”. Świat, w którym nie byłoby miejsca na wojny, bo i po co, skoro wojny biorą się z zachłanności i chęci władzy? Ludzie w stworzonym przeze mnie świecie przecież nie znaliby takich uczuć. Ja wiem, że to jest nierealne, ale heloooł! Zakładam, że znalazłam równie nierealną złotą rybkę! :)

W ostatnią niedzielę byliśmy z chłopakami i Babą Iwąką na Polach Mokotowskich, na Dniu Ziemi. A właściwie to na Finale Dnia Ziemi. Rękodzieło, produkty tradycyjne, fundacja chroniące zwierzęta, fundacja chroniąca lasy, fundacja propagująca recykling… przechadzałam się między tymi stoiskami obłożonymi ludźmi na ścisk. Po prostu nie było gdzie palca włożyć! Kosmiczne ilości ludzi, którzy chcą żyć na czystej, DOBREJ planecie, na której znajdą dla siebie miejsce wszystkie stworzenia. I zwierzęta i rośliny i ludzie… no kurdę no kiedyś tak było tak? I ja rozumiem, że rozwój, że postęp cywilizacyjny. Ale czy ten postęp cywilizacyjny musi nieść ze sobą takie zniszczenia? Nie zrozum mnie źle! Ja nie jestem jakimś eko-nazi szaleńcem, który przywiązuje się do drzewa łańcuchami. A tak się utarło, że jak już coś ktoś wspomina o ekologii to odbiera się go jak człowieka, który nie ma innych problemów w życiu. Ja wiem, że wywalanie dziesiątek miliardów dolarów na to, żeby za 100 lat obniżyć temperaturę Ziemi o dwie dziesiąte stopnia to po prostu żenada, bo można te pieniądze wydać na uratowanie przed śmiercią głodową małe dzieci w Afryce, ale ten niedzielny spacer uświadomił mi, że my jako jednostki, niewielkim wysiłkiem też możemy zrobić bardzo dużo dobrego. Możemy zapewnić naszym dzieciom funkcjonowanie w bardziej przyjaznych warunkach wtedy kiedy nas już nie będzie. Nie zapowiada się, żeby ktokolwiek z nas znalazł tę złotą rybkę więc wojen i nieszczęścia będą miały pod dostatkiem. Oszczędźmy im chociaż tego, czego możemy oszczędzić.

Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z przedstawicielem Fundacji ProKarton, która propaguje używanie i recykling kartonowych opakowań, takich, w których kupujemy soki, albo mleko czy śmietanę. Wiesz, że w 2016 roku 44% wszystkich kartoników sprzedanych w Europie zostało poddanych recyklingowi? A w Niemczech i Belgii ponad 70%! W naszym regionie prawdziwy recykling dopiero się zaczyna osiągając poziom 20-30%, ale nic dziwnego, bo uczymy się segregować odpady dopiero od kilku lat, a tak naprawdę, odpowiednie przepisy dotyczące selektywnej zbiórki odpadów wejdą w życie dopiero w lipcu tego roku. Potem jeszcze ich wdrożenie, edukacja społeczeństwa, rozwój infrastruktury… no, trochę to jeszcze potrwa ;)

Taki kartonik może być aseptyczny (z taką srebrną warstewką folii aluminiowej w środku, dzięki której soki możemy trzymać przed otworzeniem na półce), albo nieaseptyczny (taki, w którym kupujemy mleko czy śmietanę, stojący w chłodni). I właściwie cały kartonik dostaje dzięki recyklingowi drugie życie. Kartoniki wrzuca się do hydropopulera w papierni, zalewa wodą i kilkanaście minut moczy, żeby odzyskać celulozę (czyli ten pierwotny materiał, dla którego są ścinane drzewa), z której robi się papier i tekturę falistą. O zobacz. Na stoisku stał Pan, który pokazywał jak w domowych warunkach zrobić coś takiego. On z tych kartoników robił i rozdawał papier czerpany (za jedną kartkę A4 trzeba zapłacić w detalu około 5 zł!) Po co więc ścinać drzewo, skoro można coś takiego bez problemu pozyskać jeszcze raz? Nie dość, że dajemy drugie życie takiemu kartonikowi, to jeszcze rozwiązuje nam się problem wielkich, często nielegalnych i śmierdzących wysypisk śmieci, które gdybyśmy segregowali odpady, nie wyrastałyby jak grzyby (atomowe) po deszczu.

Pewnie się zastanawiasz co się dzieje z resztą opakowania, z którego już zabraliśmy sobie celulozę? Na śmietnik? A skąd! Robi się z tego twarde, mocne płyty wiórowe wykorzystywane np. w budowlance. Można? Można!

A wiesz co jeszcze można zrobić ze śmieci? Ha! Nie wiem czy oglądałaś „Mam Talent”. Ja nie :) Ale nadrobiłam w niedzielę oglądając koncert zespołu Recycling Band. Jakby mi ktoś ich puścił w radio, nie uwierzyłabym, że grają na instrumentach zrobionych z odpadów :) Normalna muzyka! A zobacz na czym grają :)

No dobra fajnie. Fajnie sobie posłuchać ekologicznych szaleńców grających naprawdę dobrze, naprawdę fajne numery. Fajnie sobie pogadać o tym, żeby te odpady posegregować. I my to z Maćkiem robiliśmy nawet przed tym eventem, ale kiedy zobaczyliśmy naszych panów śmieciarzy, którzy odbierając nasze skrupulatnie posegregowane worki ze śmieciami wrzucali je po prostu jeden za drugim do jednej śmieciary, stwierdziliśmy, że mamy gdzieś taki interes i chrzanimy te eko-pierdy bo i tak nic się z tym dalej nie dzieje. Kiedy zapytałam o to prezesa fundacji ProKarton, pana Jana Jasińskiego, zaśmiał się i powiedział, że to pytanie zadało mu przede mną, w ciągu jednego dnia kilkanaście osób. No nie dziwne! Każdego irytuje marnotrawienie jego pracy prawda? Okazuje się, że bardzo dużo śmieciarek jest już wyposażonych w takie samosegregujące zbiorniki i nam się wydaje, że wrzucają worki w jedną dziurę, a tu niespodzianka :) Worek ze szkłem trafia do szkła, worek z plastikiem do plastiku, a odpady mieszane do mieszanki. Także dla dobra naszych dzieci… nie zniechęcaj się i segreguj odpady dalej. To naprawdę dużo daje. Panowie w sortowni śmieci mają lżej, a wysegregowany odpad jest dużo lepszej jakości. Segregację naszych śmieci na wstępnym etapie możemy zrobić sami, bez pomocy złotej rybki ;)

No, ale skoro już przy tej rybce jesteśmy to chyba pora na trzecie życzenie prawda? I tu Cię zaskoczę, bo jeśli dostałabym maksymalną ilość czasu, jaką mogłabym spędzić w życiu z moim Maćkiem i miałabym pewność, że świat, w którym będzie funkcjonował mój Mati będzie piękny, zdrowy i… po prostu normalny, nie potrzebuję już nic. Nooo, może jeszcze jedno mi się przyda…

Chciałabym dostać taki aparat, który odsłania watę cukrową z Twarzy mojego dziecka, kiedy chcę zrobić sobie z nim sweet focię :P

PSSSSST! To znowu ja! Wpadłam tu jeszcze na chwilę, bo przypomniało mi się, że mam w zanadrzu jeszcze kilka fajnych zdjęć, z warsztatów, które Recycling Band przeprowadził po koncercie z dzieciakami. Dzieci robiły swoje instrumenty. Grzechotki, mini-gitary, bębenki. Spróbuj tego w domu z Twoim maluchem. Mati wkładał po jednym ziarenku fasoli do pudełka koncentrując się przy tym jak snajper :) Masz młodzież z głowy na minimum godzinę :) Możesz w tym czasie pomarzyć sobie o tym, co Ty byś sobie zażyczyła od Złotej Rybki (weź no z jedno życzenie zostaw dla mnie co?) :P

Fundacja, która zaprosiła mnie na obchody Dnia Ziemii ma swoją stronę TUTAJ, a FB TUTAJ. Zajrzyj i polub bo możesz tam przeczytać naprawdę ciekawe i przydatne informacje, które służą nam wszystkim (a w szczególności maluchom, które kiedyś będą po na tej planecie egzystować, sprzątając po naszym śmieceniu) ;)

Love.
Twoja M.