Warszawskie Bródno. 21:00 wieczorem. Stoimy z mężem na światłach, na ulicy Kondratowicza – jednej z najbardziej ruchliwych ulic na Targówku. Ruszamy. Nagle, moją głowę rozsadza przeraźliwy ryk. Po chwili dociera do mnie, że to motocykl, który dosłownie śmignął mi koło okna. Za chwilę drugi. Dwóch młodych chłopaków ściga się na motocyklach. Od świateł do świateł. Wyprzedzają wszystkie samochody i próbują jechać na jednym kole. Jednemu udaje się to bez problemu. Drugi, słabiej zbudowany coś próbuje ale mu nie wychodzi. Na trzecich światłach, w miejscu, w którym jak wół wali po oczach znak ZAKAZ ZAWRACANIA… zawracają. Tylko po to, żeby zrobić kolejne kółeczko. I tak prawdopodobnie upływa ich wieczór.
„Jechałem szybko gdyż… lubię zapierdalać”
Pamiętasz tą scenę z filmu JOB Ostatnia szara komórka. Nie? Kwintesencja tego o czym mówię. Nie ma wytłumaczenia na takie zachowania. Nie ma na nie sposobu. Jedynym sposobem jest dojrzałość. A tą osiąga się z wiekiem. Skąd dwóch, młodych chłopaków ma pieniądze na motocykle? Proste, że od rodziców. Ok. Nie komentuję decyzji zakupowych. Chociaż… chociaż skomentuję. Bo w kraju, w którym nawet przykładnie jadący motocyklista jest niezauważany przez innych kierowców trzeba mieć trochę oleju w głowie żeby jakoś się poruszać po ulicach i nie narażać swojego życia. A takie zachowanie?! Czy ten rodzic, który kupował dziecku motocykl zastanowił się nad konsekwencjami takich prezentów w połączeniu z nie do końca ukształtowaną psychiką dziecka? Tak dziecka. Bo 18 lat nie świadczy o dorosłości. Tak więc motocykl to pierwsza rzecz na jaką mojemu dziecku nie pozwolę. Dopóki będę miała na niego jakiś wpływ, dopóki będę miała jakąś możliwość współdecydowania, rękami i nogami będę broniła moje dziecko przed motocyklem. I nawet jeśli mój synek będzie super ułożonym chłopakiem z głową na karku motocykla ode mnie nie dostanie. Samochód jak najbardziej. Ale najpierw pojeździ trochę ze mną. Tak jak to zrobił tata mojej koleżanki Ani. I jej brat i ona po odebraniu prawa jazdy musieli wyjeździć pod czujnym okiem ojca po 1000km. Dopiero po tym czasie mogli „pożyczać” samochód. BHAWO dla tego Pana!!!
1000km po prawku a nie przed!
Zwróć uwagę na to co napisałam. PO TYM jak odebrali prawo jazdy. I tym pewnie się narażę męskiej części bakusiowej widowni. Tym się narażę własnemu teściowi (pozdrawiam dziadzia Zdzisia!). Narażę się też Jarkowi Szkodnikowemu, z którym ostatnio próbowałam stoczyć nierówną walkę. Nierówną bo pomagał mu mój własny mąż… Otóż jestem totalnie przeciwko uczeniu dzieci jazdy samochodem zanim pójdą na kurs. Na placu, między pachołkami – noł problem. Ale po ulicy?! Mając tylko hamulec ręczny jako możliwość reakcji?! O matko trzymajcie mnie. Ja jeżdżę bardzo dobrze. Przed kursem prowadziłam samochód tylko w marzeniach i w grach mojego brata, który wybłagał u rodziców kierownicę i dwa pedały. Widocznie Midtown Madness i Need For Speed wystarczają bo prawo jazdy zdałam za drugim razem. Za pierwszym pomyliła mi się rzeczywistość z grą Carmageddon i chciałam zdobyć 100 punktów prawie wjeżdżając w rowerzystę. Za drugim byłam już w odpowiedniej rzeczywistości. W tej, w której przebywam do tej pory. Jeżdżenie samochodem to nie zabawa. Tego mają uczyć ludzie, którzy są do tego przygotowani a nie rodzic, który czuje się „na siłach”. Bo gdyby tak było ja nie musiałabym kończyć studiów a moja babcia z pewnością nauczyłaby mnie hiszpańskiego bo czuła się „na siłach” po obejrzeniu Zbuntowanego Anioła, Luys Maryja i Amigas i Rivales.
Dla smaku
Zdecydowanie nie pozwolę mojemu dziecku na picie alkoholu „dla spróbowania”. Żenada. Straszny wstyd. No nie wiem jak mam opisać moje zdanie na temat rodziców, którzy przyzwalają swojemu dziecku na choćby umoczenie ust w szklance z piwem czy winem. To nie jest dla dzieci i koniec. Nie potępiam spożywania alkoholu przy dzieciach. Oczywiście lampki wina do obiadu a nie pół litra na dwoje o poranku na kaca! No i jeszcze zwracając uwagę na wiek tego dziecka bo dzieckiem nazwiemy 15 latka i roczniaka a jednak przy tym drugim lepiej byłoby i tą lampkę do wina sobie odpuścić. Potępiam na 100 albo i 200% podawanie dziecku (czyli osobie do lat 18) alkoholu w jakiejkolwiek postaci i nawet mikroskopijnej „symbolicznej” ilości. Bo symbol czego to ma być przepraszam? Głupoty rodziców. Tyle.
Dziewczyny, chłopaki. Znamy się nie od dziś. Wiecie, że jestem niesamowicie wyluzowanym człowiekiem. Niesamowicie wyluzowanym rodzicem też jestem. Ale niesamowite wyluzowanie ma swoje granice. Te 3 powyższe wyznaczają moją granicę. Po jej przekroczeniu zaczynam kąsać ;) Cieszę się, że jeszcze kilkanaście lat spokoju przede mną. No chyba, że trafią mi się takie mądre dzieci jak córki Natalii. <3 Wtedy one same mi pewnie dopiszą do tej listy jeszcze kilka punktów, o których wypadałoby pamiętać będąc rodzicem.
Bakuś:
Kapelusz – Okaidi
Marynarka – Zara
Spodnie – Zara
Bluzka – Zara
Buciki – Mrugała (uwielbiam ten model)
Akurat u nas Tata jest zapalonym motocyklistą, ja jeździłam jako plecak i była to nasza wspólna pasja. Była, bo chyba już nigdy razem nie pojedziemy… Czy kupiłabym dziecku motor? Nie. Z resztą teraz chyba od 24 roku życia można zrobić prawko. Czy pozwoliłabym mu pojeździć na przeznaczonym do tego torze? Tak. Wszystko w granicach rozsądku. Co do alkoholu – popieram w zupełności. Czy na coś jeszcze nie pozwoliłabym dziecku? Chyba na zrobienie tatuażu. Jak będzie dorosły i sam sobie zapracuje na to, to proszę bardzo, ale z własnego doświadczenia wiem, że to, co wydaje się fajne w wieku 16 lat, za 10 już nie jest.
Co do alkoholu… Nie zgodzę sie ! Młodzież w wieku nastu lat i tak go spróbuje ze znajomymi. Na 100%. Mnie mama wychowywała w inny sposób. Zawsze powtarzała mi jedno ” dziecko, nie popieram tego ale jeśli masz nie wracać na noc do domu, chodzić po ruinach albo czychać z utęsknieniem jak rodzice innego znajomego wyjada z domu tylko po to zeby zrobic mega imprezę, mega obciach i spic sie i niewidomo co jeszcze zrobic, to wole żebyś SPRÓBOWAŁA tutaj, z rodzina, w domu, żebyś nie musiała chodzić i robić z siebie niewiadomo kogo” to poskutkowało. Nigdy nie chodziłam ze znajomymi na imprezy, nigdy nie piłam nawet deczka na obozach, NIGDY. Dlaczego ? Bo moja ciekawość zaspokoiła moja mama w bezpieczny sposób. Wszystko wyjaśniła. Dlaczego to zły nawyk. Pokazała co sie dzieje z ludźmi uzależnionymi. Nie sposób wszystkiego zabraniać dziecku tylko trzeba umieć wytłumaczyć mu czemu cos jest złe i zaspokoić jego pragnienie ciekawości pod matczynym okiem. Pamietajmy ze zakazany owoc kusi najbardziej i prowadzi do najgorszego :)
Prawko zdalam za pierwszym razem i tez wsiadlam zielona, mozna wiec tak bedzie u mojego potomka i kropka. Alkoholu nie dam, pewnie i tak sprobuje jak bedzie mial nascie lat, nie ma co sie oszukiwac, wszyscy probowalismy. Z tym motorem mam najwiekszy problem. Przezykam czolowke, wyladowalam ze zlamanym kregoslupem polamanymi nogami i odma tak rozlegla, ze helikopter ledwie na czas zdazyl. To bylo 4 lata temu. Jest ok, wylizalam sie. Poltora miesiaca temu maz mial czolowke. polamana w trzech miejscach miednica, proteza w nodze, ponad polowa zeber polamanych, zoperowane przedramie i nadgarstek. Wylize sie. Mam nadzieje, ze zmieni tez podejscie do naszej odwiecznej walki i schowanego w garazu motoru „bo to dla malego jak juz bedzie chcial swoja 50” My jechalismy samochodami. W obu przypadkach na szczescie sami i na szczescie zyjemy. ocham motory, kiedys jakies 15/20 lat temu latalam ze znajomymi gdzie poopadlo jak tylko bylo miejsce, ale nie dam, zmienilam sie. Jestem teraz stara stetryczala baba co nie da sobie do rozumu przemowic.
Ja juz od dzis uskuteczniam agitacje przeciw papierosom u moich chlopcow, bo czym skorupka za mlodu nasiaknie… Pozdrawiam serdecznie beata
Z motocyklami masz zupełną rację. Ja zrobiłam prawo jazdy na motocykl będąc na studiach pod wpływem zadurzenia w motocykliście. Trochę jeździliśmy razem, nigdy nie szarżował niepotrzebnie, ale kilka miesięcy po naszym rozstaniu dowiedziałam się, że wjechał w niego samochód i był mocno połamany. Od tego czasu prawo jazdy na motocykl to tylko dodatkowa literka i nic więcej. Z tego względu też nie bardzo nie chciałabym, żeby próbował jazdy na żużlu. Ale jak bardzo będzie chciał to z bólem serca go zapiszę. Co do tatuażu – to o ile nie będzie chciał ozdobić w ten sposób swojej twarzy jakimś wulgarnym hasłem to proszę bardzo. Niewielki tatuaż można naprawdę ciekawie przerobić.
Hmmm ja znam co najmniej kilku chłopaków, którzy już w LO zaharowywali się żeby mieć motocykl…. Więc to nie zawsze rodzice:) Ale chyba kupując i naprawiając „za własne” bardziej pilnowali żeby nie szaleć, a może tacy poukładani mi się znajomi trafili…?
Ja mam zasadę, pozwalam na wszystko co nie zagraża zdrowiu i życiu. Cwana jestem, bo Hanka ma 8 miesięcy, ale chcę się tej zasady trzymać. 1000 km traktuję przysłowiowo, ale tak. Totalnie się zgadzam, choć i ja pamiętam ten pierwszy kurs samej samiusieńkiej. Nogi, jak z waty. Picie na spróbowanie czy palenie na spróbowanie nosz kur..
Pewnie z biegiem lat do tej listy dojdzie jeszcze kilka rzeczy. Miejmy nadzieję że nasze chłopaki będą super mądrzy i głupoty nie będą przychodziły im do głowy.
Jestem mamą dwóch chłopców. Różnica między nimi to cztery lata… boję się tego świata i wpajam zasady, które mam nadzieję zaowocuja tym iż będą potrafili odróżnić dobre od złego. Chyba wszystkie tutaj jesteśmy niedzisiejsze :-) z tym alkoholem. U mnie dawanie nawet pianki z piwa jest czymś co prowadzi do wybuchu agresji także boją się :-) nie rozumiem takich rodziców no sorry co daja piankę. Alkohol to alkohol. Motor zgadzam się pod warunkiem że sam na niego zapracuje :-) i nie zgadzam sie na żadne papierosy ( u mnie w domku nie pali się a goście palą na dworze) ja nie muszę pisać o szkodliwości palenia … kazda to wie i rozumie :-) aha i zadnego zielska za to to chyba bym wyrzuciła z domu :-) hm łatwo pisać jak ma się życie przed nami… mam nadzieję że uda mi :-) przepraszam mi i mojemu Mężowi się uda :-)
Mój mały ostatnio oświadczył ze lubi szybko, i na huśtawce krzyczy 'szybko mama, szybko’, podczas jazdy samochodem denerwuje się jak jedziemy 60km/h, a na biegowce tak zasuwa ze juz przestałam biegać za nim jak szalona, tylko sama wsiadam na rower choć uważam ze to równie niebezpieczne, bo chce się ze mną ścigać… Na 100% za kilkanaście lat będzie błagal mnie o motor.
Zgadzam się z Tobą. Są tematy w których się poruszając nie można być wyluzowanym. Nie i koniec. Moje chłopaki jako przedszkolaki nie raz chciały zajrzeć do kieliszka. Małym nie można wszystkiego tak wytłumaczyć dosłownie, ale podziałało założenie układu. Jeśli nasze dzieci do 18 urodzin nie spróbują alkoholu dostaną niemałą sumkę… A gdy ich psychika już to wytrzyma wysłuchają od matki niejednego monologu moralizatorskiego…
E no, sorry sorry, ale na kierownicę to akurat sobie uzbierałem:P
Popieram we wszystkich trzech punktach, choć muszę przyznać, że o motor walczyłam długo i namiętnie odkąd skończyłam lat 17. Tata powiedział to samo co przedwczoraj mojemu bratu: „po moim trupie”. Kiedyś się buntowałam, że jak to, że jestem mądra i odpowiedzialna i takie tam, ale dziś doskonale go rozumiem, sama martwię się o mojego brata jak śmiga po mieście ROWEREM, a co dopiero motorem… Co do nieuczenia dziecka jazdy samochodem przed egzaminem – tu również historyjka. Bardzo, ale to bardzo byłam zła i niepocieszona kiedy tata nie chciał ze mną poćwiczyć jazdy samochodem przez egzaminem. Nawet na zamkniętym dużym parkingu. A inni tatowie to robili! A mój nie! No jak on może! Cóż, w tym też miał rację. Nie nabrałam jego nawyków, nie robiłam samochodu, nikt postronny nie ucierpiał. Za to po zdanym egzaminie (też za drugim razem! piątka!) nauczył mnie masy mądrych i ważnych rzeczy na drodze. Jak nikt inny. Mam 24 lata, robię masę kilometrów po Polsce samochodem, radzę sobie bardzo dobrze, ale wszystkie ważne rzeczy, które umiem – nauczył mnie tata, PO tym jak zrobiłam prawo jazdy. Co do alkoholu to już jest w ogóle abstrakcja. Jasne, że jak byłam dzieckiem to zdarzyło mi się zaciągnąć piankę od piwka, które stało niepilnowane na stole. Nawet zrobiłam rodzicom małą „wiochę” w pewexie krzycząc „ooo pijo, pijo, da mi” :D Ale cóż, alkohol jest dla dorosłych i nie ma o czym mówić. Tu też znalazłabym kilka życiowych historyjek, ale już się bardzo rozpisałam (szczególnie, że to mój pierwszy komentarz tutaj ;) ), tak więc podsumowując pod twoimi granicami podpisuję się rękami i nogami! Pozdrawiam ;)
Ja mam córkę, więc jej zabronie udawania się na randki ze szczypiorkami poruszającymi się czymkolwiek szybszym od roweru. Zasugeruję jej samopowożenie auta żeby w swym rozsądku i umiejętności zawsze sama kierowała swym losem. Te grupowo upakowane nastolatki w aucie największego cwaniaczka to horror.
To jest porządny wpis… 98% się zgadzam bo z tym alkoholem poszłabym na ustępstwo i z 16latkiem mogłabym wypić kieliszek szampana czy wina na jakąś okazje typu święta czy imieniny cioci. Zreszta przed alkoholem dzieci nie uchronimy bo jest go bardzo łatwo zdobyć.. Nie poznasz czy to 15 czy 18 zwłaszcza jeśli jest to dziewczyna bo chłopca łatwiej określić wiekowo… Będę częściej wpadać na twojego bloga bo widzę, że poruszasz ciekawe wątki
Genialny tekst i w 100% tak właśnie powinno być! Zgadzam się z każdym punktem. Pozdrawiam!
Buciki rewelacja. Odgapie, bo w tym roku wesele…
A co do tekstu..nic bym nie dodała.
Pozdrawiam
Napiszę wprost bez owijania i rozpisywania się (tzn. postaram się:) ). Papierosy i alkohol – oczywiście NIE NIE NIE!! to chyba nie wymaga tłumaczenia…jeśli chodzi o motocykl…hmm.. czytając twój wpis na początku bardzo się uniosłam, jak tak można oceniać coś pod kątem zachowania innych, obcych ludzi…ale po dogłębnym przeanalizowaniu muszę przyznać rację…motor to nie jest bezpieczna maszyna. Skąd wiem? Sama jestem zapalonym kierowcą zarówno „puszki” jak i „szlifierki”. I wiem też, że moja córka raczej na moto nie wsiądzie bo była świadkiem mojego „ślizgu” i jej postawa w stosunku do tych maszyn uległa zmianie. ALE… każdy kij ma dwa końce….Mój TŻ jest zapalonym pasjonatem motocykli od dziecka i jego rodzice tak jak ty byli na NIE. Jak to się skończyło? Pasja nie minęła tylko jeszcze bardziej to „NIE” rodziców pchało go w te motory. Gdyby jego rodzice chociaż troszkę zainteresowali się pasją syna, gdyby nie musiał się ukrywać z tym przed nimi na pewno 80% błędów, głupstw, szaleństw by nie popełnił. A dlaczego? Bo rodzice są po to by BYĆ ze swoim dzieckiem, rozmawiać z nim, tłumaczyć i pozwalać realizować mu swoje pasje. Nawet gdy tą pasją są motocykle i inne mało bezpieczne „zabawki”. Bo dzięki tej „pomocy” ze strony rodziców dziecko w 80% podejdzie do tego z „dorosłością rodzica” a w 20% z „dorosłością dziecka” – a nie na odwrót. Pozdrawiam i mam nadzieje, że zrozumiecie o co mi chodziło.
Doskonale Cię rozumiem :) I zgadzam się z tym co mówisz. Wpis musi zawierać zawsze to co najważniejsze i musiałabym napisać oddzielny o moim stosunku do motocyklistów plus stosunku rodziców do kupowania motocykli bla bla bla. Mnie przeraża widok motocyklistów na drodze z założenia. Boję się o nich bo widzę co robią ludzie dookoła. Pod moją pracą zginęła dziewczyna na motocyklu, która codziennie jeździła tam do pracy. Samochód wyjeżdżał z bramy i jej nie zauważył :( Zgadzam się z Tobą serio… ale co do jednego nigdy przenigdy nie zmienię zdania – Polska to nie jest odpowiednie miejsce na pasję motocyklową :)
Kat A i kat B zdałam za 1 podejściem. 10 i 5 lat temu… Prawda jest taka że aby na moto wsiąść trzeba wyjezdzic najmniej100tys autem… Czasem i to jest mało… Są mądrzy i głupi motocykliści tak samo jak i zwykli kierowcy. Motor to pasja i zwykły kierowca tego nie zrozumie. Miałam wypadek nie z mojej winy i dalej jeżdżę mając dwuletnie dziecko… Jeśli oczy ma się dookoła głowy i jeździ bezpiecznie ryzyko wypadku jest niskie… Trzeba umieć myśleć za innych kierowców taka jest prawda… Czy pozwolę dziecku jeździć? Oczywiście ale pierw wyjezdzi przy mnie autem 10000 km a potem do 100 tys dobije sama…jeśli będę widzec że jeździ z głową i potrafi przewidzieć zachowania innych to pozwolę na zakup motoru… Wypadki chodzą po ludziach, autem też może się zabić… Mało tego autem mkzna na więcej sobie pozwolić bo chroni puszka, na moto jednak nie… Pozdrawiam motocyklistow
Ja się ze wszystkim zgadzam Malwina :) ale sorry dziewczyny czy w naprawdę nie pijecie przy swoich dzieciach alkoholu ??? nie zapraszacie gości ? nie siedzicie z mężem wieczorem przy winie ?? ja mogę dziecko zostawić pod opieką innych tylko sporadycznie ( pewnie jak większość z Was) ale mimo to mam ochoty rezygnować ze wszystkich przyjemnosci – jak to u Was jest??
Hmmm… ja staram się nie sięgać po kieliszek do momentu, w którym nie położę maluszka spać. Nie wiem… jakoś boję się tego, że coś mogłoby się wydarzyć a ja wtedy będę pod wpływem alkoholu. Nawet mikroskopijnej ilości ale jednak. Owszem, przychodzą do nas znajomi, to nie jest tak, że jesteśmy abstynentami (definitely not) ;) ale dopóki bobik jest na chodzie, dopóki ma niespełna dwa latka, podchodzę do tego tematu bardzo ostrożnie.
A w Szwajcarii, gdzie mamy okazje mieszkac, do prawa jazdy przygotowuja glownie osoby niewykwalifikowane. Kandydad na kierowce zalicza najpierw teorie, dostaje „prawo jazdy ucznia” i z takim prafkiem ma prawo przez 3 lata jezdzic oznaczonym samochodem („L-ke” trzeba sobie na tyl samochodu nakleic) z osoba towarzyszaca, pod warunkiem ze ta osoba ma przynajmniej 25 lat i przynajmniej prawo jazdy od 5 lat. Na jazde z instruktorem, owszem, mozna sie umowic, ale obowiazku nie ma. Tyle, ze po egzaminie praktycznym dostaje sie „probne” prawo jazdy na 3 lata, podczas ktorych mozna juz prowadzic samemu, ale a) trzeba zaliczyc jeszcze jeden kurs doszkalajacy, b) nie mozna przekroczyc przepisow. Jezeli przekroczy sie przepisy – okres probny wydluzany jest do 4 lat. Za druga „wpadke” odbierane jest prawo jazdy. I wydaje mi sie, ze jezdzi sie tu duzo bezpieczniej. Bo to chyba jest tak, ze nawet 40h wyjezdzone z instruktorem nie czynia z nas kierowcy. Zeby dobrze jezdzic – trzeba sie rozjezdzic. A te 3-4 lata „probne” i wizja wywalenia malej fortuny w bloto troche hamuja zapaly mlodych gniewnych z jeszcze cieplutkim prawkiem (mowie to ja, niemloda ale gniewna, z prawkiem od roku :)).
Jako jedyna chyba sie niezgodze z alkocholem. Sama zostałam wychowana tak że mogłam zrobić sobie łyczka piwa czy też liznąć innego alko i dzięki temu nigdy nie pròbowałam alko na wycieczkach czy też koloniach niemiałam takiej potrzeby bo wiedziałam jak to smakuje a wiadomo najlepiej smakuje zakazany owoc;)
Dokładnie, u mnie było tak samo. Pamiętam jak miałam kilka lat i zawsze było „Tatooo daj łyka piwa”. Jak miałam ok 16 lat też zdarzało się, ze dostawałam od rodziców szklankę czy pół. Nigdy nie miałam pociągu do alkoholu, na imprezach (nie mówię, że zawsze!) ale przeważnie byłam i jestem tą trzeźwa. Nie musiałam kłamać przed rodzicami, czy panicznie żuć gumy i błagać koleżanek żeby mnie ogarnęły bo jak już miałam te 18 lat i coś wypiłam mówiłam o tym rodzicom. Paliłam i też w odpowiednim momencie powiedziałam o tym mamie, a potem tacie, chociaż w domu nigdy nikt nie palil. Zresztą chyba nie ma rzeczy jakich moi rodzice o mnie nie wiedzą do dziś i mam nadzieję, że relacje z moimi synami będą takie same. Moje niektóre koleżanki miały dużo więcej zakazów i widziałam czym to skutkowało – robiły z rodziców baranów na okrągło, a najzabawniejsze było to jak oni uważali, że ich córki święte, a działo się baaardzo różnie :p ja takich akcji nie miałam i uważam, że to przez zdrowe podejście moich rodziców.
Co do motocyklistów, dawcy narządów, niestety. Mimo,że marzy mi się, choćby jako pasażer, przejechać się, ale gdzieś na odludziu, a prawko na motocykl powinien być po 25 roku życia, może byłoby bezpieczniej. I nie odpowiedzialna jest zgoda na jazdę „przed prawkiem” pomyślmy o innych na drodze.
Zgadzam się w 100%!
O ile nie będę się wypowiadać a propos motocykli, czy prawka (a się nie do końca zgadzam), to wiem, jak wyglądają dzieci rodziców „nie będziesz pił do 18”. Pomijając to, że to jakaś bzdura, bo nie wiem co jeden dzień może zmienić. Jakby to był proces osiągania jakiejś dojrzałości, to jeszcze bym zrozumiała, ale jeden dzień? Serio? Naprawdę miałam styczność z takimi „nie ma picia do pełnoletności!”. Głównie trzymałam włosy, jak rzygali na imprezach, albo robiłam kółeczka wokół osiedla, kiedy odprowadzałam do domu i musieli „jakoś wyglądać”. PRZED magicznym 18.
Mnie dawano np. wino do obiadu jakiegoś oficjalnego, kiedy miałam z 17. Może próbowałam jakiegoś piwa od Mamy, jak miałam 16, bo chciałam spróbować i Mama mi na to pozwoliła. Chyba była też lampka szampana na Sylwestra. Ale kojarzę, że tak jak dziś, a mam 29 lat, to podmieniam pusty kieliszek Mamy na swój, bo nie smakuje mi w zasadzie nic alkoholowego :D
A dzięki takiemu podejściu normalnemu rodziców wiedziałam, że nie ma nic fajnego w alkoholu, bo jest niedobry i nie czułam absurdalnej presji „zrobię na przekór rodzicom!”. Za to moja przyjaciółka i nie tylko ona, z domu „nie ma alkoholu do osiemnastki” była najbardziej nawaloną i zmarnowaną osobą na każdej imprezie odkąd skończyłyśmy jakieś 16 lat. Łącznie z tekstami „nie, nie smakuje mi, ale matka mi nie pozwala, więc i tak się napiję”.
Wiem, że to nie reguła, ale wśród znajomych moich 95% nawalonych to byli ci, którzy nie mogli, a pozostałe 5% po prostu chciało poszaleć. Nie mówię również, że ja nigdy nie piłam, bo zdarzało mi się, ale najczęściej piłam megasłodkiego drinka. A pierwsze żołądkowe problemy po % miałam mając lat 24. I to głównie była zepsuta sałatka, a nie metaxa z colą ;)
Nie popadaj w skrajność, za to dobrze po prostu wychowaj syna. Bo to myślę jest kluczem, jak zwykle :)
Alkohol ok ale i takrodzic bie upilnuje. Nie ma takiej opcji w domu bedzie sie bronił rękami i nogami a jak wyjdzie za zakręt i tak zrobi swoje.
Motocykl wszystko w granicach rozsądku nie mowię od razu ze kupie ale bedzie chciał zrobić sobie prawko zrobi bedzie go stać na motocykl kupi sobie jego decyzja moja sprawa bedzie w tym zeby go uświadomić w konsekwencjach.
Co do prawka – nie jeździłam przed kursem. Po odebraniu prawka wsiadłam w swoje auto i pierwszy raz sama pojechałam do miasta oddalonego o 20km (niby nic) z sercem w gardle i dysza na ramieniu – dałam radę. Po tygodniu sama odwoziłam wujka na lotnisko przeżyłam i tutaj sie nie zgodzę kazdy musi nauczyć sie za kierownica swojego rytmu którego nie wypracuje w 100% na kursie drobna uwaga w trakcie tych nielicznych wspólnych jazd Ok ale nie pilnowanie i jeżdżenie tylko razem bo inaczej ci nie wolno.
A co do alkoholu miałam niespełna dwa lata – kazdy wypad który kończył sie w przysłowiowym pubie na jakiś rodzinnych spacerach czy imprezach to było 3 piwa i literatów poproszę. Tak literatka była dla mnie tak moi rodzice nie mieli oporu do tego zeby dać mi tych kilka łyków piwa tak skonsultowało to z lekarzem i powiedziała ze to nie zaszkodzi a nawet z drobnych ilościach można to nazwać wskazane dla lepszej pracy takze u dziecka. Inni zapewne zlinczują mnie zlinczowali wtedy moich rodziców.
Nie nie pije alkoholu nie mam z tym problemów (widocznie swój przydział juz wypiłam mając te kilka lat) nie przepadam za alkoholem a jak juz mam cos wypić to lampka wina ale i tutaj jestem wybredna.