Nazywam się Malwina. Mam 28 lat. Nie kupuję od roku. Mój nałóg rozwinął się i osiągnął apogeum przed narodzinami mojego synka. Byłam uzależniona od zakupów dziecięcych… W sumie to wyprawkowych bo skończyły mi się pieniądze jeszcze przed porodem :)
Ojjj ile ja wydałam kasy na te wszystkie szmatki, butelki, smoczki, śliniaczki, paputki, wózki, kołderki i inne gadżety! Większości ciuszków nie założyłam. Smoczki i butelki porozdawałam kolejnym dzieciaczkom w rodzinie i u znajomych. Sterta kocyków leży nieruszona w szufladzie a na ubranka musiałam kupić specjalne worki próżniowe żeby je jakoś sprasować bo nasze małe mieszkanko nie jest w stanie pomieścić tego co zostawiłam „dla drugiego”.
Gdybym mogła cofnąć czas, wyprawkę kompletowałabym zupełnie inaczej. Myślę, że zaoszczędziłabym dobrych kilka tysięcy. No ale… zakupoholik mądry po zakupach :) Co zrobiłabym inaczej?
1. Mniej ubranek… dużo mniej ubranek!
Z perspektywy czasu wiem, że większość ubranek, które kupujemy na miesiące 0-3 jest niepotrzebna. Myślałam, że w domu to w pajacyku a poza domem trzeba przecież „wyjściowo”. Głupota! Dziecko do 3 miesiąca praktycznie cały czas śpi, nawet podczas tych „wyjść”. Kiedy ubierałam Pączka w coś innego niż body/pajacyk od razu było mi go szkoda. W pajacykach takim maluchom najwygodniej. W końcu to strój do spania czyli głównego zajęcia w pierwszych miesiącach życia.
2. Używany wózek!
Ja stwierdziłam, że nie chcę wózka po jakimś dziecku. Bo nie wiadomo jakie, nie wiadomo co… głupota do kwadratu! Nasz wózek jest jak nowy. Jest na tyle niezniszczony, że szkoda mi go teraz sprzedać bo wózki tracą na wartości chyba jeszcze bardziej niż samochody. Gondoli używasz max 6 miesięcy. Później dziecko zaczyna siadać więc przerzucasz je do spacerówki. Gdybym miała teraz kupować wózek, kupiłabym fajną gondolę (taką, która odczepiona od wózka i postawiona na podłodze się buja jak kołyska) i spacerówkę kompaktową tak jak ta nasza. Spacerówki już się używa
3. Zero zabawek
Misio taki, jeszcze taki i jeszcze taki… a po co to. Rodzina i przyjaciele przynoszą w prezencie całe sklepy zabawek, słodkich kocyków i innych rożków :) Będą misie, będą piłeczki będą ubranka będą książeczki. To nie są rzeczy pierwszej potrzeby i nie ma sensu ich kupować. W dzisiejszych czasach, kiedy wszystko mamy w zasięgu jednego kliknięcia w Internecie nie ma sensu się towarować zawczasu. Jeśli coś będzie potrzebne można kupić on-line, jeśli potrzebne na gwałt zawsze jest taka instytucja jak mąż, który może skoczyć do sklepu. Ale wątpię, żeby była nam nagle potrzebna dziesiąta maskotka :) Jedyne co kupiłabym maluchowi przed porodem to mata z zabawkami. To najlepsza zabawka jaką możemy sprawić takiemu brzdącowi.
4. Zakupy przez Internet
Najlepiej jest pojechać do sklepu, obejrzeć coś na żywo a później sprawdzić czy w Internecie nie kupimy tego przypadkiem taniej. Zawsze się okazuje, że jednak on-line taniej. Nic w tym dziwnego. Nie dopłacamy w cenie produktu za czynsz J Ja mam zawsze wyrzuty sumienia jak tak robię, ale z drugiej strony myślę sobie o tych tysiącach mam w ciąży, na zwolnieniu, które tak jak ja jeżdżą po sklepach dla zabicia nudy przed narodzinami pierwszego dzieciaczka. One już na ten czynsz się zrzucą ;)
Wyprawkowy zakupoholizm jest o tyle łagodnym uzależnieniem, że mija nam po jednej rozmiarówce kiedy pukamy się mentalnie w czoło bo zaczyna do nas docierać ile pieniędzy wyrzuciłyśmy w błoto. Nawet odsprzedając ciuszki nie odzyskamy już tych pieniędzy bo zazwyczaj to co kupimy, pierzemy i pozbawiamy metek jeszcze przed porodem więc nawet jeśli nie założyłyśmy tego dziecku ani razu… ciuszek jest używany i koniec kropka. Tak więc pozostaje na tylko płodzenie kolejnych bąbli żeby te koszty rozłożyć równomiernie na jak największą ilość… miłości i słodkich stópek :)
Jejku pani ma 28 lat? Młodo pani wygląda :), a co do artykułu, mam to samo! I chyba się z tego nie wyleczę.
Jej, też poszalałam z wyprawką, bo jednak dla pierworodnego chciałoby się wszystko naj i nowe :) Ale mądrzejsza mama po narodzinach :)
ja akurat chyba należałam do tych nielicznych oszczędnych… ubranka wszystko z sh bądź od rodziny lub znajomych. wózek używany jakos bylo mi szkoda parę tysi na nowy… za to nakupowalam butelek i smoczkow ktorych syn nie akceptowal i musiałam kupic nastepne z innej firmy. ale ubrań choć używane kupiłam dużo za duzo zwlaszcza takich do pól roku.. lepiej kupować jak już coś większe. ale nastepnym razem bede wiedzieć. i polecam zajrzeć do sh w moim nawet prasowala Pani te ubranka a oszczędność ogromna ☺
zgadzam się, i uważam że często ubranka z sh są lepsze jakościowo i wiadomo ktoś już je używał czyli nic się z nimi nie stanie w praniu, oraz wielka oszczędność.
Nie każda, nie każda :D ja na zakupy pojechałam z mamą, jeśli chodzi o higieniczne rzeczy i te smoki, butelki i inne więc z umiarem wszystko kupiłam ( mama nadzorowała ). Jeśli chodzi o ubranka 0-3 dostałam bardzo bardzo dużo świeżych od szwagierki tych wygodnych i niewygodnych :) kupiłam tylko 5 zestawów jak trzeba będzie gdzieś wyjść ale oczywiście też wygodnych, broń boże żadnych jeansów itd. Dodam że to mój pierwszy synuś :)
Zapomniałam dodać że na wózek i mebelki to poszalałam bo musiałam NOWE, taka siła wyższa :D:D ale nie koniecznie drogo bo spodobał mi się wózek za 1600 zł (3w1).
A ja jestem tym wyjątkiem, który nie przesadził z wyprawką. Głównie dlatego, że mąż mnie powstrzymywał przed tym rękami i nogami, ale skutecznie;-) Niestety w jego rodzinie był kilka lat temu przypadek, że dziecko zmarło kilka dni po narodzeniu. Mąż bardzo to przeżył wtedy i chyba nie chciał zapeszać. Przed narodzinami kupiliśmy jedynie używane łóżeczko z materacem, kołdrę, fotelik samochodowy, trzy kompleciki ubranek, ręcznik, wanienkę, przewijak i wyprawkę do szpitala. Do tego sama uszyłam jeden kocyk i pościel. Odłożyliśmy kasę na wybrany niezbyt drogi wózek, który mąż kupił jak Mała była już na świecie. Potem dostaliśmy całą górę ubranek (nowych, bo w najbliższej rodzinie nie ma małych dzieci), kocyków, zabawek i innych akcesoriów. Pierwsze kosmetyki dla dziecka zafundowała nam moja firma. Stopniowo dokupowaliśmy, rzeczy, które okazywały się potrzebne np. używany bujaczek, laktator, butelki, smoczek.
Ja jakoś przed porodem tego nie czułam, odwaliłam listę obowiązkowych rzeczy do wyprawki, na zwolnieniu nie byłam wcale, więc i też wolnego czasu do zabicia nie było. Dopiero potem się zaczęło. Okazało się, że ubranka nie dość ładne, kocyki nie dość szykowne i tak lista potrzeb rosła. Ale umiar przede wszystkim, zwyczajnie jestem trochę skąpa i każdy zakup rozważam po tysiąc razy. Zapełniam internetowe koszyki, po czym nie zamykam zakładki i ta kwota mnie bije po oczach tak, że w końcu kasuję z niej kolejne produkty i zostaje to, co najważniejsze.
Nie znam Mamy która by tak nie miała :) ja w pewnym sensie jeszcze tak mam tzn nie kupuje już 1000 nie potrzebnych rzeczy (chyba:p) ale od ponad roku nie pamiętam żebym to sobie coś specjalnego kupiła. Zawsze mówię Mężowi że idę na zakupy bo np nie mam butów i nigdy z nimi nie wracam tylko z rzeczami dla naszej Pyzuni ;). Próbuje z tym walczyć ale nie potrafię więc Pyzunia wygląda jak księżniczka a ja jak hmm kopciuszek hehe w tym gorszym wcieleniu ;)
U mnie to samo. Ilość zgromadzonych w wyprawce rzeczy była gigantyczna. na szczęście wiele moich koleżanek jest teraz w ciąży i mam komu oddać :)
witajcie!
Można tylko współczuć takiego uzależnienia…
Z doświadczenia wiem, że zakupy rzeczywiście mogą poprawić humor… I to zarówno kobiecie, jak i mężczyźnie!
Ale co do ciuchów – od tych z second handu naprawdę się nie umiera! A czasami można wręcz znaleźć takie „rodzynki”, których w naszych sklepach szukać na próżno! A wtedy jest już i tanio, i ładnie, i oryginalnie!
oo ja do połowy roku praktycznie nic z ubranek Ani nie kupiłam bo obie babcie szalały i z mężem stwierdziliśmy, że my wariować nie będziemy. Wyposażyły nas w ubranka kocyki pierwsze zabawki… My dokupowaliśmu tylko „brakujace” artykuły. Ale my mamuśki coś w sobie mamy, że idac kupić sobie coś pilnego wychodzimy z zakupami dla dziecka
Jeżu, Malwina dziękuję Ci po stokroć za ten wpis. Właśnie odpaliłam przeglądarkę żeby pobuszować po wyprzedaży w Zarze, otworzył mi się Twój wpis, który miałam przeczytać zanim Tośka zaczęła płakać i w końcu o nim zapomniałam. Trafiłaś w idealny moment, bo w ostatnim miesiącu zdecydowanie przegięłam z zakupami, a od pewnego czasu chowam nowości przed mężem, a to już chyba podchodzi pod zakupoholizm :p ona ma dosłownie wszystko… O.o a ciuchów… Tyle, ze kolejne są naprawdę zbędne – nie otwieram strony zara.com – dziękuję :*
Oj znam to, na szczęście najzwyczajniej w świecie nie mam za dużo kasy więc nie kupuję „glupot” ale i tak zawsze przekraczam wyznaczony limit :) i również zamiast sobie kupuję synkowi.
mój pierworodny urodzi się za miesiąc. Kasę wydałam na wózek i fotelik – miałam wysokie wymagania;). Reszta minimalistycznie – łóżeczko w spadku po mamusi, ciuszki głównie używane, zabawki ani jednej…. Marzył mi się taki dziergany kocyk – na szczęście Babcia robi na drutach, więc jest dokładnie taki jak sobie wymarzyłam:) Dziwna jestem, uważając, że nie mieszkam na biegunie i w razie czego dokupię, czy jeszcze nie dopadł mnie prawdziwy syndrom wicia gniazda…?
Oj my też przy pierwszym dziecku nakupowaliśmy ciuszków i milion innych (niepotrzebnych rzeczy) jak szaleni. Większość z nich w ogóle nie była użyta/ założona – no cóż ;)
Powędrowały ciuszki dalej, przydały się innemu maluchowi.
Wózek mieliśmy akurat używany i nie żałuję!
Przy drugim dziecku już rozsądniej, człowiek się uczy na błędach – tylko rzeczy niezbędne, choć trafiły się jakieś wyjątki.
Niestety muszę przyznać otwarcie, że na dzieci jestem w stanie wydać majątek :D
Książeczki, klocuszki i miliard innych..
Gdyby cofnąć czas… tak sie nie da, gdybym sama miała więcej pieniędzy na pewno mój syn był by bardziej obkupiony.. Niby miałam wszystko co potrzebne, ale nie mogłam sobie pozwolić za wielkie cudowne zakupy nowych ubranek, kocykow minky czy smoczków nuka.. Dlatego wkurza mnie czytanie po co tyle tego kupiłam.. Bo chciałaś i mogłaś, dla następnych dzieci kupisz jeszcze więcej i ciesz sie ze Cię na to stać w takich czasach gdzie ludzie zarabiają 1200 miesięcznie i żyją.
Mieliśmy podobne przeżycia co ty….ja nawet się śmiałem z żoną, że jak wchodziliśmy do sklepu to nasze oczy musiały się świecić z radości, bo sprzedawcy zacierali ręce z zachwytu widząc młodych rodziców na polowaniu :-)
Przy drugim dziecku już jest kompletnie inaczej – bardziej świadomie wybieramy to co kupujemy. Wózek jest już używany – kupiony za kwotę otrzymaną ze sprzedaży poprzedniego (Zależało nam na lżejszym modelu).
Ciuchy np: kupowane sporadycznie (bo sporo zostało po starszym synu). Jeśli mamy coś kupić to chętnie odwiedzamy sklepy z używaną odzieżą. Jeszcze kilka miesięcy temu byłem temu przeciwny, ale jak zobaczyłem jakie rarytasy potrafi moja żona przynieść do domu, to dość szybko zmieniłem zdanie.
Zabawki – staramy się limitować te przyjemności i raczej niewiele ich kupujemy, bo dość chętnie wyręczają nas w tym dziadkowie – okazji w roku jest multum, by wnukom coś przynieść (urodziny, dzień dziecka, gwiazdka, mikołajki, urodziny drugiego syna, wakacje etc…). Poza zauważyłem, że nasz starszy syn dość szybko się nudzi zabawkami, które po kilku dniach lądują w szafie.
Inny pomysł – pieluchy. Przy pierwszym dziecku pieluchowanie tylko jednorazowymi, najczęściej Pampersami. Przy drugim dziecku – wprowadziliśmy eksperyment z pieluchami wielorazowymi, a także sięgnęliśmy po tańsze modele. Efekt – wstępnie szacujemy około 500 zł oszczędności, ale podejrzewam, że ta kwota będzie jeszcze większa, bo być może uda nam się odpieluchować młodszego syna o kilka miesięcy wcześniej.
Yyyy…nie popełniłam żadnego grzechu. Ciuszki przytargałam z lumpka – 95% była nowa, z metkami. Kupiłam dwie butelki za dużo, bo syn był i wciąż jest kp. Dwie butelki zdecydowanie wystarczyły, jako awaryjne. Wózek używany, bo mieszkam na wsi i nie byłam pewna, czy ten wybrany się sprawdzi idealnie. Sprawdził się, choć to nie było to, czego tak naprawdę oczekiwałam. W pełni świadoma naszych potrzeb kupiłam juz idealną spacerówkę. Również używaną, ale miała jeszcze 16 msc gwarancji (i to zakup, z którego jestem najbardziej zadowolona). Wiele rzeczy zostawiłam na ostatnią chwilę z nadzieją, że dostaniemy od rodziny, która pytając, zawsze dostawała jasną odpowiedz, co potrzebne. Nie dostaliśmy, więc szybko dokupiłam w sklepach internetowych. Dziecko od tego nie umarło. Nie umiera również od używanych ciuchów z sh, czy tych kupionych na ostatnich sztukach np w tesco czy pepco (bo o dziwo, jak się postaram, to tam tez znajdę coś dobrego jakościowo).
Nie oszczędzam za to na butach dla syna, bo to wbił mi do głowy ortopeda i fizjoterapeuta. I tu pilnuję, by buty były w pełni „plastyczne” (miękkie), jak stopa młodego. Szukam zawsze tak długo, aż znajdę. I choć wiele razy widziałam piękne buciki, to nigdy nie kupiłam, jeśli nie wyginały się na wszystkie strony świata w palcach mojej jednej dłoni.
Zabawki… nie kupuję. Akurat tu szaleje mój brat. Za to książki. Tak, książki kupuję mu nałogo. Jeszcze nie wszystkie przeczytalismy, a już są na przedział wiekowy 2+, 3+ … książki kocham. I puzzle ;-)
Ooo rany my tez poszalelismy.
Co prawda ciuchy w wiekszosci z sh, ale taka ilosc, ze 2/3 nienoszonych. Oczywiscie sukieneczki, poncho, plaszczyk – a suma sumarum tak jak napisalas przez pierwsze miesiace tylko pajace i body w obiegu byly. Wozek kupilismy nowy, wymarzony taki retro…i co? Stoi i sie kurzy, bo nosimy mala. Kupilam chuste – co prawda ona prawie nieuzywana, bo nie szlo mi motanie, a u mnie w miescie doradcy brak, ale odkad Blanka siedzi nosimy ja w Tuli wozek jest zupelnie zbedny.
Na mebelkach to 3 moje wyplaty stracilismy, bo musialy byc wyjatkowe – fakt do dzisiaj ciesza oko i kasy na nie nie zaluje. Butelki – nakupowalam, nie wiem po co, bo kp, byly uzywane, jak odciagalam mleko, ale nie wszystkie. Juz lepiej byloby ta kase przeznaczyc na lepszy laktator
A na punkcie kocy, przyznam, do tej pory mam manie. Co rusz kupuje nowe. Najbardziej lubie tkane i hand made :) z zabawkami nie szalejemy pod katem ilosci, bardziej stawiamy na jakosc i oryginalnosc :) chociaz babcie i dziadkowie dbaja, zeby ich nie zabraklo dziecku :)
Ahh no i ksiazki kupujemy nalogowo, ale na dobra ksiazke nigdy mi nie zal kasy :)
Witam, nazywam sie iwona..i tez jestem zakupocholiczka.. Staram sie tego wyzbyc.. I ucze sie!
ja kocyki i poduszki moglabym kupowac non stop! co do ubranek-to dla pierwszej 70% dostalismy w prezencie! (proszono abym ja wybrala a babcie/ciocie itp.. placa, albo pytano co potrzebuje), ale ze w przyrodzie nic nie ginie, to ja zaszalalam jak mloda skonczyla roczek :D . Przy drugim szukalam, pytalam znajomych/kuzynow itp o ubranka. Kupilam kilka bodziakow i terz na lato 2 pary spodenek uffff! Ale za to marzy mi sie zmiana wozka :p!
Niedawno postanowiłam oddać młodszej siostrze wszystkie rzeczy po moim Adasiu i przysięgam, że nie mogę wyjść z podziwu jakim cudem udało mi się zgromadzić tyle ubranek, zabawek, książeczek i wszelkich gadżetów. Tak, tak, jestem zakupoholiczką, ale 43 bodziaki w rozmiarze 62 cm, to przesada.
Kupowałam dużo, bo zawsze bałam się, że Adaś się posika, uleje czy spoci. Małe ubranka zajmują mało miejsca w pralce więc uważałam, że muszę sporo nazbierać zanim włączę pranie. Dziś, gdy synek ma 2 lata wiem, że zdecydowana większość tych rzeczy to strata kasy, a naszemu maluchowi naprawdę nie zależy na tym by mieć fajego bodziaka z śmiesznym napisem z H&M.
Co bym kupiła dzisiaj? Kilka (nie kilkadziesiąt) dobrej jakości ciuszków (tutaj zawsze ukłon w stronę Skip Hopa, bo spokojnie z bodziaków skorzysta kilkoro dzieci) i używany wózek (bo można wyprać, wyszorować i cieszyć się fajną furą za 1/2 ceny).
Ale mądra matka dwulatka :-)
To chyba normalne, że młode mamy trochę szaleją z zakupami, trzeba sobie dać prawo do błędów :) Też jestem zdania, że lepiej kupić mniej , ale dobrej jakości, no i oczywiście nie bać się używanych rzeczy (ja na przykład dostałam w „spadku” wspomniane ubranka Skip Hopa i super się trzymają).
My do syna 6 lat tez wszystko nowe bo jak to uzywane glupie my matki myslimy ze najnowsze najdrozSze i jak najwiecej to najlepsze. teraz corka 10 miesiecy wozek po starszaku. Ciuchy te pierwsze tez przechodnie troche po synu troche po rodzinie. Misie jeszcze zostaly cala sterta nje ruszanych po starszym. W ogole nie pamietam by syn sie nimi bawil… drugie dziecko to serio czlowiek madrzeje czy cos…