Dwa słowa, które odmieniły moje życie.

Dwa słowa, które odmieniły moje życie.

Pamiętasz moją przerwę w pisaniu we wrześniu? Opublikowałam wtedy tylko 4 teksty, z czego 2 były właściwie o tym, że… robię sobie urlop. Przełożyłam wszystkie możliwe działania na kolejny miesiąc i … dałam sobie czas na odpoczynek. Byłam zmęczona. A wiedziałam, że ostatni kwartał da mi w kość jeszcze bardziej, więc musiałam wybierać. Albo odpoczywam teraz i choć trochę ładuję akumulator, albo spektakularnie wyłożę się gdzieś w połowie listopada, kiedy to nastaje apogeum blogowej pracy, trwające do końca roku.  Wybrałam mądrze. Wiesz skąd to wiem? Bo nareszcie, podejmując decyzję, liczyłam się z samą sobą.

 

Nienormalna

Nienormalna jestem prawda? Jak można się ze sobą nie liczyć? Ano można. I Ty jako mama, pewnie wiesz o co mi chodzi. O stawianie dobra wszystkich ponad swoim. O zagłuszanie własnych potrzeb, w imię załatwienia niekończącej się listy spraw. O wyrzuty sumienia u fryzjerki, do której i tak trafiasz z kilometrowym odrostem (bo tylko tracisz  czas na jakieś swoje fryzurowe fanaberie). O worki pod oczami z niedospania i wielki bebzol, wzdęty od ciasta na śniadanie, bo akurat to  najłatwiej chwycić, wybiegając na szybko z domu. Tak właśnie traktowałam samą siebie przez dłuuugie lata, ciągnąc kilka etatów jednocześnie, albo pracując zdalnie nad blogiem, łącząc ten etat (albo i więcej!) z pilnowaniem budowy, kłótniami z robotnikami i dźwiganiem paczek z płytkami (albo trzymając na plecach przewracający się kominek, bo kurier stwierdził, że nie da rady go dalej przeciągnąć na wózku). Oooo tak… budowa mnie zmęczyła do tego stopnia, że jeszcze mi się odbija czkawką. Ale wiesz co było w tym wszystkim najdziwniejsze? Że ze mnie jest niesamowicie pozytywny człowiek, więc niespecjalnie było widać, że coś jest ze mną nie tak. Ja sama tego nie widziałam (a właściwie to nie chciałam widzieć). Dla wszystkich dookoła byłam, jestem i pozostanę w porządku. Lubię pomagać, lubię czuć się potrzebna, czasem nawet do przesady, bo jak już komuś wymyślę plan na życie, to tak ma być, jak ja wymyśliłam i koniec :)

No i jak to może być, że ktoś, kto ma czas na pomaganie innym, kto zaraża pozytywną energią i podrywa do działania, może być zmęczony, albo może czegoś się bać? Ano może. To bardzo proste. Bo jeśli ten ktoś całą uwagę skupia na otaczającym świecie, zapominając o samym sobie, to cała pozytywna energia się po prostu „rozdaje”. A człowieczek zostaje z rozładowanym akumulatorem i odłożonymi na bok uczuciami. Bo zajęcie się sobą oznaczałoby lenistwo, marnotrawienie czasu i … lenistwo :)

I niby wszystko idzie tak jak sobie zaplanowałam (a nawet lepiej), niby POWINNAM BYĆ zadowolona z tego stanu rzeczy, ale jednak coś tu nie gra. Ja nie gram. Bo a to czegoś się boję, a to nad czymś nie panuję, a to coś mnie złości… Muszę być strasznie malutkim człowieczkiem, skoro poddaję się takim emocjom. Beznadziejny malutki człowieczek…

Lidia

I kiedy tak goniłam jak chomik w kołowrotku, besztając się przy okazji za każdy przejaw bycia człowiekiem, postanowiłam… wypić kawę. I ta jedna kawa, słodzona syropem imbirowym i pachnąca cynamonem otworzyła mi oczy. No dobra. Nie kawa, a ktoś, kto ze mną tę kawę pił. Rudzielec z iskierkami w oczach, zarażający uśmiechem i pozytywnym podejściem do życia. Moja stara znajoma – Lidia. Bardziej pozytywnej osoby nie znam. No oprócz mnie z „teraz”. Widzisz co piszę? Z „teraz” a nie z „przyszłości”. Wystarczyła mi jedna kawa z Lidią, żeby zauważyć coś, czego do tej pory nie widziałam.

Lidia podczas naszej rozmowy powiedziała dwa słowa. To znaczy, powiedziała ich dużo więcej, bo nadaje jak katarynka, ale te dwa słowa wyryły się w mojej świadomości jak dekalog na kamiennych tablicach: „Zmień paliwo”.

Boisz się czegoś? To super! Zmień tylko paliwo i zamiast straszyć się najczarniejszymi scenariuszami, zmotywuj się tym uczuciem do działania. Masz gorszy dzień? Zaakceptuj to! Masz do niego prawo. A jeśli jesteś kobietą, to już zupełnie powinnaś dać sobie prawo do odczuwania całego wachlarzu emocji. Kayah powinna nagrać drugą część „Testosteronu”, tym razem w wersji dla kobiet. To byłby hit! Zmieniać paliwo możesz do każdego uczucia, które odczuwasz. Bo każde uczucie ma dwie strony. Nie wiedziałam o tym. Na szczęście chodzą po tym świecie mądrzejsi ode mnie ;)

_DSC8969

Przytulić siebie?

Kolejne dwa słowa, którymi Lidia zmiażdżyła mój dotychczasowy światopogląd były „Przytul siebie”. Nosz kuźwa jak ja się mam przytulić, skoro od 4 lat jest mnie więcej o średnio 10-15 kg? A właściwie to co to przytulenie siebie miałoby mi dać? Ależ ja byłam nieświadoma życia wtedy wiesz? Teraz mogę Ci sypać jak z rękawa, przykładami na to, co daje mi przytulanie siebie. Bo robię to cały czas.

Przytulanie siebie daje mi poczucie równowagi. Już nie mam wyrzutów sumienia, kiedy odpoczywam. Ja się z tego cieszę! No dobra, miewam, ale już wiem jak sobie z nimi radzić. Już nie mam poczucia tracenia czasu, kiedy jem na spokojnie, w jadalni, z moim mężem i dzieckiem, zamiast gdzieś kątem, na biurku zawalonym papierzyskami, jednym okiem czytając maila. A jeszcze apropos jedzenia… bardzo ciekawa sprawa. Przestałam jeść byle co. Właśnie z szacunku dla swojego „ja”. Bo jeśli ja będę siebie traktowała jak przedmiot, który trzeba wykorzystać i porzucić, to jak mają mnie traktować inni?

Nieźle co? I tak właśnie powstała myśl o tym, że zrobię sobie urlop we wrześniu. Właśnie z szacunku dla samej siebie. Później trochę się nadużyłam, bo jeszcze mam przyzwyczajenia w stylu brania na siebie większej ilości obowiązków, niż jestem w stanie na spokojnie wykonać, albo przychodzą np. Święta Bożego Narodzenia, w których zamiast sobie, chcę dogodzić całemu światu… ale spoko. Postawiłam sobie tym razem granicę. Do końca grudnia kołowrotek (ale już na innych zasadach niż dotychczas), a w styczniu rozpoczynam tryb slow life :) No i udało się. Była umowa. Dotrzymałam umowy. Z samą sobą. A w moim przypadku to wieeeelki sukces. Jeszcze długa droga przede mną. Sporo się jeszcze muszę poprzytulać :) Ale muszę powiedzieć, że to fajna perspektywa. Czytam maaaaasę mądrych książek (przeczytałaś już „Slow Life” Asi Glogazy tak jak Ci polecałam? Nie! Nosz kurdę! Dopisz do listy obietnic na 2017! Koniecznie!) :) A już w tę niedzielę wybieram się na warsztat organizowany przez Lidię, „Moje słabości są moją siłą”. O warsztacie poczytaj sobie TUTAJ, a jeśli masz ochotę pójść ze mną, napisz do Lidii na biuro@lidiakrotoszynska.com, obiecała mi jakąś super zniżkę dla moich czytelniczek :)

A tak w ogóle, to na pewno zauważyłaś, że na blogu powstała kategoria „PSYCHOLOGIA”. Postanowiłam wykorzystać trochę ten czerwonowłosy wulkan energii i wiedzy i podpytać Lidię o kilka problematycznych kwestii w naszym kobieco-matczynym świecie. W końcu jest „Ekspertem od wychodzenia z pułapek życiowych”! Fajny zawód prawda? :) Jeśli więc masz jakiś problem, z mężem, z dzieckiem, a nawet z teściową ;) pisz do mnie na kontakt@pixelsonfire.pl. Podpytam Lidię, co zrobić z tym fantem i opublikuję kilka tekstów, które rozwieją Twoje wątpliwości.

_DSC8971

Znudziło mi się

Nie robię podsumowań roku, a zamiast postanowień składam sobie obietnice (o tym tutaj). Nie gonię już do perfekcyjnej mnie i perfekcyjnej rzeczywistości, która ma dopiero nastąpić, a cieszę się tym, co już udało mi się osiągnąć i tym jaka jestem teraz, pomimo tego, że bardzo odbiegam od ideału, do którego dążyłam od lat. Ale wiesz co… już mi się nie chce „dążyć”. Znudziło mi się. Do tego momentu dochodziłam świadomie od 2 lat, a mniej świadomie… chyba od zawsze. Zbudowaliśmy z Maćkiem dom, spłodziliśmy syna, teraz pora na zasadzenie drzewa i cieszenie się sobą, w jego cieniu :) Ten rok, podobnie jak poprzedni będzie czasem, w którym skupiam się na sobie i swojej rodzinie. Jest super! Zgodnie z planem zrobiliśmy sobie wakacje w styczniu (takie romantyczne, tylko nasza dwójka). W okolicach kwietnia uderzamy już na wspólne wakacje, bo Matiemu skończy się zakaz kąpieli w basenie (to po tej operacji migdałka). W międzyczasie planujemy wyskoczyć gdzieś na jakiś bliższy wyjazd, żeby korzystać, dopóki Mati nie chodzi do szkoły. Wszystko zgodnie z tym, co zapowiadałam na blogu pod koniec sierpnia. Czeka nas jeszcze sporo pracy przy domu – w tym roku zabieramy się za ogród. Ale wszystko w trybie slow.  I w zgodzie z samym sobą. Będzie dobrze. Już jest! Najważniejsze to „przytulać siebie” i „zmienić paliwo” ;)

I Tobie życzę tego samego :*

Malwina

_DSC8972