Coś, czego zupełnie nie spodziewałam się po moim drugim dziecku…

Coś, czego zupełnie nie spodziewałam się po moim drugim dziecku…

Pamiętasz pierwsze miesiące z Twoim pierwszym dzieckiem?  Celowo zaznaczam, że chodzi o pierwsze dziecko. Wtedy właśnie wszystko jest takie nowe. Takie inne. Niby czegoś już się dowiedziałaś z książek, z rozmów, z obserwacji, ale tak na dobrą sprawę kompletnie nie wiesz czego się spodziewać po dziecku. Nie wiesz co tak naprawdę oznacza nocne wstawanie, chroniczne niewyspanie. Stresujesz się pierwszą kąpielą… ba! Pierwsza zmiana pieluszki też jest PIERWSZA a więc to nowość w Twoim życiu. Z drugim dzieckiem jest łatwiej. Pewne kwestie masz już przećwiczone, wiesz czego się spodziewać… a przynajmniej tak Ci się wydaje. Mnie też się wydawało… Milenka jednak postanowiła, że pokaże mi jak bardzo się mylę :)

Zaczęło się od tego, że #JejRóżowość postanowiła rosnąć jak na drożdżach…

Kompletnie mnie tym zaskoczyła! Spodziewałam się, że będzie tak jak z Matim. Że urodzi się większa niż będzie to pokazywało USG tak jak to było u Pączka numero uno. Miał ważyć 3700 a ważył ponad kilogram więcej! Wszystkie ciuszki w rozmiarze 56, które spakowałam do szpitala były za małe, w efekcie czego, mój syneczek trafił do mnie ubrany tylko w pampersa i różowy kaftanik, który położne wygrzebały z oddziałowego schowka, a Maciek na jednej nodze musiał gonić do sklepu po większe ciuszki.

Tym razem postanowiłam, że nie dam się przechytrzyć więc owszem, przygotowałam ubranka w rozmiarze 56, ale zabrałam ze sobą też 62, w razie gdyby okazało się, że Milenka zechce pójść w ślady swojego brata. I wiesz co? W pewnym sensie poszła, tylko, że tak trochę okrężną drogą bo urodziła się o półtora kilograma lżejsza, ale 3 tygodnie wcześniej niż on (Milenka 2 tygodnie przed terminem, Mati tydzień po). Gdyby urodziła się tydzień po terminie, ważyłaby jeszcze więcej niż Mati! W ciągu pierwszego miesiąca przybrała na wadze blisko 2 kilogramy! I to na maminym mleczku! (listy gratulacyjne proszę nadsyłać na adres bakusiowa@ninjalaktacji.pl). Teraz już się uspokoiło. Tak jakby Milenka za punkt honoru obrała sobie przeskoczenie wagowe swojego brata, a kiedy osiągnęła swój cel, wróciła na tory normalnego przybierania na wadze. Tyle, że w ciągu miesiąca pannica przeskoczyła mi z rozmiaru 56 do 68. A w ciągu 2 miesięcy od pieluszek 1 do pieluszek 3! A właściwie to już pieluchomajtek, bo moje ukochane Pampers Premium Care Pants są dostępne od rozmiaru 3 (czyli od 6 kg), a ja zgodnie z tym co kilkakrotnie tu zapowiadałam, przerzuciłam się na pieluchomajtki kiedy tylko malutka dobiła do rozmiarówki bo moim zdaniem nie ma nic wygodniejszego dla dziecka, niż mięciutka tkanina po bokach zamiast tych zapięć na rzepy i nic wygodniejszego dla mamy, która nie stresuje się, że zapięła pieluszkę za ścisło albo za lekko, a jak za lekko to zaraz będzie w połowie pupki, a jak w połowie pupki to już nie muszę dopisywać zakończenia tej historii prawda? :) A tu, nawet przy ruchliwym dziecku zakłada się je super wygodnie! Przetestowałam to na Matim, chociaż z nim używałam bardzo długo pieluszek tradycyjnych Premium Care bo nie miałam pojęcia, że coś takiego jak pieluchomajtki w ogóle istnieje :) A to taka wygoda… rozrywasz tylko boczki, łapiesz plasterkiem, który czeka na pupie przyklejony wzdłuż wskaźnika wilgoci i po temacie :) Ach jak ja czekałam na tych magicznych 6 kilogramów! Ale spodziewałam się ich dużo później! Eeej! Może o to właśnie Milence chodziło? Żeby do tych pantsów dobić po prostu? Na to wygląda bo w momencie, w którym dobiła do 6 kilogramów tak jakby…. zwolniła tempo :)

 

 

No dobra, ale nie o przybieranie na wadze mi chodziło kiedy pisałam ten wpis a o coś bardziej spektakularnego.

Widziałaś już pewnie nie raz na naszych codziennych IG Stories (jeśli nie widziałaś to mi się nie przyznawaj nawet tylko goń TUTAJ nadrabiać zaległości, bo jeszcze część stories jest dodana jako „wyróżnione” TU więc nie wszystko stracone) :) Dobra Bakusiowa do brzegu bo odpływasz od tematu kolejny raz! :) No więc na pewno już widziałaś, albo zobaczysz, że Milenka jest niesamowicie pogodnym dzieckiem. Ja wiem… ja jestem człowiek uśmiechnięty. W ciągu dnia uśmiecham się jakieś milion razy a śmieję w głos minimum raz. Lubię się śmiać przyznaję, ale przy Milence jestem mały miki! Ta dziewczyna uśmiecha się przez sen, podczas karmienia, podczas noszenia, do swojego odbicia w lustrze, do aparatu, do znajomych i nieznajomych… no po prostu uczeń przerósł mistrza mówię Ci!

I co? Myślisz pewnie, że to jest to „coś” o czym mowa w tytule? No nadal słuchaj nie!

To, co zaraz Ci napiszę to jest serio, serio coś, o czym nawet bym nie pomyślała. Szok… minęły już 3 miesiące, a ona nadal to robi! A właściwie to nie robi… Wyobraź sobie, że… Milenka NIE PŁACZE. Czujesz to? Bo ja nie! Ja pamiętam jeszcze czasy, kiedy zrywałam się na każde kwęknięcie Matiego, nawet na tempo jego oddechu, które mogłoby wskazywać na to, że zaraz się obudzi, bo wiedziałam, że jak nie zmienię mu w porę pieluszki (a musiałam to zrobić przed karmieniem bo zmiana po groziła czkawką albo rozbudzeniem) to malutki obudzi zaraz płaczem pół bloku, z biednym Maćkiem na czele, który musiał rano wstać do pracy. Pamiętam ten wyrzut adrenaliny przy każdej nocnej pobudce. Nie dlatego, że płakał, bo płakał jak większość niemowląt, ale dlatego, że znałam sposoby na to, żeby tego płaczu uniknąć, tyle, że wymagały ode mnie działania tak szybkiego, że mój mózg nie nadążał za rękoma :) Przy Milence te sposoby nie są potrzebne, bo #JejRóżowość po prostu nie płacze.

Normalnie SZOK! Ja wiem, że to się zdarza. Wiem, że bywają takie dzieci i daleka jestem od tego, żeby uważać, że Milenka jest z tego powodu „lepsza” od Matiego. Po prostu kompletnie się nie spodziewałam, że tak spokojne dziecko może się trafić akurat mnie… zawsze mi się wydawało, że to tylko „u innych” a u mnie będzie jazda. A tu słuchaj cisza i spokój :) Kiedy chce jeść robi takie „EKHEM” jakby chciała powiedzieć „Ekhem, przepraszam, że się wtrącę, w Pani czynność spania, ale, ekhem, odczuwam lekki dyskomfort z powodu pustości mojego brzuszka”. Płakała bidulka wtedy, kiedy miała swoje kolkowe/emocjonalne rozstroje. Wtedy była podkówka i wielki smutek na buziulce i płakałam razem z nią. Ale kolki trwały u nas miesiąc a za nami prawie miesiąc bez nich więc mam nadzieję, że zniknęły bezpowrotnie. Aaa i rozpłakała nam się w samochodzie 2 razy bo była ewidentnie głodna, no ale na trasie nie mogłam wyciągnąć jej z fotelika. Nie wiem… może jest tak, że ja bardzo szybko reaguję i ona wie, że nie musi płakać bo ja wyłapię jej potrzebę bez płaczu? Tak to sobie lubię czasem wytłumaczyć żeby sobie samej posłodzić, ale obydwie wiemy jaka jest prawda… po prostu trafił mi się taki spokojny egzemplarz. Żadnej w tym mojej zasługi nie ma.

Podobno dzieci płaczą tyle, na ile mogą sobie pozwolić. I wiesz co? Coś w tym jest. Bo gdyby Milenka dawała czadu tak jak Matunio swego czasu, pewnie nie dałabym rady nawet tych 7 wpisów na miesiąc Ci napisać, a blog przestałby istnieć w ogóle :) Pączkini po prostu od razu wyczuła na ile może sobie pozwolić żeby nie wykończyć swojej biednej matuli i dzielnie wspólpracuje od samego początku :) I tego się trzymajmy ;)