Pędzimy. Na łeb na szyję, ale pędzimy. Bo chcemy więcej, lepiej, piękniej. Ciągle czegoś chcemy. Uda nam się jedno, cieszymy się chwilę i… w naszych głowach rodzi się kolejna zachcianka. Zachcianka, która przeradza się nagle w coś, bez czego nie możemy być w pełni szczęśliwe. Zapominamy o tym, że dopiero co modliłyśmy się o COŚ co to szczęście miało nam dać. Jak to się mówi? Apetyt rośnie w miarę jedzenia… A zastanawiałaś się kiedyś jak to by było tego jedzenia nie mieć w ogóle?
Jedzenie to tym razem przenośnia. Nie będę Cię dzisiaj przekonywała do tego, że na świecie jest głód więc wypadałoby kończyć porcję w restauracji i dojadać ziemniaki po dziecku. Dzisiaj chciałabym Ci zadać pytanie. Pytanie, które zrodziło się w mojej głowie kilkanaście godzin temu.
Wyobraź sobie, że jesteś matką. Matką, która po kilkuletnich staraniach o dziecko, z bólem wydaje na świat swojego synka. Przypomnij sobie tą niepewność, ten czas oczekiwania na ocenę lekarza w bezlitosnej skali 1 do 10. To powtarzające się w myślach „Oby 10, oby 10, oby było zdrowe”. A teraz wyobraź sobie, że odpowiedź, którą słyszysz jest tą, której tak bardzo się bałaś. Spróbuj usłyszeć dźwięk słów: „Pani dziecko jest chore”… nieuleczalnie chore.
Ona to usłyszała. Usłyszała to, co dla nas wydaje się tak straszne, że aż nierealne. Usłyszała najgorsze słowa, jakie mogły ją czekać w życiu. Przynajmniej tak myślała w tamtej chwili. Oczywiście nie poddała się. No przecież proste! Kocha swojego synka. Da sobie radę! Będzie walczyła o jego życie. Przecież są jakieś sposoby. Są leki, są operacje, są rehabilitacje. Nic już się nie liczy. Liczy się tylko cierpienie dziecka i to, co w danym momencie można dla tej małej istotki zrobić. Nie ważne są domy. Nie ważne samochody. Nie ważne zmęczenie, brak wakacji. Nie ważne, że plany na przyszłość nagle rozpływają się jak poranna mgła po wschodzie słońca. Dla niej najważniejsze było życie jej synka.
Minęły trzy lata. Trzy lata walki. Trzy lata bez marzeń. Trzy lata rozdzierającego bólu, który jak sztylet wbijał się za każdym razem w jej serce, kiedy widziała uśmiech na ustach jej synka. Tak. Taki uśmiech potrafi boleć. Boli potwornie kiedy Twoje najukochańsze dziecko z rurkami w szyi i nosku uśmiecha się do Ciebie z wdzięcznością. Kiedy wiesz, że to biedne stworzenie nie wie co to zwykła zabawa. Ale dobrze wie czym jest ból. Za dobrze. Za wcześnie.
Minęły trzy lata. Trzy lata obdarte z godności, trzy lata błagań o pomoc. Trzy lata, które poświęciła na ratowanie swojego dziecka. Trzy lata, w których jej jedyną modlitwą była ta, z prośbą o zdrowie dla jej synka.
Minęły trzy lata… po trzech latach jej synek zamknął oczka na zawsze. Nigdy już ich nie otworzy…
Jedyne o co poprosiła mnie to modlitwa. Tylko modlitwa. A ja nawet do tego nie potrafiłam się przyłożyć tak jak powinnam. Bo przecież tysiące spraw na głowie. Bo przecież troski dnia codziennego. Bo przecież brak czasu… Jestem matką. Czułam jej ból. Tak mi się przynajmniej wydawało. Ale kiedy dostałam maila z prośbą o ostatnią modlitwę za Małego Aniołka coś we mnie pękło. Poczułam się taka malutka. Taka żenująca z tymi moimi problemami. Z tymi moimi wygórowanymi potrzebami. Bo mam wszystko… A matki na całym świecie tracą wszystko wraz z zamknięciem małych oczek. Wraz z ostatnim oddechem ich ukochanego dziecka.
Zadam Ci pytanie. Jedno proste pytanie. Czy jesteś szczęśliwa? Zastanów się dobrze ile do pełni szczęścia Ci potrzeba. Zastanów się czy ważne są te wszystkie troski o za małe mieszkanie, o kiepsko płatną pracę, o głupie dodatkowe kilogramy po ciąży. Czy to wszystko jest rzeczywiście warte Twoich złych nastrojów, Twoich nerwów i łez? Nie proszę Cię o porzucenie marzeń. Nie proszę Cię o wyrzekanie się wszelkich radości w imię tragedii innych ludzi.
Proszę Cię tylko o to, żebyś nauczyła się doceniać to, co masz. A możliwość przytulenia Twojego dziecka, zdrowego dziecka, jest niesamowitym darem. Darem, za który powinnyśmy dziękować każdego dnia i ja i Ty. Jeśli uświadomisz sobie ogrom szczęścia, jaki już otrzymałaś, na problemy dnia codziennego spojrzysz zupełnie inaczej.
No dalej, idź i przytul swoje dziecko. Ucałuj je, poczuj jego zapach… doceń szczęście, którym zostałaś obdarowana. Ja właśnie idę to zrobić.
Czy każda mama tak ma, że kiedy to czyta, to płacze? Ściskam i całuję moje maleństwo!
Niestety nie tylko mama…ja tez placze a dziecka nie mam ;-(
Bo ta niewinność i niesprawiedliwość rozbroi każdą wrażliwą osobę…
<3 Tak bardzo. Każdy dzień, każdy jeden cholerny dzień kończę buziakiem na dobranoc, którego daję dawno już śpiącej Wiki. Choćbym nie wiem jak była zmęczona, choćbym padła i półprzytomna obudziła się w środku nocy, wstaję drepczę do jej pokoju, całuję w czółko,okrywam kołdrą, wracam do łóżka, daję buziaka Ł., dziękuję za to, jak wiele mam, że mam wszystko i dopiero zasypiam. Nie wyobrażam sobie inaczej i jeśli jakaś strata mnie przeraża to tylko ta, której nie można przełożyć na rzeczy materialne… Rozbita Z2-ka nie miała żadnego znaczenia po 5 sekundach, kiedy akurat Wiki stłukła kolano… Nawet nie chcę myśleć, co musi czuć Matka w takiej sytuacji, jaką opisałaś…
Czasem warto spróbować. Chociaż to boli. ucqłuj w.
Nie mam dzieci, ale pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie z dwóch powodów. Jednym z nich charakter mojej pracy w której często siedzę oko w oko z mamami których dzieci są mniej lub bardziej chore i które właśnie ze względu na te choroby poświęcają pracę by otoczyć dziecko opieką.
W tym momencie życia jestem szczęśliwa. Mam pracę, dach nad głową, samochód, rodzinę w której nie ma konfliktów i przyjaciół którzy nie raz już udowodnili, że są zawsze wtedy kiedy potrzebuję.
Moim marzeniem jest dziecko. Pragnieniem, marzeniem które aktualnie jest poza moim zasięgiem. Nigdy nie myślałam jakby to było gdyby dane byłoby je mieć, a urodziłoby się chore. Niewątpliwie kochałabym je jak nikogo na świecie. I pękłoby mi serce, jak każdej matce, gdyby nie daj Boże… To dowód na to, że szczęście jest ulotne i ma milion definicji.
Czytam Twój wpis i myślę sobie jak ten świat jest k***a zbudowany, że te Maleństwa już na starcie skazane są na cierpienie….
Ps. Drugim powodem mojego komentarza jest konieczność napisania Ci, że bardzo cenię Cię za mądrość zawartą we wpisach. Czy pdchodzi to pod wazelinę czy nie uważam, że jesteś jedna z nielicznych, którą chce się czytać i czytać i czytać.
Ja też mam czasem ochotę krzyczeć przez tą niesprawiedliwość :( najgorsze jest to co nie zależy od nas… dziękuję Ci za te ciepłe słowa. Dziękuję
Znam po części ten ból, tą niesprawiedliwość. Dbałam o siebie całą ciążę, wyniki podręcznikowe, poród aż miło wspominać… Dobę po porodzie (przy rutynowym badaniu!) coś nie tak, przeniesienie do innego szpitala i wyrok: ciężka wada serca. Potem Centrum Zdrowia Dziecka i operacja na malusim serduszku w trybie pilnym, potem kolejna a moje ukochane dziecko pod tymi rurkami i przewodami, pocięte, pozszywane, naszprycowane – a ja patrzyłam na to i nie mogłam powstrzymać łez… Miałam być silna i tak jak mogłam byłam…
To byłby dla mnie największy ciężar. Nic nie dotknęłoby mnie bardziej niż to :( Bardzo Ci współczuję. Bardzo…
Przepiękny tekst. Niestety, często zapominamy o tym co mamy i co jest ważne.
Boże wstrzymuje łzy w oczach teraz, ale mnie wzruszylas! Ciążowe hormony robia tez swoje. Jestem szczęśliwa! Bo mam zdrowe dziecko! Nie w pełni, ale to co szwankuje jest niezauważalne dla innych, momentami dla nas też. Wiec zawsze i wszystkim mowię ze zdrowe. Bo nasze bolączki przy nieszczęściu innych to pikuś. I jesli za kilka tygodni zostanę mama zdrowego dziecia nr 2, to bede najszczęśliwsza osoba pod słońcem! Dzieki Ci za ten wpis i przypomnienie co tak naprawdę w życiu jest najwazniejsze!
Trzymam kciuki za poród. A jak już otrzesz łzy wzruszenia ucałuj maluszka od cioci M. :)
Ten moment, w którym to czytałam….to było cudowne…. :) Dzięki!
Pędzę tulić swoje dziecie :)
:)
Mój synek miał być zdrowym dzieckiem , za pozno było zrobione cesarskie cięcie i synek urodził sie w zamartwicy , niedotleniony :( Pierwsza diagnoza szok , lekarz mówi , że nasze dziecko długo żyć nie będzie . Dziś synek ma 4 latka i jest w ciężkim stanie , ale żyje jest z nami ….walczył i walczy , a my razem z nim ….Wiem , że nigdy nie będzie samodzielny , najważniejsze że jest z nami. Nie ma dnia bym mojemu dziecku nie powiedziała jak bardzo go kocham , całuję i przytulam kilkanaście razy dziennie , a On uśmiecha się do mnie i taki mały a jak wielki gest sprawia uśmiech na mojej twarzy . Doceniajmy co mamy nawet te małe rzeczy :)
Czytam Pani tekst i płaczę ….
Ja wiem, że się nie znamy, ale gdybyś kiedyś potrzebowała pomocy napisz do mnie. Jesteś niesamowitą kobietą. I ucałuj synka…
Tak, tak płacze że aż czytać nie mogę, lecę popatrzeć na moją Księżniczkę jak spokojnie śpi…
A ja zamiast nad swoim szczęściem, pochylę się na chwilę dłużej nad jej nieszczęściem. Ona właśnie TERAZ potrzebuje cię najbardziej. I mimo, że tego bólu nie sposób zrozumieć, ani unieść, to możesz pomóc jej przetrwać. Jeżeli nie macie bliższych relacji, to wystarczy wiadomość, telefon, nawet ciasto zostawione pod drzwiami. Po pogrzebie dziecka, kiedy nie ma już nic do zrobienia, nic do ogarnięcia, zostaje tylko pustka, rozpacz i beznadzieja. I przerażająca cisza. Każdy okruch pomocy może być jedynym, który tego dnia dostanie. Żałoba po dziecku to przepaść. Byłam tam, niestety. Większość osób, nie wiedząc jak pomóc, nie próbuje pomóc w ogóle. A przecież własne szczęście daje nam siłę, którą choć na chwilę możemy podzielić się z innymi.
Trafna uwaga. Dziękuję Ci, że to napisałaś…
Mam córkę. Zdrową, 19 m-czną, cudowną, córkę. Za niecałe 3 tyg. przyjdzie na świat syn. W 13 tc okazało się, że przezierność karkowa jest duża, w granicznych widełkach. Skierowanie na test PAPPA. Wyniki rewelacyjne. Ale co z tego, skoro to tylko test prawdopodobieństwa. Mimo, że mam w sobie jakiś wewnętrzny spokój, że wszystko będzie dobrze, to ciągle dręczy mnie pytanie – a co jeśli będzie inaczej. Za niecałe 3 tygodnie…
Ola chyba nie pozostaje Ci nic innego niż modlitwa… możesz tylko czekać i być dobrej myśli. Daj znać po porodzie cztczy wszystko w porzadku.
Miałam dać znać, więc daję – 04.03. przyszedł na świat mój mały Chłopczyk. Jest śliczny i ZDROWY!! :)
Smutne co piszesz, bo takie prawdziwe. A ja chyba jestem dziwna, bo nigdy, przenigdy nie proszę Tego Na Górze o nic innego jak zdrowie dla moich bliskich, jak to, żebym jak najdłużej mogła nocą przykrywać kołderką te małe stópki. Nie wiem skąd to się wzięło i kiedy do takich rozmyślań dorosłam… ale bez chwili zastanowienia na takie pytanie odpowiadam „TAK, jestem przeszczęśliwa” I życzę tego poczucia szczęścia każdemu :)
:) cieszę się Twoim szczęściem! Oby więcej takich ludzi…
Codziennie modlę się żeby mój synek był zdrowy. Jestem szczęśliwa bo mam cudowne i zdrowe dziecko. Ono daje mi najwięcej radości i mimo ze moje życie nie jest idealne bo naprawdę miala bym na co narzekać to patrząc dookoła na ten okropny świat to zawsze kiedy jest mi źle staram się cieszyć z tego co mam, bo zawsze moglo być gorzej…
Witam, po raz pierwszy (choć mam zamiar zostać u Ciebie na dłużej)
Ja mam swojego Szkraba po 10 latach walki o niego. Bałam się bardzo, bardzo wszystkie badania miałam robione jeszcze w ciąży. Dziś mój Smyk ma 10 miesięcy jest zdrowy jest cudowny i codziennie dziękuję Bogu za niego, za każde jego spojrzenie, za każdy jego uśmiech, za to że jest. Nie ma nic ani nikogo bardziej ważnego w moim życiu niż moje dziecko, które teraz słodko śpi a ja… ja dziękuję Bogu i JPII za to że On tu jest po tylu latach, po bólu straty… Kocham go;-)
Tekst wyciska łzy… Tak naprawdę ciężko jest wyobrazić sobie taką sytuacje i spróbować to poczuć. Dopiero człowiek postawiony w takiej sytuacji wie co to za ból i jak bardzo może przewartościowość swoje życie… Piszę tak, bo poniekąd wiem… My jesteśmy pod stalą kontrolą kilku lekarzy, wychodzimy na prostą. Może będę miała kiedyś siłę, żeby wrócić do tamtych dni i podzielić się swoim doświadczeniem…
Nie ma nic ważniejszego od zdrowia. Często o tym zapominamy. Modliłam się i modlę o zdrowie mojej Kruszyny… Przez moje chore serce i leki z tym związane przyjmowane w ciąży jest narażona w przyszłości na podobną chorobę. Jest moim największym szczęściem. Nic nie jest ważne. Tylko zdrowie Małej… I moje… Bym mogła przy niej być…
Dziękuję Ci za ten tekst! Niby to wszystko się wie, ale… otwiera oczy… idę wytulić mojego Gałganiaka ;)
doskonale to ujęłaś, szczęście to nie marzenia i ich osiągnięcie, to rodzina, dlatego tak bardzo warto to pielęgnować. Dziś pojechaliśmy z synkiem do lekarza na badanie słuchu, bo ciągle ma problem z wysiękowym zapaleniem. Czekając w kolejce zaobserwowałam chłopca, około 5 lat… nie mógł powiedzieć co chce, przez to się denerwował, pokazywał palcem… jego mama wspaniała kobieta ciągle go przytulała, mówiła ze spokojem, sugerowała co by chciał… ona nie straciła nadziei ani walki. Ja usiadłam i zaczęłam płakać, płakać że nie doceniamy tego co mamy – zdrowe dziecko. Mimo, że Ci ludzie byli bogaci (to widać po ciuchach, po klinice w jakiej byli), to nie mogą pomóc swojemu dziecku… Więc po co nam te pieniądze? One szczęścia nie dadzą! Każdego dnia modlę się, aby nasz drugi synek był równie zdrowy i mam nadzieję, że Bóg mnie wysłucha. W dniu narodzin i tak będę najszczęśliwszą w tym dniu kobietą! Pozdrawiam Cię serdecznie i gratuluję sukcesu w Blog Roku! 1 miejsce – wow!
dziekuję ci za ten wpis.utwierdził mnie w tym co już wiem.pracuję w szpitalu.nasze troski są niczym w porównaniu z cierpieniem dzieci.gdy patrzę na dzieci w oddziale hematologii to moje problemy sa śmiechu warte.
Smutne jest życie za biura nam to co naprawdę kochamy jestem mamą i każdego dnia ciesze się z mojego taka daje tyle miłość
Jak dobrze przeczytać takie słowa. Właśnie siedzę i myślę. Cholerny frank, małe mieszkanie, 2 pokoje nie na troje. Umowa o pracę wygasła, nie mam dokąd wracać, firma w której pracowałam „do likwidacji” (te cholerne linie lotnicze!). Te myśli zataczają krąg co kilka dni.Po Twoich słowach przychodzi chwila refleksji. Łza w oku, mały slapik w policzek, dziewczyno ocknij się. Obok w pokoju śpi prawdziwy CUD. Podchodzę do łóżeczka, widzę istotę idealną. Czuję ciepło. Padam dosłownie na kolana i dziękuję Duchowi Świętemu za nią,bo wiem że maczał w tym „palce”.Bo oprócz kłopotów w mięśniami jest idealna. To że ćwiczymy 3 razy dziennie od 2 miechów to nic.To naprawdę nic. Straszne jest to że czasami zapominamy o tym co ważne, co najważniejsze. Widzimy szklanicę na wpół pustą a nie pełną.Stop,zwolnij,pomyśl,poczuj.I zakoduj w sobie ten mechanizm. Wymyśl swoją własną mantrę i powtarzaj codziennie. Módl się i dziękuj Bogu, kosmosowi,przeznaczeniu czy komu tam chcesz,za to co masz.
Rozumiem matkę która cierpi, serce mi ściska na myśl o jej stracie.Przetwarzając myśl na taką która dotyczy mojego szczęścia sprawia że dosłownie omdlewam. A jeszcze 2 lata temu krzywo patrzyłam na matki (phe mamuśki,nuda!dzieci be, problemy!). Rodzicielstwo kształtuje, buduje i tworzy Cię na nowo.Największy dar, zdecydowanie.
:) Nic dodać, nic ująć :) Dobra z Ciebie dziewczyna… :)
Ryczę jak pewnie niejedna z nas… Moja córa na pierwszy rzut oka też jest zdrowa, ma „tylko” chorobę krwi, ale nie jest zbyt poważna. Powiem Wam, że dopiero teraz doceniam to, co mam. Że w ogóle to mam. Nieważne czy na 100% zdrowe czy na 90%. Ważne, że widzi, słyszy, samodzielnie się porusza i codziennie rano gramoli się do mojego łóżka na przytulaska :)
P.S. Naprawdę chyba jest Pani ostatnią normalną blogerką. Pozdrawiam :)
Łaaaaał! Dziękuję Ci Madzia! Jeszcze się kilka normalnych znajdzie, serio :) Zajrzyj do http://www.buuba.pl :) Moja serdeczna przyjaciółka!
Potrzebowałam takiego wiadra zimnej wody, szczególnie w kryzysowym momencie. Łapie za serce.
Oby kryzys odszedł jak najszybciej w niepamięć! Trzymam kciuki!
Dziękuję Ci za tego posta. Nie wyobrażam sobie bólu po stracie własnego dziecka. Miałam kontakt z osobami bliskimi które walczyły o zdrowie życie ale nigdy nie były to dzieci. Dziś wiem na pewno wyściskam moje szkraby jak tylko wstaną.
Smutna prawda. Na co dzień trudno docenić to, co mamy. Wolimy skupiać się na tym, czego nam brakuje. Małe problemy to też problemy, nie warto ich bagatelizować. Ale najtrudniej poukładać sobie wszystko w głowie i odnaleźć szerszą perspektywę pt. „jestem cholerną szczęściarą”. Właśnie tak afirmuję każdego poranka. :-)
W kilku słowach oddałaś całego ducha tego wpisu :)
Kocham Panią.
Ryczę.
Dziękuje…
Skoro ryczysz to i ja Cię pewnie kocham ;) :)
Będąc w ciąży jednej i drugiej nie modlilam się o zdrowie córek. Po prostu wierzylam w to że nie może być inaczej! Dziś jak juz mam obok siebie moje dwa Skarby również tego nie robię. Żyję chwilą i czerpię z życia to co najlepsze. Napajam się ich usmiechem i nie tracę czasu na czarne mysli! Codziennie przed snem corki są wycalowane i dopieszczone najbardziej jak potrafimy z partnetem. Nie zegnamy się a mowimy do zobaczenia rano. Z usmiechem konczymy dzien … rodzicom chorych dzieci nie współczuję lecz życzę samych pieknych chwil! I zeby w dniu tragedii tylo te chwile mieli w pamieci!
TAK, JESTEM SZCZĘŚLIWA! MOJE DZIECI I PARTER ROWNIEZ! pozdrawiam
A ja sobie z moim niepełnosprawnym synem nie radzę psychicznie, pomimo, że mam dwie śliczne i zdrowe córki….
Dziekuje za ten wspanialy tekst… Jestem mama ktorej synek odszedl zbyt wczesnie, ten wpis i komentarze pod nim wlaly we mnie nadzieje… Dziekuje.
Klara bardzo mi przykro… Gdybyś kiedyś chciała się wygadać, porozmawiać wal śmiało. Maila znasz :*
Dziekuje bardzo za cieple slowa… Ucze sie zyc od nowa, choc od smierci mojego malenstwa minely 4 lata… Jakas czastka mnie odeszla razem z nim, a moze nie – jakas jego czastka zyje we mnie. I w ten sposob jego zycie mialo sens – spelnil moje najwieksze marzenie JESTEM MAMA…
Cudny wpis, taki inny niż zazwyczaj można u Ciebie przeczytać. Poryczałam się bo ja to wszystko wiem co napisałaś a mimo to i tak na co dzień się o tym zapomina, dobrze że czasem ktoś nam przypomni o tym co w życiu najważniejsze.