Na pierwsze wakacje zagraniczne z Matim czekaliśmy aż skończy 3 lata. Jakoś tak… no kurczę co mam Ci powiedzieć. BAŁAM SIĘ! Nie wiedziałam jak zniesie lot i wysokie temperatury, bałam się, że jeśli coś się wydarzy będziemy daleko od domu. Przez te obawy, marzenia o rodzinnych podróżach przekładałam z miesiąca na miesiąc. A kiedy już się przemogłam… żałowałam, że tyle czasu się straszyłam zamiast spróbować :) Wystarczyło podejść do tego z głową.
Na pierwszy rzut wybraliśmy Emiraty. W kwietniu! I to jest bardzo ważna wskazówka dla Ciebie jeśli planujesz pierwsze wakacjole z maluchem. Lipiec i sierpień to nie są moim zdaniem najlepsze miesiące do testowania. Szczyt sezonu, tłumy i zazwyczaj bardzo wysokie temperatury. Kwiecień w Emiratach był strzałem w 10. Później polecieliśmy sobie jeszcze we wrześniu na Kretę. Chociaż, po tym, jak Mati wzorowo zniósł lot mieliśmy lecieć już na Kubę, ale jeśli byłaś tu z nami rok temu, pamiętasz pewnie o tym, że z lotniska zawróciła nas Irma – huragan, który sponiewierał Karaiby. Na szybko więc wykupiliśmy wycieczkę na Kretę, którą tym razem, zjeździliśmy wzdłuż i wszerz kabrioletem z uśmiechniętym od ucha do ucha Pączkiem :) Ale jeśli lecisz pierwszy raz… radziłabym Ci nie nastawiać się dla własnego samopoczucia na zwiedzanie. Bo z dziećmi naprawdę nigdy nic nie wiadomo. Lepiej ten pierwszy kierunek wybrać sobie taki testowy, żeby w razie czego nie żałować, że spędziło się cały wyjazd w hotelu, bo i tak może być.
Z takiego założenia wyszliśmy i tym razem, bo pomimo tego, że Mati okazał się idealnym towarzyszem do podróży, to do naszej ekipy dołączyła #JejRóżowość, która postawiła poprzeczkę jeszcze wyżej. No, ale nie wyobrażałam sobie czekania 3 lat tak jak w przypadku Matiego. Ja z błędów wyciągam wnioski bardzo szybko :) Zapytałam więc naszego pediatrę od jakiego wieku możemy latać z Milenką samolotem (od skończonych 4 miesięcy – kwestia , przebadałam panienkę wzdłuż i wszerz i FRU :) Polecieliśmy na nasze pierwsze wspólne wakacjole we czwórkę. I muszę przyznać, że nawet matka trochę na tych wakacjolach dobra zaznała ;)
Jeśli chodzi o wakacje zagraniczne ze starszym dzieckiem, takim jak Mati, właściwie najważniejszy będzie hotel. I luuuuz! Bo jeśli będziesz się spinała na zwiedzanie na siłę to może z tego wyjść tragedia. Nawet nie wiesz jak marzę o wycieczce do Kapadocji :) Ale nawet gdybyśmy jechali tylko z Matim, prawdopodobnie jeszcze w tym roku bym sobie to odpuściła. Wakacje dla mnie są po to żeby odpocząć a nie się umęczyć. W Emiratach zwiedziliśmy Dubaj właściwie tylko dzięki temu, że mieliśmy ze sobą wózek. Do Grecji też zabraliśmy taki specjalny do 20 kg i serio uratował nam tyłki :) Ale 5-latka już do wózka nie włożysz. Tym bardziej, że tym razem wózki musielibyśmy mieć dwa. Tak więc tak jak Ci pisałam w TYM WPISIE, tym razem nie nastawialiśmy się na wielkie zwiedzanie. Chcieliśmy wypocząć mając możliwość zwiedzania, ale takiego „bez spiny” :) Postawiliśmy na Riwierę Turecką, która jest nastawiona właśnie na rodziny z dziećmi. Czym więc kierowaliśmy się podczas wyboru hotelu?
A. Blisko lotniska (znów ze względu na lot bo pomimo tego, że wiem, że Mati jest pies na samoloty, nie wiedziałam jak będzie się czuła Milenka).
B. Atrakcje dla starszaka, udogodnienia dla wózków (obszerny opis każdego centymetra hotelu Xanadu w Belek i wieeelki materiał zdjęciowy znajdziesz TUTAJ – ten hotel to jest RAJ DLA RODZIN Z DZIEĆMI!)
C. Dostęp do morza i prywatna, zadbana plaża (żeby móc pójść „z klapka” a nie podjeżdżać gdzieś magiczne „10 minut samochodem”)
D. ŚWIĘTY SPOKÓJ :) (polecieliśmy na przełomie czerwca i lipca, zanim wybuchł sezon; wybraliśmy leśne bungalowy przy ustronnym basenie, zamiast pokoi hotelowych a kiedy chcieliśmy spędzić czas nad morzem, mogliśmy wynająć sobie super pawilony, w których na dobrą sprawę można by zamieszkać) :)
PAMIĘTAJ, ŻE TURCJA TO NIE UNIA EUROPEJSKA – POTRZEBUJESZ PASZPORTU – NA PASZPORT CZEKA SIĘ MIESIĄC.
Zdjęcia z naszego pobytu pokażę Ci na koniec wpisu. Na razie chciałabym jeszcze pociągnąć tematy techniczne, żeby jak najwięcej Ci podpowiedzieć. Kiedy przygotowywałam się do tego wyjazdu, myślałam „problemowo”. Mati to Mati. Jemu wystarczyło zabrać wcześniej kupione rękawki, koło i piłkę, żeby już nie biegać po hotelu w poszukiwaniu kolejnego zestawu. Dokupiliśmy tym razem tylko różowego flaminga (yyyy gołębia znaczy się – tak twierdzi Mati). I może zróbmy to tak. Ja Ci tu wkleję przygotowaną listę do pobrania, którą możesz sobie wydrukować i „pipkować” po kolei. Lista dla starszaka, to to, co wzięłam dla Matiego. Lista dla niemowlaka to to, co wzięłam dla Milenki.
LISTA RZECZY DLA STARSZAKA W PDF (do pobrania) <<TUTAJ>>
LISTA RZECZY DLA NIEMOWLAKA W PDF (do pobrania) <<TUTAJ>>
Oczywiście to co ja wzięłam to tylko taka lista inspiracji. Ty znasz najlepiej swoje dzieciaki i wiesz co im się przyda, natomiast myślę, że będzie to dla Ciebie jakaś pomoc. Ja rozpatrywałam pakowanie w kategorii „problemowej” i „hakerskiej” :) Z jednej strony, zastanawiałam się nad tym co może być dla nas utrudnieniem i przed czym warto się zabezpieczyć zawczasu, z drugiej, chciałam shakować system i ograniczyć bagaż do minimum, bo pomimo tego, że samo podróżowanie z kilkoma walizkami nie jest jakimś wielkim wyczynem, to już odnalezienie się w tych walizach w pokoju hotelowym, przez tydzień albo i dłużej, może delikatnie mówiąc… WKURZAĆ :) Z drugiej strony, wysyłanie później męża do sklepu hotelowego w poszukiwaniu np. tamponów też jest uciążliwe więc warto też zrobić taką listę „w razie W”.
Największym problemem dla mnie była kąpiel Milenki. Często dostajemy pytania o to czy my się z Maćkiem w ogóle kłócimy. Jak się kiedyś znów zatnę i znów nie będę potrafiła sobie przypomnieć konkretnej sytuacji dawaj od razu CAPSLOCKIEM hasło KĄPIEL DZIECKA :) Najpierw Maciek zbierał ode mnie za zostawianie Matiego samego w łazience w mikro ilości wody (bo przecież może stracić przytomność i nawet w takiej ilości się utopić), albo jeszcze gorzej – może sam wychodzić z wanny i upaść na płytki. Teraz doszła do tego Milenka i ten moment, w którym któreś z nas wyciąga dziecko z wody a drugie otula je ręcznikiem. Ja mam przed oczami od razu dziecko na podłodze :( No nie potrafię tego wyłączyć chociaż, uwierz mi, bardzo, bardzo bym chciała. Postanowiłam więc zapakować do walizki… WANIENKĘ :) I wyobraź sobie, że się zmieściła! :) Bo…
…zabrałam taką pompowaną :P Ale ostatecznie wanienki nie użyliśmy bo łazienka w naszym bungalowie była wyposażona w wygodną wannę więc wchodziłam do wanny razem z Milenką i panowałam nad sytuacją SAMA. Ale jeśli będziesz jechała gdzieś, gdzie nie będziesz wiedziała jakie warunki w łazience Cię czekają, warto się w taki gadżet zaopatrzyć. Może i nie naużywasz się go wielce, ale jeśli jesteś takim samym trzęsiportkiem jak ja, zawsze to trochę mniej stresu :)
Jeśli natomiast chodzi o ilość środków do mycia, to tu mogę poczęstować Cię prawdziwym lifehackiem. Otóż ja, zapakowałam dla całej rodziny tylko te kosmetyki, których używa Milenka. Od pierwszego dnia myjemy ją albo emulsją do kąpieli, którą wlewa się bezpośrednio do wody, albo kremowym żelem do mycia Emolium Dermocare (można go używać po 1. miesiącu życia). I taki właśnie żel zabrałam dla nas wszystkich. Dla skóry takiego maluszka już sama zmiana wody może być odczuwalna więc lepiej nie kombinować ze zmianą butelek na jakieś mniejsze, czy czymkolwiek i zabrać to, co już skóra dziecka zna. Jest hipoalergiczna, delikatnie myje i przywraca skórze naturalne pH. Do tego delikatna emulsja nawilżająca Emolium i jesteśmy w domu. Ja sama używam kosmetyków Milenki bo nie chcę jej pachnieć czymś innym więc dla mnie było to naturalne. Mati, po całodziennej ekspozycji na słońcu też potrzebował czegoś delikatnego do mycia, a nasz ninja opalania, czyli Maciek… kto oglądał nasze stories z dotychczasowyych wakacji… TEN WIE :) Gość zawsze musi sobie coś spalić :) Tym razem odpalił sobie skarpety i spalił na wiór nos i ramiona :) Także podczas tego wyjazdu, najwięcej kosmetyków Milenki… zużył Maciek :) :) :) Jeśli Twój mąż też jest z teamu #JanuszOpalania masz sprawę prostą. Pakuj tylko kosmetyki najmłodszego członka rodziny :) Ja stosowałam Emolium zamiast wymyślnego kremu po opalaniu – milenkową emulsję nawilżającą – i u mnie sprawdzała się świetnie. No, ale ja nie byłam żywą pochodnią tak jak mój jaśnie małżon :) U niego bez pantenolu ani rusz, ale o tym za chwilę :)
Pozostając w temacie kąpieli, ale już takiej basenowej albo morskiej, ja jestem niesamowicie zadowolona z mojego zakupu życia w Decathlonie czyli – 3 cieniutkie ręczniki turystyczne, które zwija się w rulonik i okręca gumką. Zajmują mikroskopijną ilość miejsca w walizce czy torbie plażowej a podczas wakacji są praktycznie cały czas w użyciu. W hotelach zazwyczaj dostajemy karty na ręczniki plażowe. Dajesz kartę, dostajesz ręcznik. W Emiratach w ogóle dostaliśmy jakiś mikro ręcznik dla Matiego, którym nie mogliśmy przykryć nawet leżaka i wyobraź sobie, że nie było opcji, żeby dali nam większy bo przecież dziecko małe (#żen). Tym razem już tego problemu nie mieliśmy, natomiast jeden ręcznik na dziecko to i tak zbyt mało. Ba! Ja sama, po wyjściu z basenu lubię się czymś otulić więc serio… ręczniki turystyczne for life!
Oprócz tego co powyżej pamiętam zawsze jeszcze o kremie z filtrem 50, 30 i 15 a do tego minimum 2 butelki pantenolu w spray’u (jedną zużywa sam Maciek) :) Kolejną zmorą są komary i tak jak w przypadku wakacji z samy Matim, używaliśmy spray’u przeciwko komarom, tak od kiedy dołączyła do nas Milenka, nie ma opcji żebyśmy tego użyli bo to dusi dorosłego a co dopiero takiego malutkiego bąbelka. Zabrałam więc moskitierę na wózek i specjalny spray dla dzieci i niemowląt (Chicco ma fajny), ale i tak nie smarowałam nim Milenki ani siebie bo #JejRóżowość jest na etapie wkładania rączek do buzi i bałam się, że naje się chemii. Dlatego dla Milenki jedyną formą ochrony przed komarami była moskitiera. My natomiast chodziliśmy pociachani bo żarły dranie wieczorem niemiłosiernie. Do tej pory stosowałam żel po ukąszeniach, ale kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży zaczęłam szukać czegoś, co będzie mi wolno używać na 100%. I wygrzebałam w czeluściach internetu coś takiego jak BiteAway. Poczytaj o jego działaniu TUTAJ. Na naszej wsiowej wsi komary są wielkie jak krowy i zorganizowane jak mafia wołomińska i żadne kadzidełka i inne szamaństwa ich nie odstraszają więc często pozostaje nam samo leczenie skutków :) A BiteAway to jest taki malusie urządzonko, które podgrzewa miejsca ukąszenia do 51 stopni (do zniesienia, serio) przez co w ciągu 2-10 minut znika swędzenie i zmniejsza się obrzęk. Naprawdę fajna alternatywa dla medykamentów. Looknij sobie TUTAJ.
Kolejna kwestia – karmienie maluszka. Milenka jest na piersi, ale pomimo tego i tak zabraliśmy ze sobą puszkę mleka modyfikowanego, butelki i laktator. Nigdy nie wiadomo jak zareaguje nasz organizm na zmianę klimatu. Nigdy nie wiemy jak zareaguje organizm dziecka. Moim zdaniem to jest sztywny punkt wspominanej listy „w razie W”. Nie będę Ci się teraz rozwodziła nad rodzajem laktatora czy mleka modyfikowanego bo o tym powstaną kolejne wpisy, natomiast co ciekawe, w hotelowym bufecie Xanadu dla dzieci, znalazłam nawet mleko w puszkach i słoiczki. Super prawda? Pewnie każdy i tak przyjechał ze swoim prowiantem dla malucha, ale takie szczegóły potwierdzają to co o hotelu TUTAJ pisałam. Jest serio PRO FAMILY :)
Przyglądałam się na maluszki, które już bawiły się w brodziku o własnych siłach i zauważyłam, że miały na sobie takie fajne czapeczki z „fifrakiem” zasłaniającym karczek, a niektóre były w ogóle ubrane w całe stroje kąpielowe z rękawkami i nogawkami. Nie wiem czy będę taki kupowała Milence na nasze kolejne wakacje. Chyba nie… wydaje mi się, że lepiej jest wybrać na wakacje trochę mniejsze upały i ograniczyć się do pieluszki na basen, ewentualnie majteczek i kremu z filtrem 50. Czapeczka osłaniająca kark – spoko. Klapeczki antypoślizgowe – spoko. Ale ten strój płetwonurka jakoś do mnie nie przemawia. Nie wiem, może dopiero do mnie przemówi za jakiś czas, jak mi się dziecko na słońcu spali pomimo kremu z filtrem? Aronoł :)
Jeśli chodzi w ogóle o ciuszki to powiem Ci, że nabrałam Milence masę różności a właściwie to całe dnie leżała sobie w samej pieluszce pod otulaczem bambusowym a wieczorem zakładałam jej luźny rampers, w którym też spała. Nie włączaliśmy jakoś specjalnie klimatyzacji, bo bałam się, że przeziębię dzieciaki, spaliśmy przy uchylonych drzwiach balkonowych. Pajacyk założyłam jej tylko w drodze na i z lotniska (jechaliśmy nocą) a po powrocie do Polski, pierwszy raz użyłam jednego jedynego sweterka, który zawsze noszę w torbie Milenki. Szczerze? Milenka zajęła nam najmniej miejsca w bagażach. Nooo oczywiście nie biorąc pod uwagę pieluch, ale pieluszki niewiele ważą, a warto pamiętać, że jeśli leci z Tobą też starszak, któremu wykupujesz osobne miejsce w samolocie, przysługuje Ci standardowo 20 albo 25kg bagażu plus bagaż podręczny. A w ogóle to na niektórych rejsach w Coralu jest tak, że nawet jeśli dziecko nie ma osobnego miejsca, i tak dostaje 10 kg bagażu :) My nie daliśmy rady wykorzystać całej puli kilogramów pomimo tego, że zabraliśmy ze sobą masę sprzętu foto i video żeby Ci te wszystkie perełki zdjęciowe i filmowe pokazać :)
Na koniec chciałabym jeszcze poruszyć kwestię przewożenia Milenki. Na lotnisko wiadomo – samochód, parking na lotnisku i podróż w nosidełku. Po lotnisku jeździliśmy już wózkiem. Normalnie z gondolą. Przy odprawie zostawiliśmy tylko bagaż – wózek był z nami do samego wejścia na pokład samolotu (warto zaopatrzyć się jeśli nie w pokrowiec, to chociaż w jakiś wielki, czarny worek na wózek bo on jest wrzucany do luku i nikt tam się nie troszczy o to, czy prałaś tapicerkę przed wylotem :) Po wyjściu z samolotu, wózek czekał na nas w rękawie. Czasem jest tak, że trzeba zaczekać na wózki na sam koniec bagażu w myśl zasady „ostatni będą pierwszymi, ale wózki i tak ostatnie” :)
My wynajęliśmy sobie transfer indywidualny z lotniska (widzisz – naprawdę warto wybrać miejscówkę blisko żeby nie bulić milion dolarów za wożonko). Możesz zapytać w swoim biurze podróży czy jest taka opcja. Coral Travel na pewno taką daje. Trzeba dopytywać w biurze. A jeśli Twoje biuro nie będzie takiej opcji miało, ja bym rozważyła taksówkę. Oczywiście w przypadku kiedy zabierasz takie mikro malocie jak nasza Milenka, no bo starszak już sobie jakoś poradzi. Nasz busik przyjechał z fotelikiem dla Matiego a Milenkę przewoziliśmy w gondoli w takich specjalnych pasach (TUTAJ wpis z tym wózkiem, który zabraliśmy). Na zwiedzanie też pojechaliśmy takim busikiem więc było super wygodnie i kiedy klima hulała zbyt mocno, kierowca nam ją po prostu przykręcał i razem z nami poświęcał komfort swojej jazdy żeby naszej Hrabiny nie przeziębić :)
No… a jak było na naszych wakacjolach to już pewnie TUTAJ czytałaś. Jeśli nie, to na końcu wpisu wrzucam Ci teledysk z naszego wyjazdu, a teraz obiecane zdjęcia z parku, w którym odbywały się pikniki (tego w naszym hotelu), kila ujęć basenowych i… resztę sobie „doobejrzyj” na Instagramie TUTAJ i dłuuugiej bo prawie półgodzinnej relacji dzień po dniu TUTAJ. A uprzedzając pytania o to gdzie ten hotel i za ile zostawiam linka do kalkulatora. My lecimy w październiku (we wrzesniu chrzciny Milenki i fura roboty więc musimy sobie odpuścić), ale jeśli Ty masz możliwość – łap wrzesień! Taniej to raz, a dwa… najlepsze temperatury na rodzinne wakacjolki.
Dobra… już nie gadam. Znaczy się gadam… ale teraz, obrazami :) :* BAJOOOO :*
SKRÓT NASZYCH WAKACJI W WERSJI FILMOWEJ:
A TU SZCZEGÓŁOWY instaVLOG z każdego dnia pobytu: