Nasza rodzinna tradycja❤️ [Znasz ją❓]

Nasza rodzinna tradycja❤️ [Znasz ją❓]

Moja ulubiona forma nagradzania, zachęcania (i dzieci i siebie i… Maćka) :) Nasza rodzinna tradycja i małe odstępstwo od reguły. Nauczyli nas tego rodzice a my, z przyjemnością ten zwyczaj kontyuujemy.

Mowa o… LODACH! :)

Obydwoje z Maćkiem pochodzimy z małych miejscowości. Obydwoje wspominamy dokładnie to samo. Obydwoje z wieeeelkim uśmiechem :) Dobre świadectwo – lody. Urodziny – lody. Niedzielna msza – lody. Złamane serce – lody. Lody w naszych dziecięcych czasach były dobre na wszystko.

W Rykach (u mnie) na lody chodziło się „do Janusowej”, w Poniatowej (u Maćka) „do Miazka”, a po niedzielnej mszy, w Broku, u mojej babci, obowiązkowo „do Fedorczyka”. Jak już ktoś robił dobre lody to swoją lodziarnie nazywał z dumą swoim nazwiskiem. A my – jako dzieci, zazdrościliśmy wnukom tych „lodziarzy”, że mają tyle lodów ile dusza zapragnie :)

Na spacer nie chciało nam się nigdy za dzieciaka wychodzić. Nuuuda. Ale już spacer NA LODY to był spacer z konkretnym ceeelem :) A jaka droga powrotna była przyjemna! I przyznam Ci się, że od jakiś 20 lat nic się u nas w tym temacie nie zmieniło. Pamiętasz vloga z Włoch? Dzieci z nami przecież nie było a i tak ganialiśmy po rzymskich uliczkach w poszukiwaniu kultowych, tradycyjnych lodziarni.

No właśnie… tradycyjnych i rzemieślniczych!

Zjedzenie jakichkolwiek lodów nie daje mi takiej samej przyjemności jak zjedzenie loda, ale w jakimś kultowym miejscu. Albo najlepiej całego deseru lodowego z masą owoców i cudów na kiju (jestem maniaczką Malinowego Brownie w Grycanie)Od prawdziwego rzemieślnika. Wiesz jaki mam stosunek do cukru i słodyczy. Z umiarem i nie byle-co. Jeśli jem czekoladę to prawdziwą czekoladę. Jeśli jem lody to lody prawdziwe a nie jakiś gotowy proszek zmieszany z wodą.

W Polsce królują lody od Grycana. Zakład produkcyjny z wieeelkim napisem „Grycan – lody od pokoleń” mijam przez całe swoje życie na trasie Warszawa – Lublin, w Majdanie. Znam tę markę, poznałam też właścicieli: pana Zbigniewa, który „kręcił lody” jeszcze w takich czasach, w których żeby mieć lód na lato, trzeba było zimą, jeździć wozami z końmi do jeziora, wykrawać z zamarzniętej tafli wielkie lodowe bloki, obkładać je sianem i w ten sposób przechowywać w specjalnych magazynach do lata! I Panią Elżbietę, która komponuje smaki deserów lodowych w tych kultowych, wysokich pucharach, które zamawiasz w  ich lodziarniach.

Państwo Grycan, pomimo tego, że produkują lody już na międzynarodową skalę, nadal trzymają się swoich zasad i pierwotnych założeń. Ich lody są przygotowywane w tradycyjny sposób czyli najpierw są podgrzewane, a dopiero później mrożone. Podstawą tych lodów jest śmietanka kremówka, żółtka jaj i cukier. W zakładzie produkcyjnym nie znajdziesz proszku truskawkowego, czy pasty z truskawek tylko prawdziwe, soczyste truskawki, ananasy, kiwi, pomarańcze. Owoce kupowane są wtedy, gry są najbardziej dojrzałe i słodkie. Na przykład cytryny na sorbet – wyciskane są w listopadzie, bo wtedy są najsmaczniejsze. Owoce i bakalie są ręcznie krojone i selekcjonowane, żadna łupinka z orzecha nie umknie wprawionym paniom z fabryki!

W zakładzie powstają zarówno lody, które można zjeść w lodziarni jak i te, które dostępne są w sklepach.

Ja na lody pudełkowe przerzucam się zimą. Przyjaciele z DVD plus pudełko lodów słony karmel z solą morską (Grycan ofc.) :) i więcej do zimowego relaksu mi nie trzeba :) Latem atakujemy jednak lodziarnie i te piękne, wymyślne kompozycje lodów, owoców i ciasteczek – mniam :) Co prawda z dwójką dzieci to już mieszanka przyjemności i survivalu, ale dla takich wrażeń smakowych mówię Wam, warto!

Lody to u nas i okazja do świętowania pierwszego stałego zębola i forma nagrody za dzielną wizytę kontrolną u lekarza. Zachęcam Matiego tymi lodami bez cienia wyrzutów sumienia. Mnie tak zachęcali i nagradzali i wyszłam na ludzi… tak sądzę hahahaha :)