Nie jestem rodzicem idealnym. Co więcej, żadnego takiego nie znam. Jeśli Ty znasz rodzica idealnego koniecznie daj mi do niego kontakt. Zapiszę się do niego na korepetycje :) Wszyscy popełniamy błędy. Niestety nasz mózg jest skonstruowany tak, że często najpierw robimy a później myślimy. A szczególnie, jeśli mamy jedno dziecko, które zawsze wydaje nam się „takie malutkie i nieświadome”… Niestety dziecko wszystkie nasze zachowania chłonie jak gąbka, układając reguły rządzące jego światem według klucza naszych zachowań. Czasem świadomie lub mniej, zachowaniami, które nam wydają się mało istotne, możemy swojemu dziecku wyrządzić krzywdę. Krzywdę, za którą wypada przeprosić…
1. Za każdą kłótnię z mężem/fachowcem od siedmiu boleści/kurierem/KIMKOLWIEK przy dziecku – dopiero w momencie, w którym Mati nakrzyczał na mnie gestykulując w znajomy sposób, dotarło do mnie, że ten mały aktor mnie naśladuje. Nie powiem, widok zabawny. Na początku zrywaliśmy boki z Maćkiem i nawet nam się podobało, kiedy Bąbel emocjonalnie rozprawiał o przewracającej się wieży z klocków albo resorakach, które nie dojeżdżają do celu. W pewnym momencie jednak zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nasze dziecko chcąc nie chcąc uczy się złych emocji i w końcu zacznie się denerwować na serio. Nie będzie potrafił komunikować się normalnie bo normalny w emocjonalnych sytuacjach będzie dla niego krzyk.
2. Za każde niewinne kłamstewko w „dobrej wierze” – dziecko nie jest głupie czy naiwne. Dziecko pamięta. Traci zaufanie. Myślisz, że przesadzam? Podam Ci przykład: Mati zazwyczaj płakał kiedy zostawialiśmy go z babciami. Żeby oszczędzić mu nerwów staraliśmy się po prostu znikać, ulatniać się niepostrzeżenie. I fajnie, udało nam się nie raz. W pewnym momencie zaobserwowaliśmy jednak, że Mati się denerwuje już w momencie, w którym przygotowywaliśmy się do wyjścia. Już jako roczny dzieciaczek przyklejał się do nóg Maćka, kiedy tylko widział go w koszuli (po domu Maciek chodził w t-shirtach) albo zaczynał płakać, kiedy ja włączałam światło przy lustrze, którego używałam tylko do malowania pełnego makijażu (po domu chodziłam jak Koszmar z Ulicy Wiązów ;)).
Ostatnio znów posunęliśmy się w akcie desperacji do małego oszustwa. Kiedy nie chciał współpracować podczas ubierania się powiedzieliśmy mu, że jak się szybko ubierze to pojedziemy „na kuleczki”. Czułam się strasznie wiedząc, że ściemniam na potęgę bo wcale nie mieliśmy zamiaru tam pojechać. Najgorsze było jednak przede mną… Mati nie chciał wyjść z samochodu bo pamiętał o kuleczkach :( Biję się w pierś. Pierwszy i ostatni raz załatwiliśmy go w ten sposób.
3. Za każde uogólnienie, które zaburza światopogląd – o tym bardzo fajnie napisała jakiś czas temu Asia z Matka Tylko Jedna (tutaj). Nie wolno bić? Nie wolno krzyczeć? Nie wolno biegać? Nie wolno, nie wolno, nigdy, nigdy, zawsze, zawsze… dziecko przyjmuje to co do niego mówimy bez świadomości wyjątków potwierdzających regułę. Wyjątki są zbyt skomplikowane dla dziecka. Przyjmuje do wiadomości, że czegoś nie wolno robić nigdy albo trzeba zawsze. Jak to ma go przygotować do funkcjonowania w społeczeństwie?
4. Za każde „nic się nie stało” – przypomnij sobie teraz wszystkie sytuacje, w których Twój facet zbagatelizował Twoje żale. Albo kiedy coś Cię irytuje, mówisz mu o tym, a on do Ciebie, że PRZESADZASZ. Przypomnij sobie wszystkie sytuacje, w których ktoś Ci wmawiał, że przesadzasz. A teraz standardowa sytuacja, w której Twoje dziecko się przewraca i płacze. Nie ważne czy je coś boli czy jest tylko wkurzone, że się przewróciło. Ważne, że uznało, że jest to wystarczający powód do płaczu. A Ty mu na to „nic się nie stało” czyli właściwie to… „przesadzasz”… Jak taki mały bobek ma to odebrać? Dla niego coś się stało, a rodzice go nie rozumieją. Najbliższe osoby bagatelizują jego problem. Zostaje samo ze swoimi negatywnymi emocjami akurat wtedy, kiedy wsparcia i zrozumienia potrzebuje najbardziej.
5. Za każde „nie wymyślaj” – to akurat na przyszłość. To akurat do starszych dzieci. Dlaczego o tym piszę? Bo „nie wymyślaj” słyszałam często ja. Nie, nie mam żalu do moich rodziców. O nic nie mam żalu bo rozumiem, że uczyli się rodzicielstwa tak samo jak ja się uczę teraz. Ale pamiętam jak się czułam, kiedy raz po raz wpadałam na pomysł nowego hobby a moi rodzice uznawali to za moje kolejne widzimisię i „niedługo mi przejdzie”. Tak było ze szkołą muzyczną, z nauką gry na fortepianie, z tańcem towarzyskim… oooo nie, moje dziecko będzie robiło wszystko na co tylko będzie mnie stać. Będę bacznie obserwowała co rzeczywiście go interesuje, co rzeczywiście może stać się pasją. Nie bagatelizujmy pomysłów naszych dzieci. Nie ważne czy są to szachy, podróżowanie psim zaprzęgiem po świecie, czy zamiłowanie do gry na instrumentach, które na początku jest dla naszych uszu przykrym doznaniem.
Obiecaliśmy sobie z Maćkiem, że chociaż za jedno nigdy nie będziemy musieli przepraszać naszego dziecka. Właśnie za „nie wymyślaj”. Maciek do upadłego kopie z nim w piłę widząc już w dwulatku zadatki na piłkarza a od kilku dni przebąkuje mi coś o tym, że chciałby nauczyć się grać na gitarze. „Żeby nauczyć w przyszłości Matiego, jeśli będzie miał ochotę”. A kiedy pytam, co jeśli ochoty nie będzie, wiesz co mi odpowiada? „Będę Ci grał serenady pod oknem… Twojego gabinetu” :)
Mapa na półokrągłej ścianie to naklejka – zobacz tutaj
(jest jeszcze kilka innych zestawów kolorystycznych – zobacz tutaj)
Pączkowe instrumenty:
Gitara – tutaj
Flet – tutaj
Gwizdek – tutaj
Harmonijka – tutaj
Bębenek – tutaj (jest jeszcze taki zarąbisty afrykański tutaj)
Cymbałki – tutaj