Nie zgadniesz co najbardziej kręci mnie w facetach!

Nie zgadniesz co najbardziej kręci mnie w facetach!

Nigdy nie potrafiłam określić jaki typ mężczyzn mi się podoba, wiesz? Czasem się nawet wkurzałam i próbowałam na siłę wymyślić sobie jakiś swój ideał, bo przy moich koleżankach byłam po prostu dziwna. „Ooo ten Anka w Twoim typie!”, „uuu Kaśka! Ten to jak dla Ciebie! Ty lubisz takich!”. A o Malwinie kurdę cisza no! Dla mnie standardowo typów brak bo po prostu nie było wiadomo czego szukać. Z resztą ja w ogóle nienormalna byłam bo wręcz alergicznie działali na mnie faceci na imprezach. Przez calutkie moje życie (a przecież pracowałam kilka lat za barem, więc właściwie 1/3 tygodnia spędzałam na imprezie) nie dałam się poderwać ŻADNEMU, czujesz to? Większość tych, z którymi się spotykałam poznawałam… w pracy :) I wszyscy standardowo, na początku byli dla mnie beznadziejni. A jak bardzo beznadziejny był dla mnie Maciek, to wiedzą tylko moje „dziewczyny od listów” i #BakusiowegoLoveStory :)

Dopiero kilka lat po ślubie dotarło do mnie, że w każdym z tych facetów, z którymi się spotykałam miałam jakąś namiastkę Maćka. Każdy z nich miał w sobie coś z tego mojego ideału, który był mi pisany i już gdzieś tam na mnie czekał. A właściwie to nie „gdzieś tam” tylko w pracy no bo jak mogłoby być inaczej :) No dobra, był taki jeden, który był absolutnym zaprzeczeniem mojego (nieświadomego) ideału, ale miał urodziny tego samego dnia co Maciek więc uznajmy to za „cechę” żeby mi nie zburzyć całej koncepcji poszukiwania życiowej miłości :)

Okazuje się, że wolę ciemne niż jasne włosy. Że lubię małe oczy. To znaczy… kurczę jak Ci to wytłumaczyć? Takie wiesz… wąskie. Jak u Josha Hartnetta… albo mojego Maćka :) :) :) Że żebym faceta nazwała atrakcyjnym, musi mieć szczupłe łydki i … zgrabny tyłek (Maciek mnie zabije jak przeczyta ten tekst) :) Aaa i ciekawostka. Nogi owszem, mogą być krzywe, ale takie jak od beczki, nie iksy. No i jest coś co mnie rozwala na łopatki, coś co uwielbiam i się od tego rozpływam… dołeczki w policzkach :) No… to właściwie opisałam Ci właśnie to, co szczególnie podoba mi się u mojego męża :) Teoretycznie kandydatów na męża mogłam w takim razie spotykać co 10 kroków (chociaż w sumie dołeczki to towar deficytowy). Co więc zaważyło na tym, że to jednak Maciek skradł mi serce? (i to dosłownie skradł, bo ja poza tym facetem nie widzę świata naprawdę i znów nie potrafię rozmawiać z koleżankami o tym, który fajny, a który jeszcze fajniejszy, bo jak wcześniej nie wiedziałam co mi się podoba, tak teraz, musiałabym spotkać brata bliźniaka mojego Maćka żeby uznać, że „ujdzie”, ale i tak Maciek najlepszy) :) (ale jestem wazelina co?) :)

No, ale wróćmy do tej Maćkowej karty przetargowej. Czym on mnie tak codziennie czaruje? Ano słuchaj tym, że jest PRAWDZIWYM FACETEM. I to nie takim prawdziwym facetem, co to przychodzi z pracy, zjada kotleta z furą ziemniaków, zakłada nogi na ławę i mówi „przynieś mi piwo kobieto” tylko takim, który o tę swoją kobietę DBA, przy okazji łamiąc największe stereotypy wszechczasów w stylu: baby to do garów, chłopy do roboty. Robotę to ma każdy z nas. Codziennie. Niezależnie od tego czy jestem mamą na macierzyńskim, czy tatą na etacie. Każde z nas męczy się tak samo w ciągu dnia i każde z nas po tych 8 etatowych godzinach, powinno przełączyć się na tryb rodzina/dom/odpoczynek. I jeśli w ramach „rodziny” trzeba przewinąć dziecko, to ten obowiązek ciąży tak samo na mężczyźnie jak i kobiecie. Jeśli w ramach „domu” trzeba posprzątać w kuchni czy łazience, to równie dobrze jak kobieta powinien radzić sobie w tym wszystkim facet. A jeśli w ramach „odpoczynku” zmęczona po dniu w domu z dzieckiem, jest kobieta, to nie ma się co obrażać i stękać, że nie była w „prawdziwej pracy”, tylko przynieść jej koc i poduszkę i dać jak człowiekowi się zdrzemnąć, albo chociaż poleżeć. I kiedy dostaję maile od moich dziewczyn, w których żalą mi się na swoich facetów, co to są tacy męscy, że „babskich” obowiązków wypełniać nie będą, to nóż mi się w kieszeni otwiera i mam ochotę stanąć z takim delikwentem oko w oko i mu wygarnąć co o nim myślę. A myślę bardzo źle. I wierzę w to, że po takiej pogadance niejeden by męskość utracił i uronił „babską” łzę.

Pamiętasz czasy, w których mężczyźni chodzili w szarych, białych i czarnych ciuchach bo wszelkie kolory były niemęskie? Ja pamiętam. Szczytem szaleństwa było założenie zielonej koszulki, a jeśli któryś odważył się na założenie różowej polówki – że-na-da. Bo różowy kolor był taki babski. Faki fuj! Pamiętam komentarz mojego kolegi, który nic sobie z tych stereotypów nie robił, a jego ulubioną służbową wręcz polówką była właśnie ta w zniesławionym różu. Karol, zapytany przeze mnie, czy nie wyśmieją go chłopaki na imprezie powiedział, że nie słyszał żeby kolor koszulki wpływał na zawartość majtek i prawdziwy facet różowego się nie boi :) Tak samo jest z prawdziwym męstwem, które ja podziwiam u mojego męża i jemu podobnym. Facet jest męski wtedy, kiedy dba o swoją kobietę. A jeśli zadbanie o nią, wymaga sprzątnięcia łazienki w sobotę, albo zrobienia obiadu – co to za różnica!

Mój Maciek jest typowo ścisłym umysłem. Politechnika rulez na każdym kroku. Wszystko co techniczne i papierologiczne to u nas domena Maćka. Ja, pomimo tego, że wcale nie jestem taka blond na jaką wyglądam, też sobie w tych kwestiach radzę, ale dzięki Maćkowi po prostu nie muszę. Mam w domu faceta, który kosi trawę, wbija gwoździe, i naprawia cieknący kran. Ale Maciek nie ma też problemu, żeby ten sam kran umyć. Potrafi posprzątać, potrafi pozmywać, potrafi wstawić pranie. Do zmiany pieluszek ma trochę mniej cierpliwości niż ja, ale dajmy mu trochę czasu, w końcu od porodu nie minął jeszcze nawet miesiąc. I to jest dla mnie właśnie prawdziwe męstwo! To mnie w nim kręci najbardziej. Że zrobi wszystko co trzeba, żeby o mnie zadbać i nie wyobraża sobie obarczenia mnie ponadprogramowymi obowiązkami tylko dlatego, że statystycznie wykonują je częściej kobiety niż mężczyźni.

Prawdziwy facet nie musi być brutalem z zapałką w ustach, spluwającym pod nogi zanim zachrypniętym głosem wypowie swoje imię i poda Ci rękę w miażdżącym uścisku. Prawdziwy facet, z którego męskość aż się wylewa to ten, którego takie obrazki bawią, tak samo jak wszystkie inne damsko-męskie stereotypy. I to właśnie niesamowicie kręci mnie w moim mężu. To cenię sobie w nim najbardziej (nie zapominając o dołeczkach rzecz jasna) :P

Do napisania tego wpisu zaprosił mnie Cillit Bang. Najbardziej męska marka środków czyszczących jaką znam. Cillit Bang nie dość, że doskonale radzi sobie z kamieniem, zaschniętym mydłem czy tłuszczem, to jeszcze opóźnia osadzanie się tych wszystkich „cudowności” z powrotem, czyli oszczędza nasz czas, co lubią akurat i panowie i kobiety :) (zobacz jak Cillit wypadł w testach przeprowadzonych na polki.pl TUTAJ). Marka ma w swoim arsenale wiele produktów przeznaczonych do różnych zadań specjalnych, a swojej jakości jest tak pewny, że gwarantuje skuteczność, albo… oddaje pieniądze. Honorowa, męska umowa, nie uważasz? :) Akcja trwa do końca kwietnia idealnie wpisując się w wiosenne porządki. Do wyboru masz np. środek do wybielania fug czy płytek w kabinie prysznicowej. Jest spray do lodówek, piekarników i wszystkiego co trzeba czyścić w kuchni (łącznie z zapieczonym jedzeniem). Jest żel do WC, który radzi sobie nie tylko z kamieniem, ale i rdzą, działając nawet poniżej linii wody. No i ulubiony gadżet Maćka, czyli aktywna piana, która fenomenalnie sprawdza się do czyszczenia kabin prysznicowych, a spray w tym samym, pomarańczowym kolorze, użyjesz już praktycznie do wszystkiego, od podłóg, przez akryl po szkło czy stal nierdzewną. Z takim arsenałem sprzątanie nawet najbardziej zatwardziałemu „mężczyźnie” da satysfakcję ;)

Na koniec mam jeszcze jeden przekaz dla wszystkich naszych drogich panów. Dla ojców właściwie. Dla każdej „głowy rodziny”. Pamiętaj o tym, że obserwują Cię Twoje dzieci. Twój syn na podstawie Twojego zachowania koduje wzorzec „prawdziwego mężczyzny”, a Twoja córka za kilkanaście lat zacznie rozglądać się za mężczyzną dla siebie. Zachowuj się w taki sposób, jakiego będziesz oczekiwał od męża swojej córki i w taki sposób, jakiego chciałbyś nauczyć swojego syna, żeby po latach móc być z niego dumnym, zamiast świecić oczami, przed rodzicami jego żony… albo przed nią samą.