4 pragnienia mojego męża, które po 4 latach nareszcie nauczyłam się spełniać.

4 pragnienia mojego męża, które po 4 latach nareszcie nauczyłam się spełniać.

Obudziłam się ostatnio nieprzyzwoicie wcześnie. Sama, bez pomocy Matiego, który w tej dziedzinie osiąga 100% skuteczności (niestety). Rozglądam się dookoła i co widzę? Obok mnie śpi jakiś… facet!!! Przystojny, niechrapiący, ciepły jak wełniane skarpetki. Patrzę na niego i myślę: skądś znam tę twarz! Ryan Gosling? To Ty? Eeee tam, gdzie Ryan! Do łóżka bym nie wpuściła! Toż to mój Maciej – najlepszy z moich mężów (których miałam do tej pory… jednego) :) To mój Maciej, który wczoraj zrobił mi TO śniadanie, a ja robiąc mu zdjęcie, w duchu dziękowałam za to, że 4 lata temu mu ślubowałam, że newer ewer go nie opuszczę. I podtrzymuję. Zwłaszcza teraz, kiedy dopasowaliśmy się do siebie jak farsz do naleśnika, a ja w zamian za spełnianie moich fantazji, nareszcie dorosłam do spełniania jego cichych (no dobra, czasem głośnych) pragnień:

Nie robię końca świata z tego, że…

…że pomylił krzesło z wieszakiem na kurtki, a dywan z koszem na brudne skarpetki (przecież dywan i kosz na bieliznę to niemal bliźnięta jednojajowe prawda?). Nie toczę piany z ust, kiedy wlezie w ubłoconych butach na świeżo umytą podłogę w salonie, która lśni jak bożonarodzeniowa choinka na Krakowskim Przedmieściu. Po prostu wręczam intruzowi mopa i bez słów wycofuję się do salonu. On już wie, że lepiej nie jęczeć, że od wejścia „coś mu nakazuję”, bo kilka wybuchów chłopaczyna w życiu przeżył. Sprząta i nie dyskutuje.

Nie liczę, że się domyśli.

Bo choćby się starał jak Pudzian na treningu to się raczej nie domyśli, że: właśnie świętujemy rocznicę pierwszego pocałunku i fajnie by było jakoś to uczcić; zbliża się dzień moich imienin (o dziwo, co roku w tym samym terminie) i naprawdę warrrrto o nim pamiętać; trzeba pojechać do sklepu po masło, a ja już w piżamie; mam zły dzień i lepiej nie drażnić mnie pytaniem o aktualne miejsce pobytu kluczyków do samochodu. Nie oszukujmy się, to jest FACET, adres zamieszkania ten sam, ale inna planeta. Do nich trzeba konkretnie. Ważne daty ogrywam przypomnieniami w telefonie (z listą prezentów od razu), a zły dzień… złą miną. On też już się wyuczył, kiedy lepiej do mnie nie podchodzić. Kiedy bez kija nie podchodź, a kiedy kijem musisz dla zasady oberwać. TRUE LOVE :)

Nie krytykuję jego „praktycznych” pomysłów,

które okazują się totalnie niepraktyczne. Na przykład ambitna koncepcja własnoręcznej wymiany przerzutek w rowerze, który później na gwałt trzeba było wieźć do serwisu. Albo projekt naprawy starej farelki, którą szkoda wyrzucić, bo może się jeszcze przydać (w muzeum na pewno;)). Jest też zużyty blender czekający w garażu na reaktywację i komputer, który pamięta czasy bitwy pod Grunwaldem, „ale tylko kartę graficzną mu trzeba wymienić i będzie dziaaaaałał!” (ja bym prędzej nagi miecz w ten złom włożyła, ale co poradzisz). W takich sytuacjach powtarzam sobie, że gdyby nie istniały niepraktyczne pomysły, nie byłoby też tych mądrych, przydatnych, za które tak Maćka cenię. Raz  chybi, innym razem trafi, ja też miałam swoje debiuty, w stylu koca z wełny czesankowej, który pozostając w temacie tego Grunwaldu, mógłby służyć za tarczę (tylko nie wiem, kto da radę 8 kilo takiej plecionki w powietrzu utrzymać). Szkoda mi wyrzucić ubrań z liceum (bo przecież do nich schudnę), albo ukochanych spodni od piżamy, które już mi się przetarły na tyłku, ale uznałam, że… uwaga… ZACERUJĘ :) :) :)

Nie wytykam mu już, że czasem „po prostu milczy”

Nie dorabiam sobie teorii, do tych jego momentów, w których chce po prostu usiąść na kanapie i gapić się w bajki z Matim, albo co gorsza, w głupie filmiki na telefonie. Już wiem, że tu nie chodzi o to, że nie ma o czym ze mną porozmawiać, albo, że nie może się na mnie patrzeć bo JESTEM GRUBA (po tych dwóch słowach zazwyczaj „wykonywałam” spektakularnie przetaczającą się łzę po policzku i FOCH). Po 4 latach już wiem, że nikt inny nie pasuje do niego tak jak ja.

Serio! Nikt inny tylko JA! Może i zrobiłam się kulka w porównaniu z czasami sprzed ciąży, ale jeśli dostajesz ode mnie TAJNE LISTY (przeczytaj tutaj o co chodzi) na pewno wiesz, że długo mnie w wersji „bez ciąży” nie oglądał i raczej nie pamięta „czasów szprychy”. A poza tym… Mam świetne referencje: 4 lata doświadczeń na kierowniczym stanowisku w dziale domowej logistyki, ekspercka wiedza z zakresu „zakupy i sprzątanie”, sprawność skauta we wzniecaniu i podtrzymywaniu ogniska domowego, ukończony kurs małżeńskiego kołczingu. Gdzie on będzie teraz biedak szukał takiego drugiego ideału co nie? Jestem po prostu prawdziwą żoną, czasami strzałem w dziesiątkę, czasami kulą w płot ;) Jeśli 4 lata spełniam jego 4 największe fantazje… szkoda nie sprawdzić, co dostanie w prezencie na dziesiątą rocznicę prawda? :P I tego będę się trzymać!