7 rzeczy, na których nauczyłam się oszczędzać i jedna, która będzie mnie rujnowała do końca życia.

7 rzeczy, na których nauczyłam się oszczędzać i jedna, która będzie mnie rujnowała do końca życia.

Blisko 4 lata temu pisałam pierwszy wpis o tym, ile kosztuje nas utrzymanie Matiego.  W czerwcu 2017 opublikowałam kolejny wpis. O tym, ile kosztuje nas utrzymanie domu. Po półtora roku mam kolejne wnioski. Lubię analizować kwestię tego jak żyjemy i na co wydajemy pieniądze, bo z tego wynika coś więcej niż kwoty. Po takiej analizie widać jak na dłoni jak mądrzejemy, jak uczymy się wyciągać wnioski z naszych błędów, jak zmieniają się nasze priorytety… I wiesz co? Jestem z nas dumna! Naprawdę dumna!

Żyjemy coraz bardziej rozsądnie. Coraz lepiej idzie nam gospodarowanie pieniędzmi w tych czasach szalonego konsumpcjonizmu. Dzięki temu, że wydajemy coraz mądrzej udało nam się nadpłacić sporą część naszego kredytu hipotecznego (co też wynika z chęci zaoszczędzenia, bo wiadomo – pierwsze lata to głównie spłata odsetek, nie kapitału).

Kiedy przeanalizowałam nasze oszczędności okazało się, że bardziej lub mniej zamierzenie nauczyliśmy się oszczędzać na 7 podstawowych rzeczach. Co ciekawe, na jednej z nich oszczędzamy w dłuższej perspektywie, na początku wydając więcej! Dobra. Przejdźmy do konkretów:

Ubrania dla dzieci

O matko i córko, ile hajsu my w ubraniach dziecięcych utopili! :) Garderoba dziecięca to studnia bez dna! Pomimo tego, że tonę ciuszków po Matim wyprzedałam a kolejną rozdałam, na strychu nadal straszą kartony ze „ślicznościami”, których często nie miał na sobie nawet raz. I wyobraź sobie, że te wszystkie wyprzedaże i sama świadomość bezsensownie wydanej kasy, na którą musiałam przecież najpierw zapracować, tak mocno mną potrząsnęły, że Milenka, pomimo tego, że jest moją wyczekaną #JejRóżowością, ciuszków innych niż pajace ma dosłownie garstkę. Przeanalizowałam garderobę Matiego z pierwszych miesięcy jego życia i okazało się, że praktycznie non stop ubierałam go w pajacyk żeby nie gnieść mu brzuszka. Z Milenką jest identycznie! Latem rampersy, teraz pajace… bodziak i spodenki to naprawdę dopiero kilka sytuacji. Kupuję małej głównie sprawdzone jakościowo pajace z Nexta, a kiecki świąteczne na przykład upolowałam jej w Pepco. Pisałam Ci o tym ostatnio wpis.

Mati teraz ma trochę większy misz-masz markowy, ale hurtowo kupuję mu ciuchy w Pepco i raz na jakiś czas w Lcc Waikiki (mega tanio, bawełna 100%, fajna kolorystyka… czego chcieć więcej?). Kiedy w miejsce 3 koszulek z Zary, kupuję 10 czuję się modowym ninja. A jeśli jakaś droższa spodoba mi się szczególnie, nie zastanawiam się czy ją kupować bo wiem, że za inne zapłaciłam dużo mniej.

Jedzenie

Co ciekawe im lepiej gotujesz, tym mniej wydajesz kasy na jedzenie. Zawsze mi się wydawało, że żywienie się kanapkami jest najtańsze. Nic bardziej mylnego! Najtańsze jest planowanie posiłków i umiejętność wykorzystywania resztek. Do ideologicznego zero-waste bardzo mi daleko. Nie mam też nic przeciwko plastikowym słomkom w knajpach. Mam natomiast świadomość tego, że czas to serio pieniądz, a dokładniej pieniądz to czas, który kiedyś spędziłam na pracy. I skoro już ten pieniądz na jakieś żarełko wydałam, to wrzucając do śmietnika przeterminowaną śmietanę, czuję jakbym wrzucała razem z nią kawałek bezsensownie spędzonego przed komputerem życia. Ja wiem, nie przesadzajmy. Ale wierz mi, że ja kiedyś wyrzucałam do śmietnika pół lodówki raz na miesiąc. Robiłam zakupy impulsywnie, z nadzieją, że tym razem to się wezmę wreszcie za to gotowanie i jeszcze zamrożę kotlety chłopakom. I chociaż nie raz myślałam o tym, że gdzieś tam, w krajach trzeciego świata ktoś umiera z głodu, bo brakuje mu tego, co u mnie się po prostu zepsuło, to jednak bardziej namacalna dla mnie jest ta strata mojego życia. Brak czasu dla dzieci itd. I to właściwie jest też jeden z powodów, które zmusiły mnie do przenalizowania naszych finansów. Po prostu uważałam, że pracuję za dużo i jeśli podejdziemy do naszych wydatków bardziej „smart” będę mogła pracować mniej.

Rachunki, programy lojalnościowe

Co robisz, kiedy dostajesz propozycję założenia karty stałego klienta w jakimś sklepie? Ja przez długi czas z automatu odpowiadałam – nie. Od jakiegoś roku, rzeczywiście z tych różnych kart korzystam. Nie noszę ich przy sobie. Mam w telefonie zdjęcia z kodami kreskowymi. Przy wypełnianiu formularzy po prostu nie podaję numeru telefonu, nie zgadzam się na otrzymywanie ofert na maila, a z ofert specjalnych korzystam i tak, i tak. Tu zapłacę mniej za pantsy dla Milenki, tam kupię w fajnej ofercie tabsy do zmywarki. Kiedyś podchodziłam do tego na zasadzie „oj tam grosze”. Teraz zastanawiam się nad tym co to było za bzdurne tłumaczenie. Bo niby dlaczego miałabym płacić za coś więcej, skoro mogę zapłacić mniej? I to się tak tylko mówi, że to „grosz”. W skali miesiąca czy roku, takie oszczędności dają już realne oszczędności, dzięki którym mogę sobie pozwolić na dodatkowe dni wolne od pracy. To jest dla mnie mega motywacja od kiedy dotarło do mnie, że moją walutą w życiu jest czas, nie pieniądze.

Podobnie jest z rachunkami. 2 lata temu przenieśliśmy swoje usługi do smartDOMu. Dzięki połączeniu kilku usług w jedno, na start mogliśmy wtedy zaoszczędzić sporą kwotę w porównaniu do naszych dotychczasowych rachunków rozstrzelonych po różnych dostawcach, nie wspominając już o wygodzie, jaką jest posiadanie wszystkich opłat w jednym programie.

O smartDOMie poczytaj sobie TUTAJ. Możesz połączyć ze sobą masę usług i produktów, które zazwyczaj są rozstrzelone po różnych dostawcach. Im więcej łączysz usług, tym więcej oszczędzasz. Na poziomie samego smartDOMu możesz zaoszczędzić nawet do 1000 zł rocznie. I to jest taki stały program, a nie promocja czasowa.

Czasowa promocja, taka dodatkowa, typowo świąteczna, którą opłaca się wziąć właśnie teraz, jest TUTAJ. W skrócie chodzi o to, że kupując telewizję od Cyfrowego Polsatu opłaca się przenieść teraz numer do Plusa, bo za obydwie usługi zapłacisz już od 40 zł miesięcznie (doczytaj TUTAJ, nie chcę Cię wprowadzić w błąd) a pierwsze 3 miesiące abonamentu Plus w ogóle będziesz mieć free. No i do tego fajna cena na telefon Samsung Galaxy J6 na zachętę więc jeśli ktoś z rodziny zażyczył sobie komórkę od Mikołaja, warto sobie zerknąć TUTAJ.

Dla mnie ważna jest też oszczędność czasu w takim rozwiązaniu. Mam porządek i święty spokój. Wszystko w jednym miejscu.

Zbędne rzeczy

Apropos porządku i świętego spokoju. To akurat taki sposób na oszczędzanie poprzez właściwie to zarabianie, bo ja kocham sprzedawać niepotrzebne rzeczy. A jeśli się nie uda sprzedać – oddaję. Ale to jest wielowymiarowe oszczędzanie, bo nie dość, że odzyskujesz część kasy z zakupionego wcześniej przedmiotu to jeszcze zyskujesz miejsce i czas, bo takie rzeczy trzeba podczas sprzątania przekładać, gdzieś składować… myśleć o nich! A to jest znów ten nieszczęsny CZAS, którego mamy w życiu tak mało! Jeśli czytałaś moją książkę pewnie pamiętasz cały rozdział poświęcony rzeczom i temu jak bardzo okradają nas z czasu i pieniędzy. Dlatego teraz zanim kupię coś nowego, najpierw zastanawiam się nad tym, czy rzeczywiście tego potrzebuję a później nad tym, czy łatwo będzie mi się tego pozbyć. Bo widzę i po sobie i po Maćku, że nadmiar rzeczy działa na nas destrukcyjnie. A i czas potrzebny na zorganizowanie samej wyprzedaży a później wysyłki tego wszystkiego można liczyć w tygodniach. Serio… im mniej rzeczy tym więcej nie tylko pieniędzy, ale i czasu!

Ozdoby do domu

Pepco bejbe! Od pamiętnego tournée w poszukiwaniu wazonów i zakupie najpierw takiego za dwie stówy w BlaBla Home, a później kilku w Pepco, uznałam, że zanim kupię coś drogiego, upewnię się, że nie ma tego w Pepco :) A ostatnio kolejna już osoba przekonuje mnie do AliExpress! I to nie tylko w kwestii zakupów ozdób do domu, ale w ogóle ze wszystkim. Podchodzę do tego na razie z lekką dozą nieufności, jest progres, bo już nie mówię zdecydowanego „NIE” :)

Ale żeby nie było, że nagle obrót o 180 stopni i zaczęłam gardzić designem, dobrą marką itd. Przeczytaj kolejny punkt.

Tanie rzeczy

Nadal bez zmian. Nadal mnie na tanie rzeczy po prostu nie stać. Są takie rzeczy, które po prostu muszą moim zdaniem swoje kosztować i nie idę na kompromisy cenowe. Jeśli mówimy o elektronice, AGD, RTV, wyposażeniu, które ma nam służyć latami, nie ma dla mnie tutaj miejsca na kompromisy. Musi to być dobry produkt, za który jestem w stanie zapłacić więcej niż za odpowiednik marki „no name”. Już mi garnek no-name, który kupiłam, bo był ładny, tak załatwił płytę indukcyjną, że mam czarną, wypaloną dziurę, na białej tafli :/ I teraz garnki strzelę sobie porządne, na lata. Takie, że jak mi się taka historia przydarzy, to ich pozwę do sądu za moją biedną, ukochaną, białą indukcję J Do noży jeszcze dorastam. Na razie jeszcze tymi moimi tępakami próbuję coś działać, ale czuję, że niedługo też się poddam. Im więcej czasu spędzam w kuchni, tym bardziej odczuwam, ile kasy straciłam na próbach zaoszczędzenia na czymś, czego używamy codziennie. I tak właśnie wyrzuciliśmy z Maćkiem kasę na zakup szklanek (oczywiście dawaj po 12, żeby do siebie pasowały i longi i shorty), które aktualnie wyglądają jakby miały na sobie osad z mleka. Zapytałam jakiś czas temu o to moich dziewczyn na Partii Kobiet Pozytywnych. Werdykt – hukowe szkło, które koroduje od częstego używania. Trzeba było zapłacić 50% więcej za lepsze. Ale nie. Teraz zapłacę 150% więcej, bo z tymi szklankami nie zrobię już nic. Tego już nie dam rady odsprzedać :)

Książki

Zostawiłam sobie moją życiową miłość na sam koniec. Książki to mój fetysz od zawsze. Pamiętam jakie emocje wzbudzał we mnie katalog Świata Książki, kiedy byłam nastolatką. Pierwsza „poważna” poczta adresowana do mnie. Nie licząc oczywiście ton listów od koleżanek i chłopaka na odległość J Ale chyba nawet te listy od chłopaka nie wywoływały we mnie takiej fali emocji jak planowanie na co rozwalę 5 dych kieszonkowego, które dostanę w następnym miesiącu J Najlepsze było to, że już wtedy stosik „do przeczytania” rósł zamiast maleć. Wtedy dlatego, że korzystałam też z biblioteki i to, co miałam w domu traciło dla mnie po jakimś czasie urok. Teraz to już nie jest stosik a regał! Czasu na czytanie mam mniej, to raz, a dwa… więcej funduszy! A jeśli jesteś taką sama książkoholiczką jak ja, na pewno mi przyznasz rację, że kupowanie książek człowiek jakoś tak bardzo łatwo sobie rozgrzesza. Bo to w końcu książka prawda? A książki kształcą! I rozwijają! Nooo… ale te przeczytane! A nieprzeczytane wywołują tylko wyrzuty sumienia, że A) wydałam hajs, B) nie znalazłam znów czasu na czytanie :) Dlatego od ponad roku używam namiętnie czytnika i abonamentu w Legimi. Czytnik jest jeszcze o tyle dobry, że można z niego korzystać w nocy, przy śpiącym dziecku i nie świecę sobie niebieskim światłem po gałach przed snem co potwornie wpływa na jego jakość. Od lat nie przeczytałam drugi raz tej samej książki. Po co, skoro mam kolejne do przeczytania? Nie mam już teraz oporów przed „odłożeniem” książki, która nie przypadła mi do gustu. Nadal kupuję papierowe książki, ale teraz, zanim coś kupię, sprawdzam czy mam to w Legimi. I w porównaniu z tym, ile kasy wydawałam na książki jeszcze rok temu, jestem zdecydowanie do przodu korzystając z tego abonamentu.

No to teraz dla równowagi z przechwałkami przyznam Ci się do czegoś, co rujnuje mnie nadal :) Przeżycia, wspomnienia i pasje. U nas jest o tyle dobrze, że nasze życie stało się niejako naszym zawodem. Z każdego wyjazdu możemy zrobić materiał. Im lepszy jakościowo to będzie materiał, tym bardziej spodoba się Tobie. Dzięki inwestycjom w sprzęt, kursy, rozwój swoich umiejętności i pogłębianie wiedzy, jestem w stanie tworzyć lepiej, piękniej, sprawniej itd. Ale żeby być szczerą sama ze sobą muszę przyznać się do tego głośno… często przesadzam. Kupuję zbyt dobry sprzęt, np. aparat, którym robię zdjęcia mógłby być o połowę tańszy, bo publikując zdjęcia w Internecie i tak nie jestem w stanie pokazać jego potencjału. Albo idę na zbyt drogi kurs… w ogóle na kurs, mając skarbnicę wiedzy na YouTube. Po ostatnim kursie fotograficznym, na którym się tylko wynudziłam a prowadząca kurs nie miała po co do mnie pochodzić, uznałam, że lepiej bym spożytkowała ten czas spędzając 8 godzin na oglądaniu tutoriali na YouTube…

Wydaję też zbyt dużo na wsparcie specjalistów. Ale kurczę, bo, tak z drugiej strony… Przecież nie potrafilibyśmy zrobić sobie z Maćkiem i dzieciakami sami takiej pięknej sesji. Musieliśmy się posiłkować naszą kochaną Dominiką, no! Niedługo zobaczysz też nowy szablon, który będzie piękny i wyjątkowy w każdym calu. Pikselu w sumie :) Nie mogliśmy kupić zwykłej templatki ze stocka, bo chcieliśmy, żeby to było WYJĄTKOWE. Z resztą zobacz tylko jak wygląda landing page mojej nowej książki TUTAJ. Dokładnie ta sama sytuacja. Mogła być byle templatka, ale kurczę nooo… jak coś robić to robić dobrze prawda? Tak samo jest z relacjami z naszych wyjazdów. No po prostu MU-SIE-LIŚ-MY zainwestować w drona, bo dzięki niemu przenosimy nasze filmy na inny poziom. Możemy pokazać Ci jeszcze więcej i jeszcze piękniej.

Nie wiem… Może to się kiedyś zmieni. Może trochę zmądrzeję i w tym temacie. Na razie jestem dumna z tego, że opanowaliśmy tych 7 aspektów naszego finansowego funkcjonowania, bo jeszcze kilka lat temu, kuleliśmy w każdym z nich.

Mam nadzieję, że skorzystasz z mojego doświadczenia i będę miała swój mały wkład w Twoje postanowienia noworoczne. Bo obstawiam, że kwestie budżetowe też się wśród nich pojawią, prawda?  A tymczasem zapraszam Cię na kilka kadrów z naszej bajkowej, świątecznej sesji u cioci Dominiki. Dla nas, absolutnie bezcennej :)