Szukam… ciąglę szukam. Nie wiem sama co ze mną będzie. Dopadł mnie życiowy dylemat. W sierpniu kończy mi się urlop macierzyński. Na początku zarzekałam się, że wracam do pracy. Nie wiedziałam jeszcze tylko jak jej styl pogodzę z rodziną… i dalej nie wiem.
Z jednej strony to co uwielbiam – podróże do najdalszych zakątków świata, targi, wystawy, inne kultury… hotelowe śniadanka :) Dla wielu praca marzeń – dla mnie z resztą też. Z drugiej strony to, co kocham nad życie – mój mąż i moje dziecko. Dwie najważniejsze dla mnie osoby, bez których jestem po prostu nikim. Mam czasem takie fatalistyczne myśli… że ich nie ma, że znikają… nie poradziłabym sobie…
I co tu zrobić? Zmienić całkowicie zawód? Nie robić tego co kocham? Ale z drugiej strony… kocham ich. Pamiętam jak przeżywałam moją ostatnią delegację kiedy byłam już w ciąży. Ja usychałam… więdłam, brakowało mi mojego męża jak powietrza. Wtedy właśnie zaczęłam się zastanawiać jak ja to wszystko pogodzę kiedy będzie już z nami nasz synek…
Nie minęły 3 miesiące od porodu, wylizałam się jakoś po cesarce i zaczęłam kombinować „co by tu”, „jak by tu”… spożytkować urlop macierzyński. Powstało Bakusiowo. Jest pięknie. W najśmielszych snach nie spodziewałabym się, że to wszystko się tak potoczy. Dziękuję za to Bogu codziennie. Ale czy to jest ta alternatywa? Czy to jest właśnie to rozwiązanie? Nie wracać? Blogowanie jest fantastyczne. Ale co będzie za 3 lata? A może już nie będziecie chciały oglądać Bakusia? A może Wam się znudzę? A może blogi za trzy magiczne latka staną się przeżytkiem? A ja w tym czasie wypadnę z tzw. obiegu w mojej etatowej pracy. Kontakty nie będą już aktualne, trendy się zmienią. Eksport to taka działka, w której musisz być na bieżąco dzień po dniu. I co wtedy?
Marzę o domku. Pisałam Wam o tym kiedyś. Ale w naszym przypadku problem jest o tyle skomplikowany, że my nie wiemy gdzie żyć. Lubię Warszawę. Lubię mieć wszystko pod nosem. Warszawa to wygoda, to perspektywa, to swego rodzaju spokój… o tą nieszczęsną pracę. Ale z drugiej strony. Ja nie chcę żeby moje dziecko się tu wychowywało. Ja chcę ciszę, spokój, nie chcę tego szumu samochodów, chcę widzieć gwiazdy nocą na wielkim tarasie. Chcę słyszeć żaby (koniecznie w oddali bo tylko takie toleruję) i świerszcze. Chcę rozpoczynać sezon grillowy we własnej altance i gonić co sobotę męża żeby „wziął i w końcu skosił tą trawę” bo się dzieci gubią jak wychodzą na podwórko. Chcę piaskownicę, w której tym razem to moje dzieci znajdą „taką fajną glinkę”, która okazała się śmierdzącym bobkiem kota sąsiada. Chcę drzewo, na które i tak się nie odważę wejść bo mdleję już na schodach ruchomych. Ale drzewo ma być. I flacha pod drzewem, którą na starość wysączymy z moim mężem popijając Biovitalem na tym samym tarasie. Chcę oglądać na tym samym podwórku moje wnuczęta, prawnczęta… A jak już przyjdzie nam odejść z tego świata (razem, rzecz jasna bo my nie potrafimy bez siebie żyć) to nie zmieni się tak na prawdę nic. Będziemy tak dalej siedzieć przytuleni pod kocem i patrzeć się na gwiazdy. Bo ja chcę żeby nasz dom był naszym niebem. Ale moje – nasze niebo to nie Warszawa. Jak to wszystko pogodzić? Co zrobić? Przecież do tego wszystkiego potrzebna jest praca…
Bakuś:
Czapka – tutaj
Szalik – Diverse
Fraczek – tutaj
Koszulka – tutaj
Spodnie – Zara
Buciki – Nike
Obejrzyjcie koniecznie pluszowy zestaw małego majsterkowicza tutaj
Pokażę Wam go jeszcze z bliska niedługo. A wkrętarka wibruje :) No zakochana jestem w nim <3
Nikt za Ciebie tych decyzji nie podejmie Kochana. Niestety. Też bym chciała, żeby przyszedł taki ktoś, kto mi powie „zrób to zrób tamto”. Ja jestem w domu już dwa lata. I powiem Ci, że czasami mam dość. Że chciałabym wyjść, odetchnąć, wrócić do domu spełniona po dobrze przepracowanym dniu. Ale to akurat nie był mój wybór. Lidia się do żłobka nie dostała, teściowie się na mnie wypieli a opiekunki teraz życzą sobie tyle, że śmiechem mogę tylko zabić. I nie wiem, kiedy do pracy pójdę. Bo marzy mi się kolejne dziecko a że mąż mój dużo starszy czas nas goni (w sumie mamy na to ok. 2 lat).
A tak wgl to mam na Ciebie focha! :P
Dosłowmie jak byś o mnie pisała… Takie same dylematy, chęci, potrzeby, pragnienia i miłość…
Mąż, synek, praca, marzenia – jak to połączyć w jedno…. Mnie do końca urlopu zostalo 9 i pół miesiąca a są dni, że rozmyślam.
Wyjścia są dwa – albo odrazu druga ciąża i później wrocić do pracy albo wrocić na niecały etat, może pół albo 3/4.
Albooo… Wrócić na rok i wtedy kolejne dziecko :-).
I powiem Ci Kasia, że ta trzecia opcja wydaje się najrozsądniejsza… :)
I tak z moich 2 wyjść zrobiły się trzy opcje. :-) sama też pewnie skorzystam z trzeciej. Tylko zostanie pytanie „jak dlugo Warszawa” – myślę że życie sam zweryfikuje mój los.
Czytając o Twoich marzeniach, a daj Bóg przyszłości, mówiłaś o mężu, o dzieciach, o domu, … ale nie o pracy, którą domyślam się, że kochasz, ale nie tak bardzo, jak rodzinę. Może więc podświadomie podjęłaś już decyzję, ale nie jest Ci łatwo się z nią pogodzić.
Może… właśnie sama nie wiem. A nie lubię takiego tkwienia w bezruchu. Chciałabym podjąć jakąś decyzję raz a dobrze. Ale z drugiej strony. Nie chcę niczego żałować…
Jak ja Cię dobrze rozumie… Mi też już minęło 9mc w domu (swoją drogą nawet nie wiem kiedy)….. Też nie wiem co robić. Niania odpada (zwyczajnie nas nie stać) , żłobek Państwowy pewnie się nie dostaniemy więc zostaje tylko prywatny. Najgorsza jest to jak ja wytrzymam bez mojego synka tyle godzin i tysiąc myśli co robi, czy nie płacze , czy nie tęskni, czy nie jest mu smutno, czy coś zjadł…..czy starczy mi siły, żeby po pracy pójść z nim na spacer (pewnie już nie na 4godz jak teraz), na sanki, na rower….. Jak coś wymyślisz to daj znać może i ja skorzystam:)
Kochana a Twój szefo Cię nie czyta? dawajcie w nasze strony, albo… gdzieś pod Wawkę:) bo domek to jest coś takiego, gdzie czas płynie inaczej…:)
to cos w stylu zjesc ciastko i miec ciastko. tutaj trzeba wybierac. niestety nikt nigdy nie pogodzil zycia rodzinnego z kariera tak aby obie strony byly zadowolone bo po prostu nie jest to mozliwe… idz za glosem serca. ja tak zrobilam. wybralam rodzine. pomyslalam – praca zaczeka. teraz powoli probuje wrocic do obiegu, ale jak raz sie wypadlo to nie jest tak latwo. zaczynaja mna targac rozne uczucia. zaczynam sie dusic. zmeczylam sie byciem w domu. teraz szukam pomyslu na siebie. pamietaj aby tylko nie palic za soba mostow a bedzie dobrze
Ja spakowałam walizki i wyjechałam z Wawy kiedy Olivka miała 3 miesiące. Marzenia o domu i vinku na tarasie jeszcze się realizują, o wymarzonej pracy też. Czasem, co ja pisze, często jest ciężko ale jest perspektywa, jest o co się starać, czyli jest sens i ta świadomość, że to tylko droga, ktora doprowadzi do celu i ona powoduje, że nie żałuje.
Mnie zostaly trzy miesiace z hakiem do powrotu do pracy. Praca jest niezla, ale corcia jest ponad wszystkim. Z drugiej strony zdaje sobie sprawe, ze jak zgubie dryg, wypadne z rynku pracy, to coraz trudniej bedzie mi znalezc prace rownie dobra. Tak po prostu jest, musze to pogodzic praca rodzina, wiem, trudno jest, ale praca jest bardzo flexi, moge pracowac z domu, mam dwa piatki wolne na piec, wiec mysle, ze moze nie bedzie az tak zle. A jak bedzie, jak na przyklad corcia bedzie mnie potrzebowac, nie zaadoptuje sie w przedszkolu, to nie bede sie zastanawiac minuty i to wszystko rzuce, bo cora jest najwazniejsza.
Wracałam do pracy jak mój synek miał 5 miesięcy. Dramat! Było to 7 lat temu i urlop macierzyński był bardzo krótki :( Wróciłam do korpo, wyjazdy i delegacje też są, ale bez tego nie umiałabym żyć. To mnie napędza. Początki były oczywiście mego trudne, ale dałam radę. Niestety Ty sama musisz podjąć tą trudną decyzję. Trzymam kciuki :)
Niesamowite..jakbym czytała o sobie! Ja biłam się z myślami do ubiegłego piątku a biłam się tak od narodzin Malucha tj ok 8 mcy..powrót do korpo i pozostanie w Warszawie forever albo dojazdy dojazdy dojazdy i widzenie Malucha wieczorami. Masakryczna sprawa i ciężka decyzja. Zdecydowałam jeszcze inaczej. Wyjazd owszem. Jedynie 30 km od Warszawy ale zieleń cisza i spokój (wino z mężusiem na tarasie, nauka chodzenia po trawie gołymi stópkami i te sprawy ach..). Nad własnym domem wciąż pracujemy ale stało się. Wyjeżdzamy z tego śmierdziuchowa jak pieszczotliwie nazywam moje miasto. Aaaa zapomniałabym. Do korpo nie wracam…Dzieci są małe tylko raz a pracy jest wiele. Dzieci w liczbie w mnogiej używam na zaś i już nie mogę się doczekać. Ps. Czasem 30 km robi ogromną różnice a wszelkie wygody Warszawy możecie mieć przy dobrej ogranizacji i omijaniu korków (ew. eskaema) po 30-40 minutach drogi..Życzę udanej decyzji:)
Ale wszystko pięknie napisałaś,aż się rozmarzyłam normalnie :)
Jesteś taka swojska dziewczyna i uwielbiam czytać to co piszesz :)
Eh, moja mała ma dopiero 3 miesiące ale mam dokładnie te same dylematy co ty ;( Nigdy nie chciałam dziecka wychowywać w takim dużym mieście i może wyjazd z Warszawy nie byłby dla mnie samej taki trudny ale dla taty jest to trudne do zrealizowania. Zastanawiam się też co zrobić po macierzyńskim, obawiam się zostawiania dziecka z obcymi ludźmi, dziadkowie mieszkają daleko stąd. Obawiam się też, że zmęczenie spowodowane pracą spowoduje, że nie będę umiała dobrze spożytkować niewielkiej ilości czasu, która zostanie po pracy… Daj znać jak znajdziesz rozwiązanie ;))
W której części Warszawy mieszkacie?
Moje Bobo ma 6 miesięcy. Prowadząc firmę nie mam takich możliwości jak w pełni zasłużony urlop macierzyński „na pełen etat”. Firma jest troszkę jak… dziecko. Prowadzę ją od 8 lat, poświęciłam jej ogromnie wiele, zatrudniam ludzi…
Pracuję 1 dzień w tygodniu poza domem i już się trzęsę na samą myśl, że za pół roku będzie inaczej… moja Mama może zajmować się moim Dzieckiem max 1-2 dni w tygodniu. Żłobek na ten moment nie wchodzi w grę – ostatnio po probiotyku moje Dziecko dostało takiej alergii, że zabrało nas pogotowie. Nie mogę ryzykować, że Synek poczęstuje się od kolegi tym, czego mu póki co absolutnie nie wolno. Że jakaś Ciocia nie dopilnuje restrykcyjnej diety.
Cena Niani jest w moim mieście jakby to powiedzieć – lekko abstrakcyjna. Do tego nie mam zaufania do tej instytucji… w żłobku jest kilka „cioć”, dzieci w różnym wieku, wierzę, że trudniej jest świadomie lub nieświadomie skrzywdzić dziecko w instytucji niż sam na sam w 4 ścianach.
Jestem pewna, że masz cudowną i bardzo komfortową sytuację ze swoją Mamą. Dzieci są dziećmi tu i teraz, ale jak najbardziej rozumiem, że pieniądze do życia niestety też są potrzebne… Trzymam za Ciebie kciuki!