7 rzeczy, które W KOŃCU zrobiłam w czasie kwarantanny! [niespodziankaaaa!]

7 rzeczy, które W KOŃCU zrobiłam w czasie kwarantanny! [niespodziankaaaa!]

Kilka dni temu, w pierwszym po świętach poście napisałam jak wyglądały nasze 4 świąteczne dni. Rozkręciłam się i stwierdziłam, że opiszę jak w ogóle wygląda moje życie podczas kwarantanny bo u mnie dzieje się paradoksalnie jeszcze więcej niż w „normalnym” czasie. Próbuję dopisać coś do mojego insta elaboratu a tam… dokładnie to samo co przy #BakuLoveStory… skończyły mi się znaki! Jak dobrze być blogerką :) I mieć swój kawałek internetu :) Zapraszam Cię na spowiedź ze wszystkich (prawie) owoców mojej kwarantanny! Po przeczytaniu tego wpisu możesz się śmiało uznawać za część naszej rodziny, domowniczkę i moją koleżankę z pracy w jednym :) No dobra. Od czego by tu zacząć… hmm…

Nareszcie zabrałam się za prace nad E-BOOKIEM Z FIT SŁODKOŚCIAMI!!!

Wszyscy mają mambę e-book… MAM i JA :D Znaczy się BĘDĘ MIAŁA bo na razie się tworzy :) Ale kurczę no! W KOŃCU SIĘ TWORZY! Co prawda o tym, że będzie to e-book a nie fizyczna książka zdecydowałam kilka miesięcy temu, po tym jak dostałam od moich koleżanek-blogerek wydane przez nie e-booki i okazało się, że korzysta mi się z nich o niebo lepiej niż z drukowanych książek :) Pomysł na wydanie książki z przepisami na słodycze zapisałam sobie w moim magicznym notatniczku dokładnie w lutym 2017 roku kiedy to dowiedziałam się wreszcie co jest przyczyną moich problemów ze zdrowiem. NIETOLERANCJE POKARMOWE. W temat zdrowego odżywiania wkręciłam się mega szybko bo i szybko widziałam efekty odstawienia tego co mi szkodzi. Ale smaki pozostały :) I o ile moje śniadania, obiady i kolacje niespecjalnie się zmieniły bo po prostu przestałam jeść pszenicę i nabiał, o tyle DESERY musiałam ODKRYĆ NA NOWO. Szukałam w internecie, wydawałam krocie na książki kucharskie. Kilka przepisów dostałam od moich koleżanek. Wrzuciłam to co mi pasuje, wyrzuciłam to z czym mi nie po drodze i tak na przykład powstał przepis na domową nutellę, na domową granolę bez cukru, na daktyliny, o które co chwilę ktoś mnie pyta, na rafaello z kaszy jaglanej i bounty bez cukru :) W końcu nadszedł ten moment, w którym mogę się tym zająć. Zdjęcia kulinarne to jest dla mnie czysta przyjemność. Relaks w porównaniu z sesjami, które robimy z dziećmi hahaha :) Jedzenie się nie rusza, nie ucieka, nie narzeka… można je przestawiać, ustawiać, cudować, a ono grzecznie sobie czeka na foto a na koniec… SMAKUJEEE :) Oglądaj moje storisy. Tam na bieżąco informuję dziewczyny o tym co się u nas dzieje. Czekam już tylko na dostawę ostatnich składników i zaczynamy zabawę :)

Nareszcie zajęłam się… SOBĄ!

Co prawda jeszcze treningów z Chodakowską nie zaczęłam robić, ale już 2 razy weszłam na jej live! I nawet sobie wyobraziłam, że z nią te brzuszki tam cisnę,więęęęc… czas zakupić sobie KOLEJNY strój do fitnessu :) Tak na zachętę :) KOLEJNĄ… :P Ooooch figurko marzeń! Czuję, że się do mnie zbliżasz :) A tak już bez żarcików to muszę Ci się przyznać do tego, że jeszcze nigdy nie dbałam o siebie tak jak teraz! Fakt, nakręciło mnie bardzo to, że dzięki trzymaniu się diety udało mi się zrzucić nadprogramowe kilogramy i do tej mojej wymarzonej wagi sprzed ciąży zostały mi już 2 kiloski (niech sobie mówią co chcą – ja się na wagę patrzę i koniec) :) Wkręciłam się w to moje #TerazJa :) Jakoś tak… dbanie o siebie, kiedy już wybiłam sobie z głowy, że MATKA TO NA KOŃCU okazało się mega wkrętką :) Czuję jakbym siebie naprawiała, krok po kroku :)

W zeszłym roku wyprostowałam sobie zęby. Jeszcze dolny łuk mi został w sumie, ale co chwilę coś śpiewam, przez co odkładam założenie aparatu bo nie chcę seplenić na nagraniach. Co by nie było, uśmiech już o niebo PROSTSZY niż rok temu :) Teraz mam w planach zębole sobie jeszcze wybielić. Kupiłam sobie taki zestaw z lampką, wszystko full natura. Zobaczymy jak sobie poradzi. Z włosami w końcu się uporałam bo trafiłam do fryzjera, który nareszcie farbuje moje włosy tak, że jestem z looku zadowolona. Zagęściłam je doczepami, ale jak widzisz też w takiej naturalnej ilości, która nie daje efektu lalki Barbie. Bulę krocie za kosmetyki do włosów, które o nie dbają i rzeczywiście efekty ich działania widać… jest spoko :) W końcu jestem zadowolona z tego co mam nie tylko w głowie, ale i NA GŁOWIE :) Chociaż powiem Ci, że w dobie korona-kryzysu trochę mnie boli cena tych wszystkich szamponów, odżywek, wcierek i innych cudaków. Znasz jakieś NATURALNE kosmetyki do włosów, które fajnie działają? Ja wiem, że kosmetyki do włosów to nie to samo co te do ciała i za dobrą markę fryzjerską trzeba trochę zapłacić, ale kiedy patrzę na ceny nowej linii Emolium PURE stwierdzam, że jednak można zrobić coś co będzie i dobre i przystępne cenowo.

Dziewczyny z Emolium podesłały mi kilka tygodni temu ich nowości do przetestowania. Krem, emulsja do ciała i żel do mycia, których może używać cała rodzina. Od pierwszego dnia życia. Ceny na poziomie zwykłych kosmetyków z drogerii a zupełnie inny skład! Kolejno 99, 98 i 93% składników pochodzenia naturalnego. Cała linia zawiera inulinę (taką pożywkę dla dobrych bakterii, która wspiera płaszcz ochronny skóry), w emulsji i kremie olej makadamia i skwalan z oliwek (odpowiednik skwalenu, który występuje naturalnie w naszej skórze – kondycja naszej skóry meeega zależy od tego ile go „mamy”). A do tego bonusy w stylu: certyfikat Vegan Society (produkty są wegańskie), biodegradowalna, hipoalergiczna formuły, opakowania z użyciem plastiku z recyklingu itd. Za takie rzeczy można zabulić duuużą kaskę. A tu, ceny jak za „zwyklaki” ze sklepu. Zobacz sobie TUTAJ na porównanie cen na ceneo.

Włosy ogarnięte, klaki ogarnięte, hybrydka w domowych warunkach, ale ogarnięta (tylko kuku sobie zrobiłam frezarką bo za mocno w kilku miejscach do stopy przycisnęłam i durna chodzić nie mogłam dwa dni) :) Kurs makijażu ze stycznia też się przydał na innym polu bo dzięki Magdzie odkryłam bardzo fajny koreański olejek do demakijażu i krem pod oczy, po którym wreszcie nie ciekną mi łzy, więc w końcu mogę powiedzieć, że skompletowałam cały zestaw do pielegnacji twarzy. Bańkę do cellulitu mam teraz też taką pod prysznic, więc nie ma, że boli – jest prysznic jest masaż. A do testu „Emo” podeszłam na poważnie więc się smaruję uczciwie, codziennie, a nie jak już skóra na wiór wysuszona :) No bo jeśli mam Ci coś polecić to muszę najpierw sprawdzić czy rzeczywiście fajnie działa. No i powiem Ci, żeee… kurczę niby baba 33 lata w tym roku będzie, a jeszcze nigdy do tej pory taka dopieszczona nie byłam! Ja od zawsze powtarzałam, że te wszystkie gwiazdy, które oglądałam w telewizji, najlepiej wyglądały dopiero po 30. I powiem Ci, że to się w moim przypadku też sprawdza! I gwiazdą z telewizji nie jestem! Można? Można! ;)

Nareszcie zorganizowaliśmy z Maćkiem WYPRZEDAŻ CHARYTATYWNĄ!

W zeszłym roku wyprzedaży nie było bo pierwszy kwartał był TAK INTENSYWNY, że się po prostu nie wyrobiliśmy. A zasada u nas jest taka, że jeśli nie wyrobimy się do marca to już do końca roku kicha :) Okazało się, że tegoroczny pierwszy kwartał był jeszcze „gorszy” od poprzedniego, ale do zorganizowania wyprzedaży zmobilizował nas mały Filipek, którego historię podesłały mi dziewczyny z IG. Przebraliśmy z Maćkiem ciuszki po Milence i Matim, wybraliśmy takie wiosenno-letnie, żeby były na teraz, przeanalizowaliśmy apki, allegra, fejsbuki i wszystkie inne opcje na w miarę wygodne organizowanie wyprzedaży i zdecydowaliśmy się na taką mapkę LESS. U nas temat wyprzedaży to jest mega, mega trudna sprawa bo rzeczy jest dużo, osób licytujących, wygrywających, dopytujących się o wszystko jest jeszcze więcej i cały ten bajzel spada na Maćka, który ma i bez wyprzedaży masę pracy, ale dał chłopak radę. Wyprasował, obcykał, wystawił ciuszki. W sobotę skończyły się aukcje więc teraz siedzi w przelewach i pakuje paczki. Niedługo powiem Ci ile z tych ciuszków udało nam się zebrać kaski dla Filipka.

Nareszcie napisałam drugą część TIMY!!!

W sumie „napisałam” to już czas dokonany a mi jeszcze zostały ostatnie rozdziały. A w tym ostatnim – ostatnim, najostatniejszym Tima pozna… aaaach :) Nie powiem Ci jeszcze, ale będzie czad :) Ja już tę postać WIDZIAŁAM :) Bo zanim tę postać wprowadziłam sobie do planu musiałam ją zobaczyć i poczuć, więc najpierw ją z moim ilustratorem stworzyliśmy :) Pojawi się na samym końcu jako taka mikro tyci zapowiedź tego co będzie się działo w 3 części :) Bo będą kolejne części! Tak jak zapowiadałam rok temu. Pisanie Timy, tworzenie magicznego świata, bajkowych postaci, praca nad ilustracjami… Uwielbiam to! Każdy etap tego projektu jest dla mnie przyjemnością. Widzę o ile sprawniej mi to wszystko idzie tym razem! Ile się nauczyłam przy wydawaniu pierwszej części Timy i drugiej mojej perełki „Jak zmieniłam życie w rok”. Pokręcone to wszystko bo oficjalnie „Jak zmieniłam…” jest pierwszą bo pomimo tego, że Timę napisałam 2 lata wcześniej, to jednak leżał sobie grzecznie w szufladzie i czekał :) Aż sukces pierwszej książki ośmieli mnie do odkurzenia projektu :)

Nie wiem co wyjdzie pierwsze… e-book z przepisami na fit słodycze czy Tima 2. Zapytam na stories. Zobaczymy co dziewczyny wybiorą :) Pracy przy obydwu projektach tak czasowo patrząc będzie tyle samo. E-book złożę ja. Książkę do druku – Maciek. Jeśli jesteś tutaj ze mną dłużej, na pewno pamiętasz moje 2 darmowe e-booki. Na wydanie każdego z nich namówiłam marki, z którymi współpracuję. Pierwszy mogłam stworzyć dzięki współpracy z Fastum Junior (50 zabaw z dzieckiem na świeżym powietrzu), drugi z Carrefour (#bioBOOK z 12 moimi ulubionymi przepisami). Chciałam sobie „popróbować”, zobaczyć z czym to się je. Żeby zabrać się do mojego docelowego e-booka mając już jakieś doświadczenie. Ajjj, nie mogę się doczekać już samego składania :) :) :) To jest takie relaksujące… prawie tak samo jak obróbka zdjęć. Tyle, że do obróbki mogę sobie jeszcze odpalić jakieś fajne podcasty, albo filmy na YT. Przy składzie jednak muszę czytać tekst a na starość straciłam podzielność uwagi :)

Jeśli chodzi o książkę, to zdecydowaliśmy, że złoży ją tym razem Maciek po meeega niemiłych doświadczeniach ze składem pierwszego Timy. Gonił nas czas, bo chcieliśmy wydać książkę tak, żeby dzieciaki mogły dostać ją na Mikołajki, a współpraca z graficzką zakończyła się tym, że Maciek nie spał nocami poprawiając jej pracę. To był dramat. Maciek nie spał i poprawiał a ja… nie spałam i beczałam załamana postawą osoby, z którą „współpracowaliśmy”. Koniec końców, wszystko się skończyło dobrze, a Maciek… nauczył się profesjonalnego składu książek :) Mamy już za sobą wybór formatu, papieru, uszlachetnień, fontów… Mamy już super drukarnię z kochaną Panią Anią na czele, która jest z jednej strony profesjonalistką a z drugiej człowiekiem z wielkim serduchem. No i nie goni nas czas. Bo tym razem uznałam, że puścimy Timę 2 bez specjalnej okazji. Po prostu. Jak się wydrukuje :) Będzie faaajnie :) Mogę Ci zdradzić na koniec, że tym razem Tima będzie… ORGANIZOWAŁ PRZYJĘCIE URODZINOWE :) O patrz jaki imprezowicz! :)

Nareszcie zabrałam się za metamorfozę gabinetu!!!

Cały czas zbieram się do napisania drugiej książki dla dorosłych odbiorców ;) Ale ubzdurałam sobie, że nie napiszę jej dopóki nie odczaruję naszego gabinetu :) Bo prawda jest taka, że miejsce, w którym spędzam najwięcej czasu w ciągu dnia, jest najmniej dopieszczone ze wszystkich pomieszczeń! 3 lata temu zrobiłam tam sobie mikro kosztem namiastkę kobiecego gabineciku. W planach miałam zabudowę pod wymiar. Taką na stałe. I całe wielkie szczęście, że tego nie zrobiłam bo do mojego kobiecego gabineciku, z buciorami… a właściwie to wielkim, stacjonarnym komputerem, pudełkami do pakowania książek, nożykami introligatorskimi i innymi męskimi gadżetami, wparował MACIEJ :) I tak sobie funkcjonuję w tym totalnie nieromantycznym barłogu, przez który przewalają się dziesiątki kartonów, przesyłek, gadżetów, kostiumów do filmów i innych cudów na kiju, które niszczą moje poczucie estetyki :)

W tym roku powiedziałam – DOSYĆ! Zabieramy się za gabinet i czarujemy tak, żeby wchodzenie do tego pomieszczenia nie przypominało wchodzenia do magazynu :) Pomimo narzekań i gróźb Maćka, że odetnie mnie od naszego konta, kupiłam ten wiklinowy fotel, na którym właśnie się sesjuję. Wynalazłam mało wygodną (nawet nie ma prowadnic!) ale za to śliczną boho komódkę. Moja mama dzierga mi nowy dywan ze sznurka więc romantyko set się prawie już stworzył :) Zadecydowałam o wywaleniu z jednej ściany wszystkich możliwych szafek, które przechowują tysiąc rzeczy nieużywanych. Na tej ścianie ma stać mój piękny fotel, obok komódka a przed fotelem boho stoliczek… którego jeszcze sobie nie wymyśliłam :) Ale za to wiklinowe lustro już kupiłam na ścianę! :) Będzie ZUPEŁNIE INACZEJ niż do tej pory. Przeprojektowałam już część biurową (tylko nie mogę się kurczę z Panem Arkiem spotkać żeby dokładne pomiar wziął) :) Będzie super!!! :) Zobaczysz!!!

Nareszcie zrealizowałam produkcje, które od dawna chodziły mi po głowie!

Piosenka Dody była na mojej liście piosenek do sparodiowania już od jakiegoś czasu :) Mam taką listę, którą sukcesywnie zapełniam nowymi pomysłami i serce mnie boli bo widzę już teraz, że nie wyrobię się w tym roku z realizacją wszystkich parodiowych pomysłów :( Ale kurczę… muszę też robić coś innego. Muszę z czegoś żyć! (niby się śmieję, ale w sumie to… to nie są żarty) :) Gdzieś kiedyś po internecie poszła plotka, ile to my zarabiamy na tych naszych parodiach…. „G” zarabiamy! Produkcja parodii to jest dla mnie koszt, który się nie zwraca i nie zwróci finansowo. Zwraca się w postaci radości ze zrobienia kolejnego coveru. Zwraca się w postaci widoku dzieciaczków tańczących do naszych piosenek, które udostępniają dziewczyny na IG. Ale kasowo niestety… muszę najpierw popracować, żeby mieć za co parodię wyprodukować :) To tak słowem wstępu, żebyś miała jako taką świadomość tego jak to wszystko wygląda :)

No, ale wracając do parodii „Dżagi” to bardzo się cieszę, że udało nam się w tych trudnych czasach ją zrealizować :) Podobnie z nagraniem „Schowaj Mnie”. Zobacz… tyle czasu minęło od mojej wrzutki na stories z tą piosenką. Cały czas, gdzieś z tyłu głowy, miałam zakodowane, że obiecałam, że nagram tę piosenkę w full wersji. Ale bałam się tego tak bardzo, że jak wszystko mam zanotowane, tak jak zauważyłaś czytając cały wpis, tak tego na żadną listę wprowadzić nie potrafiłam. BAŁAM SIĘĘĘ! A tu proszę… przyszedł przedświąteczny impuls… szybka akcja, „teledysk” na jednym ujęciu, bez fajerwerków, czegokolwiek i… w telewizorni moje śpiewy puszczali nawet! :) Nie dowierzam do tej pory :) Najlepsze jest to, że ja się do ostatniej chwili zastanawiałam czy puszczać to w ogóle na YouTube czy tylko zostawić „wrzutkę”, która sobie „przeleci” na Instagramie :)

W tym tygodniu, albo na początku następnego chcę opublikować kolejne #MilenkaMówi :) Takie na razie delikatne. Muszę wyczuć Milenkę po 3-miesięcznej przerwie od tego formatu. Zobaczymy jak nam się będzie układała współpraca ;) Bo wiesz jakie ja mam do tego podejście – tam gdzie kończy się zabawa w naszej internetowej działalności zostaje tylko ja i Maciek. Nie ma opcji, żebym zmuszała moje dzieci do czegokolwiek. Czasem można je przekupić :) Ale to inna para kaloszy hahaha :)

#MilenkaMówi, w której zagra cała rodzinka to nie wszystko! Jest jeszcze vlog z naszych romantyko wakacji na Kubie :) Nawet dwa :) Muszę jeszcze zobaczyć co tam nam zmontował w drugim Maciek, żeby mieć pewność, że rzeczywiście powinniśmy materiał rozdzielać na dwie części. Ja jestem okropna – nie chciałabyś być na miejscu Maćka :) Zwracam uwagę na takie bzdury. Takie pierdoły!!! Jestem czepialska, potrafię grzebać w 10 sekundach materiału bo coś mi się nie spodobało. Skracam, tnę, kombinuję… Ale co ciekawe, niespecjalnie czepiam się o dźwięk. Za to u nas Maciek ma świra na tym punkcie. Jak on mnie wkurza tym traceniem czasu na jakieś dźwiękowe bzdury! :) :) :) No… także wkurzamy się na siebie wzajemnie, ale chyba to dobrze, bo to co wypuszczamy przynajmniej jest dopieszczone na 100% naszych możliwości :)

No i bloopersy! Będą też bloopersy, ale to jest jakieś 70 godzin materiału do obejrzenia plus montaż więc trochę to potrwa :) Ale skoro obiecałam to BĘDZIE :) Już grzebiemy :) :) :)

Kilka pomysłów musieliśmy odłożyć na czas „po kwarantannie” bo nie możemy zrealizować ich w naszym domu. Ale tak sobie myślę, że na mnie ta kwarantanna wpłynęła DOBRZE. Bo gdyby jej nie było, pewnie gnałabym za kolejnymi produkcjami, które uzależniają jak narkotyk :) A tu, okazuje się, że zaliczając przymusową odsiadkę w domu znalazłam wreszcie przestrzeń do zrealizowania tego co zapisane w moich notatkach od lat, tylko CZASU WIECZNIE BRAK :) Wiem, że to będą petardy. Tak było z pierwszą książką, która miała pojawić się rok wcześniej. Tak było z Timą, który leżał w szufladzie 3 lata. Tak było z parodiami, które czekały na realizację 2 lata :) Tak też będzie z gabinetem, który wykończymy jako ostatnie pomieszczenie w domu. I tak jest z czasem dla mnie, który kiedy udaje mi się wygospodarować w takich ilościach, w jakich tego potrzebuję, owocuje razy sto. W sumie to muszę uważać bo ostatnio zaowocował dzieckiem :D A z trzecim chciałabym ciut, ciuteczkę poczekać. Do 10 rocznicy ślubu chociaż. Żeby sobie odbić za wesele w ciąży :P Ale o tym to już sobie poczytasz w #BakuLoveStory :)

O JA CIĘ!!! Prawie 3000 słów! To chyba najdłuższy wpis w mojej historii :) Muszę jakoś nagrodzić dziewczyny, które dotrą do samego końca :) Napisz w komentarzu „POZDRO OD WETERANKI!” :) Zobaczymy ile takich komentarzy się pojawi :) A ja pomyślę nad nagrodą :) Muszę jakoś docenić to poświęcenie :) :) :)

Ściskam mocnoooo!!!

Twoja Malwina :)