5 teorii na mój temat, które mam głęboko w…

5 teorii na mój temat, które mam głęboko w…

Biorąc na tapetę niesłuszne oskarżenia i trefne teorie lepiej by było w moim przypadku wyliczyć to, czego jeszcze na swój temat nie usłyszałam, zamiast wyliczać to, co do mnie już zdążyło dotrzeć :) Z takimi „trafnymi” opiniami na mój temat, musiałam zmierzyć się w szczególności po założeniu bloga. Pamiętam TEN TEKST, o moim politowaniu dla alkoholików i próbie zobaczenia w nich ludzi. Pamiętam blogerkę, która napisała kontrtekst do mojego, poddając dogłębnej analizie moją osobę uznając, że widocznie z problemem alkoholowym nie miałam nigdy styczności. Przykre to było. Nie powiem, że nie. No bo jak można na podstawie tego, że nie skazuję alkoholików na banicję i wieczne potępienie uznać, że nie znam tematu. Ta sama blogerka, po kilku miesiącach, podeszła do mnie na jednej z imprez, pytając mnie „czy ja mam coś do niej”, bo uwaga: „to co w internecie to tylko w internecie, a nie w realu, prawda?”. No dla mnie niekoniecznie prawda, bo to co piszę w internecie ma odzwierciedlenie „w realu” i odwrotnie. Nie potrafię udawać. I właśnie dzięki temu, czyta mnie grono podobnych do mnie dziewczyn. Z wielkim sercem i wiarą w ludzi (hmm… dziwnie tak pisać o sobie pozytywne rzeczy… aaaa tam! chrzanić fałszywą skromność!) :) Chociaż… trafiają się czasem perełki, które wiedzą lepiej ode mnie kim tak naprawdę jestem. 5 najciekawszych opinii przedstawiam poniżej. To były opinie, które na początku (zanim stwardniała mi potylica) bolały mnie najbardziej. Teraz najbardziej mnie… bawią :)

1. Blondynka, która baluje za hajs męża zamiast pójść do normalnej pracy.

Nigdy przenigdy nie balowałam za niczyj hajs. To po pierwsze. Potwierdzi to każdy mój przyjaciel i członek mojej rodziny, z którym przyszło mi balować :) Mój mąż także. Wiem doskonale skąd wynika ten niesprawiedliwy osąd. Blogowanie to nie zawód przecież. Racja, jest przyjemniejszy i bardziej opłacalny niż praca na etacie u prywaciarza, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jedna z drugą takiego bloga sobie założyły. Hajs męża nie jest do tego potrzebny, gwarantuję. Wystarczy to, co do tej pory odłożyłaś, pracując w innych zawodach. Bo odłożyłaś prawda? Jak wyglądała moja kariera zawodowa dowiesz się z TEGO WPISU. Tu masz wszystko. Czarne na białym. Od 18 roku życia wolny weekend jest dla mnie świętem dziękczynienia. A tak dla zachowania matematyki, w tym roku skończę magiczne 30. Najlepiej by było, gdyby moi przyjaciele podali teraz ilość szalonych imprez, które ze mną przeżyli (owszem przeżyli, tylko, że ja wtedy pracowałam po drugiej stronie baru). Moi przyjaciele mogą ewentualnie podać ilość imprez, które przespałam pod stołem. I to nie z powodu upojenia alkoholowego, a z powodu senności, która zwyciężała nade mną, kiedy udawało mi się zrobić sobie wolny weekend (jeden na pół roku).

No więc tak dla jasności dla coponiektórych: mój mąż na mnie nie zarabiał i nie zarabia. Nie jestem jego utrzymanką. Nie jestem też już blondynką :P

2. Sztuczna i nieprawdziwa. Udaje świętoszkę.

To, że ktoś wierzy w ludzi, ufa im i daje im kredyt zaufania na starcie, nie oznacza, że UDAJE. Tacy ludzie chodzą po ziemi i ja jestem ich żywym przykładem. Przejechałam się już kilka razy na znajomościach, które miały być szczere i bezinteresowne, ale nie patrzę na to. Skupiam się na tym, że w moim życiu udało mi się trafić na takich ludzi, którzy są naprawdę wartościowi i podobni do mnie. Moja przyjaciółka powtarza często, że karma wraca. Ja w to nie wierzę. Może i wróci, kiedyś, po śmierci, ale niekoniecznie w tym życiu. I wcale nie życzę tym, którzy okazali się nie w porządku w stosunku do mnie, żeby przejechał ich walec. Niech sobie żyją w dobrobycie i szczęściu. Ich nieszczęście, czy ta wspominana karma nic mi nie da. Ja się czyimś nieszczęściem nie potrafię żywić.  Kredyt zaufania dostało ode mnie wiele osób. Na kilku się przejechałam, ale to nie jest ważne. Czegoś miało mnie to nauczyć najprawdopodobniej. Nadal wierzę w ludzi i w to, że mają dobre zamiary. Gdybym tego kredytu im nie dała, pewnie nie miałabym teraz do kogo zadzwonić i wypłakać moją największą życiową tragedię, o której cały czas się zastanawiam czy Ci napisać, czy może pozostawić to tylko dla siebie. Chyba jeszcze to nie ten czas… Kiedyś Ci o tym opowiem.

A jeśli o tę nieprawdziwość chodzi… jestem jak najbardziej prawdziwa. To, że nie skupiam się na negatywnych aspektach mojego życia nie znaczy, że ich nie zauważam. Ja widzę wszystko. Podobno mam duże oczy… rzeczywiście sporo zauważam. Ale czy muszę się na tym co złe skupiać? Czy opisując niedzielne popołudnie z moim dzieckiem w przewróconym do góry nogami pokoju powinnam się skupiać na bałaganie? Może jednak warto zauważyć radość dziecka, które z niepościelonego łóżka skacze na ulubioną maskotkę z nadzieją, że ta, obroni go przed rozbiciem głowy? Zdecydowanie wolę skupiać się na pozytywnych aspektach mojego funkcjonowania na tym padole nieszczęścia ;P (padoł nieszczęścia… to brzmi tak… prawdziwie prawda?) :P

Próbowałam. Naprawdę próbowałam uwierzyć w to, że ta głupia szklanka jest do połowy pusta, ale co ja zrobię jak kwoka ciągle jest do połowy pełna no! ;)

3. Nie zna życia. Nigdy nie miała prawdziwych problemów.

Myślę, że gdybym Ci opisała moje dzieciństwo, okres dorastania i czasy „przedmałżeńskie”, płakałabyś jak na dobrym melodramacie. Zgadza się. Nie było fajnie. I wspominając ten tekst z punktu nr 1… doskonale wiedziałam o czym piszę. Więc jeśli jeszcze raz zobaczę na moim blogu komentarz w stylu: „Nie zna życia. Nie miała prawdziwych problemów.” zbanuję, wykreślę z listy odbiorców moich treści, usunę z mojego życia raz na zawsze i podpieprzę do Mikołaja, żeby przyniósł rózgę! Nikomu nie życzę posiadania takiego bagażu doświadczeń jaki posiadam ja. Natomiast życzę każdemu takiego pozytywnego podejścia do życia. Bo według oceny paru znajomych psychologów, jestem ewenementem na skalę światową. I bardzo mi z tym dobrze. Bo wolę być dobrym człowiekiem z bagażem doświadczeń niż złym człowiekiem, który żywi się tym, że sprawia przykrość reszcie.

4. Blogerka? A co to za zawód? Nie wie co to prawdziwa praca.

Nie pierwszy, ale ostatni raz, odsyłam do TEGO TEKSTU. Blogowanie to prowadzenie własnej agencji reklamowej, pr-owej, bycie własnym managerem, pisarzem, fotografem, grafikiem i strategiem. Do prowadzenia bloga trzeba mieć smykałkę. Trzeba to czuć. Albo Ci się uda, albo będziesz pisać pamiętnik dla swojej rodziny. W pisaniu pamiętnika dla swojej rodziny nie ma nic złego dopóki nie musisz za to spłacać kredytu za chałupę :) To, że piszę tak jak mi się podoba, że odzywam się wtedy kiedy mi się podoba, nie znaczy, że mogę to robić od wielkiego dzwonu i odbywa się to bezstresowo. Bo często trafiają się klienci, którzy wymagają więcej niż chcieli na początku, albo chcą, żebym podkreśliła pozytywną cechę ich produktu, podczas gdy ja za Chiny Ludowe nie napiszę tego w swoim tekście bo się z tym nie zgadzam. Czasem bywa tak (no dobra, nie czasem), że sprzęt do testów dostajesz 2 dni przed terminem oddania materiału do wglądu, a to z założenia zbyt krótki czas na zapoznanie się i jego  przetestowanie. Ingresy stawaj na rzęsach. „Wymyśl coś”. Różnie bywa. Jak w każdej pracy. Jedyny plus jest taki, że nie masz nad sobą szefa, który każe Ci ściemniać, że makaron z pszenicy modyfikowanej genetycznie na Ukrainie jest lepszy od makaronu z pszenicy modyfikowanej genetycznie w Turcji. Blogując możesz pozwolić sobie na PRAWDĘ, chociaż często musisz o to prawo trochę powalczyć.

PS. Chciałabym jeszcze przy okazji zapytać o moralność przedstawiciela handlowego, który musi wyrobić plan i sprzedać produkt, który jest gorszy niż produkt konkurencji. Albo o sumienia ludzi, którzy pracują przy produkcji reklam telewizyjnych, które z rzeczywistością mają tyle wspólnego co ja z długonogą latynoską. Wyobrażasz sobie operatora kamery, który mówi, że on w tej farsie nie będzie brał udziału, bo od tych tabletek konar wcale nie płonie? Albo, że blondynka z Play, mówi, że Linda w T-mobile ma lepszą ofertę? Bloger, w porównaniu do masy, teoretycznie moralnych, zawodów to najmniej sprzedajne prosię. Ja przynajmniej mogę odpowiedzieć na pewne propozycje „NIE” i mniej zarobić. Z etatu mnie za to nie wyrzucą, po premii też nie polecą.

5. Wyrodna matka. Nigdy nie nauczy swojego dziecka prawdziwego życia.

Zabawki spływają „za darmoszkę”. Dziecko ma wszystko co zechce. Nie czuje wartości pieniądza. Nie biega, nie jeździ na rowerze (tak jak to usłyszałam podczas naszego spaceru „w mercedesie” w ubiegłą niedzielę). Nie można dziecku kupować drogich zabawek bo nie wszystkich na nie stać (nie ważne, że zrzuciliśmy się z babciami i dziadkami, drogi prezent to zguba dla dziecięcej moralności i koniec!). To, że moje dziecko podczas niedzielnego spaceru jechało przy mnie samochodem napędzanym silnikami żelowym robi ze mnie gorszą matkę od tej, która swojemu dziecku, na spacer tej samej niedzieli, zabrała rower (oby nie drewniany, bo te też są drogie i mało moralne).

O tym, że bezczelnie na tym moim dziecku zarabiam, już chyba nie ma co wspominać. To już było prawda? Pokazuje – wykorzystuje. Nie pokazuje – przekłamuje rzeczywistość. Dziecko uśmiecha się na zjęciu – krowa jedna, nie pokaże już jak beczy i wyciera rękawem gluta do pasa! A Ty krowo, jedna z drugą, dlaczego na fejsbuczka nie wrzucisz własnego dziecka z glutem? Dlaczego nie nagrasz go jak Ci robi aferę w sklepie i nie pokażesz później ciociom i babciom na urodzinkach? Pisałam o tym kiedyś tekst „W obronie lukru”. TUTAJ sobie poczytaj.

Ja powinnam pokazywać zdjęcie #nomakeup żeby być prawdziwą, ale Ty już zrobisz dziubek i oprócz tapety jeszcze filter dowalisz nie? Wtedy jest sprawiedliwość na tym świecie?

Ludzie… przestańcie wreszcie oceniać negatywnie wszystkich dookoła. Zacznijcie wierzyć w to, że są tacy, którzy po prostu pozytywnie podchodzą do życia i nie mają ochoty skupiać się na tym, co negatywne. Dotknęło mnie bardzo dużo złego. Tego co mnie spotkało w życiu nie życzę nikomu. Może kiedyś o tym napiszę, może nie… nie wiem jeszcze. Wiem jedno. Od ilości nieszczęść w moim życiu nie zależy moja ocena drugiego człowieka. Owszem, uczę się odróżniać tych szczerych i bezinteresowych od tych, którzy znajomością ze mną chcą osiągnąć swoje cele, ale nigdy przenigdy nie zgorzknieję do tego stopnia, żeby dać sobie wmówić, że jestem pustą blondynką, która nie zna prawdziwego życia, a za pieniądze swojego męża niszczy moralność swojego dziecka.

AMEN.