5 kłamstewek naszych mężów, które uwielbiamy (szczególnie ostatnie!)

5 kłamstewek naszych mężów, które uwielbiamy (szczególnie ostatnie!)

 – Kochanie jak mój tyłek w tych spodniach? – pytam z nadzieją na szczerą odpowiedź.

– Może być. – no co on?! Porąbało go? Nie o TAKĄ szczerą odpowiedź mi chodziło!

– Wiesz co? Spójrz się na swój brzuch lepiej! Ja rodziłam dziecko! Mam prawo być gruba! – jadę standardem…

– Ale Ty nie jesteś gruba! – mój umysł nagle dostaje dawkę cukrowej tęczy, już mi lepiej.

– Nie jestem? Masz rację, nie jestem! To co idę w tych spodniach prawda?

– Tjaaaa… idź w czym chcesz… – no tak, przecież wyglądam we wszystkim dobrze. Ma rację ten mój mężulek <3

Znasz to? No powiedz, że znasz. To taki standardzik. Bywają też wersje hard tej samej rozmowy, ale to zależy od dnia cyklu, w którym się znajduję. Aktualnie jestem w fazie jajeczkowania więc jestem boginią seksu. Seksu, biznesu i pieniędzy hahaha… boszszsz… Bakusiowa, weź Ty się popatrz w lustro! Albo dopytaj męża. On Ci prawdę powie :)

Taka ładna była?

Idziemy po centrum handlowym. Przed nami długonoga (na bank niedzieciata! na bank 100 lat młodsza ode mnie) blond rakieta. Zezuję na Maćka. Oko wyłazi mi już z oczodołu, ból niesamowity ale bacznie obserwuję reakcję mojego męża. Spojrzał się! Spojrzał się na nią! Co za prosiak! Jak on mógł?! To nieważne, że ona prawie na nas wlazła. Nie ważne, że miała żarówiastą różową torebkę i szpile połączone z koturnami i szczudłami. Spojrzał się na nią nie z ciekawości a z zachwytu!

– Taka ładna była? – pytam mimowolnie podziwiając czubki swoich spracowanych trampek.

– Ale kto? – mąż jedzie standardem. – Ta obleśna gówniara z krzywymi nogami? A weź daj spokój!

– Też to zauważyłeś? Fu! A jakie miała zniszczone końcówki! – podtrzymuję temat dumna z mojego warkocza z trzech włosów.

– Oj taaaak… te końcówki były najgorsze moja ty królowo PanteneProV.

To tylko koleżanka!

Facebook to zło. Od czasu do czasu ludzie sobie przypominają o starych znajomościach i pukają do skrzynek z wiadomościami pytając standardowo: Oooo! Dawno się nie widzieliśmy! (jak byśmy teraz się nagle widzieli). Co tam u Ciebie? Traf chce, że zazwyczaj odzywa się jakaś dziewczyna. Standardowo młodsza, standardowo ładna… Standardowo usta w dziubek albo cycki na wierzchu (oczywiście cycki, które mleka nie zaznały). No i pyta się taka jedna z drugą „Co tam”. No i odpowiada ten mój mąż. „A super. Mieszkam w Warszawie. Mam dwuletniego synka i żonę”. Ach żonę… cisza. Pani z komputera sobie poszła.

– To Twoja była? – pytam standardowo od niechcenia (przecież wcale mnie to nie interesuje!)

– To tylko stara koleżanka Kwiatuszku mój Ty kochany, cukiereczku najdroższy! Ale piękny lakier do paznokci! – spoglądam na mój obdrapany french… spostrzegawczy ten mój kochany mąż! O czym to my w ogóle rozmawialiśmy?

Słuchasz mnie?!

Oglądamy katalogi z płytkami do łazienki. No dobra, ja oglądam a Maciek patrzy w telewizor hipnotyzując kanał w nadziei, że sam się zmieni i nie trzeba będzie się podnosić i podróżować po pilota.

– Maciuś, a co myślisz o tych płytkach? Może by takie niby-drewniane zrobić? I wtedy byśmy na tej ścianie położyli taką cegiełkę jak u Agi a na tamtej takie półeczki z takimi światełkami… Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!

– Taaaak, tak będzie super! Też o tym myślałem. Kochanie super pomysł, zróbmy tak. – mężowe oko nadal hipnotyzuje rybkę MiniMini.

– A może czarno-biała jednak ta łazienka. Może taka krateczka na podłodze a na ścianie takie glejmor cyrkonie i żyrandol z wiszącymi kryształkami?

– Taaaak, tak będzie super! Też o tym myślałem. Kochanie super pomysł, zróbmy tak. – Ach… my to się dobraliśmy. Podoba nam się ten sam styl. No kocham tego mojego męża!

MasterChef

Zdrowa kolacyjka o 19:00. Podsuwam mojemu ukochanemu pod nos talerz ze szpinakiem, rukolą i prażonym słonecznikiem. Do popicia sok z buraków a na deser gotowane na parze brokuły (bez bułeczki rzecz jasna). Maciek spogląda na suto zastawiony stół i idzie do lodówki „po kilka pomidorków cherry”. Szukając pomidorków cherry „przypadkowo” napotyka wzrokiem parówki. Wpycha trzy na raz i zalewa ketchupem prosto do paszczy. Tak się składa, że poszłam cichaczem za nim, stoję w drzwiach kuchni i obserwuję ten obrazek.

– Kochanie, nie smakuje Ci moja kolacja? Przecież jest taka zdrowa! Warzywa są zdrowe. Czym Ty sobie wypchałeś tak policzki? Czy to ketchup???

– To pomidorki cherry! No przecież Ci mówiłem, że po nie idę. Już je pogryzłem… zobacz jakie czerwone, dorodne! – Ach ten mój mężulek. Jest taki inny niż wszyscy! LOVE go!

Nie jesteś gruba

Stoję przed lustrem załamana. Oglądam moje uda poprzecinane rozstępami. Łapię za skórę i ściskam z całej siły. O matko! Co za góry i doliny! Skórka pomarańczowa to mało powiedziane! Nigdy takiej dużej pomarańczy nie widziałam! Zaczynam płakać… wyciągam na metr moją rozciągniętą skórę na brzuchu i zastanawiam się jak to kuźwa obciąć żeby zostawić sobie pępek…

– Maciuuuuuuuś! Czy ja jestem gruba? – krzyczę do męża przygotowując się na najgorsze. Moja skóra cierpnie, żołądek się zaciska. Czekam na wyrok. Mój mąż powie mi prawdę. Mój mąż, jest zawsze ze mną szczery…

– Gruba? Ty? A gdzie? Skóra i kości – odkrzykuje mąż zajęty konstruowaniem wieży z Lego (Pączek śpi to można się spokojnie pobawić).

– No spójrz się na mnie! Jak Ty możesz stwierdzić, czy jestem gruba skoro się nawet na mnie nie spojrzałeś! – Maciek podnosi wzrok i obserwuje ściskane przeze mnie udo. Co prawda już nie ściskam tak mocno. Chyba nie mam już siły. Taaaak. Opadłam z sił. Mógł spojrzeć wcześniej to by zobaczył dobrze!

– No mówię Ci, że skóra i kości! Jesteś piękna… chucherko Ty moje.

Ach ten mój mąż… on jest zawsze ze mną szczery. ZAWSZE :*