Ostatnio rozmawiałam z moją mamą o czasach, kiedy to ja byłam dwuletnim rozbrykanym Pączkiem. A ona młodą mamą, której życie zaczynało się powoli stabilizować po przewrocie wrześniowym, czyli moich narodzinach. Kiedy zapytałam ją o to, czy widzi podobieństwo w jej niegdysiejszym i moim teraźniejszym zachowaniu, skwitowała to tylko znajomym – „Kiedyś to były zupełnie inne czasy”.
Kiedyś były inne czasy, serio. Rewolucja pod tytułem „pierwsze dziecko” odbywała się w bardziej sprzyjających warunkach. Jeżeli moja własna mama mówi mi o tym, że kiedyś żyło się łatwiej, wierzę jej w 100%. I wcale nie chodzi o to, czy komuna lepsza czy kapitalizm. Albo o to, czy lepiej w konserwatywnych, czy liberalnych klimatach. Wiesz o co chodzi? O to, co nam do głowy wkładają media (te stare i te nowe). O to, jak kształtują nasze pragnienia… Nie wierzysz mi? A proszę bardzo:
1. Figura z wybiegu
Kiedyś nie było czegoś takiego, jak tłuszcz palmowy czy MOM w konserwie. Jadło się pewnie tyle samo co teraz, tylko że co innego. Obstawiam, że szło w cycki. Musiało iść :) Oprócz tego, samochód nie był czymś tak powszechnym. Nie trzeba było biegać na siłownię, bo siłownię to się miało, pokonując kilka kilometrów do pracy w tę i z powrotem. A przy tym wszystkim i tak nie było mody na wychudzone modelki z wybiegów. Dziewczyny miały piękne, zdrowe kształty i nie wiedziały co to cellulit.
2. Photoshop – wynalazek szatana
Gwiazdy z okładek czasopism, modelki, ba! zdjęcia na Facebooku i Instagramie są już nawet obrabiane przez byle Kowalskiego… Kowalską w sumie, bo to wśród kobiet taka spinka na glejmor look. Ha! Wiesz, dlaczego czasem tęsknię za poprzednim telefonem? Bo w nowym nie ma opcji rozmywania twarzy podczas robienia zdjęć. Na mnie też to działa. Na każdą z nas! No bo skoro widzimy zdjęcie koleżanki, której nie widziałyśmy dwa lata i wygląda nagle jak milion dolarów… my też tak chcemy. Bo nie chcemy czuć się gorsze, prawda?
3. Kult posiadania
Uuuu, tutaj mogłabym pisać, pisać i pisać. Bo nasza rzeczywistość jest jednym wielkim konsumpcjonizmem. Oglądamy megadrogie ciuchy w filmach i serialach, podglądamy życie gwiazd i chcemy tego samego. To już nie są czasy, w których coś co widzimy w telewizji, wydaje nam się odległe i nieosiągalne. Jest internet, możemy zaraz tego poszukać, zobaczyć, ile kosztuje. Możemy wziąć kartę kredytową i kupić to na raty. Jakoś się spłaci przecież. Po prostu będziemy więcej pracować. Na dom/mieszkanie też się weźmie kredyt. Na 30 lat… no bo chyba 30 lat to mamy zamiar pracować, prawda? I jednym podpisem fundujemy sobie wyrok więzienia na 30 lat… no ale jak inaczej, jak takie czasy? Gdzieś trzeba mieszkać, w coś dzieci ubrać… czymś trzeba do pracy dojechać. Wszystko kosztuje. No to pracujemy więcej, żeby zapewnić sobie i rodzinie godne funkcjonowanie. Tylko, że człowiek nie jest robotem. Nie można go zaprogramować. Prędzej czy później coś się zepsuje. Zdrowie najprawdopodobniej. Fizyczne albo psychiczne.
4. „Prawdziwe” facebook`owe życie
No ale jak tu się nie zarzynać, skoro odpalając byle Facebooka czy Instagram, widzimy że nasi znajomi radzą sobie doskonale, mając sytuacje podobne do naszych? Na zdjęciach są zawsze uśmiechnięci, pokazują drogie telefony, samochody. Oni to pewnie nie na kredyt. Tylko my. No to dawaj i my kupimy jakiś fajny samochód. Rata 800 zł miesięcznie. Jakoś damy radę. I siup! Na tablicę facebook`ową fotkę z najnowszą bryką. I teraz ktoś inny ogląda Twoje zdjęcie i biegnie po kredyt, bo on też chce a przecież tak najłatwiej. Kasa, kasą. A co ze związkami międzyludzkimi? Tamta to ciągle pokazuje tylko zdjęcia z wyjazdów. Bez męża i dziecka… no bo taka praca. Ale się uśmiecha, więc pewnie jest tam szczęśliwa. A ta tutaj, proszę bardzo, szczęśliwa uśmiechnięta rodzina. Dziecko takie pogodne. Pewnie zawsze jest takie. Nie ma humorów, tak jak moje. No bo gdyby miało, to chyba nie byłoby uśmiechnięte na każdym zdjęciu?
5. Serialik na dokładkę?
No to jak już taka matka załamie się nad swoją figurą, nad niedoskonałą twarzą, pokłóci się z mężem raz o brak pieniędzy, innym razem o brak czasu dla rodziny. Jej mąż w odwecie powie, że on pracuje, żeby ona mogła SIEDZIEĆ z dzieckiem w domu, mamy już komplet nieszczęścia. Z seksu nici, idzie dziewczyna nocą oglądać serial… przy prasowaniu, żeby nie było, bo jeszcze nie oszalała do reszty. I tak prasuje biedaczyna, i ogląda te współczesne historie kobiet takich jak ona, i… płacze. Bo nie ogląda w tych serialach miłości ponad wszystko i happy endu. Happy Endu nie ma, bo ciągle ktoś się zdradza, ktoś rozwodzi, dzieci psują związki albo związki psują dzieci. Serialowe żony są zazdrosne o ładne, zgrabne, młode dziewczyny z pracy męża, po czym okazuje się, że źle trafiały, bo mąż zdradzał je z najlepszą przyjaciółką… bla bla bla.
W dzisiejszych czasach o spadki nastrojów czy depresję nie trzeba się specjalnie prosić. Takie właśnie depresyjne czasy nastały. Wszystko przez to, że chcemy więcej i lepiej. Bo wydaje nam się, że tylko my nie mamy tak, jak mają nasi znajomi na Fejsie czy gwiazdy w serialach. A depresja czeka cierpliwie pod drzwiami i wypatruje chwili, w której te drzwi jej otworzysz. I jak złodziej zaczyna Ci wszystko w domu demolować a Ty… nie masz siły nawet sprzątać…
Na koniec mam dla Ciebie film. Który pomimo tego, że pokazuje naszą smutną rzeczywistość, prawdopodobnie sprawi, że podniesiesz wysoko głowę i powiesz do samej siebie: „Jestem ponad tym wszystkim. Nie dam się zmanipulować.”
Jakie to prawdziwe!! Dokładnie tak jest w dzisiejszych czasach. Myślę, że każdy musi znaleźć swój złoty środek żeby nie dać się zwariować i czerpać szczęście ze swojego życia, a nie udowadniać innym jak się nam super powodzi i żyje…
Bardzo prawdziwe….i bardzo smutne….zwlaszcza ten konsumpcjonizm to najgorsza pułapka,teraz w dobie youtuba i internetu. Człowiek zapomina co tak na prawdę daje mu szczescie.
Dobrym antidotum na depresje jest znalezienie w swoim życiu pasji, czegoś, co daje nam radość z życia i powód, żeby się nie poddawać. Działalność charytatywna może być właśnie takim lekarstwem na depresje – pomoc niepełnosprawnym dzieciom, pomoc zwierzakom… ważne jest, aby znaleźć coś, co poruszy nasze wnętrze i dzięki czemu warto będzie żyć. Musimy nadać naszemu życiu sens, a widząc, że pomagamy innym, że dzięki nam żyje im się lepiej i bez nas byłoby im ciężko jest jednoznaczne z podniesieniem swojej wartości. Nie zawsze to musi być nasze dziecko, może to być zupełnie inna osoba, której dzięki nam żyje się lepiej.
Jeśli nie masz nawet siły wstać z łóżka, nie rób tego dla siebie, ale dla tych, którzy tego potrzebują, to najlepsza motywacja.
Cała prawda, jesteśmy narażone z każdej strony. Ale to, że sobie i tak dobrze radzimy to o czymś świadczy :)
Niestety gdzie się nie obrócimy znajdujemy rzeczy, które mogą nas dołować. Ludzie chcą się chwalić nowymi rzeczami, pokazywać zdjęcia z podróży. Tylko musimy sobie zadać pytanie czy chcemy być jak wszyscy? Czy tego nam rzeczywiście w życiu brakuje?
Czy są juz jakieś mejle z newslettera? :)
W 100% się zgadzam… Świat się teraz pogubił. Wszystko musimy mieć najlepsze. A ja czasem patrzę sobie na zdjęcia moich rodziców z lat 90-tych. Wszyscy tacy trochę zapyziali, te kobietki – teraz 40, 50 latki wyglądające wtedy za młodu, nawet gorzej niż teraz, a jednak wszyscy tacy jakby szczęśliwsi, weselsi.
Mnie za to do depresji i nerwicy jednocześnie doprowadza fakt, że w tych szalenie szybkich czasach ludzie zapominają o bardzo ważnej rzeczy. O wpajaniu wartości, szacunku, miłości do Ojczyzny i dbałości o tradycję młodszemu pokoleniu, od którego to będzie uzależniona przyszłość naszego kraju.
http://www.szafamajniaka.blogspot.com http://www.majniaki.pl
Podpisuje sie pod tym!
Wlasnie dzisiaj mam taki paskundy dzien spowodowany tym „wiecej, wiecej chce i musze miec” „bo inni mają lepiej”
Czuje sie oczyszczona po przeczytaniu tego tekstu. :) DZIEKUJE!!
Kobieta, kobiete zrozumie :)