3 sytuacje, przed którymi chciałabym uchronić moje dziecko

3 sytuacje, przed którymi chciałabym uchronić moje dziecko

Boję się o moje dziecko każdego dnia. Tak już mam. Na widok ostrych kantów w meblach, w mojej głowie odtwarza się film grozy w jakości Full HD. W 3 sekundy potrafię sobie wyobrazić wypadek, obrażenia i wpływ całej sytuacji na przyszłość mojego dziecka. Podobno nie jestem odosobniona w tych fatalistycznych scenariuszach? ;) Z jednej strony wiem, że takie myślenie w niczym mi nie pomaga, z drugiej, wydaje mi się, że jak dopuszczę te straszne myśli do siebie, to może uda mi się zawczasu uchronić moje dziecko

Maciek ma zupełnie inne podejście. Twierdzi, że jeśli Mati nie obije sobie głowy kilka razy w życiu, nie nauczy się uników. Jeśli nie zedrze sobie porządnie kolan, nie nauczy się wyciągać rąk do przodu w trakcie upadku. A jeśli nie zakocha się w jakimś wrednym dziewczynisku, nie doceni później swojej żony. Mądry z niego facet, nie powiem. Ale ja, na samą myśl o cierpieniu mojego dziecka czuję jak rozrywa się moje serce. Jeśli chodzi o Matiego i troskę o jego uczucia, jestem nieobliczalna. Bronię jak lwica. Chociaż czasem jak lwica potrafię i na niego ryknąć… ale to dla jego dobra ;) No więc… przed czym chciałabym najbardziej uchronić mojego pierworodnego? Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale może ograniczę się do tych trzech kwestii. Resztę dopisz w komentarzu sama :)

Ból fizyczny

Ja wiem, że wypadki chodzą po ludziach, ale gdyby łaskawie omijały moje dziecko to byłabym bardzo zadowolona ;) Pamiętam, że największy ból czułam wtedy, kiedy mój pomysłowy kolega zeskoczył z huśtawki (takiej wieeesz, oldschoolowej, gdzie albo jedno jest na górze albo drugie). Całym swoim ciężarem w zestawie z ciężką metalowo-drewnianą huśtawką trzasnęłam wtedy w podwiniętą pod siedzisko kostkę. O matko… aż mi się ścisnął żołądek na to wspomnienie.  Ale wracam już do rzeczywistości.

W obecnej sytuacji, jako matka, jedyne co mogę zrobić, to nauczyć moje dziecko rozsądnie dobierać kolegów i ubezpieczyć go od takich nieszczęśliwych wypadków. Bólu ubezpieczeniem nie uśmierzę, ale przynajmniej nie będę musiała się martwić o kosztowne leczenie, czy wizyty u specjalistów.

_dsc8985

_dsc8984 _dsc8979 _dsc8935 _dsc8871 _dsc8874

Niespełnione  marzenia

Pisałam już o tym nie raz. Świadomość niespełnionych marzeń w życiu jest okropnym uczuciem. Ja miałam tak z żalem do mojego taty, że nie zgodził się, żebym równolegle z ogólniakiem, chodziła do szkoły muzycznej. Tak, tak! Oprócz tego, że lubię się bawić przy disco polo, mam całkiem niezłe ucho i niesamowicie muzykalnego ducha (czego nie widać na moich Instagramowych popisach, ale chociaż trudno Ci będzie w to uwierzyć… po prostu się wstydzę pokazać, że coś tam umiałabym „śpiewnąć”). Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, skupiłam się już tylko na pracy i zdobywaniu doświadczenia w moim przyszłym zawodzie. Nigdy nie miałam szansy przekonać się czy rzeczywiście do czegoś się nadaję. No oprócz chóru kościelnego. Pozdrawiam kochanego organistę! :* Moi twardo stąpający po ziemi rodzice, skupili się na zapewnieniu mi dobrych studiów, z przyszłościowym zawodem. To wiele. Bardzo wiele. I mimo, że moją potrzebę pójścia do szkoły muzycznej uznali za fanaberię, to start w życiu zapewnili mi niesamowity. Tak jak Ci pisałam jakiś czas temu… właściwie to dzięki nim zostałam blogerką. I spełniłam swoje marzenie o posiadaniu domu i tej symbolicznej białej huśtawki.

Ja obiecałam sobie, że chcę mojemu dziecku zapewnić przynajmniej tyle, ile ja otrzymałam od moich rodziców. Czuję w sobie powinność „oddania” tego, co dostałam. A oprócz tego, postanowiłam, że pomogę mojemu dziecku w realizacji jego marzeń. Niech próbuje. Niech nauczy się odróżniać je od samych mrzonek. Ale niech ma taką możliwość. Będzie chciał grać na gitarze? Choćby za ostatni grosz – kupię gitarę i zarobię na lekcje. Będzie marzył o karierze piłkarskiej? Znajdziemy szkółkę. Będzie chciał pójść na płatne studia, na które nie dostanie się w trybie dziennym – dam radę. Wyjmę ze skarpety, którą na tę okoliczność co miesiąc uzupełniam („skarpeta” TUTAJ) i dam. Muszę! Jedyne z czym będę miała problem, to te marzenia, które mogą wiązać się z punktem pierwszym – bólem fizycznym… Kurczę nooo… nie pytaj mnie co zrobię. Jeszcze tego nie wiem i obym nie musiała się przekonywać.

_dsc8899 _dsc8896 _dsc8898 _dsc8895 _dsc8894

Złamane serce

Mój Maciek ma w tej kwestii inne zdanie. Mówi, że facet, którego raz, porządnie oszuka dziewczyna, potrafi później docenić tę jedyną, „docelową”. Coś w tym jest, bo kiedy wspominam czasy, jednego z moich chłopaków, z którym powiem delikatnie „niespecjalnie mi się układało” i porównuję je z tym, jak czuję się teraz, przy moim mężu, stwierdzam, że ta szkoła życia była mi potrzebna.

No, ale co mogę w tej kwestii? Oprócz dawania dobrego przykładu (co przy moim temperamencie wcale nie jest takie proste) mogę tylko go wspierać. Za punkt honoru obrałam sobie jzorganizowanie Matiemu przynajmniej tak pięknego wesela, jakie my mieliśmy z Maćkiem. Odkładamy pieniądze już teraz. Wiesz… pomalutku, praktycznie nieodczuwalnie, a „górka weselna” z miesiąca na miesiąc coraz większa. No, ale oszczędzanie nie jest akurat jakimś wielkim „łał”. Jedni ludzie mają to po prostu we krwi (mój Maciek) a inni w pewnym momencie po prostu do tego dorastają (mój mózg).

Kilka razy już pisałam Ci o ubezpieczeniu, którym objęliśmy z Maćkiem Matiego. Z jednej strony oszczędzamy (Nationale Nederlanden gwarantuje coroczną, dodatkową premię do 500 zł), z drugiej, ubezpieczamy go na codzień. Ja nie umiem wytłumaczyć tak dokładnie o co chodzi. Takimi kwestiami zajmuje się Maciek, najlepiej będzie jeśli poczytasz o tym TUTAJ.

Najchętniej otworzyłabym głowę Matiego i szufelką nasypała mu wszystkich mądrości życiowych ile się zmieści. Najchętniej zaoszczędziłabym mu każdego bólu… fizycznego, mentalnego i tego najgorszego – bólu złamanego serca. Ale kurczę no… nie da się! Bardzo nie lubię kiedy czegoś się tak po prostu nie da. Jestem typem człowieka, który musi nad wszystkim panować, mieć wszystkie scenariusze przemyślane i na każdy przygotowane po 3 plany działania. Gdybym mogła naprawdę przeżyłabym życie za moje dziecko i dała mu tylko to co pozytywne i przyjemne. Niestety muszę to powtórzyć, ale… tak się nie da.

Jako rodzice powinniśmy nauczyć się pozwalać popełniać naszym dzieciom błędy, pomagać im się z nich otrzepywać i wyciagać wnioski. Musimy po prostu BYĆ i wspierać nasze dzieci najmocniej jak tylko jest nam to dane. 

_dsc8897