3 słowa, którymi mój mąż wyprowadza mnie z równowagi… CODZIENNIE!

3 słowa, którymi mój mąż wyprowadza mnie z równowagi… CODZIENNIE!

Wiesz, że ja mojego Macieja love prawda? No kocham gościa miłością nieskończoną! Spędzamy ze sobą 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu i żyjemy :) Z dnia na dzień coraz lepiej! Jakoś tak, w miarę szybko idzie nam przepracowywanie drażliwych kwestii. No chyba, że się uprze i nie chce przyznać mi racji :) Nieeee no, żarcik. Ja jestem bardzo ugodowa wbrew pozorom. W większości kwestii… Oprócz jednej…

I jedno i drugie uparte. I jedno i drugie walczy o swoje. Oczywiście ja mam rację! :) I nie myśl, że mam rację, bo piszę ten tekst. Zaraz sama mi ją przyznasz, bo prawdopodobnie Ty też, na dźwięk tych słów, dostajesz strzał ciśnienia :) Uwagaaaa…

MALWINKAAA KUPA JEST!

Nosz przepraszam ja bardzo! Masz dziecko to mu zmień tą pieluchę! A co ja mam do tego :) Jak ja mam dziecko to nikogo nie wołam do pomocy. To już naprawdę musi być podbramkowa sytuacja, kiedy źle ocenię kaliber i zacznę operację na pościeli albo kanapie. Ale wzywać posiłki do każdej przeciętnej kupki? No luuuudzie! I tak najgorsze historie są zarezerwowane dla mnie, bo przecież kiedy one się dzieją? No kiedy? No rano, około 8, zaraz po śniadanku. A co robi wtedy ojciec? No co? A ojciec ucina sobie pogawędki z tatusiami, w przedszkolnej szatni przecież :) Ma alibi!

Milenka im starsza, tym mniej cierpliwa. Chwała Pampersowi za te pantsy, bo tradycyjnej pieluszki już tej wichurze nie założysz! Niczym jej nie zajmiesz. To kobieta pracująca jest, ona nie ma czasu na spokojną zmianę pieluszki przecież. W szczególności o poranku, po śniadanku, wyspana, wypoczęta i najedzona. Przecież ona musi podbijać świat, a nie leżeć i czekać aż matka spokojnie dokończy temat.

I zawsze jest tak, że zdążę się podnieść z maluchem pod pachą, żeby wynieść radioaktywny pakunek do śmietnika i wtedy wchodzi Maciek, cały na biało, z tym swoim niewinnym pytankiem rzucanym od niechcenia: „Jak tam się dziewczyny bawicie?”. No po prostu przednio! Ubaw po pachy! A czasem i co inne po pachy ;)

A jak się przydarzy jakimś cudem, że sam taką pieluszkę zmieni to PAAANIE! Wydarzenie roku! Brawa dla tego Pana! Ojciec dekady! Zmienił pieluszkę. SAM! Proszę Państwa! Tymi ręcami! :) Jakby można było organizować pieluszkowe tak jak się pępkowe robi to by każdego zmienionego pampersa z kolegami świętował :)

Dokładnie tak jak w reklamie Pampers z Johnem Legend’s i Adamem Levinem (to ciasteczko z Maroon 5)? Zrobiła furorę na ostatnich rozgrywkach Super Bowl w USA :)

Ale wiesz co… jak już mają tak celebrować te zmiany pieluszek to niech celebrują. Lepsze to niż MALWINKAAA KUPA JEST i niedokończona myśl… bez kropki na końcu zdania. ;)

A ja już wiem, że gość wyczuł pismo nosem i  kombinuje jak by mi tu tego dziecia podrzucić. Jak kukułka jajo dosłownie! I to zbuka na dodatek! :) Najpierw próbuje wziąć mnie na sposób. A bo niby Milenka tęksni, a bo niby zrób sobie przerwę w pisaniu (a wie, że jak zacznę to nie znoszę jak mnie ktoś od pisania odrywa, bo później tracę myśl i mi wychodzi masło maślane). Ale nieee, weź chodź matka do dziecka bo ono WŁAŚNIE TERAZ Cię potrzebuje. Przychodzę, biorę to potrzebujące dziecię na ręce i czuję moment co tu się dzieje.

– Ona ma kupę.

– Taaaak? Nic nie czułem.

– Maciek… tego się nie da nie czuć!

– E tam, musiała zrobić przed sekundą.

No i weź z takim gadaj no?!

Czasem jestem mocna. Silna. Nie daję się złamać. Oddaję się rozkoszy dudnienia w klawiaturę, z uporem maniaka łapiąc uciekającą myśl, która oddala się ode mnie z każdym: „Mamusiu, dziecko chce do Ciebie”, „Mamuniu Milenka tęskni”, „Mamuniuuu…”. NIE DAM SIĘ. Nie MA SZANS! Ja tu nie czytam gazetki tylko pracuję! Focus – tekst. Nie ma mnie dla świata.

Cisza… Aha. Już ja wiem co to za cisza jest. To jest właśnie ta cisza przed burzą. 10 minut maks dla niepoznaki i zaraz usłyszę:

MALWINKAAA KUPA JEST!

Luuuuudzie złoci! No idę do niego. No bo co? Nie pójdziesz? Jak wiesz jak to z tą małą trąbą powietrzną dopiero co o poranku się siłowałaś. No idę już, idę! Daj chociaż kropkę postawić na końcu zdania. A kij z kropką… i tak myśl poszła w pi…piripi :)

Idę pomóc biedakowi. We dwójkę raźniej. Ja też bym się nie obraziła za pomoc w tych porannych ćwiczeniach na poligonie. Rozumiem go. Niech mu będzie. Po co ma się denerwować. I tak sobie myślę po drodze o mojej uciekającej myśli, której nie zakończyłam kropką, o tym jaki to Maciek cudowny tatuś, że taki kontakt ma z dziećmi, a przecież poprosić o pomoc to nic dziwnego… Pewnie jakaś grubsza akcja, bo przecież wie, że pracuję, do popierdółki mnie nie wezwie.

Wchodzę do pokoju, patrzę na towarzystwo, a towarzystwo czeka. Młode siedzi w samej pieluszce a stare się nad młodym modli. I czeka. Jak na wybuch bomby. Okkkeeeej, dawaj tu gościa. Przygotowuję pole operacji. Podkład, kremik, stos chusteczek nawilżanych. Zaczynam. Odrywam jeden boczek pantsika, drugi, patrzę… a tam BOBUŚ! BOBECZEK! BOBUNIO po prostu tyci, tyci, malusi taki, że bez okularów nie wypatrzysz. A zza pleców słyszę…

ŚMIERDZIAŁO KUPĄ STULECIA!

No patrz jak mu się nagle węch wyostrzył!

Ooooch! Mężczyzniii!

Jak Wy to robicie ja się pytam? JAK?  




NOWY FILM NA NASZYM KANALE!!! <<SUBSKRYBUJ TUTAJ>>