Zrobiłam wreszcie coś, czego bałam się od 5 lat!

Zrobiłam wreszcie coś, czego bałam się od 5 lat!

Kiedy urodziłam Matiego, moje koleżanki dopiero się pobierały albo zaręczały. Dzieci, były dla nich tematem tak odległym jak emerytura :) Niespecjalnie więc miałam z kim wymienić się doświadczeniami rodzicielskimi. No dobra… Podpytać o doświadczenia, bo moje nie istniały :) Teoriom wygłaszanym przez starszyznę w naszej rodzinie jakoś tak nie do końca ufałam. Wewnętrznie czułam inaczej, ale brakowało mi tego potwierdzenia od jakiejś zaufanej mamy „moich czasów” więc działałam po omacku. Niestety tak. Mój instynkt macierzyński zagłuszał lęk przed popełnieniem błędu i w ten sposób, przez blisko 5 lat… przesadzałam. Ze strachu…

Nooo może nie 5 lat, bo z biegiem czasu byłam coraz pewniejsza tego co robię, ale muszę Ci się przyznać, że akurat ta kwestia bardzo u mnie kulała. Otóż nigdy nie byłam pewna, czy dobrze ubieram moje dziecko na dwór, czy powinnam z nim w ogóle na tym dworze np. podczas wiatru przebywać albo czy nie ma zbyt niskiej temperatury w domu. Co do tej temperatury to prawda jest taka, że jest właśnie za wysoka, ale ja jestem NIESAMOWITYM ZMARZLUCHEM i chyba z tego właśnie wynikał mój problem. Mi jest wiecznie zimno i wydawało mi się, że moje dziecko na bank wróci chore, jeśli wyjdzie na „nieidealną” pogodę. Jeśli jesteś tutaj z nami dłużej, pewnie pamiętasz, że 3 lata męczyliśmy się z wiecznie chorym i zagluconym Pączkiem a poprawa nastąpiła dopiero po wycięciu meeeega powiększonego migdała. I to tylko poprawa, bo i tak choróbska czepiały się nas jedno za drugim. Bałam się. Po prostu się bałam każdej kolejnej choroby. I domyślam się, że sporo takich bojących mam się znajdzie.

Musiało upłynąć dużo czasu i dużo glutów, które pewnie w wielu przypadkach były wywołane właśnie przegrzaniem, zanim poszłam po rozum do głowy. Oczywiście nie myśl sobie, że zakładałam dziecku 3 futrai i 5 czapek :) Nieee. Nie byłam takim hardkorem :) Ale bardzo często wybierałam zbyt grube kurtki zapominając o tym, że taki pełen energii maluch BIEGA I SZALEJE. On nie idzie tak jak ja, tylko goni jak szalony. Kilka przemoczonych włosów pod czapką i spocona szyja dały mi do myślenia.

Najwięcej jednak do myślenia dało mi to, czego brakowało mi, kiedy Mati miał kilka miesięcy. Rozmowy z moimi czytelniczkami. Minęło trochę czasu. Poznałam lepiej te najbardziej aktywne dziewczyny, które często komentowały moje wpisy i… zaufałam. Zaczęłam Matiego powoli „rozbierać” i wychodzić na spacery w coraz gorsze pluchy i zawieruchy. Oczywiście nie muszę Ci mówić jak Mati kocha kałuże, błoto i przemoczone skarpety? :)

Okazało się, że… nic złego się nie dzieje. Mati jest niesamowicie energetycznym osobnikiem więc albo biega, albo jeździ rowerem, albo hulajnogą, albo chociaż podskakuje, jeśli proszę go, żeby szedł równo ze mną :) W listopadzie minie rok, od kiedy postanowiliśmy zostawić go razem z nami w domu i… zachorował w tym czasie tylko raz. I to właściwie sam glut, który załatwiliśmy od razu plastrami z naturalnymi olejkami, dzięki którym oddychał normalnie przez całą noc (a zazwyczaj było tak, że z rana budził się z przytkanym nosem, spuchniętymi oczami i… pretensjami do całego świata gorszymi niż baba na PMSie albo facet z gorączką). O plasterkach poczytaj sobie TUTAJ a ja jeszcze wrócę na chwilę do tematu moich „strachów”, ale tylko na chwilę, bo zaraz będę miała dla Ciebie super niespodziankę :)

No więc Mati, to jest pikuś! Z Matim jakoś tak to wszystko naturalnie poszło w dobrą stronę i teraz trzymałabym go na dworze najchętniej całe dnie (nie to żeby mi gość roznosił dooom, nie to, żebym miała święty spoookój, nie nieee) :) Natomiast najwięcej zyskała na tej historii #JeJRóżowość, która jest na spacerze dzień w dzień niezależnie od pogody (no dobra, jak leje to nikomu się nie chce wychodzić). Alena nią już tak nie chucham i nie dmucham bo wiem, że nie ma takiej potrzeby.

Sesja, którą widzisz była robiona przy zachodzącym słońcu i taaaaaakim wietrze, że myślałam, że urwie mi głowę. Dopóki słońce było w górze wytrzymywałam nawet w swoim przyletnim autficie (heloooł, co z tego, że mam różowego niedźwiedzia na plecach, jak rękawy z cienkiej tkaninki – ja tam już żywot kończyłam!) :) 5 lat temu, z Matim nie odważyłabym się na coś takiego nawet gdyby miał na sobie 50 kocyków :) A tu… proszę bardzo. Czapka na ucho, z jednej strony kocyk, z drugiej moja chusta (bo teraz taka letnia jestem, że aż za mało tych kocyków zabieram czasami) i spacejros po parku Bródnowskim in progress :)

Serio, jeśli masz podobne uczucia do moich, nie bój się. O odporność przed chorobami można zadbać inaczej niż opatulając dziecko w szczelny kokon, albo zabraniając mu szaleństw w kałużach. To niesamowicie ważny temat, nad którym warto się pochylić, bo odporne dziecko procentuje na wielu płaszczyznach i nie ma co tu owijać w bawełnę… baaaardzo ułatwia życie :)

Na Facebooku, powstał fanpage SAMOODPORNI, który ma służyć mamom do wymieniania ich doświadczeń w budowaniu odporności swoich dzieci. Mega fajny zamysł i inicjatywa, którą wspieram z przyjemnością (zwłaszcza, mając świadomość tego, jak bardzo mi takie rozmowy były potrzebne). Zobacz Samoodpornych TUTAJ. A ja chciałabym Ci powiedzieć, żeeeee, za dołączenie do tej grupy i odpowiedź na krótkie pytanie, możesz wygrać baaardzo fajne nagrody. Paczaj tylko niżej:

 

 

Do wygrania jest identyczna hulajnoga, na jakiej jeździ Mati (sama na niej jeździłam i daje radę więc polecam bazując na własnym doświadczeniu) :)

A oprócz hulajnogi 20 zestawów obrońców dziecięcej odporności, czyli wspominane przeze mnie wcześniej plasterki (są kapitalne i co ważne full naturalne, bazujące na olejkach eterycznych, nie aromatach) i dobrze znany wśród mam syrop Pneumolan z ekstraktem z bzu czarnego, pelargonii afrykańskiej, dziewanny wielokwiatowej, werbeny pospolitej i goryczki żółtej. Zielarz to ze mnie nie jest, żeby tu się roztrząsać nad działaniem tych składników natomiast wiem, że poprawiają komfort oddychania i wspierają układ odpornościowy. Sama je podbieram Matiemu :)

No. To jeszcze raz podsumujmy co trzeba zrobić, żeby wziąć udział w konkursie:

  1. Polubić SAMOODPORNYCH –> TUTAJ.
  2. Odpowiedzieć na pytanie: „Co Twoje dziecko lubi robić najbardziej na świeżym powietrzu?” –> TUTAJ, albo w komentarzu pod tym wpisem (uruchamiam możliwość komentowania dla tych osób, które wolą swoją odpowiedź zostawić na blogu, nie na FB).
  3. I… TYLE :)

Konkurs potrwa do 24.10.2018 Wyniki jak zwykle ogłoszę pod TYM postem oznaczając szczęśliwą 20 :)

BĘDĘ WDZIĘCZNA (PODWÓJNIE) ZA KAŻDE UDOSTĘPNIENIE TEGO WPISU :* :* :*

POWODZENIAAAAAAA :) :) :)