Często słyszę, że bloga prowadzę profesjonalnie. Że wszystko jak w pudełeczku. Że przemyślane, że z głową… no staram się, nie powiem. Ale nie zawsze mi wychodzi. Szczególnie wtedy, kiedy do drzwi pukają emocje. Nie, one nie pukają. Nie czekają grzecznie aż je łaskawie zaproszę do środka. Emocje to najbardziej przebiegły włamywacz. Jeśli chcą, to się dostaną do Twojego serca niezależnie od zabezpieczeń.
Na ten tydzień miałam zaplanowanych kilka wpisów. Tak się na nie cieszyłam! Kiedy tylko znajdowałam chwilę, szukałam najlepszych słów, którymi utkam nowe teksty. A tu nagle „bachy” jak to mawia mój Pączuś… zderzam się z informacją, która nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Do mojej głowy włamują się te przebiegłe emocje i niczym złodziej poszukujący czegoś wartościowego wyrzucają z „szuflad” w moim mózgu wszystkie skrzętnie poukładane słowa. I staję sama pośrodku tego bałaganu z nadzieją, że zaraz to wszystko poukładam, że jakoś wrócę do normalnego życia… ale ten bałagan nie pozwala mi zapomnieć o włamaniu. O tym, co się wydarzyło. Złodziej ukradł mi to co najcenniejsze – spokój ducha. I dopóki nie zrobię wszystkiego co w mojej mocy, żeby rozwiązać problem, z którym się zderzyłam, myślę tylko o tym. Czy to jest profesjonalizm? eee… chyba NOŁ.
Wiesz o czym mówię prawda? Tym razem spokoju nie daje mi malutki Pawełek. Ale nie będę Ci już o nim pisać. Na pewno już dotarłam do Ciebie z informacją o nim. Mogę Ci tylko powiedzieć, że w momencie, w którym to piszę do zebrania jest jeszcze tylko 50 tysięcy. To już grosze w porównaniu z 380 tysiącami, które w ciągu tych kilku dni wpłynęły na jego konto. Powoli wracam do normalności. Zrobiliśmy co mogliśmy. Teraz możemy już wspierać Pawełka i jego rodziców tylko modlitwą. A ta, tak btw. przenosi góry, ale nie będę się tu rozwodziła na ten temat bo ten wpis ma być prosty, krótki i przyjemny a przecież dla Ciebie to może być kwestia dyskusyjna.
Ten wpis wcale nie jest o tym! :)
No właśnie, ten wpis ma być przyjemny… początek na to nie wskazuje, ale musiałam Ci zobrazować co się ze mną dzieje, kiedy Pani Emocja włamuje się do mojej głowy. Jest jeszcze inna Pani Emocja. Taka, która staje skromnie przed drzwiami i delikatnym pukaniem informuje mnie, że z chęcią by mnie odwiedziła. A kiedy ją zapraszam… zaczyna się prawdziwe szaleństwo! Prawdziwa uczta! I tym razem to właśnie dzięki Tobie mogę świętować. Bo po raz kolejny dotarło do mnie, że otaczam się tysiącami fantastycznych ludzi. Dobrych ludzi! A tyle się mówi, że znieczulica, że wszędzie zawiść… Gónwo prawda! Jeśli chcesz, będą Cię otaczali sami dobrzy ludzie! A oni przyprowadzą do Ciebie kolejne dobre serducha! Czym jest kilka zepsutych jabłek, skoro stoisz w sadzie pełnym tych zdrowych i błyszczących w słońcu? Niech sobie te zgniłe gniją. Ty ciesz się pięknem, które Cię otacza. I ja się niesamowicie cieszę, że ludzie, którzy mnie otaczają mają takie dobre serca.
I see DEAD GOOD people!
Znasz Żudit? Jakiś czas temu napisała fantastyczny wpis o swoim wielkim planie (tutaj). Dziewczyna ma serce wielkości całej naszej galaktyki i adekwatne do tej wielkości plany! Jak się okaże, że są kosmici to się dziewczyna ucieszy bo już ludzi i zwierząt jej za mało do pomagania. A wiesz dzięki komu tą duszyczkę poznałam? Dzięki mojej Adze. Tytan współczucia i empatii! Ostatni okruszek by Ci to dziecko oddało gdybyś poprosiła! Ba! Ona by tego ostatniego okruszka nie dała rady przełknąć nawet gdybyś siedziała obok z kaszanką i klopsikami z Ikei. Odda. Bo by jej w gardle stanęło. Nie wierzę w przypadki. Nie wierzę w to, że to taki traf, że tak dobre osoby przyjaźnią się ze sobą od dziecka.
O mojej przyjaciółce Kasi też Ci ostatnio wspominałam, pamiętasz mój wpis na jej urodziny (tutaj). Kasia pomimo tego, że zajmuje się ćwiartowaniem ludzi (jest diagnostą laboratoryjnym ;)), jest chodzącym Sercem (tym z reklamy Orange). Nawet włosy sobie na czerwono pofarbowała nieświadomie!
Kiedy powiedziałam wczoraj Monice z wikilistka.pl o Pawełku i jego mamie, dziewczyna poruszyła niebo i ziemię żeby pomóc! To niebo i tą ziemię, które są w jej zasięgu. Nie ma znajomości wśród celebrytów, ale wie, kto może mieć, więc wali drzwiami i oknami. Maile nawet do TVN-u pisała! To jest siła! Bo dla niej najważniejsze to POMÓC w potrzebie…
Wielki plan…
Mam wielki plan. Taki „na za klika lat”. Ale wiem, że go zrealizuję. Wiem, że kiedyś do tego dorosnę i podejmę tą decyzję. Może być też tak, jak ze wszystkim w moim życiu czyli… szybciej niż się spodziewam. Założę fundację. Ja wiem, że fundacji jest wiele. Ale ja chcę widzieć jak pomagam. Chcę mieć czarno na białym ile trzeba było rzeczywiście poświęcić na kwestie administracyjne. Chcę pojechać z paczką na święta i wręczyć ją osobiście żeby mieć pewność, że trafia w odpowiednie ręce. Chcę się targować z lekarzami, którzy wykrzykują niebotyczne stawki za operacje. Zrobię to. I wiem, że nie będę w tym sama. Bo otacza mnie coraz więcej dobrych ludzi. Tych, którzy radość życia czerpią z pomagania. Ciebie też otaczają! To dobro jest w naszej naturze, nie zło. A działanie wbrew naturze prędzej czy później unieszczęśliwia. Nie ma co próbować.
Życie nie obdarowuje nas po równo. Jednym się coś udaje, innym nie. Posiadamy różne talenty. Jesteśmy różni. I na różne sposoby możemy pomagać. Nie ma jakiejś jednostki, którą moglibyśmy zmierzyć pomoc. Bo każdy pomaga na swój sposób. Ale dobro pozostaje zawsze dobrem. I właśnie dobrem starajmy się wypełniać każdy kolejny dzień naszego życia.
Piękny plan i piekne marzenie :)
Ja pomagam w fundacji,ale takiej pro zwierzecej,przy schroniskowej. to naprawde kupa pracy,ale warto. bo efekty są i są budujące!
Wspaniały plan! Oby jak najwięcej takich ludzi chcących pomagać. To naprawdę niewiele kosztuje! A żadna praca, żadna pasja, żadne spełnienie marzenia nie daje tyle co poczucie, że odmieniło się czyjeś życie…
<3!
A o swoim mega dobrym serduchu to już nic nie napisała, no :)!!!
Właśnie siedziałam i zbierałam myśli do nowego artykułu. Post miał być o moich marzeniach. Moich jako człowieka, matki i kobiety już w zasadzie dojrzałej. I wiesz co jest na szczycie listy – założyć i współtworzyć fundację. Mieć miejsce na ziemi, którym będę przenosić góry. I jak tu teraz o tym pisać, skoro ty już ujęłaś to w piękne słowa! Trzymam kciuki! A może kiedyś spotkamy się w realnym świecie i stworzymy coś wielkiego wspólnie.
Jak ja uwielbiam takie Kobiety, jak Ty! Trzymam kciuki, chociaż myślę, że i bez tego zrealizujesz wszystko!
Jak będziesz szukać pracownika to jestem chętna :-) Wiele razy myślałam o tym żeby pracować w jakiejś fundacji i robić coś co naprawdę ma sens
Malwina, trzymam kciuki, to będzie piękna inicjatywa. I wierzę, że ja zrealizujesz.
No to życzę Ci realizacji tego planu, dla Ciebie, dla nas …
Malwinka, to Ty masz największe serce i wrażliwość jakie przyszło mi obserwować i obwieszczam Ci tu i teraz, na oczach Twoich Czytelniczek i Czytelników, że jeśli założysz fundację, to wchodzę w to razem z Tobą. I nie będzie wymówek, że dwie prace, meblowanie mieszkania, mało czasu, itepe. Sirjusli, jestem z Tobą! ;)
Wiedziałam :) No wiedziałam, że nie zostawisz mnie z tym samej :)
Wpadlam na Twojego bloga przypadkiem i wlasnie zaczytuje sie i czerpie tyle pozytywnej i dobrej emocji. Dziekuje i pozdrawiam serdecznie BEata
Wspaniały plan! Jesteśmy całym sercem za nim.
Ja też od zawsze miałam plan… trochę inny… ale też pomocowy :P ja będę wolontariuszem, wiem to, jak moje dziecko dorośnie i już (niestety) nie będzie mnie tyle potrzebowała, to zostanę wolontariuszką. Żałuję, że za czasów szkolnych się nie zdecydowałam. Ale zawsze było tyyyle nauki. Teraz kiedy jestem mamą wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych i że wiele można ze sobą pogodzić jak się chce ;)